wtorek, 25 maja 2010

Rozdział 11: Z życia Ślizgonów



      Susan nie pojawiła się w mojej głowie już do końca dnia. Ani podczas porannych lekcji, ani podczas popołudniowych, ani już po nich. Cały czas miałam jednak wrażenie, że jest ze mną. I to mnie trochę przerażało... Poza tym, atmosfera też mi nie sprzyjała. Dochodziła północ, korytarz, którym skradałam się do Pokoju Życzeń świecił pustkami i zalany był ciemnością, a ja szłam właśnie spotkać się z Susan Hope, siedzącą w mojej głowie. Niedorzeczność! A co gorsza już jeden szlaban miałam i nie zamierzałam zarobić drugiego. Gdzie ta cała Hope się podziewa?! Mogłaby mi, chociaż pomóc, jak już koniecznie chce zaśmiecać mój młody umysł.
      Skręciłam za róg, żeby pokonać ostatnią prostą i wtedy usłyszałam czyjeś kroki. Zamarłam. Na palcach podeszłam do ściany i do niej przylgnęłam. Nie wiem, jaki to miało mieć sens, bo mimo ciemności, nie stałam się dzięki temu niewidoczna. Zamknęłam jednak oczy i liczyłam już tylko na łud szczęścia. Nagle poczułam jak w pasie łapie mnie silna ręka, przyciąga do siebie i zatyka dłonią usta.
      -Ciii – wyszeptał męski głos – Chyba nie chcesz kolejnego szlabanu?
      Pokręciłam przecząco głową. Oboje wsłuchaliśmy się czy nikt nie nadchodzi, a gdy do naszych uszu nie dobiegł żaden dźwięk uścisk chłopaka od razu się rozluźnił, a ja odwróciłam się, żeby zobaczyć jego twarz. Przede mną stał Tom Lenkey we własnej osobie. Gdy go zobaczyłam ze świstem wypuściłam powietrze z płuc. Tylko jego mi tu teraz brakowało. Jakby Susan z problemami, jakie się za nią ciągnęły, nie wystarczyła.
      -Spieszę się – powiedziałam nagle, nie do końca myśląc nad tym, co mówię. Po prostu twarz tego Lenkeya przywodziła mi na myśl tylko jedno - kłopoty. Nie wiem, czemu, ale odkąd zdałam sobie sprawę, jak podobny jest do Malfoya i zobaczyłam ich razem, nie wywołało to na mnie dobrego wrażenia. Po tylu latach użerania się ze Ślizgonami nim nie miałam teraz ochoty na drugiego Malfoya. To by mnie chyba przerosło.
      -Naprawdę muszę już iść – dodałam mało przekonująco i ruszyłam w stronę umówionego miejsca z Susan. Nie do końca rozumiałam, po co to robiłam. Chyba ze zwykłej ciekawości. Wszystko, co magiczne było dla mnie niesamowite. Nie wiem czy to wina mojego pochodzenia czy wrodzona ciekawość, ale odkąd dowiedziałam się o istnieniu tego świata, postanowiłam poznać go jak najlepiej. A teraz mogłam zagwarantować sobie to w kolejnej dziedzinie.
      Przeszłam trzy razy obok odpowiedniej ściany. Od razu pojawiły się w niej drzwi. Pewnie przez nie przeszłam i ujrzałam naprawdę przytulne pomieszczenie. Było malutkie, co czyniło go jeszcze przyjemniejszym. W jednej ze ścian był kominek, przy którym stał kremowy fotel. Po drugiej stronie zauważyłam niewielką półkę z książkami, niski stolik, a obok malutką kanapę, dopasowaną do niego wysokością. Na ścianach wisiały obrazy. Jednak, co było dziwne, nie poruszały się, ale nadawało to taki miły, mugolski akcent. Wszystko wspólnie świetnie współgrało.
      Usiadłam w fotelu i zapatrzyłam się w ogień.
      Susan, gdzie jesteś? – zapytałam w myślach. Długo nie musiałam czekać na odpowiedź.
      Cały czas z tobą. Mówiłam, że nasza wieź jest silniejsza niż myślisz.
      Jak mogłaś się od rana nie odezwać?! Mam przez ciebie kłopoty!
–mam nadzieję, że słowa przekazane myślowo też brzmiały jak krzyk. Zależało mi na tym.
      Sprawdzałam jak sobie poradzisz – usłyszałam w jej głosie nutkę wesołości – Nieważne. Już prawie północ. Czas się wziąć do roboty.
      Co masz dokładnie na myśli?
      Rób, co mówię, a wszystko pójdzie dobrze.
     
Kiwnęłam głową i nim zdążyłam przemyśleć czy nasza więź jest na tyle silna, by to odczytała, ona znów się odezwała.
      Usiądź po turecku na podłodze. Najlepiej naprzeciwko kominka. Ogień zawsze sprzyjał więziom ­– wykonałam jej polecenia bez zbędnych pytań – Teraz zamknij oczy i skup się na wszystkich odczuciach ze mną związanych. Przypomnij sobie, co poczułaś, jak pierwszy raz usłyszałaś mnie w swojej głowie, jak się czujesz, gdy teraz z tobą rozmawiam. Cały czas o tym myśl. Ja też o tym pomyślę to ułatwi nam to sprawę.
      Zamilkła, a ja skupiłam się na dokładnym wykonaniu wszystkiego, o co prosiła. Nie musiałam się bardzo starać. Moje wspomnienia były na tyle świeże, że nie musiałam się bardzo wysilać, żeby wszystko sobie przypomnieć.
      Uczucie, kiedy pierwszy raz usłyszałam Susan, wyryło mi się tak dokładnie w pamięci, że na dzień dzisiejszy byłam bardziej jak pewna, że nigdy o tym nie zapomnę. Czułam, jak ktoś wkradł mi się do umysłu. Rozepchał sobie w mojej głowie miejsce i zamieszkał tam na stałe. Stąd ten potworny ból głowy dziś rano...
      Chciałam przypomnieć sobie więcej, ale nie zdążyłam. Nagle w moim ciele pojawił się nie tylko nowy umysł, ale tak jakby... dusza. Poczułam jak jakieś delikatne, chłodne macki oplatają mój mózg, przejmują zmysły, aż w końcu dociekają do serca. Łączyła się ze mną dusza Susan. Nie wiem, dlaczego, ale zdawałam się być tego pewna. To stało się nagle... oczywiste.
      Kierowana tą magiczną siłą, która przyniosła mi nagłe ukojenie i spokój otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po pokoju, ale... to nie byłam ja. To ta siła oglądała pokój. Przejęła moje ciało. Miała nad nim pełną kontrolę… Poczułam, jak moje usta rozciągają się w uśmiechu. Nigdy nie doznałam, czegoś tak dziwnego. Wiedziałam, że się uśmiecham, ale nie panowałam nad tym. To nie ja o nim zadecydowałam.
      I nagle wszystko zniknęło. Macki zaczęły powoli puszczać, a w swojej głowie usłyszałam ciche westchnie Susan.
      Masz takie młode i delikatne ciało. Całkowicie niezniszczone. Czyste i spokojne. Dobrze z niego korzystaj. Nawet nie wiesz, jak łatwo można je zranić.
      Czułaś to wszystko, co ja?
      Tak. Nasze myśli były wspólne. Przecież to, że moja dusza znalazła się w twoim ciele, wydało ci się takie oczywiste...
      To ty mi podesłałaś tę myśl?
      Tak, jesteś mądrzejsza niż myślałam.
     
Uśmiechnęłam się do siebie na ten komplement, ale nie dałam się odciągnąć na długo od dręczącego mnie tematu.
      Zastanawia mnie jedno. Skoro mówisz, że jesteśmy połączone, słyszysz moje myśli, dlaczego ja nie słyszę twoich?
     
W mojej głowie zaległa ta sama cisza, co rano. Widziałam, że to koniec tematu.
      Nie możesz tak po prostu milknąć! Siedzisz w mojej głowie, żądam odpowiedzi! – znów liczyłam, że mój krzyk będzie równie groźny, jak chciałabym, żeby był.
      Hermiono, obiecuję, że wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. A na razie muszę cię o coś prosić.
      Nie chcesz odpowiedzieć mi na żadne pytanie...
      …wypraszam sobie! Na większość odpowiedziałam! –
po raz pierwszy usłyszałam jak brzmi zdenerwowana Susan, dlatego na moment mnie to zdezorientowało. Jednak szybko się otrząsnęłam.
      Na te najważniejsze nie odpowiadasz!
      Jesteś strasznie niecierpliwa! Zupełne przeciwieństwo matki...
     
Po tych słowach obie zamilkłyśmy. Ja ze zdziwienia, ona ze zmieszania. Czułam, że powiedziała za dużo.
      Znasz moją mamę? – zapytałam słabo – Skąd? Jak…?
      Nieważne. Zapomnij. Kiedyś ci wytłumaczę, obiecuję. Ale na razie zapomnij. Wszystko w swoim czasie...
     
Siedziałam przed kominkiem z szeroko otwartymi oczami i ustami. Nic mi się tu nie trzymało całości...
      Susan, nie zostawiaj mnie z tyloma pytaniami… Proszę – wyszeptałam w myślach, ale nie dostałam już żadnej odpowiedzi. Wiem, że ze mną była, ale w ten sposób chciała przekazać mi jedynie informację - koniec dyskusji.
~*~*~
      Dwóch Ślizgonów siedziało w swoim dormitorium. Obaj byli pochłonięci swoimi myślami. Draco Malfoy i Blaise Zabini. Przyjaciele, którzy nie musieli ze sobą rozmawiać, by dobrze czuć się w swoim towarzystwie. Blondyn nigdy otwarcie nie przyznał się, że uważa Blaise’a za przyjaciela, ale gdzieś w głębi jego zmarzniętego serca liczył, że on zdaje sobie z tego sprawę.
      Cisza między tą dwójką trwałaby pewnie jeszcze długo, ale przerwało ją przyjście Toma, ich współlokatora.
      -Nareszcie jesteś! Umieram z nudów! Myślę, że nie tylko ja – powiedział Zabini podrywając się ze swojego łóżka i posyłając Malfoyowi znaczące spojrzenie.
      Lenkey uśmiechnął się na to. Brakowało mu zachowań typowych tylko dla Blaise. Czuł, że w końcu ich przyjaźń wraca do normy i znów mają swoją trzyosobową paczką. Sam Zabini też był z tego zadowolony, chociaż ich ostatnia kłótnia głęboko wyryła mu się w pamięci i nie sądził, że będzie potrafił tak szybko przebaczyć kumplowi.

Wspomnienie Blaise’a
      Wszedłem do pociągu i idąc korytarzem rozglądałem się za wolnym przedziałem. Zaraz za mną szedł milczący Draco i rodzeństwo Lenkeyów. Malfoy zapewne przeżywał w ciszy swoje rozstanie z Roksaną. Bardzo się przez nią zmienił. A może dzięki niej? Sam nie wiem, którą wersję wolałem. Zimnego, irytującego Malfoya, czy potulnego, uczuciowego Draco? Może przesadziłem z tym drugim, ale myślę, że to już tylko kwestia czasu. Ta dziewczyna ma na niego ogromny wpływ… Żeby nie powiedzieć z ł y wpływ.
      -Jest wolny przedział – usłyszałem głos Lucy – Oczywiście ślepota Zabini go nie zauważył – dodała, chcąc mnie zdenerwować. A Tom pretensje miał później do mnie, że się kłócimy. Wielce zakochany braciszek.
      Minąłem wszystkich i bezczelnie wepchnąłem się do przedziału przed panną Lenkey. Draco zrobił to samo. Jeśli chodzi o tę dziewczynę to zawsze brakowało nam w stosunku do niej kultury i jakoś nie zabawialiśmy się w takie bzdury jak przepuszczanie w drzwiach.
      Usiadłem z lewej strony, zaraz przy wejściu. Specjalnie zostawiłem miejsce obok siebie dla Lucy. Wiedziałem jak bardzo nie znosi siedzieć przy oknie. Po drugiej stronie, naprzeciwko mnie usiadł Tom, a Draco obok niego. Blondynka popatrzyła bezradnie na ostatnie wolne miejsce, a później przeniosła spojrzenie na mnie i mrużąc oczy posłała mi to swoje najbardziej nienawistne spojrzenie, na jakie było ją stać. Uśmiechnąłem się do niej uroczo, a ona wywracając zielonymi oczami usiadła po mojej lewej stronie. Kochałem się z nią droczyć. To było uzależniające. Ale najbardziej lubiłem napawać się jej furią. Wtedy dopiero było wesoło!
      Poczułem jak pociąg powoli rusza. W naszym przedziale wciąż panowało milczenie. Już chciałem je przerwać, gdy w wejściu pojawił się jakiś trzecioklasista.
      -Blaise Zabini? – zapytał patrząc na mnie.
      Kiwnąłem głową na potwierdzenie.
      -List od profesora Slughorna – powiedział wyciągając w moją stronę rękę z kawałkiem zwiniętego pergaminu. Kątem oka spojrzał na Lucy. Zatrzymał się w połowie drogi. Spojrzałem na nią wymownie, a ona udając, że niczego nie zauważyła, posłała mu jeden ze swoich firmowych uśmieszków. Ten, którym zawracała w głowie wszystkim facetom. Chłopak spłonął rumieńcem i wręczając mi list w pośpiechu wyszedł na korytarz nawet nie zamykając za sobą drzwi. Wywróciłem oczami.
      -Dałabyś już spokój tym biedakom – powiedziałem patrząc na nią z irytacją. Normalnie, by mi to nie przeszkadzało, ale teraz wiedziałem, że robi to ze względu na mnie. Żeby udowodnić, że może mieć każdego.
      -Nie wiem, o co ci chodzi, Zabini. Zacznij pilnować swojego nosa – warknęła w moim kierunku.
      -Zacznę, jak ty przestaniesz grać w te swoje gierki – odpowiedziałem jej spokojnie. Nie dam się znów wyprowadzić z równowagi.
      -A co, zazdrosny? – zapytała z kpiącym uśmiechem na ustach.
      Wybuchnąłem śmiechem.
      -Prędzej o tego biedaka niż o ciebie – odpowiedziałem wciąż się śmiejąc.
      Zmrużyła oczy.
      -Nie wiem, co oni wszyscy w tobie widzą. Jesteś zwykłą dziw… - nie zdążyłem dokończyć, bo czyjaś pięść wylądowała na moim policzku. Czułem, jak upadam na wąską podłogę pomiędzy siedzeniami. Udało mi się spostrzec, kto mnie zaatakował. Tom okładał mnie pięściami z nienawiścią widoczną w oczach. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go takiego wkurzonego. Jego uderzenia bolały coraz bardziej, ale nie broniłem się. Nie czułem takiej potrzeby. Niech się raz chłopak wyładuje, może w końcu da mi spokój. Naprawdę miałem go już dość. Poczułem jak coś ciepłego pływa mi po twarzy. Krew. Jak zostaną mi przez niego blizny to go chyba zabije.
      Nagle wszystko ustało, a kiedy uchyliłem powieki, żeby zobaczyć, co się dzieje, silne ręce Toma zmusiły mnie do wstania i z impetem wylecieliśmy z przedziału. Znów upadłem na podłogę, a zaraz za mną cielsko Lenkeya. Słyszałem jakieś głosy, ale nie potrafiłem ich rozróżnić. Postawiłem wszystko na ostatnią kartę. Zamknąłem oczy i pozwoliłem ciału opaść bezwładnie na ziemię. Może pomyśli, że nie żyję i się ode mnie odczepi? 




Zabini uśmiechnął się do siebie na tę myśl. Ani Malfoy, ani Lenkey nie przejęli się tym uśmiechem. Znali przyjaciela na tyle dobrze, że wiedzieli, iż nie musi mieć do tego większego powodu. Zawsze chodził radosny. Na pierwszy rzut oka niepoprawny optymista, ale po lepszym poznaniu – realista z zawsze cieszącymi się oczami.
- Słuchajcie, mam plan! – odezwał się Blaise z tryumfem.
- Gadaj – odpowiedział znudzony Draco patrząc w oczekiwaniu na przyjaciele. Trochę obawiał się, co tym razem wymyślił chłopak, a z drugiej strony chciał się zabawić, bo zaczynał się ostro nudzić.
- Załóżmy klub – powiedział Zabini i dumnie wypiął pierś. Dwóch pozostałych chłopaków popatrzyło na niego ze zdziwieniem na twarzy, a później równocześnie wybuchnęli śmiechem.
- Ale to nie będzie zwykłe klub! –dodał szybko szatyn – Poza tym. Tu nie tyle chodzi o klub, a o to, co trzeba zrobić, żeby się w nim znaleźć.
Draco z Tomem popatrzyli po sobie marszcząc brwi.
- Co masz konkretnie na myśli? – zapytał ten drugi spoglądając na Blaise’a.
- Najpierw powiedzcie czy w to wchodzicie – odpowiedział.
- Nie będę na nic zgadzać się w ciemno... – zaczął Lenkey, ale Malfoy mu przerwał.
- Tom, daj spokój. Wymyślił to Zabini, będzie przy tym kupa zabawy, mogę się założyć! – powiedział drugi blondyn i z ironicznym uśmiechem popatrzył na pozostałych – Ja w to wchodzę.
- Niech wam będzie. To, o co w tym konkretnie chodzi?
Zadowolony z siebie Blaise machnął różdżką wyczarowując przy tym trzy niewielkie pudełeczka, na każdym z nich było napisane imię chłopaka, sześć kawałeczków pergaminu podzielonego na równe części i trzy pióra.
- Zaczynamy. Niech każdy z was napisze na kartce imię dziewczyny, którą wybiera dla przyjaciela. Dla utrudnienia niech to będą te spoza Slytherinu. Wrzucamy karteczkę do odpowiedniego pudełka, a później losujemy imię naszej wybranki.
- I co potem? – zapytał zdezorientowany Tom.
Draco zaczął się śmiać.
- Jak to co? Zaliczamy i po sprawie.
- Ale nie ma używania magii. Poza tym, wszystkie chwyty dozwolone – dodał szatyn.
- Czy ja wiem… - znów odezwał się Lenkey.
- Wiedziałem, że się zgodzisz, Tom – przerwał mu Blaise w pół słowa uśmiechając się do niego tym denerwującym uśmieszkiem – No! To do roboty!
Każdy z nich wziął dwie przeznaczone dla siebie kartki i pióro, a później wrzucili do pudełeczek imiona dziewczyn. Popatrzyli po sobie w oczekiwaniu. W końcu ciszę przerwał Tom.
- Dobra, ja pierwszy. Niech będę miał już to z głowy.
- Stój! – znów przerwał mu Zabini – dziewczyna, którą pierwszą wylosujesz odpada.
Dopiero ta, która zostanie, będzie twoja.
Blondyn kiwnął głową i włożył rękę do pudełeczka.
- Czyli odpada… Luna Lovegood. Na głowę Merlina! Który był takim idiotą, żeby w ogóle ją napisać?! – Draco z Blaisem zwijali się ze śmiechu. Malfoyowi coraz bardziej podobał się pomysł tego klubu – Dobra, idziemy dalej. Kogo wy mi tam jeszcze napisaliście... – wyciągnął drugi kawałek pergaminu – Padma Patil. Kto to? – zapytał chłopak, a pozostała dwójka znowu wybuchnęła śmiechem.
- Jedna z bliźniaczek – powiedział Malfoy miedzy kolejnymi salwami śmiechu - To teraz ja – sięgnął do pierwszy los, ale Blaise go powstrzymał.
- Ciebie zostawimy sobie na deser, teraz ja – powiedział i uśmiechnął się złośliwie, to nie mogło wróżyć niczego dobrego – Moją wybranką nie będzie… Lavender Brown. I dzięki ci Merlinie. Z kim jak, z kim, ale z nią nie chciałbym się spotykać – Malfoy wybuchnął śmiechem.
- Lepiej zobacz, kto ci został – odrzekł wciąż dławiąc się ze śmiechu.
- Czyli został mi twój los? – zapytał – No dobra... W takim razie sprawdźmy, kogo tam dla mnie przygotowałeś – rozwinął karteczkę i przeczytał – Ginny Weasley?! Zwariowałeś?!
Teraz już nie tylko Draco zwijał się ze śmiechu, ale wtórował mu także Tom.
- Taki mądry, może sprawdzimy kogo ty masz?
Blondyn bez zastanowienie sięgnął po pierwszy los.
- Odpadła… Cho Chang. Cóż, niebrzydka. Ale podwalał się do niej Potter, więc i tak odpada… - zanim dokończył Zabini wybuchnął śmiechem, ale Draco nie przejmując się nim sięgnął po ostatnie nazwisko – A moją nową dziewczyną będzie… - urwał, a zaraz potem dodał przez zaciśnięte zęby patrząc gniewnie na Blaise’a – Przegiąłeś Zabini!
- Cóż... Taka gra. Sam zgodziłeś się na jej zasady!
- To jest cios poniżej pasa! Ona nigdy...
- Na wykonanie zadania mamy czas do końca roku szkolnego – przerwał mu szatyn, po czym dodał rzucając do każdego z nich naszyjnik z pierwszymi literami ich imienia i nazwiska, które fantazyjnie splecione były wężem – Noście ja zawsze na szyi. Wtedy pozostała dwójka będzie wiedziała, że pomiędzy wami i waszymi dziewczynami dzieje się coś poważnego. W końcu musimy mieć jakieś dowody, nie?
- A może powie mi ktoś łaskawie, kogo wylosował Draco? – przerwał poirytowany Tom.
Blaise zachichotał, a Malfoy przewrócił oczami, zdegustowany swoją kandydatką.
- Hermionę. Hermionę Granger...
 

4 komentarze:

  1. Od słów '' -Odpadła… Cho Chang.'' do samego końca totalnie zwijałam się ze śmiechu... genialne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się kogoś rozbawić :>

      Usuń
  2. Ha-ha dobre! Masz super bloga!
    Dramionka♥

    OdpowiedzUsuń
  3. he he he genialne :D po tymrozdziale mialamna dzis skonczyc ale jeszcze jeden ......

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA