Siedziałam
zamyślona w Wielkiej Sali czekając na koniec ceremonii przydziału. Zawsze
moment, gdy Tiara wykrzykiwała nazwę domu, do którego został przydzielony
uczeń, była dla mnie czymś inspirującym. Wtedy dostrzegałam najwyraźniej to, że
o przyszłości człowieka może zadecydować jedna, krótka chwila. Bo czy teraz nie
ważyły się losy tych pierwszoklasistów? Ich charakter zależał w dużej mierze od
tego, do jakiego domu trafią. Szczególnie, jeśli znajdą się w Slytherinie...
Spojrzałam po dzieciach z przerażeniem czekających na swoją kolej, by zasiąść na stołku i założyć wyświechtany kapelusz, który liczył pewnie więcej lat niż ich rodziny razem wzięte. Jednak dwie osoby wyjątkowo wyróżniały się na tle innych. I nie tylko, dlatego że byli sporo wyżsi, ale dlatego że podchodzili do tego z ogromnym dystansem. Na ich twarzach było widać kpiące uśmiechy, a ręce nonszalancko złożyli na piersi, albo wsadzili do kieszeni spodni. Chłopak i dziewczyna. Oboje o nieprzeciętnej urodzie. Jedno z nich miałam okazję poznać. Lenkey. A ta ślicznotka jest zapewne jego siostrą.
Jakby na potwierdzenie moich słów odezwała się McGonagall.
-Lucy Kate Lenkey! – wykrzyknęła, a dziewczyna, która właśnie zaprzątała moje myśli podeszła z gracją do stołka – Panna Lenkey przybyła do nas wraz ze swoim bratem i będzie się uczyć na piątym roku...
-Slytherin! – krzyknęła Tiara, prawie w pół słowa przerywając profesorce.
Podążałam wzrokiem za tą wysoką blondynką, która właśnie zmierzała w stronę wiwatującego stołu Ślizgonów. Większość chłopaków nie mogła oderwać od niej wzroku i bynajmniej, nie byli to tylko ci z domu Węża.
-Chciałabym mieć takie nogi – szepnęła mi rozmarzona Ginny do ucha, po czym równo wybuchnęłyśmy stłumionym chichotem. Co jak co, ale Ślizgonkom nie wolno zazdrościć, jakby nie wyglądały, bo inteligencją zazwyczaj nie przerastają nawet gumochłona.
-Tom Fred Lenkey! – ponownie zabrzmiał głos nauczycielki Transmutacji.
-Czemu tak uważnie obserwujesz tego chłopaka, co? Zainteresowana? – znów wyszeptała do mnie Gin, ale nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć Tiara ponownie krzyknęła.
-Slytherin!
Na mojej twarzy pojawił się grymas zniechęcenia.
-Teraz możesz mieć pewność, że już się nim nie zainteresuje – odpowiedziałam jej, na co ona wywróciła oczami i nie odezwała się już do końca wieczoru.
Spojrzałam po dzieciach z przerażeniem czekających na swoją kolej, by zasiąść na stołku i założyć wyświechtany kapelusz, który liczył pewnie więcej lat niż ich rodziny razem wzięte. Jednak dwie osoby wyjątkowo wyróżniały się na tle innych. I nie tylko, dlatego że byli sporo wyżsi, ale dlatego że podchodzili do tego z ogromnym dystansem. Na ich twarzach było widać kpiące uśmiechy, a ręce nonszalancko złożyli na piersi, albo wsadzili do kieszeni spodni. Chłopak i dziewczyna. Oboje o nieprzeciętnej urodzie. Jedno z nich miałam okazję poznać. Lenkey. A ta ślicznotka jest zapewne jego siostrą.
Jakby na potwierdzenie moich słów odezwała się McGonagall.
-Lucy Kate Lenkey! – wykrzyknęła, a dziewczyna, która właśnie zaprzątała moje myśli podeszła z gracją do stołka – Panna Lenkey przybyła do nas wraz ze swoim bratem i będzie się uczyć na piątym roku...
-Slytherin! – krzyknęła Tiara, prawie w pół słowa przerywając profesorce.
Podążałam wzrokiem za tą wysoką blondynką, która właśnie zmierzała w stronę wiwatującego stołu Ślizgonów. Większość chłopaków nie mogła oderwać od niej wzroku i bynajmniej, nie byli to tylko ci z domu Węża.
-Chciałabym mieć takie nogi – szepnęła mi rozmarzona Ginny do ucha, po czym równo wybuchnęłyśmy stłumionym chichotem. Co jak co, ale Ślizgonkom nie wolno zazdrościć, jakby nie wyglądały, bo inteligencją zazwyczaj nie przerastają nawet gumochłona.
-Tom Fred Lenkey! – ponownie zabrzmiał głos nauczycielki Transmutacji.
-Czemu tak uważnie obserwujesz tego chłopaka, co? Zainteresowana? – znów wyszeptała do mnie Gin, ale nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć Tiara ponownie krzyknęła.
-Slytherin!
Na mojej twarzy pojawił się grymas zniechęcenia.
-Teraz możesz mieć pewność, że już się nim nie zainteresuje – odpowiedziałam jej, na co ona wywróciła oczami i nie odezwała się już do końca wieczoru.
~*~*~
Po odprowadzeniu
pierwszorocznych pierwsze, co zrobiłam to rzuciłam się na swoje wygodne łóżko w
dormitorium gryfońskich dziewcząt z szóstej klasy i starałam się wyłączyć
myśli. Nic z tego nie wyszło. Jedyne, co mogło mnie teraz uratować to sen, a że
byłam wyczerpana, postanowiłam jak najszybciej zatopić się w ciepłej pościeli i
oddać się w objęcia Morfeusza. Zmotywowana tą myślą zeskoczyłam z łóżka i
podeszłam do kufra. Otworzyłam go zwinnym ruchem i już chciałam wyciągnąć
piżamę, którą specjalnie spakowałam na końcu, gdy moją uwagę przyciągnęło coś
innego. Tuż przy kosmetyczce, na samym wierzchu leżała paczuszka, starannie
zapakowana w ozdobny papier i przewiązana wstążką. Zdziwiona swoim
znaleziskiem, ostrożnie po nie sięgnęłam. Okazało się niezwykle lekkie. Z
ciekawością pociągnęłam za wstążkę, która od razu rozwiązała się, a ja
dostrzegłam malutkie, kartonowe pudełeczko. Ściągnęłam z niego wieczko i moim
oczom ukazała się szklana kula, w której wirował jakiś srebrnoszary pył.
Wyciągnęłam ją i podniosłam na wysokość twarzy, by móc się jej lepiej
przyjrzeć. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Najpierw poczułam, jak
towarzyszące mi zmęczenie odchodzi, a później opuściły mnie wszystkie siły i...
czucie. Nie byłam w stanie się poruszyć. Jak szmaciana lalka upadłam bezwiednie
na podłogę, ale moje palce na przekór reszcie ciała, jeszcze silniej zacisnęły
się na kuli. Zamknęłam oczy i poczułam jak o moją twarz uderza fala jesiennego
wiatru. Jakby ktoś właśnie otworzył okno. A później była tylko ciemność i głos
w mojej głowie: przestań z tym walczyć,
Hermiono. To wszystko dla twojego dobra.
~*~*~
Następnego ranka
obudziłam się dosyć wcześnie ze strasznym bólem głowy. Leżałam w dormitorium, w
swoim łóżku, przebrana w piżamę i bez jakichkolwiek znaków, że to, co mi się
śniło, mogło się kiedykolwiek wydarzyć. Bo się nigdy nie wydarzyło, prawda? To
tylko sen?
Spojrzałam na zegarek. Piąta pięćdziesiąt. Za wcześnie na pobudkę. Rzuciłam się, więc z powrotem na poduszkę i aż jęknęłam z bólu, ponieważ moja głowa natrafiła na coś twardego. Wsadziłam rękę pod posłanie i wymacałam przedmiot, który narobił tyle szkód, a kiedy wyczułam, że ma kształt kuli, jak oparzona wyskoczyłam z łóżka.
-Hermiono, co ty robisz? – wydukała zaspana Lavender przekręcając się na drugi bok.
-Nic, śpij dalej. Przepraszam, że cię obudziłam – wyszeptałam, żeby jej jeszcze bardziej nie rozbudzić. Całe szczęście od razu mnie posłuchała.
Odwróciłam się raz jeszcze, by upewnić się, że Lav znów zasnęła, a później podeszłam powoli do łóżka i podniosłam poduszkę. Tym razem moim oczom ukazała się kulka z białym, wirującym pyłem w środku, który świetnie odzwierciedlał to, co działo się teraz w mojej głowie. Jedna, wielka, biała plama, która znajdowała się w moim umyśle i uniemożliwiała racjonalne myślenie.
Spokojnie, przyzwyczaisz się. Początki są zawsze trudne – usłyszałam słowa tylko, że... pochodziły jakby z wnętrza mojej głowy. Głos rozsądku? Nie... To coś innego. Serce zaczęło mi mocniej bić.
Hermiono, uspokój się. Nic ci nie grozi! – znów to samo. Zaczęłam szybciej oddychać, przerażona zatkałam uszy najmocniej, jak się dało.
Tym razem moją głowę wypełnił cichy chichot.
Nic ci to nie da...
-Idź sobie – szepnęłam na głos. Tajemniczy głos znów się zaśmiał, ale już nic nie powiedział. I byłam mu za to wdzięczna. Musiałam sobie to wszystko na spokojnie przeanalizować, bo... chyba zaczynałam wariować.
Spojrzałam na zegarek. Piąta pięćdziesiąt. Za wcześnie na pobudkę. Rzuciłam się, więc z powrotem na poduszkę i aż jęknęłam z bólu, ponieważ moja głowa natrafiła na coś twardego. Wsadziłam rękę pod posłanie i wymacałam przedmiot, który narobił tyle szkód, a kiedy wyczułam, że ma kształt kuli, jak oparzona wyskoczyłam z łóżka.
-Hermiono, co ty robisz? – wydukała zaspana Lavender przekręcając się na drugi bok.
-Nic, śpij dalej. Przepraszam, że cię obudziłam – wyszeptałam, żeby jej jeszcze bardziej nie rozbudzić. Całe szczęście od razu mnie posłuchała.
Odwróciłam się raz jeszcze, by upewnić się, że Lav znów zasnęła, a później podeszłam powoli do łóżka i podniosłam poduszkę. Tym razem moim oczom ukazała się kulka z białym, wirującym pyłem w środku, który świetnie odzwierciedlał to, co działo się teraz w mojej głowie. Jedna, wielka, biała plama, która znajdowała się w moim umyśle i uniemożliwiała racjonalne myślenie.
Spokojnie, przyzwyczaisz się. Początki są zawsze trudne – usłyszałam słowa tylko, że... pochodziły jakby z wnętrza mojej głowy. Głos rozsądku? Nie... To coś innego. Serce zaczęło mi mocniej bić.
Hermiono, uspokój się. Nic ci nie grozi! – znów to samo. Zaczęłam szybciej oddychać, przerażona zatkałam uszy najmocniej, jak się dało.
Tym razem moją głowę wypełnił cichy chichot.
Nic ci to nie da...
-Idź sobie – szepnęłam na głos. Tajemniczy głos znów się zaśmiał, ale już nic nie powiedział. I byłam mu za to wdzięczna. Musiałam sobie to wszystko na spokojnie przeanalizować, bo... chyba zaczynałam wariować.
~*~*~
Szybkim krokiem
przemierzałam hogwardzkie korytarze. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w
Wielkiej Sali, wśród przyjaciół. Myśli o tym tajemniczym głosie w mojej głowie,
kłębiły się już od paru godzin i nie mogły znaleźć ujścia. Miałam nadzieję, że
w towarzystwie łatwiej o tym zapomnę.
Skręciłam w ostatni korytarz przed Wielką Salą tak, że widziałam, kto do niej wchodził. I wtedy dostrzegłam Lenkeya. Szedł z Malfoyem, swoją siostrą i... Zabinim? Widać szybko się pogodzili, bo cała czwórka śmiała się w najlepsze. Zwolniłam kroku, żeby mnie nie zauważyli. W szczególności chodziło mi o Toma. Nie wiem, czemu, ale wolałam go na razie unikać.
Kiedy już myślałam, że przemknę niezauważona, chłopak niespodziewanie się odwrócił, a jego spojrzenie padło wprost na mnie. Delikatnie się uśmiechnął, a ja... spanikowałam i obróciwszy się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni ruszyłam wolnym krokiem w stronę, z której przyszłam. Ukryłam się za rogiem i wzięłam kilka głębokich wdechów. Uczniowie, którzy akurat przechodzili patrzyli na mnie jak na wariatkę. Zarumieniłam się lekko. Gratuluje Hermiono Granger, nie ma to jak skompromitować się już pierwszego dnia szkoły. Zachowuj się tak dalej, a nie najlepiej skończy się dla ciebie ten rok.
Masz rację, kompromitujesz się – aż podskoczyłam, gdy znów usłyszałam ten przeklęty głos w mojej głowie.
Ten cały Tom jest niczego sobie. Chociaż ten chłopak idący obok, bardzo do niego podobny, jest przystojniejszy.
-Malfoy – szepnęłam pod nosem, a grupka osób przechodzących obok spojrzała na mnie z ciekawością.
Ach... Czyli tak wygląda Draco… Poza tym, przestań mówić do mnie na głos, bo ludzie pomyślą, że zwariowałaś. Spróbuj powiedzieć coś w myślach.
Wywróciłam oczami. Nie mogłam uwierzyć, że moja własna głowa, każe mi ze sobą rozmawiać. To jakiś nonsens!
Nie jestem twoją głową! Jestem c z ł o w i e k i e m z krwi i kości!
Kim w taki razie jesteś, co? – zapytałam, tym razem w myślach.
Susan Hope, miło poznać.
Nie mogłam uwierzyć w to, co robiłam. Z jednej strony nie chciałam tego do siebie dopuścić, ale z drugiej... Żyję w świecie magii! Ostatnio poznałam gadającego kota, czemu więc nie miałabym rozmawiać teraz z jakąś Susan, która siedzi mi w głowie?
Skąd się tu wzięłaś? W... mojej głowie?
To skomplikowane. Magia dla zaawansowanych. Może kiedyś ci wytłumaczę.
Może inaczej. Po co tu jesteś? – nie dawałam za wygraną.
To jeszcze bardziej skomplikowane. Ale mogę obiecać, że to na pewno ci kiedyś wytłumaczę.
Poddałam się. Nie miałam ochoty walczyć teraz z tą całą Susan. Nawet nie miałam pewności, że istnieje. Może to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni?
Udowodnię ci, że istnieję, ale musisz mi na to pozwolić.
Zastanowiłam się chwilę nad jej słowami. Tak naprawdę to nie wiedziałam czy chcę wiedzieć, że naprawdę oszalałam. Może lepiej okłamywać się, że to wszystko to fikcja?
Jak chcesz. Twoja decyzja.
Zmarszczyłam czoło.
Czytasz mi w myślach? – zapytałam zaskoczona.
Usłyszałam głębokie westchnienie.
To więcej niż ‘czytanie w myślach’. To połączenie myślowe, które daje nam stałą i ciężko rozerwalną więź. Teraz tego nie rozumiesz, ale jeśli pozwolisz mi udowodnić, że istnieję, poczujesz to połączenie równie ślinie, jak ja.
Okej. Co mam zrobić? – zapytałam, bo nie mogłam powstrzymać ciekawości. Magia, o której mówiła Susan, coraz bardziej mnie fascynowała.
Pójdź o północy w miejsce, gdzie nikt nie będzie mógł nam przeszkodzić. Myślę, że najlepszy będzie Pokój Życzeń.
Czemu tak późno? – jęknęłam. Nie podobało mi się chodzenie o tej porze po szkole. To zwiastowało szlaban, a nie byłby mi on na rękę już na samym początku roku.
W nocy więź jest najsilniejsza, a o północy na szczególną moc. To będzie nasze pierwsze, prawdziwe połączenie, więc i tak będzie słabe. Dobre warunki są nam na rękę.
Powoli przestawałam rozumieć sens jej słów, ale to sprawiało, że coraz bardziej mnie fascynowały.
Będę – nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam, więc zaraz dodałam - Ale jeszcze nie do końca ci ufam.
Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.
Zastanowiły mnie jej słowa. To zabrzmiało, jakby zamierzała zostać ze mną na dłużej. Nie wiem, czemu, ale chyba zaczynałam jej powoli wierzyć, nie ufać, wierzyć. Zabini wyraźnie zaznaczył, że to różnica. I miał rację.
Na razie wystarczy mi twoja wiara, Hermiono.
Dlaczego ja, co? Dlaczego to w mojej głowie siedzisz, a nie kogoś innego?
Przez moment myślałam, że odeszła, bo w mojej głowie zapadła taka wręcz niezręczna cisza. Próbowałam skupić na niej wszystkie myśli i wyłapać jakiś najdrobniejszy sygnał, ale niczego nie usłyszałam. Jednak odniosłam wrażenie jakbym wyczuła tam czyjąś obecność. Aż się wzdrygnęłam. Bądź co bądź, poczuć kogoś w swojej głowie, to... dziwne uczucie.
W końcu moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Realny świat wzywał na lekcje, a ja nawet nie zdążyłam zjeść śniadania. Rozejrzałam się wokół siebie. Stałam niedaleko miejsca, w którym schowałam się przez Tomem i wyglądałam przez okno. Tak pochłonęła mnie rozmowa z Susan, że nie zauważyłam, kiedy do niego podeszłam. Korytarz już dawno opustoszał i nagle zdałam sobie sprawę, z czegoś okropnego. Nie było mnie na śniadaniu, nie mam planu, nie wiem, gdzie iść na lekcje. Krew odpłynęła mi z twarzy. To najgorszy i najdziwniejszy pierwszy dzień szkoły, jaki w życiu miałam!
Pobiegłam do sali, w której lekcje zawsze miała McGonagall. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech i cichutko zapukałam.
-Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam – powiedziałam rozglądając się po klasie. Trafiłam akurat na piątoklasistów. Mój wzrok najpierw padł na Lucy Lenkey, siostrę Toma, a później na Ginny, której spojrzenie wyraźnie mówiło co się z tobą dzieję, Hermiono? Bynajmniej mi to nie pomogło – Można panią prosić na moment? – zwróciłam się do profesorki, unikając jednak dłuższego kontaktu wzrokowego. Nie miałam ochoty zobaczyć w jej oczach tego samego pytania, co u Gin.
Wyszłam z powrotem na korytarz, a zaraz za mną pojawiła się tam też opiekunka domu Lwa.
-Hermiono, co się z tobą stało? Jest dobre dziesięć minut po dzwonku, nie było cię na śniadaniu i nie odebrałaś swojego planu. Nie wydaje mi się, żeby to był przykład, jaki powinien dawać prefekt.
-Przepraszam, zaspałam – skłamałam, bo to pierwsze, co przyszło mi do głowy – Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
-Mam taką nadzieję. W normalnym wypadku uczeń dostałby ode mnie szlaban, ale że mam do czynienia z jedną z najlepszych uczennic w szkole i wierzę, że się poprawisz, to tym razem ci daruje. Poza tym… - dodała wyczarowując mi plan – i tak pierwszą masz Obronę Przed Czarną Magią z profesorem Snapem, więc ci się nie upiecze – wręczyła mi plan i żegnając mnie surowym spojrzeniem, wróciła na lekcję.
Mówiłam, że to najgorszy dzień w moim życiu? Myliłam się. Dopiero teraz jest najgorszy, bo Snape mi nie odpuści, o nie.
Skręciłam w ostatni korytarz przed Wielką Salą tak, że widziałam, kto do niej wchodził. I wtedy dostrzegłam Lenkeya. Szedł z Malfoyem, swoją siostrą i... Zabinim? Widać szybko się pogodzili, bo cała czwórka śmiała się w najlepsze. Zwolniłam kroku, żeby mnie nie zauważyli. W szczególności chodziło mi o Toma. Nie wiem, czemu, ale wolałam go na razie unikać.
Kiedy już myślałam, że przemknę niezauważona, chłopak niespodziewanie się odwrócił, a jego spojrzenie padło wprost na mnie. Delikatnie się uśmiechnął, a ja... spanikowałam i obróciwszy się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni ruszyłam wolnym krokiem w stronę, z której przyszłam. Ukryłam się za rogiem i wzięłam kilka głębokich wdechów. Uczniowie, którzy akurat przechodzili patrzyli na mnie jak na wariatkę. Zarumieniłam się lekko. Gratuluje Hermiono Granger, nie ma to jak skompromitować się już pierwszego dnia szkoły. Zachowuj się tak dalej, a nie najlepiej skończy się dla ciebie ten rok.
Masz rację, kompromitujesz się – aż podskoczyłam, gdy znów usłyszałam ten przeklęty głos w mojej głowie.
Ten cały Tom jest niczego sobie. Chociaż ten chłopak idący obok, bardzo do niego podobny, jest przystojniejszy.
-Malfoy – szepnęłam pod nosem, a grupka osób przechodzących obok spojrzała na mnie z ciekawością.
Ach... Czyli tak wygląda Draco… Poza tym, przestań mówić do mnie na głos, bo ludzie pomyślą, że zwariowałaś. Spróbuj powiedzieć coś w myślach.
Wywróciłam oczami. Nie mogłam uwierzyć, że moja własna głowa, każe mi ze sobą rozmawiać. To jakiś nonsens!
Nie jestem twoją głową! Jestem c z ł o w i e k i e m z krwi i kości!
Kim w taki razie jesteś, co? – zapytałam, tym razem w myślach.
Susan Hope, miło poznać.
Nie mogłam uwierzyć w to, co robiłam. Z jednej strony nie chciałam tego do siebie dopuścić, ale z drugiej... Żyję w świecie magii! Ostatnio poznałam gadającego kota, czemu więc nie miałabym rozmawiać teraz z jakąś Susan, która siedzi mi w głowie?
Skąd się tu wzięłaś? W... mojej głowie?
To skomplikowane. Magia dla zaawansowanych. Może kiedyś ci wytłumaczę.
Może inaczej. Po co tu jesteś? – nie dawałam za wygraną.
To jeszcze bardziej skomplikowane. Ale mogę obiecać, że to na pewno ci kiedyś wytłumaczę.
Poddałam się. Nie miałam ochoty walczyć teraz z tą całą Susan. Nawet nie miałam pewności, że istnieje. Może to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni?
Udowodnię ci, że istnieję, ale musisz mi na to pozwolić.
Zastanowiłam się chwilę nad jej słowami. Tak naprawdę to nie wiedziałam czy chcę wiedzieć, że naprawdę oszalałam. Może lepiej okłamywać się, że to wszystko to fikcja?
Jak chcesz. Twoja decyzja.
Zmarszczyłam czoło.
Czytasz mi w myślach? – zapytałam zaskoczona.
Usłyszałam głębokie westchnienie.
To więcej niż ‘czytanie w myślach’. To połączenie myślowe, które daje nam stałą i ciężko rozerwalną więź. Teraz tego nie rozumiesz, ale jeśli pozwolisz mi udowodnić, że istnieję, poczujesz to połączenie równie ślinie, jak ja.
Okej. Co mam zrobić? – zapytałam, bo nie mogłam powstrzymać ciekawości. Magia, o której mówiła Susan, coraz bardziej mnie fascynowała.
Pójdź o północy w miejsce, gdzie nikt nie będzie mógł nam przeszkodzić. Myślę, że najlepszy będzie Pokój Życzeń.
Czemu tak późno? – jęknęłam. Nie podobało mi się chodzenie o tej porze po szkole. To zwiastowało szlaban, a nie byłby mi on na rękę już na samym początku roku.
W nocy więź jest najsilniejsza, a o północy na szczególną moc. To będzie nasze pierwsze, prawdziwe połączenie, więc i tak będzie słabe. Dobre warunki są nam na rękę.
Powoli przestawałam rozumieć sens jej słów, ale to sprawiało, że coraz bardziej mnie fascynowały.
Będę – nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam, więc zaraz dodałam - Ale jeszcze nie do końca ci ufam.
Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.
Zastanowiły mnie jej słowa. To zabrzmiało, jakby zamierzała zostać ze mną na dłużej. Nie wiem, czemu, ale chyba zaczynałam jej powoli wierzyć, nie ufać, wierzyć. Zabini wyraźnie zaznaczył, że to różnica. I miał rację.
Na razie wystarczy mi twoja wiara, Hermiono.
Dlaczego ja, co? Dlaczego to w mojej głowie siedzisz, a nie kogoś innego?
Przez moment myślałam, że odeszła, bo w mojej głowie zapadła taka wręcz niezręczna cisza. Próbowałam skupić na niej wszystkie myśli i wyłapać jakiś najdrobniejszy sygnał, ale niczego nie usłyszałam. Jednak odniosłam wrażenie jakbym wyczuła tam czyjąś obecność. Aż się wzdrygnęłam. Bądź co bądź, poczuć kogoś w swojej głowie, to... dziwne uczucie.
W końcu moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Realny świat wzywał na lekcje, a ja nawet nie zdążyłam zjeść śniadania. Rozejrzałam się wokół siebie. Stałam niedaleko miejsca, w którym schowałam się przez Tomem i wyglądałam przez okno. Tak pochłonęła mnie rozmowa z Susan, że nie zauważyłam, kiedy do niego podeszłam. Korytarz już dawno opustoszał i nagle zdałam sobie sprawę, z czegoś okropnego. Nie było mnie na śniadaniu, nie mam planu, nie wiem, gdzie iść na lekcje. Krew odpłynęła mi z twarzy. To najgorszy i najdziwniejszy pierwszy dzień szkoły, jaki w życiu miałam!
Pobiegłam do sali, w której lekcje zawsze miała McGonagall. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech i cichutko zapukałam.
-Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam – powiedziałam rozglądając się po klasie. Trafiłam akurat na piątoklasistów. Mój wzrok najpierw padł na Lucy Lenkey, siostrę Toma, a później na Ginny, której spojrzenie wyraźnie mówiło co się z tobą dzieję, Hermiono? Bynajmniej mi to nie pomogło – Można panią prosić na moment? – zwróciłam się do profesorki, unikając jednak dłuższego kontaktu wzrokowego. Nie miałam ochoty zobaczyć w jej oczach tego samego pytania, co u Gin.
Wyszłam z powrotem na korytarz, a zaraz za mną pojawiła się tam też opiekunka domu Lwa.
-Hermiono, co się z tobą stało? Jest dobre dziesięć minut po dzwonku, nie było cię na śniadaniu i nie odebrałaś swojego planu. Nie wydaje mi się, żeby to był przykład, jaki powinien dawać prefekt.
-Przepraszam, zaspałam – skłamałam, bo to pierwsze, co przyszło mi do głowy – Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
-Mam taką nadzieję. W normalnym wypadku uczeń dostałby ode mnie szlaban, ale że mam do czynienia z jedną z najlepszych uczennic w szkole i wierzę, że się poprawisz, to tym razem ci daruje. Poza tym… - dodała wyczarowując mi plan – i tak pierwszą masz Obronę Przed Czarną Magią z profesorem Snapem, więc ci się nie upiecze – wręczyła mi plan i żegnając mnie surowym spojrzeniem, wróciła na lekcję.
Mówiłam, że to najgorszy dzień w moim życiu? Myliłam się. Dopiero teraz jest najgorszy, bo Snape mi nie odpuści, o nie.
~*~*~
Wpadłam zsapana
do lochów. Stanęłam pod drzwiami sali, w której odbywały się moje lekcje i
przymknęłam oczy. Ten dzień nie może się dobrze skończyć... I gdzie się
podziała Susan?! Jak tylko znów się pojawił to nieźle jej się oberwie! Nie
mogła zostawić sobie ten pogawędki na później? Przez nią mam same problemy.
Odważnie zapukałam. A przynajmniej miałam nadzieję, że tak to zabrzmiało.
-Witamy, panno Granger – powitał mnie Severus Snape, po czym spojrzał na zegarek i dodał – Nie spodziewaliśmy się pani tak wcześnie.
Po sali przeszedł śmiech. Oczywiście ze strony Ślizgonów.
-Szlaban. Jutro o 20 w moim gabinecie. I radzę tym razem się nie spóźnić – dodał i wrócił do prowadzenia lekcji.
Usiadłam posłusznie w ławce tuż obok Harrego i Rona. Ten pierwszy posłał mi pytające spojrzenie.
-Zaspałam – wyszeptałam, a kiedy spojrzał na mnie sceptycznie, dodałam – Nieważne.
Przeniosłam wzrok na przechadzającego się po sali profesora i próbowałam skupić się na wykładanym przez niego temacie, ale moje myśli wciąż krążyły wokół Sus i tego, jak zamierza mi udowodnić, że istnieje...
Odważnie zapukałam. A przynajmniej miałam nadzieję, że tak to zabrzmiało.
-Witamy, panno Granger – powitał mnie Severus Snape, po czym spojrzał na zegarek i dodał – Nie spodziewaliśmy się pani tak wcześnie.
Po sali przeszedł śmiech. Oczywiście ze strony Ślizgonów.
-Szlaban. Jutro o 20 w moim gabinecie. I radzę tym razem się nie spóźnić – dodał i wrócił do prowadzenia lekcji.
Usiadłam posłusznie w ławce tuż obok Harrego i Rona. Ten pierwszy posłał mi pytające spojrzenie.
-Zaspałam – wyszeptałam, a kiedy spojrzał na mnie sceptycznie, dodałam – Nieważne.
Przeniosłam wzrok na przechadzającego się po sali profesora i próbowałam skupić się na wykładanym przez niego temacie, ale moje myśli wciąż krążyły wokół Sus i tego, jak zamierza mi udowodnić, że istnieje...
no coz nawet jak w swiecei czarodziejow słyszy sie glosy to nie dobrze
OdpowiedzUsuń