Dla Avery – bo kocha Malfoya tak samo
jak ja. I uwielbiam jej komentarze ;*
„Są tacy, którzy uciekają od
cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu
służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od
miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie”*
Perspektywa Draco.
Jak na mnie obudziłem się wyjątkowo wcześnie. Toma jak
zawsze już nie było, a Blaise znajdował się zapewne w łazience, z której
dobiegał dźwięk odkręconej wody. Bez zastanowienia ubrałem się i postanowiłem
przewietrzyć. Piękna pogoda zachęcał do spacerów. W końcu zbliżała się jesień i
każdy pragnął wyłapać ostatnie promienie słońca.
Postanowiłem przejść się po błoniach. Miałem nadzieję, że o
tej porze nikogo tam nie spotkam, ale na nadziei się skończyło. Tuż przy
jeziorze dostrzegłem jakieś gołąbeczki. Trzymali się za ręce i patrzyli sobie
głęboko w oczy. Czy tak właśnie wygląda miłość? To uczucie, którego nigdy
pozwolono mi zasmakować. Nawet między własnymi rodzicami nie wyczuwałem tego
rodzaju głębokiej zażyłości i przywiązania. Gdy byłem jeszcze dzieckiem,
tęsknie patrzyłem na szczęśliwe rodziny, gdzie mama i tata trzymali swojego
szkraba za rączki, wesoło się z nim śmiejąc. Brakowało mi tego - radość i
miłość to właśnie to, czego nigdy nie dano mi skosztować. Ojciec był wiecznie
zapracowany, a matka nie zwracała na mnie uwagi. A mnie, ich syna, z dnia na
dzień coraz bardziej to bolało. W końcu nastał czas, gdy nie wytrzymałem. Czas,
moich dziesiątych urodzin.
Wspomnienie Draco.
Blondwłosego chłopca
obudziły promienie słoneczne, wpadającego przez ogromne okno do jego pokoju.
Przetarł piąstkami zaspane oczka i spojrzał na kalendarz. Nagle, uświadomiwszy
sobie coś, zerwał się z łóżka i do niego podbiegł. Zerknął na datę. Była
zaznaczona czerwonym flamastrem.
- Piąty czerwca –
wyszeptał do siebie – Dzisiaj moje urodziny!
Ubrał się w pośpiechu
w rzeczy przygotowane przez skrzata domowego i zbiegł na dół. W salonie zastał
swoją matkę.
- Dzień dobry –
powiedział do niej szeroko się uśmiechając. Matka skinęła na to tylko głową.
Nie spuszczał jej z
oczu powtarzając uparcie w myślach tę samą formułę, co zawsze – „Proszę
cię, pamiętaj o moich urodzinach, chociaż raz!”. Rok w rok to samo. Żadne z rodziców nie składało mu życzeń, gdyby nie
ciocia Andromeda, pewnie nawet nie wiedziałby, kiedy się urodził.
- Śniadanie czeka na
stole. Ja wychodzę.
- Nie zjesz ze mną? –
zapytał z nadzieją Draco, patrząc za wychodzącą matką.
- Nie mam czasu. Muszę
załatwić coś ważnego. Będę na obiad – powiedziała i zanim chłopiec zdążył
cokolwiek powiedzieć, wyszła z domu głośno zamykając za sobą drzwi.
Kilka godzin później.
Dopiero o czternastej
dziesięć mały Malfoy usłyszał upragniony dźwięk otwierających się drzwi. „Rodzice
wrócili do domu... Może nawet coś mi kupili?”. Zbiegł szybko na dół, żeby się z nimi przywitać.
- Dzień dobry, tato –
krzyknął będąc jeszcze na schodach.
- Witaj, Draco –
odpowiedział mu ojciec lodowatym tonem, przez co entuzjazm malca zaczynał
powoli gasnąć – Zgredek?! Obiad gotowy?! – wrzasnął w stronę kuchni.
- Gotowy, gotowy,
panie! – dostał odpowiedź od skrzata, który prawie natychmiast pojawił się przy
nim kłaniając się tak nisko, że czubek jego długiego nosa szorował po podłodze
– Zapraszam do jadalni! – dodał i nie podnosząc głowy wskazał kierunek, jakby
witał gości, a nie lokatorów domu.
Draco ze spuszczoną
głową udał się za rodzicami na obiad. Powoli tracił nadzieję, że jego dziesiąte
urodziny mogą okazać się lepsze niż któreś z poprzednich.
Posiłek zjedli w
zupełnym milczeniu. Nikt nie zapytał chłopca jak mu minął dzień, czy nie nudził
się sam w domu i czy robił coś ciekawego. Każde z nich zatopiło się w
rozmyślaniach i otwierało usta tylko po kolejny kęs jedzenia. Tak było zawsze.
A chłopiec zaczynał się zastanawiać czy jego rodzice w ogóle ze sobą
rozmawiają, bo jeśli tak, to nigdy przy nim.
W momencie, gdy
Narcyza odłożyła sztućce i zaczęła podnosić się od stołu Draco zebrał się na
odwagę i odezwał.
- Znów nie
pamiętaliście – rzucił z wyczuwalnym żalem – Nigdy nie pamiętacie.
Przez twarz jego matki
przebiegł wyraźny cień smutku, ale nim zdążyła coś powiedzieć, przemówił
Lucjusz swoim zimnym i nieznoszącym sprzeciwu głosem.
- Uwierz, chciałbym
zapomnieć ten dzień, ale nie potrafię. Ty mi o nim za każdym razem przypominasz
– odpowiedział również podnosząc się od stołu – Chcesz prezentów? Jeszcze ci
mało?! Masz wszystko, czego dusza zapragnie!
-Nie
chcę prezentów! Chcę, żebyście pamiętali
o moich urodzinach i świętowali ze mną ten dzień! – krzyknął zeskakując z
krzesła i stając przez ojcem. Musiał mocno zadrzeć główkę, żeby móc spojrzeć mu
w oczy. Te jego zimne oczy.
- Wiesz, czemu się
świętuje tego razem z tobą? Bo przeklinam dzień, kiedy przyszedłeś na świat –
odpowiedział tak jadowitym tonem, że w szaroniebieskich oczach chłopca stanęły
łzy. Jedna z nich spłynęła po policzku. Potem druga i trzecia. Aż w końcu Draco
przestał próbować je powstrzymać.
I zanim cokolwiek
powiedział jego ojciec uderzył go w twarz. Siła, jaką w to włożył, była tak
wielka, że chłopiec upadł i zatoczył się po podłodze. Skulił się instynktownie,
żeby uchronić się przed kolejnym ciosem. Kątem oka dostrzegł, że matka chciała
do niego podejść, ale Lucjusz powstrzymał ją ruchem ręki, a sam kucnął tuż przy
Draco i wyszeptał.
- Nigdy nie okazuj
słabości, Draconie, bo jeśli jeszcze raz coś takiego się zdarzy, popamiętasz
mnie do końca życia.
Nie musiał tego mówić. I tak zapamiętam tę chwilę do końca
swoich dni.
Moja dłoń automatycznie powędrowała do policzka, który kilka
lat temu pulsował bólem po uderzeniu. Choć nigdy nie wybaczyłem tego zdarzenia
ojcu, ten wciąż był moim autorytetem. Mimo, że gnije teraz w Azkabanie, ja
wciąż go podziwiam. I chociaż wiem, że to będzie największym błędem w moim
życiu, nadal chcę być taki jak on...
- Nie wiedziałem – usłyszałem szept za plecami.
Odwróciłem się, żeby stanąć twarzą w twarz z przybyszem.
- Blaise... Nie słyszałem, kiedy przyszedłeś...
Przyjaciel popatrzył na mnie ze zrozumieniem... Już
wiedziałem, że czytał mi w myślach. Na mojej twarzy pojawił się grymas
niezadowolenia.
- Wyszedłem zaraz za tobą – wytłumaczył.
Odwróciłem wzrok. Jeszcze nigdy nie czułem się przy nim tak
głupio.
Nagle poczułem ciepłą dłoń na swoim lewym ramieniu.
- Stary, czemu nigdy mi nie powiedziałeś? – zapytał.
Zaśmiałem się cicho pod nosem.
Zaśmiałem się cicho pod nosem.
- Bo nie ma, o czym mówić – odpowiedziałem oschle i odszedłem
z powrotem w stronę szkoły.
Bo nawet, jeśli tego nie chciałem, wciąż nosiłem maskę.
Broniłem się przed wszelkimi dobrymi uczuciami, jak tylko mogłem... By kolejny
raz nie dostać w twarz od ojca, by już nigdy go nie zawieść...
*
W umówione miejsce przyszłam piętnaście minut przed czasem.
Nie chciałam spóźnić się na swój pierwszy patrol nawet, jeśli miał być on z
Malfoyem.
Przestań o nim cały
czas tak negatywnie myśleć, to męczące.
Skoro moje myśli cię
męczą powinnaś bez problemu zrozumieć, że go nienawidzę. Przecież część myśli
mamy już wspólną, czemu więc nie potrafisz mnie zrozumieć?
Usłyszałam jak cicho wzdycha.
Po prostu nie lubię
jak ktoś skreśla ludzi na wstępie.
O nie, wypraszam
sobie! Nie skreśliłam go od razu. Miał wiele lat na wyrobienie sobie opinii.
Nie starał się tylko był dupkiem. Więc dla mnie już nim pozostanie. Czego byś
nie powiedziała.
Mimo wszystko mogłabyś
mu dać jeszcze jedną szansę. Wydaje się naprawdę uroczy.
Miał już wystarczająco
dużo szans.
Czyżby? – Nie
dawała za wygraną. Powoli wyprowadzało mnie to z równowagi.
Susan, nie zmienię
spojrzenia na niego tylko, dlatego że ty uważasz, iż jest uroczy.
Usłyszałam cichy chichot.
Musiałam spróbować.
- Granger, halo! – usłyszałam tuż przy uchu – No, Granger,
nareszcie, witamy z powrotem – Spojrzałam zdezorientowana na Malfoya. Jak długo
tu stał? – Już myślałem, że zasnęłaś. Ile można stać i wpatrywać się jeden
punkt? Powiedz coś, bo nawet nie wiem czy mnie słyszysz. Chyba, że to dla
ciebie za wiele.
- Zamknij się, Malfoy.
- I to rozumiem! W końcu jakiś odzew! – odpowiedział z
ironicznym uśmieszkiem na ustach, a ja nawet na niego nie czekając ruszyłam przed
siebie korytarzem.
I nawet nie spróbujesz
być milsza?
Nie.
Może, chociaż...
Nie!
Znam jego rodziców,
musiał mieć naprawdę trudne dzieciństwo.
To niczego nie zmienia.
Jesteś pewna?
- Znów jesteś nieobecna – ocknęłam się dopiero jak jakieś
paskudne łapsko zaczęło machać mi przed oczami – Granger, mówię ci odstaw to,
co teraz bierzesz, bo nie jest z tobą dobrze.
- A ja ci mówię, żebyś w końcu zamknął kłapaczkę! –
warknęłam w jego stronę.
Ciebie też się to tyczy, Susan! Wszyscy się zamknijcie!
Ciebie też się to tyczy, Susan! Wszyscy się zamknijcie!
*
Blaise Zabini siedział samotnie w dormitorium. Tom znów,
gdzieś zniknął, a Draco miał dyżur. Chłopak uśmiechnął się na tę myśl. Jak znał
przyjaciela, zacznie lada dzień działać. Bo, kto, jak kto, ale Draco Malfoy
sobie tak łatwo nie odpuszcza. A już na pewno nie panienek i dobrej zabawy.
Blaise po raz kolejny pogratulował sobie dobrego pomysłu. Wszystko szło po jego
myśli.
Nagle bez najmniejszego ostrzeżenia, ktoś wpadł jak burza do
pomieszczenia. Zabini podniósł głowę, żeby przekonać się, kto to, chociaż miał
pewne podejrzenia. Tylko Lucy nie potrafiła pukać.
- Gdzie jest mój brat? – zapytała bez zbędnych wstępów.
- Skoro sam ci nie powiedział, gdzie idzie to widocznie
sobie nie życzy, żebyś go szukała – odpowiedział leniwie podnosząc się ze
swojego łóżka.
- Zapytam jeszcze raz, gdzie jest mój brat?
- Nie jestem jego niańką.
- Zabini, zadałam proste pytanie czy twój maleńki móżdżek nie
potrafi go zrozumieć?!
- Zaczynasz krzyczeć. To nie dobrze – Dalej brnął w tę bezsensowną
zabawę chłopak. Uwielbiał się z nią droczyć, uwielbiał wyprowadzać ją z
równowagi, uwielbiał oglądać jej złość. To było ostatnio jego ulubione zajęcie
i po części był jej wdzięczny, że przyszła. Umierał tu z nudów.
- Ho, ho, ho! Nie ładnie tak próbować czytać mi w myślach!
Zapomniałaś, że też opanowałem tę sztukę i potrafię się bronić? – zapytał uśmiechając
się szeroko.
- Widzę świetnie się bawisz.
- A ja widzę, że jesteś ostatnio bardzo spostrzegawcza – Na
te słowa dziewczyna niebezpiecznie zmrużyła oczy. Ich kolor przywodził na myśl
kota, który szykuje się do skoku na swoją zdobycz. A Lucy pragnęła rozszarpać
teraz chłopaka za samo to, że żyje.
- Nie denerwuj się tak, zrobią ci się zmarszczki –
powiedział chcąc ją sprowokować. Tym razem się nie dała. Rozłożyła się na łóżku
Toma i przetarła twarz dłońmi.
- Zamierzasz tu zostać? – zapytał chłopak unosząc brwi ze
zdziwienia.
- Tak.
- Tak, po prostu chcesz tu zostać?! – po raz kolejny zapytał
Blaise. Lubił się z nią droczyć, ale nie lubił przybywać z nią zbyt długo w
jednym pomieszczeniu sam na sam. Stawała się wtedy nie do zniesienia.
- Tak, po prostu chcę tu zostać – odpowiedziała już szeptem
dziewczyna – Więc zamknij się, błagam.
Zabini popatrzył na nią zdziwiony, ale nic nie powiedział.
Nie wiedział jak się zachować, dlatego wziął wielką księgę leżącą na półce Toma
i zaczął ją wertować. Co i raz spoglądał na dziewczynę czekając na jakiś jej
ruch. Jednak ona milczała. Musiał przyznać się przed samym sobą, że milczenie w
jej towarzystwie było wyjątkowo przyjemne.
- Zabini, nie wiedziałam, że umiesz czytać – odezwała się,
spoglądając na towarzysza z wrednym uśmieszkiem – Jestem pełna podziwu i chylę
czoło przed twoimi umiejętnościami.
W tym momencie przestało być przyjemnie, a do dormitorium
powróciła stara Lucy Lenkey. Blaise postanowił, że już nigdy nie da nabrać się
na pozory normalności siostry Toma. Dla nich nie ma ratunku. Będą nienawidzić
się już do końca życia.
- Sama na niego zaczekaj, a ja POCZYTAM w Pokoju Wspólnym –
odpowiedział chłopak i wyszedł. Miał dość jej towarzystwa, serdecznie dość.
*Jan Twardowski
________________
Tym
razem krótko i nudno, ale w następnym rozdziale obiecuję, że ruszy.
Początek jest wzorowany na starym opowiadaniu, ale większość napisana została dopiero teraz.
Początek jest wzorowany na starym opowiadaniu, ale większość napisana została dopiero teraz.
Ja też kocham Malfoya!!! ♥.♥
OdpowiedzUsuńDramionka♥
krótko zwięźle i na temat
OdpowiedzUsuńTeż mam urodziny 5 czerwca <3 PRZEZNACZENIE <3
OdpowiedzUsuń