niedziela, 4 lipca 2010

Rozdział 13: "Przeznaczenie, Granger, przeznaczenie..."

Wolnym krokiem zmierzałam na Zaklęcia. Kątem oka obserwowałam Harrego i Rona idących tuż obok. Rozmawiali z przejęciem na temat Quidditcha, ale mimo ich zaangażowania w rozmowę można było dostrzec, że coś jest nie tak. Uśmiech, który widziałam na twarzy Rona nie sięgał jego oczu, a błysk w oku Harrego mówił mi, że woli się trzymać na dystans. Zastanawiało mnie ich zachowanie. Rudzielec już dawno zwrócił moją uwagę, ale sceptycyzm Pottera nie zainteresował mnie dotąd tak bardzo. Ukradkiem przyglądałam im się chcąc dowiedzieć się czegoś z ich zachowań, ale obaj byli nie do odgadnięcia. Szczególnie Harry. Widziałam, że ufa swojemu przyjacielowi bez reszty, ale jego gesty dały mi do myślenia. Zachowywał się, jakby Ron stał się mu obcy. Może i on dostrzegł jego zmianę?
Weszliśmy do sali Zaklęć, w której siedziała już większość uczniów. To była moja ulubiona sala lekcyjna. Ławki były tu ustawione w kształt litery „U”, a u ich szczytu stało biurko nauczycielskie. Rzadko coś na nim leżało, bo zazwyczaj służyło po prostu, jako podwyższenie, na którym stawał profesor Flitwick na swoich lekcjach. Uwielbiałam za równo tego niskiego staruszka jak i przedmiot, który wykładał. Zaklęcia były jedynymi z moich ulubionych zajęć w Hogwarcie.
Zajęliśmy miejsca. Po mojej lewej stronie usiadła Krukonka, której imienia nie znałam, a po prawej Harry. Zaraz za nim przycupnął Ron. Teraz na jego twarzy nie było nawet cienia uśmiechu. Zaczynałam się o niego poważnie martwić. Chyba najwyższy czas z nim porozmawiać. Zamierzałam to zrobić jak najszybciej, ale na razie wolałam skupić się na lekcji.
Profesor zaczął opowiadać o pierwszym zaklęciu, jakie mieliśmy poznać w tym roku, a ja z przyzwyczajenia przebiegłam wzrokiem po klasie. Nagle moje spojrzenie spoczęło na blondwłosym chłopaku siedzącym centralnie naprzeciwko mnie. Tom Lenkey. Nie dość, że trafiłam z nim na zajęcia z Eliksirów, Transmutacje, Numerologię, Obronę Przed Czarną Magią i Zielarstwo to teraz jeszcze Zaklęcia! Ten chłopak mnie prześladuje.
Po prostu macie te same zainteresowania – Lekko drgnęłam słysząc nagle głos Susan.
Nic jej na to nie odpowiedziałam tylko znów przeniosłam spojrzenie na Toma. Uważnie mi się przyglądał, a gdy spostrzegł, że też na niego patrzę, delikatnie się uśmiechnął. Odwdzięczyłam się tym samym i poczułam jak krew powoli napływa mi do policzków.
Hermiono, ty się rumienisz! No, no, no… - mimo że starałam się nie zwracać na nią uwagi ona nie dawała za wygraną. Speszona jego uważnym spojrzeniem i komentarzami Susan przeniosłam wzrok na nauczyciela chcąc skupić się na lekcji. Niewiele to dało. Czułam jak chłopak świdruje mnie spojrzeniem, a to nie ułatwiało mi koncentracji. Jakby tego było mało, zauważył to Harry.
- On znowu ci się przygląda – wyszeptał. Tym razem nie musiał wskazywać, o kogo mu chodzi. Sama się domyśliłam.
- Ale jak słusznie zauważyłeś to on przygląda się mi, ale nie ja jemu, więc czemu masz pretensje do mnie? – odszepnęłam poirytowana całą sytuacją. Tom, Susan, teraz jeszcze Harry!
- Nie mam pretensji, po prostu powinnaś na niego uważać, to Ślizgon.
- Poradzę sobie – odpowiedziałam i posłałam mu wymowne spojrzenie. Wiedział, że nie będę dłużej o tym z nim rozmawiać, więc jedynie westchnął i przeniósł wzrok na nauczyciela.
Ja natomiast czułam jak Tom zawzięcie mi się przygląda, ale nie miałam odwagi odwrócić się, by potwierdzić swoje przypuszczenia.
Usłyszałam cichy chichot Susan.
Zabawnie na niego reagujesz – Chwilę zastanowiłam się nad jej słowami. Miałam rację. Aura tajemniczości, jaka otaczała tego chłopaka, działała na mnie przyciągająco.
Sama nie wiem, dlaczego – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
To się nazywa ‘fascynacja’ – dodała rzeczowym tonem, a ja wręcz poczułam jak się uśmiecha.
Wiesz, dlaczego zaczynasz wyczuwać moje uczucia? – znów się odezwała – Bo więź jest coraz silniejsza. Zaczynasz mi ufać na tyle, żeby otworzyć się ze swoimi uczuciami.
Mówisz, że jest na tyle silna, żebym ja otworzyła się ze swoimi uczuciami, ale dlaczego w takim razie ja też czuję TWOJE uczucia?
Bo ja też czasem się otwieram – znów poczułam jak się uśmiecha, ale nie widziałam potrzeby pytać o nic więcej. Jedynie ponownie spróbowałam skupić się na lekcji.

*
Już o dziewiętnastej trzydzieści wolnym krokiem zmierzałam w stronę lochów. To tam czekał na mnie Snape, z jakimś paskudnym szlabanem. Miałam jeszcze pół godziny do dwudziestej, ale nie chciałam się spóźnić. Wolałam nie dawać mu pretekstów do kolejnego szlabanu. To i tak źle zapisywało się w moich aktach. Nie znoszę Snape’a!
Przystanęłam przy jednym z dużych, hogwardzkich okien i wyjrzałam na zewnątrz. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Świeciło jaskrawą, pomarańczową poświatą. To znaczy, że jutro będzie ładna pogoda. Tata zawsze tak mówił... A raczej George. Minęło już trochę czasu, od kiedy mama powiedziała mi prawdę o ojcu, ale mimo wszystko ciężko było mi to przyjąć. Wybaczyłam jej te kłamstwa, nadal kocham George’a jak ojca, ale nie mogę pogodzić się z myślą, że nie poznam Raya. Nigdy go nie zobaczę, nie porozmawiam, nie powie mi, co było w pracy i nie zapyta jak mi minął dzień. Nie wiem, gdzie mieszkał, czy miał dom, rodzinę, czy kochał mamę, jak się poznali, a jak rozstali, czy wiedział o moim istnieniu, czy mama przed nim wszystko ukryła?... Miałam tyle pytań i żadnych odpowiedzi.
Chciałabyś go poznać? – usłyszałam cichy głos Sus.
Bardzo… - wyszeptałam i poczułam jak kąciki oczu mi wilgotnieją, jednak żadna łza nie spływa po policzku.   
Myślę, że twoja matka ucieszy się, jak się dowie, że chcesz się o nim czegoś dowiedzieć.
Będę musiała do niej napisać – odpowiedziałam ocierając oczy wierzchem dłoni.
Znam łatwiejszy sposób.
O czym ty mówisz? – zapytałam zaskoczona, ale nie udzielono mi odpowiedzi. Cała Susan. Podsyca moją ciekawość, żeby nagle zniknąć!
- Cześć – Aż podskoczyłam słysząc za sobą męski głos. Odwróciłam się w stronę przybysza i stanęłam twarzą w twarz z Tomem Lenkeyem – Nie miałem okazji się jeszcze przedstawić. Tom Lenkey – powiedział z uśmiechem wyciągając do mnie rękę. Musze przyznać, że miał bardzo ładny uśmiech.
Susan zachichotała.
Zamknij się ­– warknęłam w myślach.
- Hermiona Granger – odpowiedziałam przyjaźnie i uścisnęłam jego dłoń.
- Przerwałem podziwianie zachodu Słońca? – zapytał, a lewa brew podjechała mu do góry. Dokładnie zapamiętałam ten gest.
- Właściwie to zaraz zaczyna mi się szlaban… - rzekłam lekko się rumieniąc. Szlaban? Phi! To poniżej godności Hermiony Granger!
- Ten u Snape’a?
- Ten sam. Pójdę już, nie chcę się spóźnić – dodałam i odwróciwszy się na pięcie wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Czułam jego wzrok na swoich placach. Zupełnie jak na Zaklęciach, czułam jak świdruje mnie wzrokiem. Miałam ochotę odwrócić się i na niego za to nawrzeszczeć. Jego zachowania mnie krępowały.
Zachowujesz się jak sześciolatka.
O, wypraszam sobie! To on się tak zachowuje. O co mu w ogóle chodzi?
Wpadłaś mu w oko i tyle. Daj się chłopakowi nacieszyć, chociaż samym widokiem.
Wywróciłam oczami, ale w głębi serca byłam z siebie zadowolona. Dlaczego? Sama do końca nie wiem.

*
Następnego dnia na śniadaniu, dyrektor ogłosił spotkanie wszystkich prefektów. Miał dla nas jakieś ważne zadanie i prosił o przybycie na godzinę osiemnastą do nieużywanej sali numer jedenaście. Cały dzień nurtowało mnie, o co chce nas prosić Dumbledore, dlatego w umówione miejsce przybyłam pierwsza. Przechadzałam się pod salą w tą i z powrotem. W końcu po kilku dłużących się minutach zaczęli przybywać pierwsi prefekci. O równej osiemnastej zjawiła się także profesor McGonagall i zaprosiła nas do środka. Wszyscy zasiedli parami z domów. Ja musiałam usiąść sama. Z niewiadomych mi przyczyn Ron się nie zjawił.
- Niestety profesor Dumbledore nie mógł się dziś z wami spotkać osobiście, dlatego poprosił mnie, żebym wyręczyła go w tym – powiedziała nauczycielka transmutacji – Jak już słyszeliście dyrektor przygotował dla was bardzo ważne i odpowiedzialne zadanie. W związku z rosnącymi siłami Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać szkoła postanowiła zwiększyć środki bezpieczeństwa. Chcemy, żebyście wy, jako prefekci i jedni z najlepszych uczniów, pomogli nam w tym. Możemy na was liczyć?
Wszyscy kiwnęli głowami.
- A na czym polegałby nasze obowiązki? – zapytałam patrząc z zainteresowaniem na profesorkę.
- Codziennie przez trzy godziny, parami, patrolowalibyście korytarze. Chodzi nam o bezpieczeństwo uczniów. Chcemy, żeby wszyscy do godziny dwudziestej pierwszej byli w swoich Domach. Nie od dziś wiadomo, że my, nauczyciele, nie dajemy rady tego upilnować. Dlatego doszliśmy do wniosku, że wy, jako rówieśnicy, lepiej się w tym orientujecie i łatwiej będzie wam utrzymać porządek. Każdego złapanego ucznia macie obowiązek ukarać, a jego nazwisko podać opiekunowi jego Domu. Oni również będą wyciągać dalsze konsekwencje z nieposłuszeństwa swoich wychowanków.
Zamilkła czekając zapewne na dalsze pytania. Postanowiłam znów się odezwać.
- W jakich parach będziemy patrolować korytarze?
- Dobrze, że o to zapytałaś, panno Granger. Wraz z innymi opiekunami domów postanowiliśmy pozwolić losowi dobrać was w pary. On będzie w tym przypadku najbardziej sprawiedliwy. Dlatego każda z obecnych tu dziewcząt wylosuje sobie partnera. Proszę bardzo, po kolei. Może pani pierwsza, panno Granger? – zapytała patrząc na mnie znacząco.
Podeszłam do biurka, na którym stało papierowe pudełeczko i wyciągnęłam w jego kierunku rękę, żeby wziąć los z nazwiskiem, ale McGonagall mnie powstrzymała.
- Nie tak szybko. Pudełeczko jest zaczarowane, żeby nikt nie mógł go oszukać. Proszę wyjąć różdżkę – zmarszczyłam brwi ze zdziwienia, ale posłusznie wykonałam polecenie – Teraz proszę nią trzy razy lekko w nie zapukać – Zrobiłam to, o co prosiła.
W momencie, gdy po raz trzeci odrywałam drewniany patyk od kartonika, jedna z karteczek z nazwiskiem uniosła się w powietrze i zawisła kilka sentymentów od mojej twarzy. Złapałam ją delikatnie między palce i sprawdziłam, co jest na niej napisane. Moje oczy momentalnie się rozszerzyły, a usta wykrzywił grymas.
- Draco Malfoy – wycedziłam i odwróciwszy się do zebranych posłałam swojemu partnerowi nienawistne spojrzenie. On jedynie się na to ironicznie uśmiechnął.
Schowałam los do kieszeni i odeszłam w stronę swojej ławki. W momencie, kiedy za nią usiadłam napotkałam wzrok nauczycielki.
- Mam nadzieję, że nieporozumienia, jakie od dawna dzielą wasze domy, nie wpłyną negatywnie na obowiązki, które musicie od jutra wykonywać? – zapytała i spojrzała na mnie karcąco. Phi! Jakby to była tylko moja wina.
- Nie, pani profesor – odpowiedziałam, chociaż szczere wątpiłam we własne słowa.
McGonagall kiwnęła głową na znak, że mi ufa i przystąpiła do dalszego wyznaczania par. Hanna Abbott z Hufflepuffu wylosowała Rona, a jej kolegę z Domu, Erniego Macmillana - Padma Patil. Parkinson dostała Anthonego Goldsteina, Krukona. Obstawiam, że on był tak samo niezadowolony ze swojej pary jak ja. Uśmiechnęłam się do niego porozumiewawczo.
- Teraz każda z par wylosuje dwa dni w tygodniu, przez które będzie musiała patrolować korytarze. Jednej się poszczęści i będzie miała tylko jeden dzień – Kiedy usłyszałam te słowa modliłam się w duchu, żebyśmy to byli my, niestety na modlitwach się zakończyło. Ja wylosowałam środę, a Malfoy piątek. Cudownie. Ronowi i Hannie się upiekło, mięli tylko jeden dzień patrolu.
- W takim razie nie zatrzymuję was dłużej. Patrole zaczynacie od jutra od panny Granger i panna Malfoya. Spotykacie się o dwudziestej pierwszej pod moim gabinetem. Bądźcie punktualni! Dobranoc – pożegnała się z nami i wszyscy zaczęli się rozchodzić. Wyszłam z sali, jako ostatnia. Niespodziewanie zaraz za drzwiami dołączył do mnie Malfoy. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, dlatego gdy tylko ujrzałam go kątem oka, przyspieszyłam kroku. Nie dawał za wygraną. Zrównał się krokiem ze mną i przyglądając mi się uważnie z tym jego ironicznym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy, odezwał się.
- Widzę Granger, że szczęście dopisuje. W końcu wylosowałaś nie byle kogo.
Prychnęłam pod nosem. Nie miałam ochoty wdawać się z nim w kłótnie. Nie dam się sprowokować, nie tym razem.
- Oczami wyobraźni widzę, jak w głębi cieszysz się na te dodatkowe sześć godzin w tygodniu, który musisz ze mną spędzić – ironiczny nastrój go po prostu nie opuszczał. Że też to się nigdy nie nudzi.
- Uśmiechnij się! Zobaczysz, będziesz się dobrze bawić. A jak będziesz grzeczna to pozwolę ci nawet pochwalić się przyjaciółkom, że byłaś na randce z najbardziej rozchwytywanym chłopakiem w Hogwarcie – raptownie się zatrzymałam i odwróciłam w jego stronę. On zrobił to samo patrząc na mnie uważnie.
- To nie jest randka, idioto! Spędzę z tobą te kilka godzin, bo muszę i uwierz, ta myśl mnie nie uskrzydla! Wręcz przeciwnie, nie wiem, jak los mnie mógł tak ukarać! – wyrzuciłam z siebie przez zaciśnięte zęby, nieświadomie przez cały czas dźgając go palcem wskazującym w pierś.
Ślizgon spojrzał na mnie, potem na moją rękę z wyciągniętym palcem, który nadal przykładałam do jego ciała, a potem znów na mnie, aż w końcu jego lewa brew podjechała do góry - zupełnie jak wczoraj u Toma.
- Przeznaczenie, Granger, przeznaczenie… – wyszeptał, odwrócił się na pięcie i zszedł schodami prowadzącymi do lochów. I, mimo że on już jakiś czas temu zniknął mi z pola widzenia, ja wciąż stałam w tym samym miejscu i zastanawiałam się nad jego słowami.

*
Z perspektywy Draco.

Zszedłem do lochów z uśmiechem na ustach. Los nie mógł mi bardziej sprzyjać. Jakby wiedział, że każdy dodatkowy czas, który mogę z nią spędzić przybliża mnie do zaliczenia zadania. Ten cały pomysł Blaise’a z klubem nie jest taki zły, chociaż mogłem trafić na kogoś lepszego niż Granger. Cóż… Nie można mieć wszystkiego, a trochę dobrej zabawy każdemu się przyda.
Nabrałem głęboko powietrza i rozkoszowałem się zapachem lochów. Tylko prawdziwy wychowanek Domu Węża potrafił się nim rozkoszować. Umiał wyczuć w podziemiach coś więcej niż zapach stęchlizny i ziemi. Bo tu czuć było władze i szacunek, które może zapewnić tylko Slytherin. W tej szkole tylko ten dom jest w stanie wznieść człowieka na szczyt. Tylko on uczy przyszłych przywódców.
Zaśmiałem się pod nosem. Tak szybko zaczynałem myśleć jak ojciec. Przecież wiedziałem, że jego poglądy prędzej czy później dogonią i mnie. To w końcu rodzinne. Byłem jak każdy Malfoy. Powoli stawałem się utartym stereotypem tej rodziny. A ja wiem, że stać mnie na więcej niż tylko bycie każdym. Jeszcze udowodnię im wszystkim, że mogę wznieść się na wyżyny bez niczyjej pomocy czy nazwiska. Udowodnię, że sam potrafię zapracować na swój sukces.
I tym razem zwyciężę, tato. Tym razem to ja wygram bitwę.

_________________

Zadowoleni? Bo ja tak. Podoba mi się końcówka. Lubię pisać z perspektywy Malfoya. No i nie wiem czy zauważyliście, ale na froncie Hermiona-Draco zaczyna się robić gorąco. Powoli aczkolwiek skutecznie. Cierpliwości. Obiecuję, że z rozdziału na rozdział będzie o nich tylko więcej i więcej. Na razie więcej o Tomie niż o Draco, ale dla mnie ten drugi i tak wszystkich innych przyćmiewa xD
Wyjeżdżam, nie ma mnie do następnej niedzieli. Ale wieczorem już będę. Mama uparła się, żeby zobaczyć finał mistrzostw. Nie podejrzewałam, że jest aż taką fanką xD
Całuję! ;*

2 komentarze:

Theme by MIA