Perspektywa Draco.
Siedziałem na kanapie w pokoju Wspólnym
Ślizgonów. Wpatrywałem się w kominek. Żarzący się ogień wesoło tańczył,
spalając wszystko na popiół. Nie podzielałem jego radosnego nastroju. Byłem
zmęczony. Pomieszczenie już dawno opustoszało, a ja nadal czekałem na Toma.
Miałem do niego osobistą prośbę, a to nie było mi na rękę. Nienawidziłem prosić
ludzi o przysługi; być im później coś winny. Nie chciałem zniżać się do tego
poziomu, bo to pokazuje, że jestem słaby, że przestałem być samowystarczalny.
Skrzywiłem się. Nie znosiłem, gdy to wychodziło na jaw, ale teraz nie miałem
wyboru. Niestety.
Usłyszałem jak ktoś wchodzi do środka. Przeniosłem wzrok na przybysza.
- Tom – powiedziałem i lekko kiwnąłem głową.
- Draco – odpowiedział wykonując ten sam gest. Spojrzał na mnie przelotnie i chciał odejść w stronę dormitorium – Zaczekaj! - Zerwałem się z miejsca i podszedłem do niego. Nie po to czekałem tyle czasu, żeby teraz mi po prostu nawiał.
Odwrócił się i na mnie spojrzał. Tym swoim groźnym, nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem. I mimo że kolor oczu odziedziczył po matce, strasznie przypominał swojego ojca.
- Mam do ciebie sprawę – starałem się, żeby mój głos brzmiał pewnie.
Zapadła krótka chwila ciszy.
- Sam powiesz, o co chodzi czy mam sprawdzić? – zapytał przerywając milczenie. Widocznie chciał mi wejść do umysłu. Skrzywiłem się na tę myśl.
- Nie musisz – odpowiedziałem szybko – Właśnie z tym do ciebie przychodzę...
Uśmiechnął się pod nosem.
- Chcesz, żebym nauczył cię oklumencji?
Kiwnąłem głową, na co on prychnął pod nosem. Dawno się tak nie zachowywał. Z naszej trójki zazwyczaj to on był najmniej opryskliwy. Widać nie tylko jego siostra ma obecnie nienajlepsze dni.
- Jeszcze rok temu, gdy ojciec chciał cię tego nauczyć twierdziłeś, że to ci do niczego niepotrzebne – rzucił od niechcenia w moją stronę i odwrócił się chcąc odejść.
- I to tyle?! – warknąłem do niego.
- Idź do Blaise’a – machnął na mnie ręką i odszedł.
Nie chciałem dać za wygraną. Wyprzedziłem Toma i stanąłem mu na drodze, żeby nie mógł mnie wyminąć.
- Zaczekaj.
- Na co?
- Możesz, chociaż mi powiedzieć, czemu nie chcesz nawet spróbować? – zapytałem przez zaciśnięte zęby. Nie zamierzałem go o nic błagać, chciałem jedynie znać powód jego nagłej niechęci względem mojej osoby.
- Po prostu nie chcę oglądać twoich wspomnień, wystarczą mi moje – wyszeptał w moją stronę z nienawiścią w głosie. Byłem tak zdezorientowany, że Lenkey minął mnie bez problemu, a ja nawet nie próbowałem go zatrzymać.
Nagle mnie olśniło.
- To o nią chodzi, tak? – zawołałem za nim. Raptownie się zatrzymał. Stał teraz w połowie schodów, tyłem do mnie i zapewne zastanawiał się, co mi powiedzieć.
Cisza, jaka między nami zapanowała była coraz bardziej napięta. Nie wiedziałem, co więcej mogę dodać, a on widocznie nie wiedział, co należy odpowiedzieć. Podszedłem do niego. Stanąłem schodek niżej i powiedziałem szeptem.
- Widziałem jak na nią patrzysz. Ale Granger to zwykła… - zanim dokończyłem, Tom momentalnie się odwrócił i przyłożył mi koniec różdżki do gardła. Wszystko wykonał tak szybko i nagle, że nawet nie miałem szansy zareagować.
- Po prostu. Zapomnij – wyszeptał przez zaciśnięte zęby. Powoli schował drewniany patyk do kieszeni i wszedł na górę. Zanim zamknął drzwi do dormitorium usłyszałem jeszcze jego ostatnie słowa.
- Jutro o szóstej rano na błoniach. Nie spóźnij się.
Usłyszałem jak ktoś wchodzi do środka. Przeniosłem wzrok na przybysza.
- Tom – powiedziałem i lekko kiwnąłem głową.
- Draco – odpowiedział wykonując ten sam gest. Spojrzał na mnie przelotnie i chciał odejść w stronę dormitorium – Zaczekaj! - Zerwałem się z miejsca i podszedłem do niego. Nie po to czekałem tyle czasu, żeby teraz mi po prostu nawiał.
Odwrócił się i na mnie spojrzał. Tym swoim groźnym, nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem. I mimo że kolor oczu odziedziczył po matce, strasznie przypominał swojego ojca.
- Mam do ciebie sprawę – starałem się, żeby mój głos brzmiał pewnie.
Zapadła krótka chwila ciszy.
- Sam powiesz, o co chodzi czy mam sprawdzić? – zapytał przerywając milczenie. Widocznie chciał mi wejść do umysłu. Skrzywiłem się na tę myśl.
- Nie musisz – odpowiedziałem szybko – Właśnie z tym do ciebie przychodzę...
Uśmiechnął się pod nosem.
- Chcesz, żebym nauczył cię oklumencji?
Kiwnąłem głową, na co on prychnął pod nosem. Dawno się tak nie zachowywał. Z naszej trójki zazwyczaj to on był najmniej opryskliwy. Widać nie tylko jego siostra ma obecnie nienajlepsze dni.
- Jeszcze rok temu, gdy ojciec chciał cię tego nauczyć twierdziłeś, że to ci do niczego niepotrzebne – rzucił od niechcenia w moją stronę i odwrócił się chcąc odejść.
- I to tyle?! – warknąłem do niego.
- Idź do Blaise’a – machnął na mnie ręką i odszedł.
Nie chciałem dać za wygraną. Wyprzedziłem Toma i stanąłem mu na drodze, żeby nie mógł mnie wyminąć.
- Zaczekaj.
- Na co?
- Możesz, chociaż mi powiedzieć, czemu nie chcesz nawet spróbować? – zapytałem przez zaciśnięte zęby. Nie zamierzałem go o nic błagać, chciałem jedynie znać powód jego nagłej niechęci względem mojej osoby.
- Po prostu nie chcę oglądać twoich wspomnień, wystarczą mi moje – wyszeptał w moją stronę z nienawiścią w głosie. Byłem tak zdezorientowany, że Lenkey minął mnie bez problemu, a ja nawet nie próbowałem go zatrzymać.
Nagle mnie olśniło.
- To o nią chodzi, tak? – zawołałem za nim. Raptownie się zatrzymał. Stał teraz w połowie schodów, tyłem do mnie i zapewne zastanawiał się, co mi powiedzieć.
Cisza, jaka między nami zapanowała była coraz bardziej napięta. Nie wiedziałem, co więcej mogę dodać, a on widocznie nie wiedział, co należy odpowiedzieć. Podszedłem do niego. Stanąłem schodek niżej i powiedziałem szeptem.
- Widziałem jak na nią patrzysz. Ale Granger to zwykła… - zanim dokończyłem, Tom momentalnie się odwrócił i przyłożył mi koniec różdżki do gardła. Wszystko wykonał tak szybko i nagle, że nawet nie miałem szansy zareagować.
- Po prostu. Zapomnij – wyszeptał przez zaciśnięte zęby. Powoli schował drewniany patyk do kieszeni i wszedł na górę. Zanim zamknął drzwi do dormitorium usłyszałem jeszcze jego ostatnie słowa.
- Jutro o szóstej rano na błoniach. Nie spóźnij się.
~*~*~
Perspektywa Draco.
Wracałem wściekły z błoni. Nie dość, że
musiałem wstać skoro świt to jeszcze Tom świetnie się bawił grzebiąc mi w głowie.
W przeciągu prawie trzech ostatnich godzin dowiedział się o mnie więcej, niż
byłbym w stanie przewidzieć. Nie udało mi się ani razu zablokować umysłu i
bynajmniej mi się to nie podobało. Chciałem już po pierwszej lekcji zauważyć
jakieś postępy, jednak nic z tego. A z taką zawziętością Lenkeya, za szybko się
tego nie nauczę.
Spieszyłem się teraz do Wielkiej Sali, gdzie mieliśmy napisać ten głupi test. Nie zamierzałem się do tego specjalnie przykładać, ale wzmianka o nagrodzie mnie bardzo zachęciła. No i na pewno zakwalifikuje się Granger. Jeśli ja też bym się dostał, spędziłbym z nią jeszcze więcej czasu. Może uda mi się dzięki temu jeszcze szybciej wykonać zadanie. Uśmiechnąłem się do siebie. To by był cios dla Blaise’a. I miałbym powód, żeby ponabijać się z niego przez następne kilka miesięcy.
Wpadłem do Wielkiej Sali w ostatniej chwili. Cztery długie stoły zniknęły, a w zamian pojawiły się pojedyncze ławki ustawione w rzędach. Rozejrzałem się za jakąś wolną. Skrzywiłem się, widząc, że jedyne trzy puste są na samym początku. Podreptałem tam i z miną skazańca usiadłem w jednej z nich.
- Witam wszystkich zebranych! Mam nadzieję, że stawili się wszyscy uczniowie piątych, szóstych i siódmych klas – przemówił Dumbledore – Za chwilę pojawi się przez wami pergamin z testowymi pytaniami. Wszystkie instrukcje dotyczące testu znajdziecie na pierwszej stronie – uśmiechnął się – Pozostaje mi tylko życzyć wam powodzenia! – zawołał i klasnął w dłonie. Przed każdym pojawiło się kilka kartek. Westchnąłem przeciągle. Trzeba się wziąć w garść.
Spieszyłem się teraz do Wielkiej Sali, gdzie mieliśmy napisać ten głupi test. Nie zamierzałem się do tego specjalnie przykładać, ale wzmianka o nagrodzie mnie bardzo zachęciła. No i na pewno zakwalifikuje się Granger. Jeśli ja też bym się dostał, spędziłbym z nią jeszcze więcej czasu. Może uda mi się dzięki temu jeszcze szybciej wykonać zadanie. Uśmiechnąłem się do siebie. To by był cios dla Blaise’a. I miałbym powód, żeby ponabijać się z niego przez następne kilka miesięcy.
Wpadłem do Wielkiej Sali w ostatniej chwili. Cztery długie stoły zniknęły, a w zamian pojawiły się pojedyncze ławki ustawione w rzędach. Rozejrzałem się za jakąś wolną. Skrzywiłem się, widząc, że jedyne trzy puste są na samym początku. Podreptałem tam i z miną skazańca usiadłem w jednej z nich.
- Witam wszystkich zebranych! Mam nadzieję, że stawili się wszyscy uczniowie piątych, szóstych i siódmych klas – przemówił Dumbledore – Za chwilę pojawi się przez wami pergamin z testowymi pytaniami. Wszystkie instrukcje dotyczące testu znajdziecie na pierwszej stronie – uśmiechnął się – Pozostaje mi tylko życzyć wam powodzenia! – zawołał i klasnął w dłonie. Przed każdym pojawiło się kilka kartek. Westchnąłem przeciągle. Trzeba się wziąć w garść.
~*~*~
Szłam
szybkim krokiem w stronę gabinetu McGonagall, gdzie miał się zacząć mój kolejny
patrol z Malfoyem. W świetle ostatnich wydarzeń trochę dziwnie się czułam, idąc
teraz na spotkanie z nim. Tyle się ostatnio wydarzyło… Jak powinnam zareagować?
Co powiedzieć? Może nic nie wspominać? Udawać, że nic nie zaszło? Czy oczekiwać
od niego jakiejś inicjatywy?
Tyle pytań krążyło mi po głowie, ale na żadne z nich nie potrafiłam odpowiedzieć. Brzuch bolał mnie ze strachu, a serce podeszło do gardła. Zaczynałam żałować, że raz w życiu nie posłuchałam głosu rozsądku, a w zamian za to rzuciłam się Malfoyowi na szyje.
Pokonałam ostatni zakręt. Spojrzałam nieśmiało przed siebie. Przy gabinecie już stał Malfoy. Oczywiście jak zawsze nonszalancko oparty o ścianę, z rękami w kieszeniach. Głowę miał spuszczoną, ale słysząc moje kroki uniósł ją i na mnie spojrzał. Kiedy stanęłam przed nim czekając na jakąś uszczypliwą uwagę, on jedynie patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach i tym kpiącym uśmiechem na ustach. Po dłużej chwili milczenia postanowiłam się odezwać.
- Zaczynamy ten głupi patrol czy będziemy tak stać i milczeć? – bąknęłam pod nosem.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? – zapytał z ironią.
- Niewiele – odpowiedziałam wymijająco i ruszyłam żwawo przed siebie.
- Zaczekaj! – zawołał i złapał mnie za rękę – Nie tędy.
Spojrzałam na niego pytająco.
- A co to za różnica?
Teraz to on nie wiedział, o czym mówię.
- Weasley nic ci nie powiedziała? – zapytał marszcząc brwi.
Staliśmy tak chwilę wpatrując się w siebie ze zdziwieniem.
- Co mi niby miała powiedzieć?
Malfoy zaśmiał się głośno.
- Co cię tak bawi? – warknęłam.
- Nic, myślałem, że się przyjaźnicie.
Czułam jak na policzki wpływa mi głęboki rumieniec. Miał trochę racji. Kiedyś mówiłyśmy sobie wszystko, a teraz? Ostatnio moje relacje z przyjaciółmi strasznie się zawęziły. Ron wszystkich unikał, Harry był milczący, a Ginny dziwnie wesoła i nieobecna. Ale co do tego wszystkiego miał Malfoy?!
- Możesz mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi? – wyrzuciłam z siebie, mocno poirytowana całą sytuacją.
- Chodź – wskazał ręką przeciwny kierunek niż chciałam iść.
Posłuchałam go tylko, dlatego że chciałam wyjaśnień. Zaczęłam się w tym wszystkim gubić, a w mojej głowie znów zagościły pytania. Teraz żądałam odpowiedzi.
Po kilku minutach oczekiwania w końcu zabrałam głos, przerywając tę krępującą ciszę.
- Wytłumaczysz mi, o co chodzi? – zapytałam patrząc wymownie na towarzysza.
- Raczej nie – odparł z rozbawieniem, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem – Same sobie musicie to wyjaśnić. Mi nic do tego.
- Od kiedy postanowiłeś nie wtrącać się w nieswoje sprawy, co?
- Ludzie się zmieniają, Granger – starał się, żeby to zabrzmiało poważnie, ale ewidentnie nie mógł powstrzymać rozbawienia. Jego to bawiło, a mnie jedynie irytowało. Czyli typowe spotkanie Malfoy-Granger.
- Ty się nigdy nie zmienisz.
Skąd wiesz? – słysząc głos Susan w swojej głowie aż wrzasnęłam z przerażenia.
- SUSAN!
Malfoy momentalnie się zatrzymał i popatrzył na mnie jak na wariatkę. Znów się zarumieniłam.
Zwariowałaś! Nie ma cię tyle czasu i nagle pojawiasz się w najmniej pożądanym momencie! Przestań mnie straszyć!
- Granger? Jaka znowu Susan? – zapytał lekko zmieszany – To ja, Malfoy! – pomachał mi ręką przed oczami – Zapomniałaś? – coraz jawniej sobie ze mnie kpił. Odrzuciłam jego dłoń sprzed swojej twarzy.
- Daj sobie spokój, Malfoy. Twojej twarzy się nie da zapomnieć.
Tylko nic mu o mnie nie mów.
Niby, dlaczego mam cię teraz słuchać, co?
Proszę.
- Wiem, że jestem przystojny, nie musisz mi o tym przypominać – dodał spoglądając na mnie kpiąco – Po tym jak się ostatnio na mnie rzuciłaś zdążyłem się domyśleć, że nawet taka Gryfonka jak ty na mnie leci.
Prychnęłam pod nosem.
Co?! Całowałaś się z nim! No, Hermiono, postępy.
- Zapomnij o tym, chwila słabości – powiedziałam to na głos do Malfoya, ale właściwie odpowiedź była kierowana także do Susan – I nie schlebiaj sobie zanadto. To nic nie znaczyło.
Odwróciłam się dumnie i ruszyłam szybciej, żeby iść parę kroków przed nim. Nie miałam ochoty oglądać jego triumfalnego uśmiechu.
Hermiono, jestem pod wraże...
Koniec dyskusji! Mamy sobie chyba wiele do wyjaśnienia, co? Ale nie teraz. Nie mam aż tak podzielnej uwagi.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony Susan ani zaczepki od Malfoya, westchnęłam z ulgą i spróbowałam odciąć umysł od wszelkich rewelacji. Od natłoku myśli zrobiłam się strasznie zmęczona i teraz marzyłam tylko o tym, żeby ukryć się w ciepłym łóżku.
Tyle pytań krążyło mi po głowie, ale na żadne z nich nie potrafiłam odpowiedzieć. Brzuch bolał mnie ze strachu, a serce podeszło do gardła. Zaczynałam żałować, że raz w życiu nie posłuchałam głosu rozsądku, a w zamian za to rzuciłam się Malfoyowi na szyje.
Pokonałam ostatni zakręt. Spojrzałam nieśmiało przed siebie. Przy gabinecie już stał Malfoy. Oczywiście jak zawsze nonszalancko oparty o ścianę, z rękami w kieszeniach. Głowę miał spuszczoną, ale słysząc moje kroki uniósł ją i na mnie spojrzał. Kiedy stanęłam przed nim czekając na jakąś uszczypliwą uwagę, on jedynie patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach i tym kpiącym uśmiechem na ustach. Po dłużej chwili milczenia postanowiłam się odezwać.
- Zaczynamy ten głupi patrol czy będziemy tak stać i milczeć? – bąknęłam pod nosem.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? – zapytał z ironią.
- Niewiele – odpowiedziałam wymijająco i ruszyłam żwawo przed siebie.
- Zaczekaj! – zawołał i złapał mnie za rękę – Nie tędy.
Spojrzałam na niego pytająco.
- A co to za różnica?
Teraz to on nie wiedział, o czym mówię.
- Weasley nic ci nie powiedziała? – zapytał marszcząc brwi.
Staliśmy tak chwilę wpatrując się w siebie ze zdziwieniem.
- Co mi niby miała powiedzieć?
Malfoy zaśmiał się głośno.
- Co cię tak bawi? – warknęłam.
- Nic, myślałem, że się przyjaźnicie.
Czułam jak na policzki wpływa mi głęboki rumieniec. Miał trochę racji. Kiedyś mówiłyśmy sobie wszystko, a teraz? Ostatnio moje relacje z przyjaciółmi strasznie się zawęziły. Ron wszystkich unikał, Harry był milczący, a Ginny dziwnie wesoła i nieobecna. Ale co do tego wszystkiego miał Malfoy?!
- Możesz mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi? – wyrzuciłam z siebie, mocno poirytowana całą sytuacją.
- Chodź – wskazał ręką przeciwny kierunek niż chciałam iść.
Posłuchałam go tylko, dlatego że chciałam wyjaśnień. Zaczęłam się w tym wszystkim gubić, a w mojej głowie znów zagościły pytania. Teraz żądałam odpowiedzi.
Po kilku minutach oczekiwania w końcu zabrałam głos, przerywając tę krępującą ciszę.
- Wytłumaczysz mi, o co chodzi? – zapytałam patrząc wymownie na towarzysza.
- Raczej nie – odparł z rozbawieniem, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem – Same sobie musicie to wyjaśnić. Mi nic do tego.
- Od kiedy postanowiłeś nie wtrącać się w nieswoje sprawy, co?
- Ludzie się zmieniają, Granger – starał się, żeby to zabrzmiało poważnie, ale ewidentnie nie mógł powstrzymać rozbawienia. Jego to bawiło, a mnie jedynie irytowało. Czyli typowe spotkanie Malfoy-Granger.
- Ty się nigdy nie zmienisz.
Skąd wiesz? – słysząc głos Susan w swojej głowie aż wrzasnęłam z przerażenia.
- SUSAN!
Malfoy momentalnie się zatrzymał i popatrzył na mnie jak na wariatkę. Znów się zarumieniłam.
Zwariowałaś! Nie ma cię tyle czasu i nagle pojawiasz się w najmniej pożądanym momencie! Przestań mnie straszyć!
- Granger? Jaka znowu Susan? – zapytał lekko zmieszany – To ja, Malfoy! – pomachał mi ręką przed oczami – Zapomniałaś? – coraz jawniej sobie ze mnie kpił. Odrzuciłam jego dłoń sprzed swojej twarzy.
- Daj sobie spokój, Malfoy. Twojej twarzy się nie da zapomnieć.
Tylko nic mu o mnie nie mów.
Niby, dlaczego mam cię teraz słuchać, co?
Proszę.
- Wiem, że jestem przystojny, nie musisz mi o tym przypominać – dodał spoglądając na mnie kpiąco – Po tym jak się ostatnio na mnie rzuciłaś zdążyłem się domyśleć, że nawet taka Gryfonka jak ty na mnie leci.
Prychnęłam pod nosem.
Co?! Całowałaś się z nim! No, Hermiono, postępy.
- Zapomnij o tym, chwila słabości – powiedziałam to na głos do Malfoya, ale właściwie odpowiedź była kierowana także do Susan – I nie schlebiaj sobie zanadto. To nic nie znaczyło.
Odwróciłam się dumnie i ruszyłam szybciej, żeby iść parę kroków przed nim. Nie miałam ochoty oglądać jego triumfalnego uśmiechu.
Hermiono, jestem pod wraże...
Koniec dyskusji! Mamy sobie chyba wiele do wyjaśnienia, co? Ale nie teraz. Nie mam aż tak podzielnej uwagi.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony Susan ani zaczepki od Malfoya, westchnęłam z ulgą i spróbowałam odciąć umysł od wszelkich rewelacji. Od natłoku myśli zrobiłam się strasznie zmęczona i teraz marzyłam tylko o tym, żeby ukryć się w ciepłym łóżku.
~*~*~
Perspektywa Blaise’a.
Siedzieliśmy z Weasley w Pokoju Życzeń.
Draco pomógł mi z zorganizowaniem tej przeklętej randki. Nie lubiłem bawić się
w takie rzeczy. Wolałem przejść się po błoniach, albo posiedzieć gdzieś na
świeżym powietrzu, a nie kisić się w jakiejś niby przytulnej klitce przy
świecach i udawać, że kulturalnie jadam nożem i widelcem. To nie było dla mnie.
Ale tak podobno lubię kobiety. Między innymi, dlatego właśnie nigdy ich nie
rozumiałem.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem – odezwała się dziewczyna, przerywając panującą między nami cieszę. Do tej pory słychać było tylko sztućce stukające o talerz.
- Właściwie to... – nie zdążyłem dokończyć, bo przerwał mi jej śmiech.
Wytarła usta serwetką i wstała od naszego dwuosobowego stolika. Popatrzyłem na nią zdziwiony.
- Tak myślałam, że ta cała randka nie była twoim pomysłem. Nie jesteś taki, prawda? – zapytała stojąc przede mną.
Uśmiechnąłem się nie niej i również wstałem.
- Masz rację, to nie w moim stylu.
- A co jest w twoim stylu? – zapytała patrząc mi prosto w oczy. Chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Szczerze jej wszystko opowiedzieć czy bawić się dalej w jakieś głupie gierki?
- Nie lubię siedzieć w takich miejscach – odpowiedziałem decydując się na pierwszą opcję – Jest duszno i ciasno. Żadnej przestrzeni.
Chwilę przyglądała mi się z ciekawością, a potem złapała za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
- Masz szczęście, takie miejsca nie są też w moim stylu.
- Co ty robisz? – zapytałem szczerze zdziwiony, ale wciąż posłusznie za nią szedłem. Ta dziewczyna ciągle mnie zaskakiwała.
- Idziemy na błonia – odparła bez cienia ironii czy skrępowania.
Spojrzałem na zegarek.
- Ale jest godzina policyjna. Już dwudziesta druga. A jeśli nas złapią?
Raptownie się zatrzymała i odwróciła w moją stronę. Popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Pękasz?
-Ja? W życiu! Ale ty jesteś...
-…Gryfonką?
Wywróciłem oczami. Nie miało to tak zabrzmieć.
-Czas pokazać wam, Ślizgonom, że nie wszystkie dziewczynki z Gryffindoru są takie grzeczne – puściła do mnie oczko i podbiegła w stronę drzwi.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem – odezwała się dziewczyna, przerywając panującą między nami cieszę. Do tej pory słychać było tylko sztućce stukające o talerz.
- Właściwie to... – nie zdążyłem dokończyć, bo przerwał mi jej śmiech.
Wytarła usta serwetką i wstała od naszego dwuosobowego stolika. Popatrzyłem na nią zdziwiony.
- Tak myślałam, że ta cała randka nie była twoim pomysłem. Nie jesteś taki, prawda? – zapytała stojąc przede mną.
Uśmiechnąłem się nie niej i również wstałem.
- Masz rację, to nie w moim stylu.
- A co jest w twoim stylu? – zapytała patrząc mi prosto w oczy. Chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Szczerze jej wszystko opowiedzieć czy bawić się dalej w jakieś głupie gierki?
- Nie lubię siedzieć w takich miejscach – odpowiedziałem decydując się na pierwszą opcję – Jest duszno i ciasno. Żadnej przestrzeni.
Chwilę przyglądała mi się z ciekawością, a potem złapała za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
- Masz szczęście, takie miejsca nie są też w moim stylu.
- Co ty robisz? – zapytałem szczerze zdziwiony, ale wciąż posłusznie za nią szedłem. Ta dziewczyna ciągle mnie zaskakiwała.
- Idziemy na błonia – odparła bez cienia ironii czy skrępowania.
Spojrzałem na zegarek.
- Ale jest godzina policyjna. Już dwudziesta druga. A jeśli nas złapią?
Raptownie się zatrzymała i odwróciła w moją stronę. Popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Pękasz?
-Ja? W życiu! Ale ty jesteś...
-…Gryfonką?
Wywróciłem oczami. Nie miało to tak zabrzmieć.
-Czas pokazać wam, Ślizgonom, że nie wszystkie dziewczynki z Gryffindoru są takie grzeczne – puściła do mnie oczko i podbiegła w stronę drzwi.
*
Skradaliśmy się przez puste, hogwardzkie korytarze. Weasley prowadziła, ciągnąc mnie za sobą za rękę. Dzięki temu mogłem cały czas ją obserwować. A musiałem przyznać przez samym sobą, że była naprawdę ładna. Obcisłe jeansy podkreślały jej długie, szczupłe nogi, a zapinany na guziki sweterek podkreślał jej zgrabną sylwetkę. Rude włosy spięła u góry małą spineczką pozwalając reszcie opaść swobodnie na ramiona. Jeśli Draco myślał, że ukaże mnie taką wybranką do zadania, to się grubo mylił.
- Muszę powiedzieć, że… - nie dokończyłem, bo Ginny nagle się odwróciła i stając na palcach zasłoniła mi usta dłonią. Palec drugiej ręki przyłożyła sobie do ust, nakazując mi ciszę.
Wtedy usłyszałem czyjeś kroki za rogiem, a potem zawziętą kłótnie Granger z Malfoyem. Ginny widocznie też, bo jej usta wykrzywił grymas. Zrozumiałem, że nie lubi Draco. Miałem ochotę pacnąć się w czoło. No przecież, że nie lubi! Nie wiem, dlaczego do tej pory na to nie wpadłem.
Kiedy głosy ucichły Ginny zabrała mi rękę z ust i pociągnęła w dalszą podróż. Nie powiem, dziewczyna była zdeterminowana.
Kilka minut później wyszliśmy na błonia. Chłodne powietrze przyjemnie pieściło policzki, a otaczająca nas cisza nadawała przyjemny klimat. Całość była zdecydowanie lepsza od tej klitki ze stolikiem w Pokoju Życzeń.
- Wiedziałam, że się uda – powiedziała pewnie moja towarzyszka i głęboko nabrała powietrza w płuca. Puściła moją rękę i poszła przed siebie. Ruszyłem zaraz za nią i zrównałem krok. Całą drogę przebyliśmy w zupełniej ciszy, która mimo wszystko była bardzo przyjemna. Dopiero, gdy zatrzymaliśmy się przy jeziorze, przerwała ją Weasley.
- Tutaj się poznaliśmy – powiedziała szeptem patrząc w dal, jakby wspominała tamtą chwilę.
Delikatnie złapałem ją za rękę tak, by nasze palce się splotły. Uśmiechnęła się na ten gest.
- Widzę, że nie tylko ja czuję sentyment do tego miejsca.
Ginny spoważniała i odwróciła się do mnie. Zrobiłem to samo, by stać z nią twarzą w twarz i zdezorientowany sytuacja puściłem jej dłoń. Chwilę patrzyła mi zawzięcie w oczy.
- Obiecaj mi, że nie jestem kolejną naiwną dziewczyną, którą podrywasz na jakieś oklepane teksty – wyszeptała wciąż przeszywając mnie spojrzeniem swoich brązowych tęczówek – Obiecaj, że nie wykorzystasz mnie i nie zostawisz.
- Obiecuję.
I wtedy powoli się do niej przysunąłem i po raz pierwszy pocałowałem.
„Żyj chwilą, jakby to była ostatnia chwila twojego życia”*
*Janis Joplin
O k*rwa to jest zaje*iste!
OdpowiedzUsuńDramionka♥
obiecanki cacanki :D
OdpowiedzUsuń