niedziela, 27 lutego 2011

Rozdział 22: Zbiór zdarzeń nieprzewidzianych



      W ciągu ostatniego miesiąca niewiele wydarzyło się w moim życiu. Może oprócz tego ostatniego incydentu z Malfoyem. I udało mi się przejść do tego turnieju w Beauxbatons. Byłam z siebie zadowolona dopóki nie dowiedziałam się, kto przechodzi razem ze mną z innych domów. A jest to Draco Malfoy i Tom Lenkey ze Slytherinu, Mack McFadon z Gryffindoru, Jessica Klaus i Adrien Baley z Ravenclaw oraz Caroline Green i Adam Sweedish z Hufflepuffu. Szczerze mówiąc większość z tych osób była mi kompletnie obojętna, ale bynajmniej nie widziało mi się tam towarzystwo Malfoya.
      Spoglądałam przez ramię na szkołę, brnąc przez śnieżne zaspy do Ekspresu Hogwart-Londyn. Uczniowie właśnie zbierali się do wyjazdu na świąteczną przerwę. Zazwyczaj czekałam na nią z utęsknieniem, ale w tym roku nie miałam, do czego wracać. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że na miejscu zastanę pusty dom i nawet nie będzie mnie miał, kto odebrać z peronu, ale mimo to, grzecznie odmówiłam Ginny, która długo przekonywała mnie do przyjazdu do Nory. Nie chciałam całych świąt spędzić w towarzystwie Rona. Odkąd Harry powiedział mi, że Rudzielec nas zdradził, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Wiedziałam, że w końcu bym wybuchła i na niego nakrzyczała, a tego nie chciałam ani ja, ani tym bardziej Potter.
      Ostatni raz spojrzałam na szkołę. Nie wiem, kiedy tu wrócę, bo zaraz po świętach wyjeżdżamy całą ósemką do Beauxbatons, gdzie ma się odbyć cały turniej. Mamy pojawić się tam już na Sylwestra, żeby we wspólnym gronie powitać Nowy Rok.
      Westchnęłam cicho, spoglądając ukradkiem na Ginny. Szła tuż obok mnie, radośnie nucąc coś po nosem. Uśmiechnęłam się na ten widok. Cieszyła mnie myśl, że moja najlepsza przyjaciółka jest szczęśliwa.

~*~*~

Perspektywa Ginny.
      Powoli idąc z tłumem do pociągu, nie mogłam zapanować nad swoim dobrym nastrojem. W głowie wciąż miałam wczorajsze spotkanie z Blaisem.

Wspomnienie Ginny.
      Kiedy Ginny Weasley pojawiła się w Pokoju Życzeń, jej chłopak już tam na nią czekał. Siedział w głębokim fotelu wpatrując się w żarzący się ogień w kominku. Gdy usłyszał, jak wchodzi, odwrócił głowę w jej stronę i posłał jej czarujący uśmiech.
      - Dobry wieczór, kochanie – powiedział cicho lustrując ją spojrzeniem. Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko ze wzrokiem zbitego psa uparcie się w niego wpatrywała. Chłopak zmarszczył brwi – Coś się stało?
      - Jeszcze pytasz?! – rzuciła z wyrzutem.
      Wyciągnął do niej ręce dając jej tym do zrozumienia, żeby do niego podeszła. Gdy to zrobiła – wciąż mając tę samą minę – wciągnął ją do siebie na kolana i przytulił lekko.
      - Powiesz mi w końcu, co się dzieje? – szepnął jej na ucho.
      - Jutro zaczyna się przerwa świąteczna. Ty zostajesz w Hogwarcie, a ja muszę wrócić do domu – powiedziała niemrawo.
      Chłopak uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy.
      - I tylko o to się martwisz, głuptasie? – zapytał czule.
      - To dla ciebie jest tylko?! – rzuciła dziewczyna z wyrzutem odsuwając się od niego na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy.
      Chłopak w odpowiedzi złapał ją za policzki i rzekł powoli.
      - Nie myśl o tym, ile czasu nie będziemy się widzieli, tylko o tym, ile będziemy go dla siebie jeszcze mieli, kiedy wrócisz – powiedział z powagą, patrząc głęboko w jej brązowe oczy.
      Na ustach Ginny momentalnie wykwitł szeroki uśmiech. Blaise zbliżył się do niej tak, że stykali się teraz czołami i czubkami nosów, oboje zamknęli oczy, a Ruda wyszeptała cicho.
      - Kocham cię, Blaise.
      Na te słowa szatyn namiętnie ją pocałował.

      Uśmiechnęłam się do siebie jeszcze szerzej. Pierwszy raz mu to powiedziałam. I byłam pewna, że nie ostatni.

~*~*~

      Po wyczerpującej podróży z Hogwartu do Londynu, a później jeszcze ze stacji do domu, w końcu stanęłam przed celem mojej podróży. Dom… Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę zastanawiając się, kiedy to słowo straciło dla mnie wartość. Nie miałam domu. Odkąd moja mama zginęła, a ojczym zniknął nie znałam miejsca, które mogłabym tak nazwać. Chyba tylko Hogwart. Ale to brałam za oczywistość.
      Włożyłam klucz do zamka, przekręciłam go powoli i popychając drzwi, ostrożnie weszłam do środka. Zapaliłam światło i spojrzałam na puste wnętrze. Wszystko było w nienaruszonym stanie. Pewnie Ministerstwo dokładnie zatarło wszystkie ślady zbrodni, żeby nikt nie zadawał pytań.
      Spojrzałam na stosik listów leżących pod moimi nogami, a które były zapewne wsunięte przez dziurę w drzwiach do tego przeznaczoną. Podniosłam je i szybko przejrzałam. Wszystkie zaadresowane na mamę. Rachunki za dom, wezwania do ich zapłaty i kilka reklam. Spojrzałam na nie bezradnie i nagle zdałam sobie sprawę, że to są teraz moje obowiązki. Jeśli nie chcę stracić domu, mieć w nim prąd i wodę to muszę to wszystko opłacać. Tylko z czego?
      To wszystko mnie nagle strasznie przytłoczyło. Nie miałam żadnej bliskiej rodziny, która mogłaby mi pomóc, nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać czy poprosić o pomoc. Oparłam się plecami o drzwi i zsunęłam po nich na podłogę. Łzy spływały mi po policzkach. Nawet nie próbowałam nad nimi panować. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem tak żałośnie płakałam. I kiedy ostatnim razem byłam taka bezsilna i samotna.

~*~*~

      Perspektywa Draco
      Wszedłem do rozświetlonego domu. Nawet nie zamierzałem iść się przywitać. Byłem świadomy, że matce ciężko po zesłaniu ojca do Azkabanu, ale wysyłając po mnie Skrzata na peron, przesadziła.
      Zdenerwowany zdjąłem w siebie kurtkę i ruszyłem w stronę schodów. W połowie drogi na górę zatrzymał mnie srogi głos matki.
      - Nawet nie zamierzasz się przywitać?
      Zatrzymałem się i przewróciłem oczami. Jednak ona nie mogła tego zauważyć, bo wciąż stałem do niej tyłem.
      - Nawet nie zamierzasz odebrać własnego syna z peronu?
      - To cię nie usprawiedliwia! – krzyknęła – Wiesz, że mi ciężko.
      - To cię nie usprawiedliwia! – powtórzyłem za nią jak echo równocześnie odwracając się do niej twarzą.
      Uważnie przyglądałem się jej reakcji, ale emocje zakryła pod grubą maską malfoyowskiej obojętności. Kiedyś była inna. Radośniejsza. A teraz? Mój ojciec ją zniszczył albo jak on to nazywał uczynił z niej godną nazwiska Malfoy.
      - Miałem wyjechać jutro, ale myślę, że jeszcze dziś cię opuszczę – rzuciłem przez zęby.
      - Gdzie znowu jedziesz? – znów użyła tego władczego tonu, którego tak bardzo nie znosiłem.
      - Do Roksany.
      - Ojciec miał rację, żeby ci o niej nie mówić – powiedziała oschle.
      W mgnieniu oka znalazłem się przy niej, pokonując dzielącą nas odległość kilku schodów.
      - Słucham? – rzekłem z niedowierzaniem.
      - Lucjusz kazał ci powiedzieć, że oboje podjęliśmy decyzję, żeby ci o niej nie mówić, ale tak naprawdę to tylko on chciał zachować to w tajemnicy. Ja od początku chciałam, żebyś dowiedział się o jej istnieniu.
      - To dlatego powiedziałaś mi dopiero w wakacje, kiedy ojciec trafił do Azkabanu?
      - Tak, ale teraz widzę, że ta dziewczyna cię marnuje.
      - Nie mamo, ona jest iskierką nadziei w tej popapranej rodzinie – rzuciłem gniewnie i zagryzając mocno zęby, żeby nie krzyknąć ze złości, z powrotem złapałem swoją kurtkę i wyszedłem na zewnątrz, skąd natychmiast teleportowałem się ze Skrzatem do Roksany.

~*~*~

W tym samym czasie w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
      Lucy Lenkey niecierpliwie kręciła się po pomieszczeniu. Oprócz niej i Zabiniego na przerwę świąteczną ze Ślizgonów w szkole zostało może trzech pierwszoklasistów i jakieś dwie dziewczyny z czwartej klasy. Dziewczynę aż nosiło ze znudzenia i wściekłości. Została w tej przeklętej szkole tylko, dlatego że Tom też miał zostać. I dopiero dziś rano raczył jej powiedzieć, że jednak wyjeżdża, ponieważ ma coś ważnego do załatwienia. Mało nie rozszarpała go z wściekłości, kiedy prosto w oczy powiedział jej, że nie chce, aby jechała z nim. To wszystko przestało ją już martwić, a jedynie porządnie ją wkurzało.
      W końcu pozbawiona jakichkolwiek planów na wieczór, zdecydowała się iść do Blaise’a. Po stokroć wolała się z nim pokłócić niż siedzieć sama w tej przeklętej ciszy i zmagać się z własnymi myślami.
      Mimo dosyć później pory, bezceremonialnie wpadła do dormitorium chłopaka. Ku jej zdziwieniu zastała go w samych spodniach ze szklanką Ognistej w ręku.
      - Naprawdę powinnaś nauczyć się pukać – rzucił obojętnie.
      Panna Lenkey wywróciła na to oczami i rozsiadła się wygodnie na fotelu po drodze zabierając chłopakowi jego pełną szklankę. O dziwo, nie protestował. Wyjął drugą szklankę i ją także zapełnij, nalewając sobie trunku z dopiero, co otwartej butelki. Usiadł na brzegu łóżka i pociągając spory łyk, przyjrzał się uważnie dziewczynie. Pochlebiało mu to, jak na niego patrzyła. Wiedział, że jego odsłonięta, umięśniona klatka piersiowa ją pociąga, chociaż nigdy nie przyznałaby mu się do tego na głos.
      - Więc, za co pijesz, hm? – zapytał Blaise, unosząc brwi w geście zapytania.
      - Muszę mieć powód?
      Chłopak udał, że się głęboko zastawia nad jej pytaniem, po czym mocno pokiwał głową, uśmiechając się przy tym szeroko.
      Lucy wypiła za jednym zamachem wszystko, co miała w szklance i krzywiąc się delikatnie powiedziała.
      - Więc piję za to, że mój brat gdzieś sobie pojechał i nie dość, że nie raczył mi powiedzieć, gdzie to jeszcze nie ukrywał, iż nie życzy sobie bym mu towarzyszyła – wyrzuciła to z siebie na jednym oddechu, głosem przepełnionym żalem i jednocześnie wyciągnęła w jego stronę rękę, dając swojemu towarzyszowi do zrozumienia, żeby nalał jej następną kolejkę – A ty? Za co pijesz?
      - Za to, że moja dziewczyna powiedziała mi wczoraj, że mnie kocha, a ja nie byłem w stanie nic jej na to odpowiedzieć – powiedział Blaise, nalewając dziewczynie Whiskey.
      Lenkey parsknęła śmiechem.
      - I co cię tak bawi?
      - Nic – powiedziała, wciąż śmiejąc się pod nosem – Po prostu myślałam, że jesteś lepszym kłamcą.
      Zabini skrzywił się i wypił zawartość swojej szklanki, od razu nalewając sobie następną.
      - Ja też tak myślałem.
      Siedzieli tak w milczeniu przez następną godzinę w ciągu, której zdążyli wypić ponad pół butelki trunku. Oboje mając sporą ilość alkoholu we krwi, ponownie zaczęli rozmowę.
      - Zabini, jestem aż tak strasznie beznadziejna? – zapytała nagle dziewczyna, chwiejąc się lekko w fotelu.
      - Gorzej, Lenkey, gorzej – rzucił z sarkazmem – Skąd to pytanie?
      - Nikt mnie nie chce. Tom mnie zostawia. Rodzice zawsze więcej uwagi poświęcali jemu, a ja byłam tylko problemem. Nie mam przyjaciół. Nie mam nic – wyrzucała z siebie z żalem.
      - Przesadzasz, Lenkey.
      Dziewczyna szybkim ruchem podniosła się z zajmowanego miejsca i usiadła obok chłopaka na łóżku, chwiejnie do niego dochodząc. Złapała go za policzki, zmuszając by spojrzał jej w oczy.
      - Więc powiedz mi, co ja takiego mam? – zapytała niewyraźnie.
      - Mnie – ta odpowiedź wypłynęła z ust Blaise’a całkowicie automatycznie. A procenty w jego organizmie sprawiły, że nie był w stanie zdecydować czy żałuje tej odpowiedzi czy nie.
      Przez krótką chwilę siedzieli tak nieruchomo, wpatrując się w siebie nawzajem. Nawet się nie spostrzegli, kiedy ich usta połączyły się w gorącym pocałunku. Dziewczyna okrakiem siadła mu na kolanach, przewracając go na łóżko. Rękoma błądziła po jego nagim torsie nie odrywając się od jego ust. Poczuła jego ręce na swoich biodrach przyciągające ją bliżej do siebie. Kiedy zdjął z niej koszulkę, oboje dobrze wiedzieli, że dalej wszystko potoczy się już samo.

~*~*~
 Perspektywa Blaise’a.
      Obudził mnie porządny ból głowy. Z niechęcią i ociąganiem otworzyłem oczy i przeciągnąłem się, żeby rozprostować zdrętwiałe mięśnie. Przekręciłem się na bok, by kontynuować drzemkę, gdy zobaczyłem ją. W moim łóżku leżała naga Lucy Lenkey. I jakby tego było mało ja również nie miałam nic na sobie. Jęknąłem przerażony i zsunąłeś się z łóżka w poszukiwaniu bokserek.
      Tuż za mną rozległo się ciche westchnienie. Szybko wciągnąłem na siebie moją zgubę i popatrzyłem na dziewczynę, która z zaskoczeniem na mnie spogląda. Gdy ona lustrowała mnie spojrzeniem, ja przypominałem sobie wydarzenia ostatniej nocy. Za dużo wypiliśmy. Zaczęliśmy się sobie zwierzać. Powiedziałem jej, że może na mnie liczyć. Pocałowała mnie. A potem...
      - Cholera! – warknąłem pod nosem, wciągając na siebie spodnie.
      Dziewczyna jedynie się zaśmiała. Zamarłem na moment, patrząc na nią z niedowierzaniem.
      - Ciebie to bawi?
      - A nie powinno?
      - Nie widzę w tym nic śmiesznego! – krzyknąłem na nią dużo głośniej niż zamierzałem.
      Spojrzała na mnie z jeszcze większym rozbawieniem.
      - Co ci za różnica? – rzuciła wstając z łóżka. Nawet nie kłopotała się tym, żeby zakryć się kocem czy czymś. Nie! Bezczelnie wstała i nago przechadzała się po moim dormitorium! Odwróciłem wzrok zirytowany całą tą sytuacją. Ale nawet w takiej chwili, musiałem przyznać w myślach, że ciało ma idealne.
      - Możesz się zakryć? – zapytałem spokojnie.
      - Nie rozumiem twojego sfrustrowania -  powiedziała obojętnie, zapinając biustonosz – Jedna dziewczyna więcej czy mniej. Jedna noc w tą czy w tamtą. Przynajmniej się nie nudziliśmy.
      - Że co proszę?! – spojrzałem na nią wyzywająco, starając się nie zwracać uwagi, że przede mną stoi blondwłose bóstwo w samej bieliźnie – Może byłoby mi to obojętne, gdyby nie takie szczegóły jak – tutaj zacząłem wyliczać na palcach – to, że mam dziewczynę, nienawidzę cię, to, że właśnie straciłem z tobą cnotę, to, że jesteś siostrą mojego kumpla, to, że…
      - CO?! – teraz to ona wyglądała na zdenerwowaną, a ja z jeszcze większą irytacją zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Miałem w tym momencie ogromną ochotę przywalić sobie czymś ciężkim.
      Ale oczywiście, kiedy ja przeżywałem w duchu swoją głupotę, panna Lenkey w najlepsze wybuchnęła śmiechem. Zaczęła krążyć po pokoju zbierając swoje ubrania i mamrocąc z rozbawieniem pod nosem.
      - Zabini właśnie stracił cnotę. Ze mną – powtarzała to jak jakąś mantrę, co chwila chichocząc pod nosem – Malfoy o tym wie?
      - O czym? – warknąłem.
      - Że ty nigdy...
      - Spróbuj mu o tym powiedzieć, to... – nie dokończyłem, bo moja złość pozbawiła mnie doszczętnie kreatywnego myślenia.
      - Nie no, teraz to mu nie powiem. W końcu to już nieaktualne – znów zachichotała złośliwie i rzucając mi ostatnie rozbawione spojrzenie, wyszła z dormitorium.

1 komentarz:

  1. jaka świnia z balisa niech no tylko ginny sie dowie jestem juz na półmetku :)

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA