piątek, 5 lutego 2010

Rozdział 4: Chwila, która mija zbyt szybko

Dla Pisarki  - bo nie jestem tak wspaniała, jak twierdzisz. Spójrz na siebie ;*
I dla łezki – bo się tak o mnie martwiła ;*


„Łzy są nie tylko po to, żeby wypłukiwać paprochy z oka, ale i z duszy”*


Hermiona Granger siedziała na jednej z parkowych ławek i patrzyła pustym wzrokiem przed siebie. Nie wiedziała, co zrobić, dokąd pójść. Nie chciała wracać do domu. Może z tchórzostwa? Może bała się kolejnej kłótni z matką? Albo po prostu, dlatego że tak było łatwiej. Uciekając od problemu, torowała sobie prostszą drogę w przyszłość. Nigdy tak na to nie patrzyła, ale teraz nie miała siły walczyć. Miała ochotę położyć się na tej zielonej, odrapanej ławeczce, zamknąć oczy i obudzić się w innym życiu. Takim bez trosk, problemów, spraw, których nie potrafiła rozwiązać. Chciała zasnąć i zapomnieć o wszystkim, co kiedykolwiek się zdarzyło. Pragnęła znów mieć szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Rodzinę z matką i ojcem... Jednak właśnie zdała sobie sprawę, że tak już nigdy nie będzie. Już do końca życia miała zapamiętać słowa matki, która tłumaczy jej, że człowiek, z którym mieszkała od szesnastu lat pod jednym dachem, nie jest jej ojcem. Nigdy nim tak naprawdę nie był i nigdy nie będzie. A ona już nigdy spokojnie nie zaśnie, wciąż czując jakiś niepokój. Pustkę, która wtargnęła do jej serca. Bo kto inny, jak nie właśnie ojciec powinien dawać swoim dzieciom poczucie bezpieczeństwa? Teraz już go nie zazna, bo jej taty już nigdy nie będzie przy jej boku... Odszedł... Być może nawet jej nie poznawszy...
Po policzkach dziewczyny znowu pociekły łzy, mieszając się z wciąż padającym deszczem. Nawet nie próbowała ich powstrzymywać; wiedziała, że to nie ma sensu. Poza tym nie chciała tego robić. Czuła jakby wraz ze słonymi kroplami wypływał z niej smutek i żal. Z każdą spływającą łzą czuła się coraz lepiej... Jednak zdawała sobie sprawę, że to przejściowe. Wiedziała, że prędzej czy później uczucie lekkości minie. Teraz, gdy pada deszcz zmywając z niej wszystkie smutki, a ona siedzi samotnie w centrum parku, może się wyciszyć i uspokoić, ale jak długo to może trwać? Dopóki nie pójdzie do domu? Dopóki nie przestanie padać deszcz? Tak czy inaczej minie szybko. Zbyt szybko...
~*~*~
Tymczasem, niczego nieświadomej brązowowłosej, zza jednego z drzew przyglądał się przystojny chłopak z kapturem naciągniętym na głowę, spod którego wystawały blond kosmyki. Przyglądał się jej z zainteresowaniem pilnując, by go nie dostrzegła. Sam nie wiedział, co ciągnęło go do tej pięknej dziewczyny. W swoim życiu spotkał wiele kobiet, ale jak dotąd żadna nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Nigdy na żadnej mu bardzo nie zależało. Z niektórymi był dla zabawy, z innymi przez litość, a jeszcze inne były przy nim, jak sam to nazywał, przez przypadek. Ale ona była inna. Zaczarowała go swoim głosem i spojrzeniem czekoladowych tęczówek. Jeszcze nigdy nie widział tak pięknych oczu...
Już kiedy po raz pierwszy ją zobaczył wiedział, że nigdy nie opuści jego życia. Czuł, że właśnie ta dziewczyna jest jego przeznaczeniem. A on zrobi wszystko, żeby to przeznaczenie się dopełniło... 
Jeśli Tom Lenkey coś obiecuje, zawsze dotrzymuje słowa.
- Pamiętaj... – wyszeptał w przestrzeń do dziewczyny.
Rzucił jej ostatnie, przeciągłe spojrzenie i odszedł. A serce podpowiadało mu, że jeszcze kiedyś ją zobaczy...
~*~*~
Jean Granger z parasolem w ręku szybkim krokiem przemierzała puste uliczki. Do oczu cisnęły jej się łzy, które resztkami silnej woli starała się powstrzymać. Te słone kropelki to był cały żal, jaki w sobie nosiła przez tyle lat. Najpierw żal, że nie potrafi zdobyć się na odwagę i wyznać córce prawdy, a później żal, że ją wyznała. Nie wiedziała, że popełnia aż tak wielki błąd...
A największym błędem był Ray...
W Jean uderzyła kolejna potężna fala bólu.
On nie żyje... Nie żyje… Nawet nie miał okazji poznać swojej córki!
Te słowa towarzyszyły jej za każdym razem, ilekroć w ciągu kilku ostatnich dni o nim pomyślała. Nie mogła sobie darować, że przez tyle lat okłamywała Hermionę. Gdyby nie wyszła za George’a... Jej życie potoczyłoby się zupełnie inaczej! Dziewczyna znałaby prawdę o sobie i mimo braku mężczyzny w ich życiu, jakoś dałyby sobie radę. Wszystko byłoby inne...
I pomyśleć, że aż tyle zależało od jednego słowa ‘tak’...
Pani Granger stanęła pod drewnianymi, rzeźbionymi drzwiami i nacisnęła dzwonek. Prawie od razu otworzyła jej kobieta o brązowych włosach i przeszywającym, niebieskim spojrzeniu. Mimo trzydziestu ośmiu lat, jakie już przeżyła, wciąż wyglądała bardzo młodo, a w jej oczach można było dostrzec duszę dziecka.
Kobieta lekko się uśmiechnęła na widok przyjaciółki.
- Wejdź. Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie. Myślałam, że przyjdziesz dopiero po wyjeździe Hermiony. Myślałam, że nie…
- Powiedziałam jej o Ray’u – przerwała jej Jean wchodząc do środka.
Pani domu popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
- Powiedziałaś?! – zapytała głośnym szeptem.
W tym samym momencie u szczytu schodów pojawiła się dziewczynka o ciemnych włoskach zaplecionych w dwa warkocze. Z daleka było widać jej błyszczące niebieskie oczy, odziedziczone po matce.
- Mamusiu, kto przyszedł? – wyszeptała nieśmiało się wychylając, by zerknąć na przybysza.
- Kochanie, leć do swojego pokoju. Niedługo do ciebie przyjdę – uśmiechnęła się rodzicielka i przenosząc wzrok na Granger, dodała – Chodź do kuchni. Wszystko mi opowiesz.
- Nie mogę. Nie mam czasu. Hermiona może w każdej chwili wrócić...
Kobieta posłała jej kolejne zdziwione spojrzenie.
- A przyszłaś po coś konkretnego?
- Tak. Podjęłam decyzję. Postanowiłam przystać na twoją propozycję. Myślę, że teraz będzie to najlepsze rozwiązanie...
~*~*~
Blondyn o ciemnoniebieskich tęczówkach przechadzał się niespokojnie po niewielkim salonie. Nie mógł nad sobą zapanować.
- Draco, uspokój się... – usłyszał spokojny, kobiecy głos.
- Jak mam się uspokoić?! Ile można spacerować?! Mówiłem mu, że mam do niego sprawę, a on znika na kilka godzin!
W momencie, gdy chłopak zakończył swoją wypowiedź do uszu obojga dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Dziewczyna wyszeptała tylko zostawię was samych i udała się na piętro, by pozwolić przyjaciołom rozmówić się w cztery oczy.
Gdy tylko Tom Lenkey wszedł do środka, Malfoy na niego naskoczył.
- Stary, gdzieś ty się podziewał?! Przecież… - nagle urwał, widząc minę przyjaciela. Sam do końca nie wiedział, co tak nim wstrząsnęło. Może to, że w wiecznie radosnych oczach przyjaciela zgasły ogniki szczęścia. Albo brak uśmiechu, który od zawsze mu towarzyszył… Draco widział, że z przyjacielem od kilku dni coś się dzieje, ale o nic nie pytał. Teraz też nie zamierzał.
- Czemu cię tyle nie było? – zapytał jedynie. W jego głosie wciąż można było usłyszeć złość.
- Nie ważne. Już wróciłem. I nigdzie się nie wybieram – odwarknął i odwrócił się w stronę drzwi do kuchni.
- Tom, do jasnej cholery! Nie możesz mi, chociaż powiedzieć, gdzie znikasz codziennie na tyle godzin?!
- Na spacer. Przecież ci mówiłem!
Malfoy wywrócił oczami, ale nic już nie odpowiedział. Jego uwagę przykuło coś innego.
- Gdzie ten twój kot? – zapytał patrząc na puste ręce przyjaciela i rozglądając się wokół w poszukiwaniu zguby.
- Nie ma.
- Tyle zdążyłem zauważyć sam. A możesz to rozwinąć?
- Czy to przesłuchanie?! Nie możesz sobie po prostu pójść i dać mi spokój?!
- Nie.
- Dobrze, więc ja pójdę. Dowidzenia! – krzyknął Lenkey i wyszedł z domu zatrzaskując za sobą z hukiem drzwi przed samym nosem Dracona.
~*~*~
Hermiona wolnym krokiem wracała do domu, nie zwracając uwagi na wciąż padający deszcz. Czuła ciepłe kropelki spływające po jej ciele. Przymknęła na chwile powieki, by lepiej poczuć delikatność wody na swojej skórze i wtedy coś puchatego otarło się o jej nogi. A był to czarny kotek patrzący się na nią mądrym, zielonym spojrzeniem. Dziewczyna przyjrzała mu się z zainteresowaniem.
- Ja cię znam… - powiedziała do niego –Wiem! Widziałam cię w parku! Na rękach tego chłopaka!
Kucnęła, żeby go pogłaskać i rozejrzała się wkoło w poszukiwaniu jego właściciela, ale na ulicy nie było żywej duszy. Wzięła, więc kotka na ręce i żwawym krokiem znowu ruszyła w stronę domu.
- Przecież nie pozwolę ci moknąć, prawda? – powiedziała do zwierzęcia – Nakarmimy cię, a jutro poszukamy twojego pana.
Kot nagle wyskoczył z jej objęć zadrapując jej rękę i zaczął głośno fuczeć. Granger popatrzyła na niego zaskoczona, marszcząc brwi.
- Dobrze, nie pójdziemy do pana – powiedziała ze śmiechem, znów kucając do kota.
Ku jej zdziwieniu przestał się dziko zachowywać i znów do niej podszedł. Choć już nie tak pewnie, wzięła go więc ostrożnie na ręce.
- Odnoszę dziwne wrażenie, że ty mnie rozumiesz… - powiedziała szeptem do kota, po czym dodała ze śmiechem - Chyba wariuję.
~*~*~
Blondyn wbiegł na pierwsze piętro i bez pukania wpadł do ostatniego pokoju w korytarzu, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Co on sobie wyobraża?! Próbuję z nim pogadać, a on zatrzaskuje mi drzwi przed nosem!
- Draco, miałeś pukać – odpowiedziała spokojnie dziewczyna znad czytanej książki – Zostawiłam was samych, żebyście mogli spokojnie porozmawiać, ale widzę, że to było niepotrzebne, bo chyba cały dom słyszał, jak się na niego wydzierałeś.
Chłopak spojrzał na dziewczynę siedzącą na łóżku. Widząc spokój malujący się na jej twarzy, cała jego złość prysnęła jak bańka mydlana.
- Roksana… Nie potrafię z nim rozmawiać.
- Potrafisz! Przecież zawsze świetnie się dogadywaliście!
Malfoy pokręcił z powątpiewaniem głową i podszedł do okna. Przyglądał się kroplom deszczu spływającym po szybie. Przypominały mu jego życie. Z każdą chwilą spadał niżej, kiedy szyba się skończy, on rozpryśnie się o twardą ziemię. Wiedział, że przed każdym takim upadkiem ochronić go może tylko jedna osoba – Roksana. Tylko ona dawała mu siłę, by dalej niestrudzenie brnąć w życie. By ostatkiem sił trzymać się tej szyby i nie pozwolić sobie całkiem upaść. Choć wiedział, że to wszystko nie ma sensu, wciąż brnął dalej.
- Draco, poradzisz sobie. Wierzę w ciebie.
Ja przestałem wierzyć już dawno…
~*~*~
Hermiona z kotem na rękach weszła do domu. W jej sercu, wciąż czaił się lęk przed tym, co ją tam czeka, ale już mniejszy. Bo teraz przynajmniej wiedziała, co musi zrobić.
Nie witając się z nikim i nawet nie zaglądając do kuchni, z której, jak zawsze o tej porze, wydobywały się przepyszne zapachy, udała się na górę, do swojego pokoju. Po drodze wzięła z łazienki ręcznik i wytarła kota. Pogłaskała go za uchem i położyła na łóżku, spod którego wygrzebała swój kufer. Otworzyła szafę i zaczęła się pakować. Mimo że zostało jeszcze kilka dni wakacji, nie zamierzała zostawać w domu ani chwili dłużej. Postanowiła wyjechać do Weasley’ów. Jeśli ojciec nie będzie chciał jej zawieść, wymyśli inny sposób, żeby się tam dostać.
Ojciec? Mogę go jeszcze tak nazywać?
W jej oczach znów pojawiły się łzy. Jednak tym razem szybko otarła je wierzchem dłoni i potrząsnęła głową, by pozbyć się tej myśli.
Po kilkunastu minutach była już spakowana. Teraz pozostawało jej tylko rozmówić się z matką. Miała nadzieję, że ta nie będzie protestować. W końcu obu będzie lepiej przemyśleć to z dala od siebie.
- Życz mi powodzenia – wyszeptała do kota otwierając drzwi pokoju.
- Powodzenia.
Hermiona stanęła jak wryta w drzwiach. Przez chwilę nie mogła się nawet ruszyć. Szok całkowicie ją sparaliżował. Dopiero, kiedy upewniła się, że usłyszała to zbyt wyraźnie, żeby było możliwe, iż się przesłyszała, odwróciła się na pięcie i szczelnie zamykając za sobą drzwi, wróciła do pokoju. Klęknęła przy łóżku, na którym leżało zwierzę i uważnie się mu przyjrzała.
- Ale przecież ty jesteś zwykłym kotem… To niemożliwe, żebyś coś mówił… - powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
- Jesteś pewna?
Hermiona aż odskoczyła z przerażenia, boleśnie lądując na twardej podłodze.
- Ty mówisz? – wyszeptała, podejrzliwie mrużąc oczy.
- Tak, na imię mi Bella. Miło cię poznać.
Szatynka wybuchnęła gromkim śmiechem.
- Nie wierzę! Kot właśnie mi powiedział, że miło mu mnie poznać! Ja naprawdę zwariowałam!
- Mów sobie, co chcesz. Ale wydaje mi się, że miałaś iść na dół coś załatwić. Wyjeżdżasz? – zapytała kotka, patrząc na kufer leżący na podłodze.
- Ty naprawdę mówisz…
- Nie zwariowałaś!
- Ale to niemożliwe!
- Ile mam ci to tłumaczyć… Ja mówię! Lepiej idź i zrób, co miałaś zrobić, a jak otrząśniesz się z szoku to pogadamy.
- Pogadamy? – wyszeptała wciąż zdezorientowana dziewczyna.
- Idź już!
Hermiona, nadal nie do końca rozumiejąc, co się przed chwilą wydarzyło, wyszła z pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i osunęła się po nich do pozycji siedzącej. Przymknęła powieki i starała się wyciszyć, zapomnieć o tym, co siedzi w jej pokoju, na jej łóżku, a zastanowić się, co powiedzieć matce. Bo coś musi...

„Nic pożądańszego a nic trudniejszego na ziemi, jak prawdziwa rozmowa”**

* Izabela Sowa
**Adam Mickiewicz
 *Beta - Bezsprzeczna 

3 komentarze:

  1. och ja nie wiem co się z Wami ludzi dzieje takie fajne wpisy a Wy nic nie komentujecie.!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo te rozdziały zostały przeniesione z Onetu ;) więc gdy zaczęłam tu regularnie pisać, pojawiło się 31 rozdziałów za jednym zamachem, nikt tu nie wracał i nie komentował od początku :>

      Usuń

Theme by MIA