niedziela, 7 marca 2010

Rozdział 7: I wszystko wraca do normy...

-Lucy! Co się z tobą dzieje? – odezwał się Tom rozpaczliwym głosem, gdy tylko dziewczyna zamknęła za sobą drzwi – Roksana jest na tyle miła, żeby nas wszystkich u siebie gościć, a ty odwalasz takie numery!
- Jakie znowu numery?! – warknęła.
- Rzucanie szklankami, picie do nieprzytomności, awantury... Co ty chcesz osiągnąć?!
Blondynka oparła się plecami o drzwi i spuściła głowę, żeby nie patrzeć bratu w oczy. Zacisnęła mocno powieki, chcąc powstrzymać palące łzy.
- Przepraszam, że sprawiam ci tyle problemów – odparła cicho.
Jej łamiący się głos podziałał na Toma jak kubeł zimnej wody. Odwrócił się zdziwiony i spojrzał na siostrę, która nadal nie podnosiła wzroku.
- Ty płaczesz? – zapytał zdziwiony podchodząc do niej o krok. Złapał ją delikatnie za podbródek i uniósł głowę do góry tak, by na niego spojrzała. Lecz ona wciąż uparcie zaciskała powieki.
- Lucy, spójrz na mnie.
Dziewczyna, jak zawsze, nie potrafiła mu odmówić. Uniosła powoli powieki, a po jej policzkach momentalnie spłynęły słone krople. Chłopak nawet nie starał się ukryć swojego zdziwienia. Po raz pierwszy od wielu lat widział, jak jego siostra płacze. Ta sama Lucy Lenkey, która w swoim piętnastoletnim życiu uroniła tak niewiele łez, że można by je policzyć na palcach. Nawet jako dziecko była nadzwyczaj wytrzymała i po każdym wypadku, jakich wiele w młodości, potrafiła się jedynie na wszystko i wszystkich złościć. Ale nigdy nie płakała...
- Co ja takiego zrobiłam, że tak się ode mnie oddalasz? Czemu budujesz pomiędzy nami mur? – wyszeptała łamiącym się głosem.
- O czym ty mówisz? – zapytał z udawanym zdziwieniem blondyn, ale siostra zbyt dobrze go znała, żeby dać się nabrać.
- Więc powiedz mi, gdzie codziennie znikasz, hm?
- Chodzę to tu, to tam. Ogólnie spaceruję po mieście.
- Widzisz! O tym właśnie mówię! Nie ufasz mi... – odrzekła panna Lenkey, próbując powstrzymać kolejne łzy.
- Lucy, ja naprawdę...
- Oj, proszę cię, Tom! Chociaż przestań mnie okłamywać! – krzyknęła i wybiegła z pokoju donośnie trzaskając drzwiami.
~*~*~
Hermiona wolnym krokiem zmierzała w stronę domu Weasleyów, ciągnąc za sobą ciężki kufer. W drugim ręku trzymała kosz ze smacznie śpiącą Bellą. Uśmiechnęła się na myśl o kotce. To stworzenie dawało jej więcej radości, niż można by się było spodziewać.
Nagle dziewczyna się zatrzymała i zmarszczyła czoło. Głośno westchnęła i zamknęła oczy starając się skupić. Próbowała wymyślić powód, dla którego zjawiła się w rodzinnym domu swoich przyjaciół. Coś im musiała powiedzieć, a nie miała ochoty ponownie roztrząsać historii z jej matką. Już sama myśl o tym zbyt jej dokuczała.
- Dlaczego stoimy? – Aż się wzdrygnęła, gdy usłyszała zaspany głos Belli.
- Nie wiem, co zrobić – odpowiedziała panna Granger, ponownie wzdychając – Co powinnam im powiedzieć?
- Komu?
- Przyjaciołom, ich rodzinie…
- Może prawdę? – podsunęła Bella.
- Na to jeszcze za wcześnie – szepnęła dziewczyna i raptownie zawróciła.
- Ej, co ty robisz?!
- Nie mogę zostać u Weasleyów – odpowiedziała, maszerując szybkim krokiem przed siebie.
- Przecież chciałaś do nich przyjechać, prawda?
- Zbyt pochopnie podjęłam tę decyzję.
- Więc, co teraz?
Hermiona po raz kolejny westchnęła.
- Nie mam pojęcia.
~*~*~
W jednym z pokoi gościnnych na pierwszym piętrze domu, który należał do Roksany przebywało dwóch chłopaków. Jeden siedział spokojnie na jednym z łóżek, a drugi nerwowo chodził w tą i z powrotem po pomieszczeniu.
- Co wam strzeliło do głowy?! – krzyknął Malfoy, raptownie się zatrzymując – Najpierw Lucy urządziła awanturę, rozbiła wszystkie szklanki, zalała się w trupa, a teraz jeszcze Tom się na ciebie rzuca! O co wam chodzi?!
Złość, jaka emanowała od blondyna ani trochę nie udzieliła się Blaise’owi. Wciąż siedział spokojnie w fotelu wpatrując się w przyjaciela.
- Co ja się z wami mam! Załatwiłem wam wakacje, przecież tak chcieliście poznać Roksanę, i tak mi się odwdzięczacie?!
- Czemu złościsz się na mnie? – zapytał znudzonym głosem szatyn – Jak sam słusznie zauważyłeś to Lucy, nie ja, rzucała szklankami i to Tom rzucił się na mnie, a nie ja na Toma.
- Ale to ty ich ciągle prowokujesz! Czemu aż tak się nie znosicie?! Nie możecie uspokoić się, chociaż na jakiś czas?! Czy to dla was tak wiele?! Przecież wiesz, jak bardzo zależy mi na Roksanie. Nie chcę robić jej problemów...
- Co ona za tobą zrobiła, przyjacielu... – wyszeptał Zabini, wstając z fotela i podchodząc do barku. Dopiero, gdy wyciągnął ostatnią butelkę Ognistej zobaczył, że dziewczyna nie oszczędziła ani jednej szklanki i nawet nie ma, do czego nalać sobie trunku. Uśmiechnął się do siebie.
- Blaise... To nie ma nic do rzeczy – odparł blondyn, a gdy zobaczył, że jego przyjaciel chce się sprzeciwić, szybko dodał – Przynajmniej nie w tej rozmowie.
Brązowooki głośno westchnął.
- Przecież wiesz, że jej nienawidzę…
- Zaprzestańcie tych swoich wojen. Przynajmniej do czasu powrotu do Hogwartu.
- O wiele mnie prosisz.
- Dasz rade – odpowiedział z przekonaniem Malfoy i wyszedł z pokoju.
- O zbyt wiele mnie prosisz…
~*~*~
Dziewczyna o czekoladowych oczach i burzy brązowych loków na głowie stanęła przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Wzięła głęboki oddech i zacisnęła mocno oczy, by powstrzymać palące łzy.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – zapytała kotka.
Hermiona spojrzała na nią poważnie i przez chwilę uważnie wpatrywała się w jej zielone, mądre oczy.
- Nie wiem, czy tego właśnie chcę, ale wiem, że to jest właściwe. A to najważniejsze – powiedziała na wydechu i nacisnęła dzwonek do drzwi.
Bardzo szybko pojawiła się w nich kobieta o takich samych brązowych lokach, jakie miał jej gość i bardzo podobnych rysach twarzy. Gdy tylko ujrzała, kto do niej zawitał jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
- Mamo, przepraszam – wyszeptała Hermiona ze łzami w oczach. Nie potrafiła ich dłużej powstrzymywać.
W oczach jej rodzicielki także zaszkliły się słone kropelki, ale szczęścia. Pani Granger jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa. Rzuciła się córce na szyje, chcąc ją wyściskać. Tak bardzo przez ostatnie dni brakowało jej myśli, że może ją mocno przytulić, pocałować na dobranoc czy pogłaskać po policzku. Tak drobne gesty, a matce potrafiły dać tyle radości.
- Wybacz mi mamo, nie powinnam tak reagować. Potrzebowałam czasu, żeby zrozumieć, że tobie też było z tym ciężko. Tak bardzo cię przepraszam – szeptała czekoladowooka powstrzymując szloch.
- Ach, kochanie. Nie przepraszaj, nie przepraszaj. Już dawno o wszystkim zapomniałam – odpowiedziała wzruszona Jean – Tęskniłam za tobą. Tak bardzo cieszę się, że wróciłaś.
- Ja też się cieszę. Dopiero teraz czuję, jak bardzo mi cię brakowało...
~*~*~
Hermiona usiadła przy kuchennym stole i wyglądała przez okno na ciemną uliczkę. Jej matka w tym czasie parzyła gorącą herbatę. Pani Granger zawsze uważała, że ten płyn jest najlepszym lekarstwem na wszystkie smutki i nieporozumienia.
Jean usiadła naprzeciw córki i popatrzyła na nią z miłością.
- Dlaczego postanowiłaś jednak wrócić?
Dziewczyna spuściła zawstydzona wzrok.
- Stwierdziłam, że nie mogę tego tak zakończyć. To nie było zbyt mądre z mojej strony... Poza tym chciałabym się więcej dowiedzieć o ojcu.
Kobieta westchnęła.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? Nie uważasz, że jest trochę za wcześnie?
Szatynka stanowczo pokręciła głową i spojrzała na matkę.
- Myślę, że i tak zbyt późno o wszystkim się dowiedziałam. Chcę znać całą prawdę...
Jean wstała z miejsca i podeszła do okna. Oparła się plecami o stojąca nieopodal szafkę. Przymknęła powieki i wyszeptała do córki.
- Kochanie, jest jeszcze coś, o czym powinnaś wiedzieć...
Dziewczyna popatrzyła na nią podejrzliwie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
W tym momencie dało się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi i krzyk pana domu.
- Skarbie, wróciłem!
Pani Granger w kilku krokach znalazła się przy Hermionie i wyszeptała do niej.
- George nie może się dowiedzieć, że chcę ci o tym powiedzieć.
- Ale o czym? – zapytała również szeptem dziewczyna.
- Napiszę do ciebie, jak już będziesz w Hogwarcie. Obiecuję wszystko ci wyjaśnić. Ale nie teraz… - odpowiedziała i odsunęła się od niej w tym samym momencie, gdy do pomieszczenia wszedł Pan Granger.
Na widok czekoladowookiej uśmiechnął się szeroko.
- Wiedziałem, że jednak do nas wrócisz – zwrócił się do niej i pocałował ją w czoło – Witamy w domu.


*Beta - Bezsprzeczna
  

3 komentarze:

Theme by MIA