piątek, 25 grudnia 2009

Rozdział 1: Radość często bywa początkiem naszego bólu


Dla Łezki ­– bo lubię jej pytania ;*

„Życie jest serią początków, nie łańcuchem zakończeń - dlatego jest takie piękne”*

Dziewczyna z burzą kręconych włosów na głowie wolnym krokiem przechadzała się po parkowych alejkach. Letni wiatr delikatnie pieścił jej policzki, a uśmiech rozświetlał zarumienioną twarz. Mimo że wakacje powoli dobiegały końca, ona nie traciła dobrego nastroju. Większość jej rówieśników nie znosiła ostatnich dni sierpnia, które kojarzyły im się jedynie z powrotem do obowiązków i kolejnym ciężkim rokiem nauki. Ona była inna. I każdego dnia starała się napawać swoją odmiennością. Cieszył ją fakt, że nie jest przeciętna, że wyróżnia się z tłumu, chociażby inteligencją. Nie grzeszyła urodą, ale uważała, że nie jest ona potrzebna do szczęścia. Mówią, że ładnym w życiu łatwiej... Może i racja. Jednak jej, brak jakiś nadprzeciętnych wdzięków, nie przeszkadzał w dążeniu do swoich marzeń. Brnęła w swoją historię sama pisząc jej treść i nie zważając na braki atramentu czy połamane pióra. Zawsze stawiała na swoim i nie poddawała się mimo niepowodzeń. Wciąż dążyła do ideału nie bacząc na to, że niektórzy już ją za takowy uważali. Ona wciąż widziała w sobie wiele wad, które trzeba zmienić, udoskonalić... Tak. Hermiona Granger dążyła do doskonałości.
Tylko, że za każdym razem, kiedy była już tak bliska osiągnięcia kolejnego celu, On stawał jej na drodze... Draco Malfoy –człowiek, który potrafił całą jej pracę zniszczyć jednym słowem, odebrać pewność siebie jednym spojrzeniem... Odkąd tylko pamiętała traktował ją jak śmiecia, bo właśnie czymś takim dla niego była - nic nie wartym śmieciem.
Nagle zderzenie z czymś twardym wyrwało Gryfonkę z rozmyślań. Okazało się, że wpadła na przystojnego blondyna, co gorsza, łudząco podobnego do obiektu jej rozmyślań. Automatycznie zmarszczyła ze zdziwienia czoło.
Zbieg okoliczności­? – Przeszło jej przez myśl – Ja nie wierzę w zbiegi okoliczności...
- Przepraszam, nie zauważyłam cię... – powiedziała Hermiona i przeniosła wzrok z twarzy chłopaka na to, co trzymał na ręku. A był to mały, czarny kotek o ślicznym zielonym spojrzeniu, którym właśnie przeszywał pannę Granger. Było w nim coś ludzkiego... Jakby całkowicie zdawał sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje...
Przestań. To tylko kot... – skarciła się w myślach.
- Ładny – powiedziała dziewczyna wskazując na kotka – Mogę pogłaskać? – zapytała przenosząc wzrok blondyna. Jednak on nie spieszył się z odpowiedzią. Zamiast tego wciąż przyglądał się Hermionie, która skrępowana jego natarczywym spojrzeniem zarumieniła się i zmieszana spuściła wzrok. Już chciała coś powiedzieć, ale zanim zdążyła chociażby otworzyć usta, chłopak odwrócił się i odszedł pospiesznie. Podążała za nim wzrokiem, dopóki nie zniknął skręcając w boczną alejkę. On też kilka razy się odwrócił, ale ona nawet się nad tym nie zastanawiała. Wciąż stała zdziwiona, że akurat teraz wpadła na klon Malfoy’a. Akurat, kiedy o nim myślała...

~*~*~

Mimo dziwnych wydarzeń w parku dziewczyna wróciła do domu z szerokim uśmiechem na ustach, a z głowy szybko wyrzuciła przykre myśli o Malfoyu. Wolała cieszyć się piękną pogodą i powrotem do szkoły, niż zadręczać się Ślizgonem. A już sama myśl o tym, że niebawem spotka się z przyjaciółmi, napawała ją nieopisaną radością.  Nie rozumiała, dlaczego rodzice poprosili ją, żeby w tym roku całe wakacje spędziła z nimi, jednak mimo to się zgodziła. Na początku nie była tym faktem zadowolona, ale w końcu zrozumiała, że coraz rzadziej ją widują i chcą spędzić z nią trochę więcej czasu.
- Wróciłam! – krzyknęła Hermiona wchodząc do domu.
Na jej słowa z kuchni wychyliła się mama w czerwonym fartuszku z ciemnymi wzorami, który dostała od swojej matki pod choinkę. Uśmiechnęła się jedynie do córki i z powrotem zniknęła w swoim królestwie.
Matka Hermiony kochała gotować. Wciąż szukała nowych smaków, przyrządzała nowe potrawy, a każda z nich była coraz lepsza. Kiedyś Hermionie wydawało się, że jej ojciec zrobił z pani Granger kurę domową, bo tylko on pracował, a od żony wymagał jedynie wykonywania zwykłych zajęć domowych. Swego czasu dziewczyna miała mu za złe, że tak ogranicza zdolności jej matki, wiedziała, że ta, gdyby tylko chciała, mogłaby zrobić wielką karierę. Jednak po jednej z rozmów z mamą zmieniła zdanie. Zdała sobie sprawę, że pani Granger robi to, co kocha, a jej mąż nie ma na to dużego wpływu.
- Coś wspaniale pachnie, czy przyszłam akurat na obiad? – zapytała Hermiona zaglądając do kuchni.
- O tak, twoja mama znów wymyśliła coś nowego – odpowiedział pan Granger, który siedział przy kuchennym stole z gazetą w ręku. Zachichotał cicho i puścił oczko do córki. Hermiona się na to tylko uśmiechnęła i usiadła obok niego.
- Zaraz wymyśliła! Pogrzebałam trochę w moich książkach kucharskich i znalazłam ciekawą potrawę, tyle –powiedziała pani Granger znad garnków. Na jej ustach błąkał się wesoły uśmiech. Hermiona bardzo ucieszyła się na ten widok. Ostatnio jej rodzice coraz częściej się kłócili, a ona nawet nie mogła się dowiedzieć, o co, bo ilekroć próbowała coś podsłuchać czy wypytać o szczegóły, oni, albo ją zbywali, albo udawali, że wszystko jest w porządku. Dobrze było znów poczuć miłą, rodzinną atmosferę.
- Podczas twojej nieobecności przyleciała sowa. Odebrałem list, ale ona mimo to nie chce odlecieć. Siedzi w salonie – odezwał się nagle pan Granger znad czytanej przez siebie gazety. Starał się mówić spokojnie i beztrosko o wszystkim, co wiązało się ze światem magii, ale nadal nie do końca mu to wychodziło. W przeciwieństwie do matki dziewczyny, która wypowiadała się o innym życiu córki z taką lekkością, jakby miała do czynienia z magią od dziecka.
- Pójdę zobaczyć, kto napisał.
Brązowowłosa prawie wybiegła z kuchni. Była pewna, że napisało do niej któreś z przyjaciół. Bo któżby inny przysyłał do niej sowę?
Gdy tylko wpadła do salonu na oparciu fotela dostrzegła siedzącą Hedwigę, która zatrzepotała gniewnie skrzydłami, zdenerwowana zapewne nagłym przybyciem dziewczyny. Uśmiechnęła się do niej przepraszająco i pogłaskała po łebku.
- To co za informację mi przynosisz, hm? – Sówka w odpowiedzi wzbiła się w powietrze by po chwili znów usiąść, ale tym razem na krawędzi stolika z kwiatami, na którym leżał kawałek pergaminu. Panna Granger podeszła we wskazane miejsce i wzięła liścik do ręki, żeby dowiedzieć się, co przyjaciele mają jej do powiedzenia:

Droga, Hermiono
Jutro z Ronem i Ginny jedziemy na Pokątną po przybory szkolne. Może wybrałabyś sie z nami? Chcielibyśmy się z Tobą spotkać zanim pojedziemy do Hogwartu. Jeśli będziesz mogła, napisz jak najszybciej. Przyjedziemy po Ciebie jutro o 11. Pasuje?
Harry
PS. Masz pozdrowienia od Weasley’ów. No i ode mnie oczywiście też.

            Brązowooka aż uśmiechnęła się do siebie ze szczęścia. I tak miała lada dzień wybrać się na Pokątną, a teraz była ku temu wspaniała okazja. Do tego miała szansę wcześniej spotkać się z przyjaciółmi, co ucieszyło ją jeszcze bardziej. Teraz tylko rodzice musieli się zgodzić. Ale z tym, żeby ich przekonać dziewczyna raczej nie będzie miała problemu. W końcu i tak musiała wybrać się po książki... A w ten sposób połączy przyjemne z pożytecznym.
Ach... Nie mogą się nie zgodzić! ­– z tą myślą uradowana Hermiona wybiegła z salonu.

„Radość często bywa początkiem naszego bólu”**
 ~*~*~
Tak, jak podejrzewała Hermiona, rodzice zgodzili się na jej wyjście z przyjaciółmi. Jednak mimo radości, jaką wywołała w niej ta informacja, jej szczęście szybko minęło, bo gdy po kolacji pożegnała się z rodzicami, z zamiarem pójścia spać, znów wyczuła w domu tę niemiłą atmosferę. W powietrzu krążyła kolejna kłótnia, a dziewczynę dręczyło najbardziej to, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale nic nie może zrobić. Jest jedynie małym człowieczkiem, który nie zdoła powstrzymać kolejnego wybuchu wulkanu. Może go przewidzieć, ale nie potrafi go powstrzymać.
Gdybym, chociaż wiedziała, o co się ciągle kłócą! Może wtedy udałoby mi się im jakoś pomóc. Zawsze potrafiłam wyciągać siebie i przyjaciół ze wszelkich opresji, może i rodzicom bym pomogła? Gdybym tylko znała prawdę...
Z taką myślą dziewczyna zasnęła. Wtedy nawet nie przypuszczała, że kłótnie rodziców są właśnie o to czy ma poznać prawdę...
~*~*~
Hermiona, mimo dręczących ją wieczorem myśli, rano wstała wypoczęta i chociaż przy śniadaniu nadal panowała napięta atmosfera, nic nie było w stanie zepsuć jej nastoju. Wraz z nadejściem nowego dnia, postanowiła upchnąć myśli o rodzicach w głąb swojego umysłu i zamknąć na klucz przynajmniej do jutra. Nie chciała popsuć pierwszego spotkania z przyjaciółmi. Obiecała sobie, że cały dzisiejszy dzień spędzi jak najlepiej. Bez niepotrzebnego zadręczania się.
Równo o jedenastej pod jej dom podjechał samochód. Dziewczyna domyśliła się, że to jeden z tych, które pożyczało panu Weasley’owi Ministerstwo, żeby mógł bezpiecznie przewieść Harrego – i przy okazji rodzinę – na Pokątną po szkolne zakupy.
- Wychodzę! – krzyknęła czekoladowooka, zabierając z półki stojącej w przedpokoju woreczek z pieniędzmi, naszykowany przez rodziców.
Kiedy wyszła na zewnątrz przywitał ją ciepły powiew letniego powietrza. Uśmiechnęła się do siebie, zamykając drzwi i szybkim krokiem podeszła do zaparkowanego na skraju chodnika samochodu. Mimo że z pozoru był niewielki, kiedy jego drzwi się otworzyły, wysypała się z niego większa część rodziny Weasley’ów, Harry oraz Szalonooki i Tonks. Wszyscy uściskali Hermionę na powitanie, a starsi zaczęli zasypywać pytaniami typu jak wakacje i czy w domu wszystko w porządku. Chociaż dziewczyna wolałaby porozmawiać najpierw z przyjaciółmi, to starała się grzecznie i w miarę wyczerpująco odpowiadać na zadawane przez nich pytania.
Dopiero, gdy dojechali na miejsce i wyszli z samochodu, żeby dostać się na Pokątną, Hermiona mogła spokojnie porozmawiać z przyjaciółmi. Każde z nich opowiedziało jej jak spędziło wakacje i wyraziło głęboki żal, że nie mogła w tym roku przyjechać do Nory, chociaż na ostatnie tygodnie sierpnia. Dziewczyna odpowiedziała na to tylko uśmiechem, nie chcąc poruszać tematu rodziców.
Kiedy już znaleźli się na Pokątnej, Szalonooki pozwolił Harremu, Ronowi, Hermionie i Ginny zrobić zakupy samodzielnie. Panna Granger cieszyła się z tego w duchu, bo dzięki temu mogła spędzić jeszcze więcej czasu sam na sam z przyjaciółmi. Gdy tylko znaleźli się sami rozejrzała się wokoło czy nikt ich nie podsłuchuje i przyciszonym głosem odezwała się do Harrego.
- Jak się mają sprawy Zakonu?
- To chyba nie jest odpowiednie miejsce na tę rozmowę... – odpowiedział jej szeptem Potter.
Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że się z tym zgadza.
- A jak się trzymasz po... no wiesz. Mam na myśli Syriusza... – spytała nieskładnie. Dziwnie się czuła wiedząc, że już go nigdy nie zobaczy. Dlatego tym bardziej współczuła Harremu.
Chłopak uśmiechnął się do niej blado.
- Wszystko w porządku... Trzymam się świetnie – Starał się wypowiedzieć te słowa z entuzjazmem, ale Hermiona wyczuła w nich nutkę zwątpienia. I wcale się temu nie dziwiła. To musiało być dla niego naprawdę ciężkie przeżycie.
Po ponad godzinie chodzenia po najróżniejszych sklepach, zaczynając od tych z książkami, kończąc na tych ze szkolnymi szatami, czwórka przyjaciół gotowa na rozpoczęcie kolejnego roku szkolnego, postanowiła się rozerwać w nowootwartym sklepie Freda i Geogre’a. Ron z Harrym bardzo entuzjastycznie podchodzili do obejrzenia wszystkich ich wynalazków, Ginny zależało tylko na tym, żeby przekonać się, jak im idzie, natomiast Hermiona była zniesmaczona ich wymysłami, zanim jeszcze zdążyła je zobaczyć na sklepowej półce. Nie podobało jej się, że większość rzeczy (o ile nie wszystkie), jakie sprzedają, łamią szkolny regulamin. Dlatego, gdy chłopcy zagłębili się w masie najróżniejszych gadżetów, Ginny i Hermiona niepostrzeżenie się wymknęły. Wyszły na zewnątrz i postanowiły przejść się główną ulicą, aby na spokojnie pooglądać sklepowe wystawy i porozmawiać.
- Wiesz, co? – zaczęła ruda –Postanowiłam odpuścić sobie Harrego. Nic z tego nie będzie. To wszystko już za długo trwa.
- Cóż, zawsze przecież możesz zmienić zdanie, prawda? – odpowiedziała Hermiona. Uważała, że Ginny z Harrym byliby świetną parą, ale nie mogła w żaden sposób wpłynąć na ich decyzję...
- Nie, to definitywny koniec.
Brązowowłosa już chciała coś powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle.
Niebo, które do tej pory raziło błękitem, nagle zaczęło się pokrywać czarnymi, gęstymi tumanami chmur. Na ulicy zaczęło się robić coraz ciemniej, a ludzie z przerażeniem rozglądali się wokół siebie. Co niektórzy złapali dzieci i schowali się z nimi w najbliższym sklepie z obawy o swoje pociechy. Dziewczyny zdziwione stały nieruchomo i wpatrywały się w sklepienie. Na Pokątnej zapadła niezwykła dla tego miejsca cisza. Wszyscy z przerażaniem na moment zamarli. Jednak milczenie nie trwało długo. Nagle gdzieś w okolicach księgarni Esy i Floresy wybuchło coś z głośnym hukiem, a z tumanu kurzu  wyłoniło się z pół tuzina Śmierciożerców. Teraz już nikt nie stał bezczynnie wypatrując, co się mogło stać, teraz każdy uciekał w swoją stronę, byle być jak najdalej od zakapturzonych postaci.
- Ginny, chodź! – krzyknęła Hermiona ciągnąc przyjaciółkę za rękaw w głąb jednej z bocznych uliczek. Ruda posłusznie pobiegła za nią, obie były przerażone. Nikt pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że wyszły ze sklepu Freda i George’a.
Dziewczyny na moment zatrzymały się w jednej z ciemnych uliczek, żeby złapać oddech po biegu.
- Zaczekaj tu, rozejrzę się – powiedziała szeptem panna Granger.
Ruda chciała zaprotestować, ale przyjaciółka uciszyła ją jedynie gestem dłoni. Podeszła do rogu ulicy i ostrożnie zerknęła w stronę, z której przybiegły. Kilka kroków dalej stały dwie zakapturzone postacie rozglądające się wokół siebie i poszukując ofiary.
Pewnie widzieli, jak się chowałyśmy... – przemknęło Hermionie przez myśl. Powoli wróciła do koleżanki i gestem dłoni pokazała, że muszą uciekać dalej. Przerażona panna Weasley chciała tak szybko się wycofać, że nie zauważyła leżącego za nią na ziemi papierka, który zaszeleścił pod jej stopami. Dźwięk ten, w porównaniu do wszechobecnej ciszy, wydał się bardzo głośny. Hermiona złapała Ginny za rękę i wepchnęła w pierwszą szczelinę, między dwoma murowanymi budynkami. Obie przylgnęły do ściany słysząc wyraźne kroki przybyszów. Wstrzymały oddech. W takiej chwili nawet bicie serca wydaje się być głośne.
Hermiona widziała jak postać w czarnej pelerynie, z kapturem na głowie, zbliża się w ich stronę.
Na szczęście na razie nie zauważyli szczeliny... – pomyślała, z nadzieją, że jej w ogóle nie zauważą.
Postacie bez słów ustaliły, że się rozdzielą. Na migi wyznaczyły sobie obszary, które muszą sprawdzić. Niższa z nich ruszyła w stronę kryjówki dziewczyn. Hermiona chciała sięgnąć po różdżkę, ale obawiała się, że narobi niepotrzebnego hałasu. Postanowiła poczekać do chwili, gdy nie będzie miała już innego wyjścia.
Tymczasem postać była coraz bliżej. Wydawać by się mogło, że dobrze wie, gdzie musi iść, że całkowicie zdaje sobie sprawę, gdzie znajdują się przerażone Gryfonki. Postać obejrzała się za siebie, jakby sprawdzając czy nikt nie idzie i podbiegła do kryjówki przyjaciółek.
Już po nas! – pomyślała brązowowłosa i nie myśląc nad konsekwencjami chciała sięgnąć po różdżkę. Jednak było już za późno...

*Mian Mian
** Owidiusz

*Beta - Bezsprzczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA