piątek, 1 stycznia 2010

Rozdział 2: Dziwne spotkanie i kłamstwa


- Nie radzę, Granger – wyszeptał znienawidzony przez dziewczynę głos, jedną ręką zatykając jej usta, a drugą zabierając różdżkę. Zamaskowany mężczyzna musiał w pierwszej chwili w ogóle nie zauważyć Ginny.  
Hermiona przerażona tym, co właśnie zobaczyła, nie była w stanie nawet zareagować. Jej przyjaciółka też była w wielkim szoku, bo, mimo że nikt jej nie zatykał ust, nie wydobyła z siebie głosu.
- Ani słowa, a nic się wam nie stanie – powiedział szeptem Malfoy, powoli zabierając dłoń z ust panny Granger. Nie musiał dwa razy powtarzać - dziewczyna była tak zdziwiona i przerażona, że nawet nie była wstanie nic powiedzieć.
- Zapomnijcie, że mnie tu widziałyście. Myślę, że chociaż tyle należy mi się za uratowanie wam życia – wyszeptał – Jeśli dowiem się, że ktokolwiek poza wami dowiedział się o dzisiejszych wydarzeniach; nie ważne czy to będzie Potter, czy ktoś z Ministerstwa, możecie być pewne, że nie podaruję wam tego tak łatwo...
Rzucając różdżkę Hermiony na ziemię oddalił się pospiesznym krokiem w stronę, z której przyszedł. Kiedy jego kroki ucichły dziewczyna podniosła swoją własność i wyszła z kryjówki. Rozejrzała się ostrożnie, czy aby na pewno nikogo nie ma. Gdy upewniła się w swoim przekonaniu, odwróciła się i spojrzała na przyjaciółkę, która wciąż stała nieruchomo w tym samym miejscu.
- To był Malfoy – powiedziała szeptem Ginny kierując przerażony wzrok na brązowowłosą – Malfoy jest Śmierciożercą... Śmierciożercą... Malfoy!
- Można to było przewidzieć... Nie spodziewałam się jednak, że dołączy do nich tak wcześnie...
Obie dziewczyny na chwilę zamilkły zastanawiając się nad słowami Hermiony. Ciszę przerwała Ginny.
- Chodź – powiedziała wychodząc z wnęki pomiędzy budynkami – Musimy odnaleźć resztę.
- I co im powiemy?
- O Malfoyu? Nic. Nawet, jeśli byśmy go wydały, co by to zmieniło?
- Musimy powiedzieć o wszystkim komuś z dorosłych!
- Hermiono, to nie ma sensu. Nikt nam nie uwierzy! Szesnastolatek sługą Sama-Wiesz-Kogo? To głupie!
Na to czekoladowooka nie miała już co odpowiedzieć. Spuściła wzrok zastanawiając się nad kolejnym kontrargumentem, ale nic nie przyszło jej do głowy.
- Ja im o wszystkim opowiem, wiem, że nie lubisz kłamać. Wystarczy, że potwierdzisz moją wersję – rzekła panna Weasley. Hermiona jedynie skinęła na to głową.
Masz rację. Nie lubię kłamać...

„Ufność niewinnych jest najbardziej użytecznym narzędziem kłamcy”*

~*~*~
Tymczasem rozmowie niczego nieświadomych dziewczyn przysłuchiwał się Draco Malfoy. Wiedział, że go nie wydadzą. Weasley słusznie zauważyła, że nikt im nie uwierzy. On sam do końca nie wierzył w to, co się dzieje. I w to, co właśnie zrobił...
- Draco, znalazłeś kogoś? – zapytał szeptem Tom Lenkey, chłopak, z którym Malfoy miał sprawdzić, kto uciekł w głąb uliczki, a jednocześnie jego kuzyn.
- Nie. Nikogo – odpowiedział bez zawahania – A ty? Masz kogoś?
Jego towarzysz pokręcił głową.
- Zmywajmy się. Nic tu po nas. Reszta też już uciekła.
- Masz rację... Nic tu po nas... – odpowiedział Malfoy zerkając ukradkiem w stronę uliczki, w której nadal stały Gryfonki.
~*~*~
Kiedy dziewczyny bezpiecznie dotarły do sklepu Freda i Geogre’a, powitała ich w samych drzwiach przerażona pani Weasley. Najpierw wyściskała je obie, płacząc i powtarzając, że nie darowałaby by sobie, gdyby coś im się stało, a później zaczęła na nie krzyczeć, jak w ogóle śmiały opuszczać sklep bez jej zgody. Ginny i Hermiona cierpliwie tego wysłuchały zdając sobie sprawę, że i tak by ich to nie ominęło. Dopiero po długim kazaniu Molly, panu Weasleyowi udało się dojść do słowa i zaczął wypytywać Gryfonki, co się tak właściwie wydarzyło i jak udało im się uciec. Ginny opowiedziała wszystko ze szczegółami tak, jak było naprawdę, pomijając jedynie moment, że rozmawiały z Malfoyem. Powiedziała, że śledziło je dwóch Śmierciożerców, ale udało im się przed nimi w porę schować i odpuścili sobie poszukiwania. Ta historia brzmiała tak przekonująco, że nikt nie zadawał już więcej pytań, ani jej, ani Hermionie, która przez całą opowieść wtrącała niekiedy coś od siebie, żeby nikt się niczego nie domyślił.
Gdy tylko wszystko ucichło, niebo znów stało się błękitne, a na ulicy zrobiło się gwarno. Na miejscu pojawiła się prasa z Ministerstwem. Szalonooki i Tonks postanowili, że czas opuścić Pokątną i wracać do domu. Harry ukrył się pod peleryną niewidką, żeby uniknąć pytań dziennikarzy i przesłuchań Ministerstwa Magii. Dzięki temu udało im się szybciej dotrzeć do samochodu. Kiedy już wszyscy się w nim znaleźli zapanowała cisza. Nikt nie odważył się jej przerwać przez całą drogę.  
Na miejscu Hermiona grzecznie za wszystko podziękowała, pożegnała się i poszła do domu. Postanowiła o niczym nie mówić rodzicom. Po co ich martwić... W końcu nic takiego się nie stało. Musiała tylko radośnie się uśmiechać i opowiadać, jak wspaniale się bawiła. Jednak, gdy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi, do przedpokoju wybiegła jej mama. Była przerażona.
- Jak dobrze, że już jesteś! Martwiłam się! – krzyknęła, rzucając jej się na szyje i mocno przytulając. Hermiona zamrugała zdezorientowana.
- Ale... czemu? Przecież wiesz, że byli z nami państwo Weasley, co mogło mi się stać – dziewczyna nadal trwała z mocnym uścisku matki, dlatego łatwiej jej było kłamać, nie musiała patrzeć jej w oczy.
- Tyle cię nie było! Zachodziłam w głowę, co się stało!
- Tak bardzo stęskniłam się za przyjaciółmi. Tyle się nie wiedzieliśmy. Po prostu się trochę z nimi zagadałam...
Dopiero po tych słowach uścisk pani Granger zelżał i odsunęła się od dziewczyny. W oczach miała łzy.
- Nie denerwuj się. Już jestem! – powiedziała Hermiona uśmiechając się do rodzicielki.
Zdjęła buty i dopiero wchodząc do kuchni zerknęła na zegar. Jego wskazówki układały się w godzinę 18. 
Aż tyle mnie nie było? – zdziwiła się dziewczyna, ale już nic nie powiedziała.
- Taty jeszcze nie ma? – zapytała siadając przy kuchennym stole.
- Nie, jeszcze nie wrócił z pracy.
Brązowowłosa przyjrzała się uważniej matce, ale nie dostrzegła w jej wypowiedzi kłamstwa.
- Ostatnio często się kłócicie... – zaczęła Hermiona, czekała aż matka jej coś odpowie, ale ta milczała. Zajęła się podgrzaniem córce obiadu. Nic nie wskazywało na to, że zamierza coś powiedzieć – Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co się dzieje. Nie traktujcie mnie, jak dziecko! Mam szesnaście lat!
- Dopiero, szesnaście lat... 
~*~*~

„Błędy to droga do prawdy”**

Mimo wszelkich starań, Hermionie nie udało się wyciągnąć z matki niczego konkretnego. Dlatego po zjedzonej obiadokolacji udała się bez słowa na górę. Dzisiejszy dzień wyssał z niej wszystką energię i optymizm, z jakim obudziła się rano. Chciała, żeby ten cały koszmar się wreszcie skończył.
Weszła do swojego pokoju i rozejrzała się dookoła. Popatrzyła na wyrazisty, pomarańczowy kolor ścian, na niewielkie łóżko stojące pod oknem, biurko, na którym piętrzyło się kilka książek i kawałków pergaminu, fotel stojący w rogu pokoju i wreszcie na ogromne okno wychodzące na zachód. Wiedziała, że będzie za tym wszystkim tęsknić. Za pokojem, domem, rodzicami... A jeszcze bardziej była pewna, że będzie się o nich martwić. Do czego te ciągłe kłótnie mogą doprowadzić? W głowie Hermiony zaczęły pojawiać się natrętne myśli.
Najpierw mama będzie mu kazała wynieść się z sypialni. O tak. Tym sie zawsze zaczynają kłótnie małżeństw! Tata zacznie sypiać w salonie na kanapie, będzie wcześnie wychodził do pracy i wracał dopiero na kolację, przez co mama zacznie go podejrzewać o zdradę. A on dotknięty jej nieufnością, (bo wiem, że nie mógłby jej tego zrobić, nie zostawiłby jej dla innej, o nie, za bardzo ją kochał) i bezpodstawnymi oskarżeniami w końcu by się wyprowadził. Zamieszkałby w jakimś malutkim hoteliku i spotykałabym się z nim przez to tylko na mieście. Mama by się załamała, ale nadal pewna, że jej mąż ma kochankę nie wyciągnęłaby pierwsza ręki. Po kilku tygodniach tata straciłby cierpliwość i wysłał jej papiery rozwodowe. A ona by je podpisała. Bezmyślnie i w złości. A wszystko przez głupie kłótnie...
Dziewczyna potrząsnęła energicznie głową, żeby pozbyć się głupich myśli. Nie chciała, aby to wszystko tak się skończyło! Przez tyle lat widziała w ich związku tyle miłości. Uważała ich za idealne małżeństwo! Wciąż potrafili patrzeć na siebie tak, jakby nadal byli tylko zakochanymi nastolatkami, a nie dorosłymi ludźmi, małżeństwem z wieloletnim stażem i dzieckiem. Cały czas wzajemnie się zaskakiwali, czasem gdzieś razem wychodzili... Ktoś, kto ich nie znał mógł powiedzieć: O, popatrz! Mimo, że nie są już najmłodsi znaleźli swoją drugą połówkę! Będą mieli piękne dzieci... A mówiąc to, nawet nie mógłby przypuszczać, że tych dwoje doczekało się już córki i tych kilkunastu lat małżeństwa...
Panna Granger zmęczona wrażeniami kolejnego dnia, rzuciła się na łóżko nie dbając nawet o to, żeby się przebrać. Kiedy jej ciało poczuło, że leży na ciepłym, wygodnym posłaniu od razu zaczęło odpływać. Oczy jej się zamykały, a z ust wydobyło się głośne ziewnięcie. Nie marzyła teraz o niczym innym, jak tylko oddać się w objęcia Morfeusza... I pewnie poddałaby się temu pragnieniu, gdyby nie to, że jej uszu dobiegł dźwięk przekręcanego w zamku klucza, a później stłumiony, przez ściany i zamknięte drzwi pokoju Hermiony, głos jej matki.
- Gdzie ty byłeś tyle czasu?! – powiedziała podniesionym głosem – Hermiony długo nie było, ty nie dawałeś znaku życia... Czy ty wiesz, co ja tu przechodzę?!
- Przepraszam... Miałem coś ważnego do załatwienia.
- Ważnego?! Ważniejszego od własnej, zamartwiającej się żony?!
- Kochanie, to nie tak...
- Więc, jak?! Proszę wytłumacz mi! Bo nie mogę zrozumieć, jak można być tak zabieganym, żeby nie mieć minuty na zadzwonienie do żony, ze słowami nie czekaj na mnie. Będę później.!
Brązowowłosa ostrożnie zsunęła się z łóżka i wyszła na korytarz. Usłyszała na dole kroki. Domyśliła się, że rodzice poszli do kuchni. Na palcach podkradła się bliżej schodów prowadzących na parter by móc coś podsłuchać.
Nie chcecie mi sami o wszystkim powiedzieć?! Proszę bardzo! Sama się dowiem!
Dziewczyna usiadła w najciemniejszym kącie u szczytu schodów i wsłuchała się uważniej w słowa dobiegające z kuchni.
- ...ona się czegoś domyśla – powiedziała pani Granger, już trochę spokojniejszym tonem. Widocznie jej mężowi udało się zmniejszyć swoje winy.
-Nie powinniśmy o niej rozmawiać, kiedy jest w domu. To zawsze kończy się sprzeczką. Prędzej czy później coś usłyszy i o wszystkim się dowie, a przecież już ustaliliśmy, że tego nie chcemy, prawda?
- Sama nie wiem... Ma szesnaście lat! Chyba powinna się w końcu o wszystkim dowiedzieć...
- Jean, skarbie... Przecież szesnaście lat temu podjęłaś decyzję, żeby jej o niczym nie mówić - to była tylko i wyłącznie twoja decyzja. Więc, w czym problem?
- Chodzi o to, że nie wiem, czy podjęłam wtedy słuszną decyzję... Co jeśli się myliłam?
- A co jeśli mówiąc o wszystkim wyrządzisz jej jeszcze większą krzywdę?
- Ale nadal milcząc nie dowiem się, co było słuszne, a co nie.
- Kochanie, zburzysz jej całe dotychczasowe życie! Wszystko się dla niej zmieni! Przestanie nam ufać, a kto wie, może i nie tylko nam. Pomyśl, jak będzie cierpieć! Zastanów się, czy narażenie jej na to wszystko jest warte uspokojenia twojego sumienia...
W pomieszczeniu zapadła na moment pełna napięcia cisza. Przerwał ją dopiero cichy głos pani Granger.
- Masz rację... Nie może wiedzieć...
Hermiona siedziała jak sparaliżowana. Oczy miała szeroko otwarte ze zdumienia. Nie miała pojęcia, co kryje się pod słowami jej rodziców. Czuła, że jest bliska odkrycia jakiejś wielkiej rodzinnej tajemnicy. Teraz pozostaje tylko pytanie, czy aby na pewno chce ją odkryć?
Dziewczynie potrzeba było tylko sekundy, żeby podjąć decyzję. Zbiegła po schodach na parter już nawet nie próbując nie robić hałasu. Weszła do kuchni, w której stali zaskoczeni jej przybyciem rodzice.
- Nie wiem, co przede mną ukrywacie, nie wiem, dlaczego tak często się o to kłócicie i nie wiem, czy przez to, co mi powiecie będę cierpieć, czy też nie. Jedno jednak wiem na pewno. Chcę znać całą prawdę...
Państwo Granger spojrzeli po sobie zaskoczeni. Nawet im przez myśl nie przeszło, że ich córka może jeszcze nie spać i usłyszeć ich rozmowę.
- Hermiono, tak mi przykro, że musisz się dowiedzieć w ten sposób... – odezwała się matka dziewczyny. Stała ze spuszczoną głową nie chcąc patrzeć na zdeterminowanie na twarzy córki.
Jesteś wtedy taka podobna do ojca... ­– przeszło przez myśl Jean.
- Chodź na górę do sypialni, coś ci pokażę... – powiedziała pani Granger.
- Nie chcę nic oglądać. Chcę wyjaśnień!
- Spokojnie, będą i wyjaśnienia, ale teraz proszę cię, chodź ze mną.
Hermiona popatrzyła na matkę niezdecydowana, ale w końcu uległa. Skoro mama obiecała jej, że wszystko wyjaśni to tak będzie. Ufała jej bezgranicznie, przynajmniej do tej pory. Nie wiedziała, jak będzie dalej...
Weszły razem do sypialni państwa Granger. Matka wskazała Hermionie by usiadła na łóżku, a sama podeszła do komody z ubraniami. Otworzyła najniższą półkę i wyjęła z niej malutki kluczyk. Wsadziła go w zamek jednej z szuflad szafki nocnej stojącej przy łóżku. Brązowowłosa zawsze, kiedy przychodziła do tego pokoju zastanawiała się, co też może w niej być, jednak nigdy nie zapytała o to matki. Uważała, że każdy może mieć swoje sekrety i szanowała to.
Pani Granger wyjęła coś w kształcie prostokąta, w ciemnym kolorze. Dziewczyna zmarszczyła czoło w geście zdziwienia.
- Czy to album? – zapytała nie mając pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
- Tak, ale chcę ci pokazać tylko jedno zdjęcie – odpowiedziała jej matka i podała jedną fotografię.
Córka wzięła ją od niej i otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Zdjęcie się poruszało! Było zaczarowane!
- Ale... Ono się rusza! – powiedziała podniesionym głosem czekoladowooka przenosząc swoje zaskoczone spojrzenie na matkę.
- Wiem – odpowiedziała Jean, a kąciki jej ust podjechały lekko do góry.
Hermiona znów spojrzała na wręczone jej zdjęcie.
Znajdowała się na nim jej matka. Mogła mieć osiemnaście, może dziewiętnaście lat. Obok niej stał przystojny mężczyzna o krótkich, brązowych włosach, lekko pofalowanych przy końcach i oczach koloru czekolady. Oboje się szeroko uśmiechali, a mężczyzna położył Jean rękę na ramieniu. Wyglądali na parę, bardzo szczęśliwą i zakochaną parę.
- Byliście razem?
- Na tym zdjęciu? Jeszcze nie. Wtedy byliśmy tylko przyjaciółmi – odpowiedział jej matka, czule wpatrując się w trzymaną przez córkę fotografię.
- Czemu ono się rusza? Jest... magiczne.
- To zdjęcie dostałam od Ray’a, to ten na zdjęciu. Był czarodziejem...
Dziewczyna przypatrzyła się uważniej mężczyźnie.
- Czemu mi to pokazujesz?
- Bo to twój ojciec...

„Prawda ma to do siebie, że zapiera. Fałsz ma to do siebie, że wychodzi na jaw”***

*Stephen King.
** Fiodor Dostojewski
***Andrzej Sapkowski. 

*Beta - Bezsprzeczna 


    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA