czwartek, 22 kwietnia 2021

Cmentarne Walentynki

 

Graveyard Valentine by bexchan [tłumaczenie PL] / Summary:


Hermiona myślała, że jest jedyną osobą na świecie, która chciałaby spędzić Walentynki na cmentarzu, ale się myliła. On tu jest. Rok w rok. Ze swoimi rękawiczkami, różami i odpowiedziami. Dramione, walentynkowy one-shot. Post-Hogwarts. EWE.

Tłumaczenie dostępne też na ao3 i fanfiction.net. Poniżej również link do oryginału :)


Tytuł oryginału: Graveyard Valentine

Autorka: bexchan

Tłumaczenie: hope

Zgoda: jest




Death is the end of one story and the beginning of another.

Phillip Moeller



14 lutego 1999


Hermiona poprawiła szalik i wsunęła ręce do kieszeni, żałując, że nie pomyślałam o zabraniu rękawiczek.

Zmrożona trawa chrzęściła pod jej stopami, kiedy zboczyła ze ścieżki, manewrując pomiędzy pomnikami i nagrobkami ustawionymi w nieregularne wzory – większość z nich nosiła znamiona pogody i wiekowości, pozostałe były całkiem nowe. Dochodziła dwudziesta trzecia i noc docierała do swojej najczarniejszej godziny, ale znalazły się tu przeróżne lampy rozświetlające drogę. Niektóre z nich bliskie zgaśnięcia i zanikające, a inne migoczące przez ćmy, które tańczyły wokół nich jak nasiona klonu. Rozglądając się z niewielkiego wzgórza, mogła dostrzec nagie gałęzie wiązu, wyciągnięte do gwiazd jak ramiona w błagalnym geście. Poczuła, że emocje chwytają ją za gardło.

Ta część cmentarza była odosobniona i opuszczona z większością pomników liczących wieki, ale z jakiegoś powodu wydawało się to właściwe w tamtym czasie. Teraz Hermiona zastanawiała się, czy może Tonks nie wolałaby spoczywać w otoczeniu innych poległych, jako że zawsze ceniła towarzystwo przyjaciół. A potem zdała sobie sprawę, że przecież mieszkańcy grobów to nie przyjaciele. Tylko obcy. I Hermiona wiedziała, że dopóki Tonks była blisko Remusa, nic innego jej nie interesowało. Powiedziałaby coś w stylu „I tak nie żyję, co mnie obchodzi, gdzie będę leżeć? Przecież to nie tak, że się o tym nie dowiem”. Więc Tonks i Remus zostali pochowani ramię w ramię pod kołyszącym się wiązem, na tym rozległym cmentarzu, niedaleko od Teda Tonks, Syriusza Blacka i Severusa Snape’a.

Hermiona przełknęła ciężko ślinę, kiedy podchodząc do zbocza wzgórza, prawie potknęła się o wystające korzenie dębu rosnącego na szczycie i chwyciła się jego pnia dla złapania równowagi. Unosząc głowę, wzrokiem odnalazła grób, który przyszła odwiedzić, ale okazał się osłonięty przez czyjąś sylwetkę. Mężczyznę. Bicie jej serca przyspieszyło do niemalże bolesnego tempa, a wibrowanie w klatce piersiowej przypominało nakręcaną zabawkę, zacisnęła mocniej pięść na różdżce w kieszeni. Jeśli wojna ją czegoś nauczyła, to właśnie stałej czujności.

Zastanowiła się, czy nie wspomniała Harry’emu albo Ronowi, że przyjdzie tu dziś wieczorem, ale wiedziała, że nie mogła. Była święcie przekonana, że chłopcy nie zdawali sobie sprawy z jej nocnej eskapady na cmentarz – w innym wypadku z pewnością nalegaliby, żeby przyjść, a ona chciała to zrobić sama. Dlatego wybrała taką porę; żeby mieć ten luksus odosobnienia i prywatności, ale najwyraźniej ktoś postanowił jej to odebrać.

Postać była wysoka i szczupła, o zdecydowanie męskiej posturze. Niechciany przybysz pochylał głowę, ale kiedy do Hermiony zaczęło docierać, że poznaje tę sylwetkę, uniósł twarz, a blask księżyca odbił się od jego niesławnych, prawie białych blond włosów.

Jej szczęka opadła od potoku emocji, który zalał ją w jednej chwili; szok, wściekłość, zmieszanie, odraza. Z miejsca, w którym stała nie mogła dostrzec jego twarzy, ale wiedziała, że to był Draco Malfoy. Wróciła myślami do ostatniego razu, kiedy go widziała, jakieś pięć miesięcy wcześniej na procesie Malfoyów. Harry przemawiał w ich obronie i Hermiona poszła razem z nim jako wsparcie, podczas gdy Ron odmówił, nalegając, że Draco i jego rodzice „za to co zrobili, zasługują, żeby zgnić w Azkabanie”. Hermiona stanęła po stronie Harry’ego, słuchając, jak Narcyza uratowała mu życie i jak zastraszany był Draco, ale nie przyszło jej to łatwo. Ciężko oprzeć się rozważaniom tych wszystkich okropnych rzeczy, które zrobili Malfoyowie, finalnie doprowadzając do wojny i walczyła ze sobą, żeby traktować Dracona niemniej niż z rozczarowaniem i pogardą za jego zachowanie w Hogwarcie. Nawet jeśli nie udowodniono mu winy, wciąż był okrutnym i uprzedzonym gnojkiem.

To była odruchowa reakcja, ale jego obecność sprawiła, że awersja, którą wobec niego żywiła, gdy dorastali, nagle rozgorzała na nowo. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że cała ta sytuacja była jakimś okrutnym żartem; że przyszedł tu kpić z pamięci tych, którzy polegli. Zacisnęła dłonie w pięści, wychodząc z cienia dębu i ruszając w kierunku Dracona długimi, niespokojnymi krokami.

– Co ty tu, do cholery, robisz? – zażądała odpowiedzi, kiedy znajdowała się zaledwie kilka kroków od niego. Obserwowała, jak drgnął z zaskoczenia.

Powoli się odwrócił, stając do niej twarzą, jego postura była sztywna i defensywna, ale kiedy zauważyła wyraz jego twarzy, nie mogła powstrzymać oczu rozszerzających się ze zdziwienia. Wyglądał tak bardzo inaczej, jak udręczony chłopiec uwięziony w skorupie dumnego mężczyzny; rysy twarzy miał ponure i napięte, kiedy zagryzał mocno tylne zęby. Sposób, w jaki się jej przyglądał, nie był ani cierpki, ani chłodny; jego spojrzenie było puste, a jednak jakimś cudem intensywne, jakby zapomniał, jak wyglądała, a teraz poddawał ją ponownej ocenie, jednak bez wyrażania troski.

Westchnął, na co mroźne powietrze stworzyło biały obłok. 

– Granger – powitał ją cicho ze stoickim spokojem.

– Zapytałam, co ty tu, do cholery, robisz!

– Słyszałem cię – powiedział. – Pomyślałem, że to dosyć oczywiste, dlaczego tu jestem. Z tego samego powodu, co ty.

Prychnęła.

– Bardzo w to wątpię. Jestem tu, żeby złożyć wyrazy szacunku…

– Tak, jak ja…

– Nie waż się! – przerwała mu, podchodząc krok bliżej. – Masz chore poczucie humoru…

– Granger. – Zmarszczył brwi. – Nie przyszedłem tu, żeby sprawiać kłopoty.

– Nie powinieneś tu być! – krzyknęła wściekle, czując, że łzy spływają jej po policzkach. Nie była pewna, czy wywołała je frustracja, czy żałoba. I tak wszystkie łzy paliły tak samo. – Nie masz prawa tu być!

Złączył brwi.

– Kim jesteś, żeby decydować, kto…

– Byłam jej przyjaciółką! – wtrąciła, jej głos drżał z emocji. – Ty nie masz żadnego powodu, żeby tu przychodzić. Nawet jej nie znałeś, kiedy żyła!

– Prawdopodobnie to daje mi więcej powodów, żeby tu być – skontrował.

Sięgnął jedną, ubraną w rękawiczkę dłonią do kieszeni płaszcza, Hermiona pospiesznie wyjęła różdżkę, celując drżącą ręką prosto w Dracona. Zawahał się przez moment, jego nieobecne spojrzenie wędrowało między oczami Hermiony a jego różdżką i wtedy powoli wyciągnął pojedynczą, czarną różę. Schylił się i ułożył ją na grobie Tonks, podczas gdy Hermiona obserwowała go w kompletnym osłupieniu. Zanim się wyprostował, Draco wymamrotał coś nieskładnie. Znów przyglądał się jej tym nieobecnym spojrzeniem, ściągnął rękawiczki i rzucił je w kierunku Hermiony. Instynktownie złapała przedmiot wolną ręką. Przez moment się w nie wpatrywała, zanim posłała mu szybkie, pełne podejrzliwości spojrzenie, szukając w jego biernej postawie jakiegoś wyjaśnienia.

– Masz praktycznie sine ręce – powiedział, a potem odwrócił się i odszedł.

Gapiła się na jego plecy, dopóki nie zniknął z pola widzenia. Cała wrogość, którą wobec niego czuła, zaczynała topnieć, a jej miejsce zajęły dziwne emocje, które bardzo przypominały poczucie winy. Nagła zmiana jej usposobienia była tak wstrząsająca, że prawie zawołała za Malfoyem. Powstrzymała się jednak, poddając w wątpliwość, czy na pewno sposób, w jaki go zaatakowała, był zbyt bezlitosny czy może kompletnie uzasadniony, biorąc pod uwagę ich historię. Co najbardziej wytrąciło Hermionę z równowagi, to niechęć Dracona, żeby na nią nakrzyczeć. Podczas ich pobytu w Hogwarcie zawsze gorliwie wdawał się w płomienne dyskusje, korzystając ze swojego ciętego dowcipu i ostrych ripost, jakby był to pewien rodzaj dyscypliny sportowej, ale myśląc o ich dzisiejszej konfrontacji, odnosiła wrażenie, że robił wszystko, żeby uniknąć sprzeczki.

Potrząsnęła głową i, przypominając sobie, dlaczego tu była, odwróciła się z powrotem do grobu Tonks. Łzy zaczęły kapać z jej policzków jak krople deszczu. Przykucnęła, żeby uklęknąć obok nagrobka, mogła poczuć sól w kącikach ust. Wypuściła z płuc drżący oddech. Wszystkie kwiaty pokrywające oba groby – Tonks i Remusa – od czasu ich pogrzebu zwiędły albo zostały pochłonięte przez przymrozek panujący w lutym. Teraz jedyną oznaką opłakiwania zmarłych była samotna róża od Draco – przez moment myślała o tym, żeby ją zabrać, wciąż niepewna, jak czuła się w związku z jego dziwnym zachowaniem.

A jednak tego nie zrobiła.

– Tęsknię za tobą – wyszeptała do nagrobka, unosząc różdżkę i wyczarowując wieniec z fiołków i przebiśniegów. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.


_________________



14 lutego 2000


Hermiona oparła się całym ciężarem ciała o dąb i westchnęła. Przynajmniej tym razem pamiętała, żeby włożyć rękawiczki.

Malfoy znów tu był, a Hermiona i tym razem mogła dostrzec pomiędzy jego palcami kształt zwisającej róży.

W ciągu ostatniego roku jej umysł wiele razy dryfował w kierunku ich konfrontacji. Zastanawiała się, czy Malfoy wróci tu dzisiaj znowu i dlaczego w ogóle odwiedzał grób Tonks. Próbowała sobie nawet wyobrazić, co mogłaby mu powiedzieć, jednak nigdy nie docierała do odpowiedniej konkluzji. Prawdopodobnie dlatego nie była wyjątkowo zaskoczona jego obecnością, ale i tak dziwny supeł nerwów zawiązał się w jej brzuchu, kiedy do niego podeszła. Gdy znalazła się zaledwie kilka kroków od Malfoya, zerknął na nią przez ramię z obojętnym wyrazem twarzy, jakby jej oczekiwał, a ona nieświadomie odnotowała, że wyraz twarzy wciąż miał pozbawiony życia, a z oczu nadal wyzierała pustka.

– Znów tu jesteś – wymamrotała, krytykując się w myślach za stwierdzanie oczywistości. – To znaczy, ja nie byłam pewna, czy ty…

– Czy planujesz znowu zacząć na mnie krzyczeć? – przerwał jej, ale bez jadu w głosie. – Ponieważ za moment zamierzam stąd iść…

– Nie, nie, w porządku – powiedziała szybko. – Ja… och… Chciałabym przeprosić za sposób, w jaki odezwałam się do ciebie w ubiegłym roku. To nie było konieczne, ja byłam zmartwiona i… tak, przepraszam.

Z zaskoczeniem odkryła, że właściwie mówiła szczerze, a po sposobie, w jaki Draco uniósł brwi aż po same czoło, domyśliła się, że on również był zdziwiony. Przygryzając dolną wargę i czując się odrobinę idiotycznie, kiedy Draco wciąż wpatrywał się w nią bez słowa, prawie pożałowała, że nie powtórzyła swojego zachowania z ubiegłego roku i po prostu nie zaczęła na niego wrzeszczeć tak długo, dopóki by nie uciekł.

– Wiesz… – mruknął w końcu. – Większość ludzi powiedziałaby, że to ja jestem ci winien przeprosiny.

– Nie wyglądasz mi na skruszonego.

Jego spojrzenie przez krótki moment stało się żywsze, prawie się uśmiechnął.

– Bo nie jestem.

– Cóż, ja właściwie też – kontynuowała, z zażenowaniem przestępując z nogi na nogę. – Ale nie miałam prawa kazać ci odejść…

– Więc nie masz żadnych zastrzeżeń, żebym tu został?

Przez moment rozważała jego pytanie, decydując, że z tego, co mogła sobie przypomnieć, był to właśnie jeden z najdziwniejszych momentów w jej życiu. A to coś znaczyło. Większa część jej mózgu krzyczała, żeby znów poprosiła go o odejście, ale, jak to często w takich przypadkach, ciekawość okazała się głośniejsza i Hermiona zdała sobie sprawę, że była głęboko zaintrygowana, co do powodów jego wizyt na cmentarzu. Ciekawiło ją też zachowanie Dracona, które można było rozważać w kategorii cywilizowane, więc wbrew swojemu rozsądkowi – wzruszyła ramionami.

– To wolny kraj – powiedziała po długiej pauzie. – Możesz robić, co chcesz.

Przytaknął i przeniósł puste spojrzenie na grób Tonks. Oboje trwali tak przez chwilę, nie odzywając się ani nie poruszając, podczas gdy zimny wiatr dął wokół nich. Ta cisza daleka była od komfortowej i potrzeba przerwania jej sprawiała, że Hermionę aż świerzbił język, ale to Draco odezwał się pierwszy.

– Opowiedz mi coś o niej – poprosił nagle, nie odrywając wzroku od nagrobka.

– Co chciałbyś…

– Po prostu opowiedz mi coś o niej – powtórzył. – Cokolwiek.

Hermiona zmarszczyła brwi, kiedy przemówiła.

– Cóż, była Aurorem i wspaniale się pojedynkowała. Była taka odważna…

– Nie, nie w ten sposób – przerwał jej. – Wielkie rzeczy tworzą bohaterów, nie ludzi. Powiedz mi coś małego.

Znów zamilkła, zaciskając wargi i pocierając nimi o siebie w zamyśleniu.

– Cóź… lubiła mugolską muzykę, jak The Beatles…

– Mniejszego – wtrącił, posłał jej wyczekujące spojrzenie. – Jak parzyła herbatę?

Hermiona zamrugała oszołomiona.

– Nie lubiła herbaty. Piła jedynie kawę, czarną z jedną łyżeczką cukru.

– Co jeszcze?

– Ona… hm… nienawidziła dżemu, więc tosty smarowała samym masłem, ale i tak wolała grzanki.

Pochylił głowę, jakby układał sobie w niej nowe informacje, i kręcił różą pomiędzy palcami.

– Coś więcej.

– Uwielbiała Brown Sauce – kontynuowała, błądząc myślami gdzieś daleko. – Zwykle używała go do wszystkiego. Nawet potraw takich jak stek z makaronem… – Głos uwiązł Hermionie w gardle, zacisnęła powieki, kiedy nieuniknione łzy zaczęły palić jej oczy. – Boże, tęsknię za nią.

Nie planowała mówić tego głośno, ale stało się – słowa zawisły w powietrzu między nimi, praktycznie błagając go, żeby z niej zakpił, albo ją oceniał, a ona natychmiast poczuła się bezbronna i niedorzeczna. Na moment wykręciła głowę z dala od Draco, czekając aż wiatr osuszy jej łzy, zanim odwróciła się z powrotem, gotowa zmierzyć się z kpiną, która ochoczo łaskotała go w czubek języka. Ale kiedy otworzyła oczy, odkryła, że Draco się w nią wpatruje, prawie z obsesją, jakby próbował zapamiętać każdy cal jej ekspresji i wyryć go sobie w pamięci – zadrżała od intensywności tego spojrzenia.

– Dlaczego tu jesteś, Malfoy? – zapytała dosadnie, niekoniecznie spodziewając się odpowiedzi, jednak czuła potrzebę, żeby powiedzieć cokolwiek. Prawdopodobnie do tej pory powinna się już nauczyć, jak bezcelowe były próby przewidzenia czegokolwiek, co mógłby zrobić Draco Malfoy.

– Nie mam rodzeństwa, a ona była moją jedyną kuzynką – odezwał się wreszcie, a w tonie jego głosu wybrzmiewała osobliwa, urzekająca nuta. Hermiona wstrzymała oddech. – Tak samo u niej; żadnego rodzeństwa i ja jako jej jedyny kuzyn.

– Nie rozumiem.

– Myślałem, że akurat ty jako jedynaczka zrozumiesz to doskonale – zakwestionował. – Chyba że masz kuzynostwo, z którym utrzymujesz dobre relacje?

Pokręciła głową.

– Nie, nie mam.

– Więc jestem pewien, że rozumiesz – mruknął. – Prawdopodobnie dlatego ty i Potter jesteście tak blisko. Do czego zmierzam, uważam, że mielibyśmy zupełnie inne relacje, gdybyśmy zostali wychowani w innych okolicznościach.

Hermiona wpatrywała się w niego z uchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami, jakby mówił w języku, którego nie rozumiała. I w pewnym sensie tak było.

– Dlaczego mi to mówisz? – zapytała. – Właściwie, dlaczego w ogóle jesteś dla mnie… uprzejmy?

Tym razem kiedy skierował na nią wzrok, całe ciało ruszyło tym śladem. Palcem wskazującym stukał w jeden z kolców róży.

– Ty i ja mamy więcej wspólnego ze sobą niż z nimi – odparł, kiwając głową w kierunku grobów. – Krwawimy i oddychamy w ten sam sposób, a prawdopodobnie tylko to ma znaczenie na koniec. Zanim do nich dołączymy.

– Okej – wymamrotała niepewnie. – Czy to twój tajemniczy i ponury sposób na powiedzenie mi, że już nie wierzysz w uprzywilejowanie czystej krwi? Że wyciągnąłeś z tego lekcję?

– Coś w tym stylu – powiedział i wygiął wargi w półuśmieszku. – Jeśli ty, spośród wszystkich ludzi, nazywasz mnie tajemniczym, Granger, zastanawiam się, czy nie powinienem czuć się zaniepokojony.

Na usta Hermiony prawie wpłynął uśmiech, ale powstrzymała się w porę. To sprawiłoby, że sytuacja stałaby się zbyt surrealistyczna.

– Czy to jest prawdziwy powód twoich wizyt tutaj? – zapytała, a ton jej głosu okazał się ostrzejszy niż chciała. – Wiesz, nie znajdziesz odkupienia na cmentarzu, Malfoy.

Jego połowiczny uśmiech zniknął, Malfoy się wyprostował.

– Nie szukam odkupienia, Granger. Szukam tylko wytchnienia.

Z tymi słowami rzucił czarną różę na grób Tonks, odwrócił się na pięcie i odszedł tak samo, jak w zeszłym roku. Hermiona znów zamarła, nie mogąc znaleźć słów. Podążała za nim wzrokiem, dopóki nie zniknął z pola widzenia, a w żołądku wzrastało jej to samo poczucie winy co ostatnio. Zebrała myśli, obróciła się z powrotem do nagrobka Tonks, przykucnęła i ułożyła różę od Draco w bardziej celowy sposób.

– Twój kuzyn jest bardzo skomplikowany – westchnęła.

Ze łzą spływającą po policzku, pochyliła się do przodu i przejechała palcami po literach epitafium.

Ku pamięci Nimfadory „Tonks” Lupin

14 lutego 1973 – 2 maja 1998

Córka, Matka, Żona i Przyjaciółka

Bella Detesta Matribus*


_________________



14 lutego 2001


Tego roku zima przyszła późno, więc cmentarna ziemia wciąż błyszczała delikatnie przyprószona płatkami śniegu, które zdobiły nagrobki jak lukier.

Stali w ciszy już od około dziesięciu minut, kiedy Hermiona spojrzała w dół i zauważyła, że ręka, którą Draco trzyma czarną różę, była goła. Wsunęła dłoń do kieszeni płaszcza i wyciągnęła parę rękawiczek, które pożyczył jej podczas ich pierwszego spotkania.

– Trzymaj – powiedziała, wyciągając je do niego. – Twoje ręce wyglądają na zmarznięte.

Uniósł brew, zanim sięgnął, żeby je wziąć. Ich palce spotkały się na krótko przy tej wymianie i Hermiona wzdrygnęła się na ten kontakt. Był tak zimny, że aż gorący, momentalnie poczuła, że od jego dotyku parzy ją skóra.

– I zajęło ci tylko dwa lata, żeby je zwrócić – mruknął, jego wzrok przemknął po grobie Tonks, zanim znów się odezwał. – Chociaż lepiej późno niż wcale.

Hermiona poczuła, że zbliża się do nich kolejna, krępująca fala ciszy, więc pospieszyła, żeby ją odgonić.

– Mogę cię o coś zapytać?

Draco odwrócił głowę w kierunku Hermiony, analizując ją z uciechą, zanim powoli przytaknął.

– Śmiało.

– Dlaczego przychodzisz tu akurat dzisiaj?

– Zakładam, że z tego samego powodu, co ty. – Wzruszył ramionami. – To jej urodziny, ale domyślam się, że większość ludzi odwiedza ją w rocznicę śmierci. I wątpię, żeby wiele osób zdecydowało się spędzić Walentynki na cmentarzu, a ja wolę samotność.

– Ale nie jesteś sam – wytknęła. – Też tu jestem.

Jego warga drgnęła.

– Możliwe, że nie przeszkadza mi twoja obecność – powiedział cicho, ale Hermiona miała zaledwie moment, żeby rozważyć jego wyznanie, zanim znów się odezwał. – Jak dokładnie czuje się Weasley ze świadomością, że spędzasz tu Walentynki?

– Um… cóż, on… hm – mamrotała niezdarnie, wciąż otumaniona jego wcześniejszym komentarzem. – Właściwie to on nie wie, że tu przychodzę.

– Nie? Ogłuszasz go Drętwotą czy coś?

Nie zdołała powstrzymać krótkiego śmiechu, który wydobył się z jej ust.

– Nie, po prostu nigdy nie byłam fanką Walentynek. Jeśli wystarczająco kogoś kochasz, jeden dzień nie powinien robić aż takiej różnicy ani być wymówką do okazywania miłości. Po prostu powiedziałam Ronowi, że będę pracować.

– Dlaczego nie powiesz mu, że tu przychodzisz? – zapytał Draco.

– Ponieważ wiem, że też będzie chciał przyjść – wyjaśniła. – A tak jak powiedziałeś; wolę robić to w samotności.

– Z wyjątkiem, że nie jesteś sama.

Uśmiechnęła się do niego bez przekonania i wzruszyła ramionami.

– Możliwe, że mi też nie przeszkadza twoja obecność.

Cisza, która tym razem ich otuliła, była prawie komfortowa i Hermiona wykorzystała moment, żeby zauważyć, że Draco wygląda zdecydowanie zdrowiej niż ostatnim razem, gdy go widziała. Mimo że jego skóra wciąż była blada jak porcelana, jakimś cudem biła od niego świeżość, a we wcześniej martwych oczach migotało życie, jakby prawdziwie pochłaniał znaki i dźwięki z otoczenia. Jakby prawdziwie mógł ją dostrzec. Wskazówki i zmiany wydawały się niewielkie, ale były tam i, z jakiegoś powodu, odnajdywanie ich przynosiło jej spokój.

– Opowiedz mi o niej – powiedział Draco.

– Jej ulubionym kolorem był fioletowy.

– Coś innego.

– Jej ulubionym smakiem Fasolek Wszystkich Smaków był piankowy.

– Coś innego.

Hermiona zawahała się, patrząc mu w oczy.

– Myślę, że byłaby szczęśliwa, wiedząc, że ją tak odwiedzasz.

Opuścił sceptycznie brwi, ale nie odpowiedział. Oboje powrócili do wpatrywania się w nagrobek Tonks i Hermiona przełknęła supeł emocji, który zawiązał się w jej gardle. Łzy, które wymknęły się jej spod rzęs, były inne niż te w ubiegłym roku – pospiesznie starała je rękawem, ale utrzymanie ich w sekrecie nie wchodziło w grę.

– Dlaczego płaczesz? – zapytał Draco.

Wzięła głęboki oddech, żeby uspokoić głos.

– Bo nie płaczę z tęsknoty za nią i to sprawia, że czuję się winna.

Zmarszczył czoło i wydawał się potrzebować chwili, żeby rozważyć jej wyznanie.

– Czas jest narzędziem dla adaptacji i akceptacji – powiedział z namysłem, jakby w ogóle nie mówił do niej. – Nie powinnaś obwiniać się za to, że ruszyłaś dalej. Nie zostałaś stworzona, do tego, żeby dać się zżerać żałobie. Jesteś wojownikiem, Granger. Przecież to wiesz.

Jego słowa praktycznie przybrały fizyczną postać, jakby realnie mogła poczuć, jak ich ciężar ją opuszcza i pozostawia po sobie przyjemne, kojące ciepło. Wypuszczając oddech, który nieświadomie wstrzymywała, wpatrywała się w Dracona, studiując jego ponury wyraz twarzy w poszukiwaniu oznak podstępu albo kłamstwa, ale niczego nie znalazła.

– Jesteś całkiem inny – wyszeptała i odchrząknęła, żeby oczyścić gardło, kiedy Draco posłał jej niepewne spojrzenie. – To znaczy, bardzo się zmieniłeś i mówię to, jako komplement.

– Ty nie zmieniłaś się prawie wcale.

– To dobrze?

– Nie był to negatywny komentarz – odpowiedział, podtrzymując kontakt wzrokowy. – Więc przypuszczam, że może być też rozpatrywany jako komplement.

Uśmiechnęła się.

– W takim razie dziękuję.

Skłonił głowę z uznaniem i rozpoczął swoją standardową rutynę z czarną różą, schylając się i układając ją na grobie Tonks. Kiedy z powrotem się wyprostował, zawahał się na moment, posyłając Hermionie to frustrujące, nieodgadnione spojrzenie.

– Do zobaczenia za rok – powiedział zwyczajnie i odszedł.

Czekała, aż dźwięk jego kroków na skrzeczącym śniegu ucichnie i spojrzała troskliwie na nagrobek Tonks, rozciągając usta w trochę szerszym uśmiechu.

– Nie jest taki zły, prawda?


_________________



14 lutego 2002


Spod przymkniętych powiek Hermiona analizowała twarz Dracona; zapadnięte wgłębienia w policzkach i szaroniebieskie wory przylegające do oczu. Był blady, ale nie w ten pociągający, przypominający porcelanową lalkę, sposób. Nie wiedziała, czy zrzucił kilka kilo, czy jego twarz wyglądała na wychudzoną dlatego, że tak mocno zaciskał szczękę – i prawdopodobnie robił to od tygodni. Oczywiście przeczytała wszystkie artykuły, jakie pojawiły się w gazetach i spodziewała się dostrzec w nim zmiany fizyczne na pewnym poziomie, ale tak właściwie to wyglądał lepiej niż się spodziewała. I jakimś cudem okazało się to nawet bardziej niepokojące.

Nie zamienili ani słowa, odkąd dołączyła do niego przy grobie Tonks. Nie odbiegało to wiele od normy, mając w pamięci ich ostatnie spotkania tutaj, jednak dzisiaj cisza była wręcz klaustrofobiczna, więc Hermiona desperacko próbowała ją przerwać.

– W tym roku jest cieplej – wymamrotała. – Nie sądzisz?

– Chcesz rozmawiać o pogodzie? – zapytał prawie karcącym tonem. – Jakie to brytyjskie, Granger.

Zacisnęła usta.

– Po prostu próbowałam…

– Nie ma potrzeby, żebyś chodziła na paluszkach wokół tego tematu – powiedział. – Uważam to za kurewsko irytujące, kiedy ludzie tak robią.

– W porządku więc. – Westchnęła, nerwowo przenosząc swój ciężar z nogi na nogę. – Słyszałam o twoim ojcu, przykro mi…

– Nie masz ku temu powodów – wszedł jej w słowo. – Nienawidziłaś go i to uczucie znajduje dobre uzasadnienie.

Zmarszczyła brwi, odwracając się do niego.

– Nienależnie od tego, jakie uczucia żywiłam do twojego ojca, to o tobie pomyślałam, kiedy usłyszałam wiadomości. I naprawdę mi przykro z powodu twojej straty.

Odwrócił głowę w jej kierunku i zmrużył oczy, jakby szukając w niej jakiejkolwiek oznaki nieszczerości. Najwidoczniej w końcu usatysfakcjonowany, że żadnej nie znalazł, kiwnął głową, a rysy jego twarzy lekko zmiękły.

– Wszystko w porządku, Granger. Minęły miesiące, poza tym nie było to zaskoczeniem, chorował od pewnego czasu.

– Wiem, ale prasa… nie była zbyt miła…

– Tego można się było spodziewać – wymamrotał. – Skoro mowa o nowościach, słyszałem o tobie i Weasleyu.

Trochę szerzej otworzyła ze zdziwienia oczy.

– Tak… Cóż…

– Przykro mi.

– S-słucham? – zająknęła się.

– Przykro mi, że ty i Weasley zerwaliście – powiedział nonszalancko. – Ale to była kwestia czasu, aż wreszcie posłuchasz zdrowego rozsądku. Weasley nie potrzebuje kochanki tylko matki, a ty jesteś zdecydowanie zbyt niezależna i ambitna, żeby odgrywać tę rolę.

Usta Hermiony pozostawały otwarte, kiedy próbowała zebrać myśli.

– Wybacz mi, Draco, ale nie znasz mnie na tyle, żeby wysnuwać takie założenia.

– Nie? – zakwestionował. – Znam cię tak długo jak Potter i Weasley. Może nie tak intymnie, ale założenie, że cię nie znam jest nieprawdą.

– Ale ja…

– Chyba że jest inny powód, dlaczego zerwałaś z Weasleyem?

– Po prostu dorośliśmy i nasze drogi się rozeszły – odpowiedziała obronnie. – Jesteśmy w innych miejscach…

– Masz cele, które mu nie pasują – przerwał jej rozmyślnie. – Co tak naprawdę tylko potwierdza moją tezę na temat twoich ambicji. Nie ma potrzeby, żebyś przechodziła w defensywę, Granger, to było nieuniknione, że wy dwoje się rozejdziecie.

Założyła ręce na piersi.

– Od kiedy to jesteś tak cholernie spostrzegawczy i obeznany w sferze związków?

– Nie jestem – odparł, przerywając na rzecz złośliwego półuśmiechu. – Po prostu poznaję niedopasowanie, kiedy je widzę…

– Musisz wiedzieć, że nasz związek był dobry, kiedy jeszcze byliśmy razem.

– Dobry? – powtórzył jak echo. – Czy to przypadkiem nie synonim do nudny, kiedy mówi się o związkach?

Jej twarz wykrzywiła frustracja.

– Wiesz, jesteś cholernie…

– Nie rozumiem, dlaczego przechodzisz od razu do ataku – przerwał jej ponownie. – Właściwie to oferuję ci komplement, rozpoczynając dyskusję o twoich ambicjach. Słyszałem o pracy, którą wykonujesz dla Ministerstwa. Bardzo imponująca.

– Och – mruknęła, momentalnie wytrącona z równowagi. Znowu. – Cóż, dziękuję, ale wciąż nie zgadzam się z tym, co mówisz o związku moim i Rona. Nie czuję się też szczególnie komfortowo, rozmawiając o tym z tobą. Bez urazy.

Wzruszył ramionami.

– Nie ma sprawy. Wolałabyś porzucić ten temat?

– Owszem.

– Mi pasuje. Nie postrzegam Weasleya jako specjalnie ożywiający temat do dyskusji. 

Wywróciła oczami.

– Wiesz, Ron jest dobrym…

– Chociaż mam ostatnie pytanie – powiedział szybko. – I wtedy możemy pomówić o czymkolwiek innym, dopóki nie będzie to dotyczyło mojego ojca.

Hermiona nieobecnie zastanawiała się, czy ciekawość zabije najpierw ją, czy Krzywołapa.

– Śmiało.

– Myślisz, że ty i Weasley kiedyś do siebie wrócicie?

Zdecydowanie nie tego się spodziewała i z pewnością wyraz jej twarzy wyraźnie mu to powiedział.

– Um… Nie – wyznała z wahaniem. – Nasz romantyczny związek skończył się na dobre i chociaż to smutne, nie mogę powstrzymać tego, że czuję się trochę… jakby mi…

– Ulżyło – zakończył za nią.

Sugestia, że to też jego uczucia względem śmierci Lucjusza, zawisła między nimi jak mglisty oddech i Hermiona po prostu kiwnęła głową ze zrozumieniem, wyczuwając, że niektóre rzeczy powinny pozostać niewypowiedziane. Cisza, która po tym zapadła nie była ani komfortowa, ani męcząca; po prostu trwała, dopóki nie zniknęła, jak oni i wszystko wokoło.

– Powiedz mi coś o niej – poprosił Draco przewidywalnie, przekręcając głowę w kierunku nagrobka. – Właściwie, pamiętam, że wspomniałaś coś o muzyce, którą lubiła, o zespole? The Bugs, czy coś?

– The Bugs? – Westchnęła. – The Bugs?

– Czy nie to…

– The Beatles, Draco, nazywają się The Beatles.

Przekrzywił głowę i posłał jej znudzone spojrzenie.

– Wystarczająco blisko.

– Zdecydowanie nie – zaprzeczyła uparcie. –  The Beatles było rewolucyjnym zespołem, który całkowicie zmienił oblicze mugolskiej muzyki…

– Gdybyś jednak nie zauważyła, Granger – powiedział powoli – przypomnę, że zostałem wychowany tak, by niespecjalnie interesować się mugolską kulturą.

Zmarszczyła brwi.

– W porządku, słuszna uwaga. W każdym razie Tonks ich uwielbiała. Zgaduję, że jej tata zapoznał ją z ich twórczością. Jej ulubioną piosenką było „I Want to Hold your Hand”.

– Brzmi jak swego rodzaju frywolna ballada.

– Ale nie jest. Właściwie, zaczekaj, myślę, że mogę… – Zamilkła, grzebiąc w swojej torbie i po chwili wyjmując mały przedmiot. – Tak, tu cię mam.

Draco spoglądał podejrzliwie na nieznany przedmiot.

– Co to, kurwa, jest?

– Przenośne, mugolskie urządzenie, które służy do odtwarzania muzyki – wyjaśniła, wyciągając różdżkę. – Mam na nim piosenki. Jeśli tylko rzucę zaklęcie, powinno grać…

– Granger, czy to naprawdę konieczne?

– Och, cicho. To jakaś farsa, że nigdy wcześniej nie słyszałeś ich muzyki – powiedziała, szczerząc się triumfalnie, kiedy usłyszała riff otwierający utwór. – Widzisz, nie przypomina ballady, prawda?

Nie odpowiedział, a ona nie dostrzegła cynicznego spojrzenia, którego się spodziewała, kiedy kiwała głowę w rytm znanej melodii. Później, kiedy będzie leżeć sama w łóżku, zacznie się zastanawiać, w którym momencie poczuła się komfortowo w obecności Draco; wystarczająco komfortowo, żeby zatracić się w muzyce i zacząć śpiewać tekst piosenki.

I want to hold your hand. And when I touch you I feel happy insi… – Jej głos się załamał, kiedy zauważyła, że Draco ją obserwuje z jawnym rozbawieniem, a jego usta rozciągają się w uśmieszku, który już prawie przypominał prawdziwy uśmiech. Poczuła rumieniec rozlewający się po policzkach i odchrząknęła, żeby oczyścić gardło. Wyłączyła muzykę, opuszczając wzrok, żeby ukryć zażenowanie. – Tak, cóż… Wiesz już, o co chodzi.

– Dlaczego przerwałaś? – zapytał, uśmieszek wciąż był na swoim miejscu. – Zrobiłaś niezłe przedstawienie…

– Och, zamknij się. Tak czy siak, to jej ulubiona piosenka…

– Sama też wydawałaś się nią zachwycona – zażartował.

Zacisnęła usta.

– Jesteś irytujący.

– A ty urocza.

W momencie, kiedy te słowa zawisły w powietrzu, jego wyraz twarzy znowu stwardniał, a emocje zniknęły za stoicką maską. Hermiona natomiast westchnęła, a jej szczęka opadła z szoku. Zamrugała, studiując go z zainteresowaniem, skanując jego twarz w poszukiwaniu śladu dyskomfortu albo kpiny, ale po prostu stał z tą samą nonszalancją co zawsze i zaczęła się przez to zastanawiać, czy w ogóle się odzywał.

– Wybacz – odparła. – Co powiedziałeś?

– Nic istotnego – odpowiedział twardo, wyciągając rękę, żeby upuścić czarną różę na grób Tonks.

Odwrócił się z powrotem do Hermiony, w jego oczach dostrzegła miękkość, której nigdy nie widziała, więc wstrzymała oddech, czekając, co powie. Mogła dostrzec, jak u boku rozprostowuje i z powrotem zaciska palce w pięści, jakby nie był pewien, co zrobić z rękoma. Przez chwilę nawet pomyślała, że może wyciągnie dłoń i ją dotknie. Ale wtedy jego obojętna fasada powróciła i już wiedziała, że moment minął.

– Dobranoc, Granger – powiedział i ruszył przed siebie.

– Dobranoc, Draco.


_________________



14 lutego 2003


Spóźniał się.

Zawsze pojawiała się na cmentarzu o jedenastej wieczorem, a on zawsze był tam jeszcze przed jej przyjściem. Zawsze. To coś, czego zaczęła oczekiwać, więc kiedy jego sylwetka nie majaczyła nad grobem Tonks, Hermiona natychmiast stała się niespokojna. Jej klatkę piersiową zalała chłodna obawa, kiedy zastanawiała się, czy coś mogło przydarzyć się Draco. I wtedy ze zmartwieniem pomyślała, że pewnie zwyczajnie zmęczyło go opłakiwanie zmarłych.

Najgorszą rzeczą było to, że poczuła, jakby zostały między nimi jakieś niedokończone sprawy z poprzednich Walentynek. Odgrywała to spotkanie w swojej głowie przez ostatnie dwanaście miesięcy – wspomnienie pojawiało się w jej umyśle spontanicznie i w nieodpowiednich momentach. Rozważała nawet skontaktowanie się z nim, ale finalnie zawsze porzucała tę myśl. Jakkolwiek dziwnie i makabrycznie by to nie brzmiało, cmentarz stał się ich sekretnym schronieniem i zadawała sobie pytanie, czy nie złamie jakiejś niepisanej umowy pomiędzy nimi, jeśli zapyta, czy mogliby się spotkać poza tym miejscem.

Drgnęła, słysząc za sobą kroki, ale zalała ją fala ulgi, kiedy dostrzegła Draco kierującego się w jej stronę. Szedł z opuszczonymi ramionami i rękoma wetkniętymi w kieszenie. Odkryła, że powitała go ciepłym uśmiechem, kiedy wreszcie zatrzymał się u jej boku.

– Nie byłam pewna, czy przyjdziesz.

– Miałem opóźnienie – powiedział. – Problemy w pracy.

– Rozumiem – odparła cicho.

Uniósł z zaciekawieniem brew, patrząc na nią.

– Co się stało, Granger? Tęskniłabyś, gdybym się nie pojawił?

– Ja… byłam zawiedziona, kiedy cię tu nie było – wyznała, rumieniąc się, kiedy otworzył trochę szerzej oczy. – Cóż… samotnie tutaj, a ja… lubię się tu z tobą spotykać.

Wyraz jego twarzy pozostawał delikatnie oszołomiony, kiedy zapytał:

– Czy właśnie przyznałaś, że cieszy cię moje towarzystwo?

– Zgaduję, że tak – potwierdziła nieśmiało. – Poczułam się zdezorientowana, kiedy cię nie było. Zawsze przychodziłeś przede mną.

– Jak wspomniałem, miałem problemy w pracy. Ministerstwo próbuje uzyskać wyłączność na kupno moich składników do eliksirów i postanowili…

– Nie zamierzasz drwić z tego, że cieszy mnie twoje towarzystwo? – zapytała nagle.

– A dlaczego bym miał? – odpowiedział. – Ustaliliśmy kilka lat temu, że nie przeszkadza mi twoje towarzystwo i wzajemnie.

– Jest spora różnica pomiędzy cieszeniem się z czyjegoś towarzystwa, a uznaniem go za obojętne.

Jego rysy twarzy zmieniły się delikatnie, jakby spijał jej widok.

– Tak, zdecydowanie jest.

Nerwowo podskubywała zębami dolną wargę.

– Mogę cię o coś zapytać? – odezwała się i czekała, dopóki nie przytaknął. – Co zazwyczaj robisz, zanim tu przyjdę?

– Czekam na ciebie.

Wytrąciło ją to z równowagi, ale zanim zdążyła się powstrzymać, znów się uśmiechnęła, a ciepło rozlało się po jej ciele, kiedy analizowała jego zachowanie prawie z czułością. Popatrzył na nią w odpowiedzi z nieodgadnionym spojrzeniem, ale kiedy tylko o tym pomyślała, jego wzrok padł na jej usta i poczuła lekkie przyspieszenie pulsu i suchość w gardle.

– Powiedz mi coś o sobie – powiedział Draco.

Hermiona zawahała się i spojrzała na grób Tonks.

– Masz na myśli o niej?

– Nie. Powiedz mi coś o sobie.

Hermionie przeszło przez myśl, żeby zaprotestować albo zmienić temat, ale zdecydowała, że chce zobaczyć, w jakim kierunku to zmierza.

– Mój ulubiony kolor to…

– Niebieski – dokończył. – Wiem o tym.

– Skąd… naprawdę?

– Oczywiście – odparł, wzruszając ramionami. – Rozmawialiśmy już o tym, że znamy się od lat. Ponad dekadę, tak właściwie. Wiem, że twoim ulubionym kolorem jest niebieski.

– Ale jak? – zapytała. – Ja nigdy…

– Założyłaś niebieską sukienkę na Bal Bożonarodzeniowy, jedyną biżuterią, jaką u ciebie widziałem więcej niż raz, była niebieska bransoletka, zawsze nosisz niebieskie rękawiczki – wyliczał od niechcenia. – To po prostu zdrowy rozsądek. Prawdopodobnie ty też znasz mój ulubiony kolor.

Hermiona się zawahała, studiując go ostrożnie.

– Zazwyczaj nosisz czarne i szare stroje, ale twoim ulubionym kolorem jest zielony. Masz zielony szalik i szmaragdy w pierścionku. Jednakże muszę zaznaczyć, że jest to dość oczywiste i stereotypowe; kolory Slytherinu.

Wzruszył ramionami.

– Ale i tak to wiesz. Powiedz mi o sobie coś, czego nie wiem.

Rozważała to zawzięcie, przerzucając w głowie różne pomysły i odrzucając te, które uznała za zbyt oczywiste albo mało znaczące. Przez cały ten czas Draco obserwował ją wyczekująco, kosmyk włosów opadł mu na oczy, kiedy pochylił głowę i Hermiona zdała sobie sprawę, że wydawał się być bliżej niej niż zwykle.

– Boję się ciemności – przyznała w końcu. – Mam tak od dziecka. Kiedy zasypiam sama w łóżku, muszę mieć zapaloną lampkę.

Wydawał się zastanawiać nad jej słowami przez moment, zanim kiwnął głową, jakby uznając tę informację za satysfakcjonującą.

– Ja wręcz przeciwnie – powiedział. – Problematyczne jest dla mnie zaśnięcie przy zapalonym świetle. Powiedz mi coś innego.

Tym razem zareagowała szybciej.

– Jestem wręcz niezdrowo uzależniona od herbaty – odparła. – Wypijam około czterech kubków dziennie.

– Ponownie, ja wręcz przeciwnie. Nie znoszę herbaty – odpowiedział z nikłym uśmieszkiem. – Coś innego.

Spuściła wzrok, zbierając w sobie odwagę do kolejnego wyznania. 

– Wciąż mam koszmary związane z wojną.

Jego uśmiech zniknął.

– Więc mamy ze sobą coś wspólnego.

– Też je miewasz?

– Wyobrażam sobie, że wiele osób, które brały w tym udział, je miewa. – Westchnął. – Ale tak, ja też. Czasami o tobie.

– O mnie?

– W ciągu ostatnich kilku lat, tak. Zakładam, że to przez nasz związek, który w ostatnim czasie stał się w pewien sposób… przyjazny – wyjaśnił cicho. – Mam koszmary o tym, co Bellatriks zrobiła ci w Malfoy Manor.

Drgnęła, kiedy wspomnienia zaatakowały jej umysł, rozbrzmiewając w jej czaszce, jak głośny grzmot w jaskini w trakcie burzy.

– Draco…

– Powinienem jej przeszkodzić…

– Rozumiem, dlaczego tego nie zrobiłeś – zapewniła go szczerze. – Nie mogłeś. Nigdy nie obwiniałam cię za to, co się stało.

Jego wargi drgnęły, a szczęka się zacisnęła.

– Więc to kolejna rzecz, która nas różni.

W oczach Draco odnalazła wyrzuty sumienia, które wykrzywiły też jego usta i Hermionę zachwyciła autentyczność tego gestu. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek widziała go takiego; wypompowanego i odsłoniętego w sposób, w jaki jej zdaniem mogła go widzieć tylko Narcyza. I to coś w niej poruszyło. Prawdopodobnie nigdy się nie dowie, skąd pojawiła się w niej nagła potrzeba, żeby pocałować go w policzek. Nawet kiedy Harry czy Ron byli przygnębieni, zwykle ich przytulała, rzadko decydowała się na całusa. A jednak właśnie nachylała się, żeby ułożyć usta na skórze Draco, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie.

Ruch Hermiony musiał przykuć uwagę Draco, bo odkręcił głowę, sprawiając, że jej ściągnięte wargi wylądowały dokładnie w kąciku jego ust. Hermiona za późno zdała sobie sprawę ze swojego błędu, pozwalając, żeby pocałunek opadł tuż obok lekkiego wklęśnięcia w miejscu płytkiego dołeczka w policzku Draco. Kiedy zdała sobie sprawę z sytuacji, cofnęła się i wzięła szybki, ostry oddech.

Ich twarze były tak blisko, może cal od siebie. Hermiona ostrożnie spojrzała w górę, obserwując go przez kurtynę rzęs. Zakładała, że będzie wyglądał na zniesmaczonego albo urażonego, ale wydawał się rozluźniony. Wzrok miał zamglony, ale patrzył na nią intensywnie, jakby ją oceniał. Jego spojrzenia padło na jej lekko rozchylone usta i Hermiona pomyślała, że zamierza ją pocałować. Czekała; jedną, dwie, trzy sekundy, ale chwila minęła i odsunęła się szybko z powrotem na zimny wiatr.

– Ja… przepraszam – zająknęła się, chowając zbłąkany kosmyk włosów za ucho. – To było… prawdopodobnie niestosowne z mojej strony.

Zanim przemówił, zwilżył wargi, przejeżdżając po nich powoli końcówką języka.

– Niestosowne ze względu na to, gdzie jesteśmy czy dlatego, że chodzi o mnie?

– Um… przypuszczam, że jedno i drugie.

Kiwnął głową i zrobił krok w jej kierunku, mogła poczuć jego gorący oddech na twarzy.

– Dlaczego uważasz, że to niestosowne, bo chodzi o mnie?

– Nie wiem – odpowiedziała cicho. – Nie powinnam zakładać, że poczujesz się komfortowo z… tym gestem…

– Pocałunkiem.

– Właściwie to nie był pocałunek – stwierdziła, ale bez przekonania. – Bardziej całus.

– Semantyka – wymamrotał, schylając głowę bliżej niej. – I żeby było jasne, decydowanie, z czym czuję się komfortowo, pozostaw mnie.

Hermiona raptownie nabrała powietrza, kiedy wykręcił i jeszcze bardziej schylił głowę. Słyszała bębnienie w uszach, kiedy jej puls przyspieszał, a jej ciało zamarło w oczekiwaniu na… coś. Ale on po prostu powtórzył to, co sama zrobiła chwilę wcześniej i ułożył wargi w kąciku jej ust, składając tam pocałunek. Nie. Całusa. Zamknęła oczy i wypuściła z płuc powietrze, które do tej pory wstrzymywała. Nachyliła głowę pod kątem, ale kiedy tylko poczuła miękkość jego warg na swoich, odsunął się.

– Czy ty czujesz się z tym komfortowo? – zapytał.

Jej policzki były niewiarygodnie gorące, ale wtedy on znów się do niej nachylił. Krew uderzyła Hermionie do głowy, kiedy zdała sobie sprawę, że zamierzał ją pocałować. Uchyliła wargi i poczuła na języku podmuch jego oddechu. Wtedy rzeczywistość tej sytuacji uderzyła ją w twarz i pospiesznie się odsunęła. Oddychała ciężko z oczami wlepionymi w ziemię, licząc, że ta ją pochłonie i zastanawiała się, czy nie było to zbyt mroczne, biorąc pod uwagę fakt, że w ziemi pod jej stopami leżeli ludzie. Zmusiła się, żeby na niego spojrzeć, ale nie zrobiło to wielkiej różnicy; nieskazitelna maska nonszalancji wróciła na swoje miejsce.

– Uznam to za nie – powiedział spokojnie Draco, sięgając do kieszeni. Wyciągnął z niej różę, ale płatki miała wściekle czerwone, zamiast zwyczajowych czarnych i praktycznie wepchnął ją w dłoń Hermiony, kiedy ta zawahała się, czy ją przyjąć. – Szczęśliwych Walentynek, Granger.

Włoski na karku Hermiony najeżyły się, kiedy odchodząc otarł się o nią, stykając lekko ich ramiona i pozostawił ją całkowicie oniemiałą. Zanim się poruszyła, czekała, aż jego kroki ucichną i poczuła się lekko zamroczona, kiedy uniosła różę, żeby podziwiać jej piękno. Ostrożnie gładziła  czubkami palców szkarłatne płatki i wzdrygnęła się, kiedy ukłuła się kolcem w kciuk. Poczuła się bardzo samotna.

Zawstydzona.

I zagubiona.


_________________



14 lutego 2004


W tym roku znów padał śnieg i kiedy Hermiona weszła na cmentarz, podążając znajomą ścieżką, poczuła ciężki supeł przerażenia zawiązujący się w jej żołądku.

Ich przedziwne spotkanie w ubiegłym roku praktycznie nawiedzało ją przez ostatnie dwanaście miesięcy i niestrudzenie karciła się w myślach za błędne ulokowanie swoich priorytetów. Przypominała sobie wielokrotnie, że to odwiedziny u Tonks powinny być jej głównym zmartwieniem i wmawiała sobie, że powinna zapomnieć o tym, co wydarzyło się pomiędzy nią a Draco. Albo raczej – co się nie wydarzyło.

Robiła wszystko, co w jej mocy, żeby przyćmić to wspomnienie, ale pomimo najszczerszych wysiłków i udawania, że to nie miło na nią żadnego wpływu, ciężko było zignorować fakt, że pojawiła się między nimi niezaprzeczalna iskra; paląca, intrygująca więź, która nie miała żadnego sensu, ale była zbyt oczywista i uderzająca, żeby ją ignorować. Chęć skontaktowania się z nim przed dzisiejszym dniem dręczyła ją nieustannie. Oparła się jednak tej potrzebie, argumentując sobie to tym, że fiksacja na punkcie pocałunku, który nawet nie miał miejsca, była daleka od zdrowej czy logicznej. Niemniej jednak nie potrafiła zdusić w sobie napięcia, niezdolna stwierdzić, czy wyczekiwała spotkania z Draco z niecierpliwością czy obawą.

 Zmarszczyła brwi, kiedy dostrzegła go opierającego się o dąb. Upiorne obłoczki powstałe od jego oddechu unosiły się w powietrzu, kiedy do niego dotarła ze supłem w żołądku, który mógł praktycznie w każdej chwili pęknąć. Uniósł nieznacznie głowę, żeby ją powitać, wyraz jego twarzy pozostawał bez zmian – poza delikatnym drgnięciem szczęki.

– Czemu nie jesteś przy grobie Tonks? – zapytała Hermiona.

– Nie przyszedłem do niej – odparł. – Przyszedłem do ciebie.

Serce podjechało jej do gardła, ale trzymała się swojej racjonalnej strony i spojrzała na wiąz za jego plecami.

– Cóż… cóż, więc nie powinieneś tu być. Jestem tu, żeby złożyć wyrazy szacunku mojej przyjaciółce…

– Brzmisz zupełnie jak wtedy, gdy spotkaliśmy się tu po raz pierwszy – burknął, wywracając oczami. – Myślałem, że mamy to za sobą…

– Nie jestem tu, żeby uczestniczyć w twojej grze.

– To nie jest żadna gra, Granger. Tylko niedokończone sprawy.

Przełknęła ciężko.

– Jeśli chciałeś… o czymś porozmawiać, dlaczego po prostu się ze mną nie skontaktowałeś?

– Z tego samego powodu, dla którego ty nie skontaktowałaś się ze mną. Rozmyślałem, czy nasze ostatnie spotkanie było tylko błędną oceną sytuacji czy… katalizatorem. – Przerwał, pocierając o siebie zaciśniętymi wargami. – I w jakiś chory, popieprzony sposób, spotkania tutaj wydają się trafne w naszym przypadku.

– To nie jest uzasadniony powód.

Wzruszył ramionami i odszedł krok od dębu.

– Prawdopodobnie nie, ale ma sens, prawda?

– Jesteś takim durniem – skarciła go. Ruszyła, żeby odejść, ale Draco zablokował jej przejście. – Zejdź mi z drogi, Draco.

– Jaki masz problem?

– Nie waż się…

– Nie, śmiało, Granger – naciskał wytrwale. – Wyraźnie masz mi coś do powiedzenia…

– Mam kilka rzeczy, które chciałabym powiedzieć…

– W takim razie dawaj! – warknął rozzłoszczony. – Zerwij plaster, Granger! Dlaczego jesteś taka wściekła, kiedy…

– Ponieważ w tamtym roku po prostu odszedłeś po tym… po tym co się stało! – krzyknęła ze złością. – Sprawiłeś, że poczułam się jak cholerna idiotka!

– Co… a ja niby poczułem się genialnie, kiedy odskoczyłaś ode mnie jakbym był trucizną? – zakwestionował, robiąc kolejny krok w jej kierunku. – Wybacz, ale swoją postawą niespecjalnie zachęciłaś mnie, żebym kręcił się w pobliżu…

– Więc postanowiłeś, że dobrym pomysłem będzie po prostu się tu pojawić?

– Cóż, jak już wspomniałem, wydaje się to do nas pasować, więc dlaczego przełamywać rutynę? – powiedział. – Plus, patrząc na twoją reakcję, wątpię, żebyś była przyjaźnie nastawiona, gdybym po prostu pojawił się w twoim biurze albo domu. A twoja mina tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że mam racje.

Zacisnęła usta uparcie.

– Nie znasz mnie wystarczająco dobrze, żeby…

– Och, do jasnej cholery, Granger! – wypalił z frustracją. – Znam cię. Naprawdę nadal tego nie rozgryzłaś? Wiedziałem, że będziesz czuła się winna, przychodząc tu, żeby mnie zobaczyć, jakbyś zdradzała w ten sposób Tonks, czy coś…

Przyszłam zobaczyć się z Tonks, nie z tobą…

– Wiem, że jesteś nieprawdopodobnie uparta i umyślnie trudna – kontynuował. – I, niech kurwa Merlin broni, żeby ktoś udowodnił ci, że jesteś w błędzie, bo inaczej Ministerstwo upadnie…

– Zamknij się…

– Wiem, że jesteś inteligentna, błyskotliwa i lojalna – powiedział, a jego ton stał się delikatniejszy. – I wiem, że cię szanuję.

Hermiona nabrała ostro powietrza, nagle bardzo świadoma, jak blisko niej był, kiedy chłodna mgiełka jego oddechu połączyła się z jej.

– Wiem, że mnie pociągasz – powiedział śmiało, posyłając jej swój uśmieszek, kiedy otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, a jej policzki pokrył rumieniec. – I wiem, że ja pociągam ciebie.

Zakrztusiła się.

– Cóż, jak zuchwale z twojej strony…

– Czy to naprawdę zuchwałość, skoro mam rację? – wytknął. – Właściwie to tego nie kwestionujesz. To ty pocałowałaś mnie pierwsza w tamtym roku…

– To był tylko cholerny całus w policzek!

Uśmiechnął się, pokiwał głową i zrobił kolejny krok w jej stronę, pokonując te ostatnie, oddzielające ich kilka cali.

– To miałem na myśli, mówiąc o niedokończonych sprawach.

Miała zaledwie moment, żeby złapać oddech, zanim nachylił głowę i jego usta opadły na jej, tak bezproblemowo i zdecydowanie delikatniej niż kiedykolwiek by się po nim spodziewała. Usta miał lekko spierzchnięte – tak samo ona – więc spowodowało to raczej szorstkie tarcie pomiędzy pocałunkami, jak kruche przeszkody. Kiedy jedną ręką sięgnął do góry, żeby lekko przekręcić jej podbródek, a drugą znalazł drogę do jej loków, odpuściła swoją samokontrolę i poddała się ciepłu jego ciała, sama unosząc ręce i powoli błądząc opuszkami palców po jego policzkach i linii szczęki.

Westchnęła wprost w jego usta, kiedy polizał wewnętrzną stronę jej warg, łącząc ze sobą ich języki – i to właśnie ten gest ją rozpalił. Ułożyła rękę na karku Draco i przyciągnęła go bliżej, czując jak zaciska dłoń w pięść na jej włosach, a pocałunek staje się gorączkowy. Wszystkie te pytania, które zadawała sobie przez cały ostatni rok, jakby to właściwie było go pocałować, zachęcały ją, dodawały odwagi, żeby testować, jak to jest go czuć i smakować. Jęknęła, kiedy poczuła jego zęby zamknięte na jej dolnej wardze. Pociągnął ją i niespiesznie zassał, zanim powrócił do pocałunku.

Odsunął się, całując jej policzek, wrażliwe miejsce tuż za uchem i gardło. Hermiona nawet wykręciła głowę tak, żeby miał lepszy dostęp do szyi, ale kiedy uniosła powieki, dostrzegła wiąz i zamarła.

– Poczekaj, przestań – powiedziała, odpychając go. – Co my, do cholery, robimy?

Zmarszczył brwi i próbowała nie skupiać swojej uwagi na jego zaciśniętych wargach.

– Wierzę, że nazywają to całowaniem, Granger.

– Draco, mówię poważnie. Skąd możesz wiedzieć, czy w ogóle będziemy zgodni w tych kwestiach, bazując na kilku spotkaniach na cmentarzu rozciągniętych w czasie pięciu lat?

Posłał jej znudzone spojrzenie.

– Zapomniałaś o tych kilku latach wcześniej?

– Podczas których się nie znosiliśmy – wytknęła. – Dlaczego jesteś przekonany, że to wypali?

– A dlaczego ty jesteś przekonana, że nie? – odpalił w odpowiedzi. – I nie jestem, ale sugeruję, że możemy to sprawdzić. Domyślam się, że właśnie to robi większość ludzi, którzy czują do siebie pociąg, zanim zdecyduje się na jakiekolwiek zobowiązania. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale pierdolić to, bądźmy psychiczni.

Założyła ręce na piersi, próbując powstrzymać uśmiech.

– Ty zawsze masz na wszystko odpowiedź, prawda?

– A ty zawsze masz pytania – powiedział, bawiąc się nieobecnie puklem jej włosów i przerzucając go między palcami. – Więc tak czy nie?

– O co dokładnie pytasz?

– Czy możemy sprawdzić, jak komunikujemy się poza tym cmentarzem? Spędź ze mną noc.

Cofnęła się o krok i zaszydziła.

– Wybacz, Draconie Malfoyu, ale nie jestem typem dziewczyny, która…

– Nie w ten sposób – wtrącił, posyłając jej bardzo rozbawiony uśmieszek. – Poważnie, Granger, nie posądzałbym cię o tak brudne myśli…

– Powiedziałeś…

– W Soho jest kawiarnia, która pozostaje otwarta do późna – wyjaśnił. – Mamy około godziny czasu, zanim skończą się Walentynki, więc dajmy sobie godzinę i zobaczmy, co się wydarzy.

Hermiona przeniosła ciężar ciała z nogi na nogę, nerwowo zerkając w kierunku grobu Tonks.

– Ale co z nią?

– Będzie tu, Granger – odpowiedział. – Możesz ją odwiedzić każdego innego dnia roku, ale dzisiaj proszę cię, żebyś poszła ze mną.

Wyciągnął do niej dłoń i gdzieś w głębi umysłu mogła usłyszeć Tonks, która śpiewa I Want to Hold your Hand, więc sięgnęła, żeby splątać swoje palce z jego.

I wtedy odeszli.

Ręka w rękę.


_________________



14 lutego 2065


Nucąc pod nosem z oddaniem piosenkę Beatlesów, Hermiona wyjęła różę ze swojej kieszeni.

Nie mogła zdecydować, czy w tym roku było nieznośnie zimno, czy po prostu wiek sprawił, że bardziej świadomie odczuwała chłód. Odnosiła wrażenie, jakby śnieg zatapiał się wprost w jej kości i oplatał wokół sztywnych stawów. Ostry podmuch wiatru zdarł kapelusz z jej głowy, wprawiając w dziki ruch ukryte pod nim krótkie, siwe włosy. Obserwowała, jak nakrycie głowy toczy się w dół wzgórza. Westchnęła, zdając sobie sprawę, że wiele lat temu by za nim popędziła, ale wiek nieuchronnie okradał ją z energii i zwinności.

Zatrzęsła się, kiedy zimne powietrze owiało jej odsłonięte uszy. Odwróciła się do grobu i wyprostowała ramię, żeby prześledzić opuszkami pomarszczonych i drżących palców litery epitafium wyryte na nagrobku. Łzy spływały po jej policzkach – zbyt wiele, by mogła je zliczyć.

– Tak bardzo za tobą tęsknię – powiedziała w pustkę. – Dzieci też. I wnuki. Chcieli przyjść tutaj ze mną, ale… Po prostu wolałam, żebyśmy byli sami. Jak za dawnych lat.

Pociągnęła nosem i oczyściła gardło.

– Um… Poszłam wczoraj z Lyrą na Pokątną. Kupiłyśmy kilka książek, których Thuban będzie potrzebował we wrześniu – paplała nieobecnie. – Myślę, że chce trafić do Slytherinu, jak jego kuzyni… Och, Caelum świetnie sobie radzi ze swoim biznesem. Jest do ciebie taki podobny, czasem mnie to przeraża.

Obróciła w dłoni łodygę róży i nawet nie drgnęła, kiedy się ukłuła. Zerkając w dół na czarne płatki, poczuła, że jej kolana słabną.

– Już nie ma tu nikogo, kto odpowiadałby na moje pytania – powiedziała łamiącym się głosem, przełykając szloch. – Dzieci starają się pomóc, ale to nie działa. Ja… jestem zagubiona.

Wzięła uspokajający oddech, upuściła różę na grób i przyłożyła dłonie do serca.

– Nie sądzę, żeby zostało mi wiele czasu – wymamrotała. – Jestem cały czas zmęczona. Jakbym czuła, że moje serce zwalnia. Szczerze mówiąc, zaczęło się to po twoim odejściu. Myślę… myślę, że powoli gasnę i nie mogę powiedzieć tego dzieciom, bo wcale się nie boję. Ja… po prostu chcę cię znowu zobaczyć.

Uniosła rękę, żeby zetrzeć z twarzy łzy, na dłonie miała naciągnięte rękawiczki. Jego rękawiczki.

– Szczęśliwych Walentynek, Draco – powiedziała. – Zajmij mi obok siebie miejsce.

_________________


*Bella Detesta Matribus (ang. Wars are the dread of mothers) – Wojny są lękiem matek (Horacy)



Od lat chciałam przetłumaczyć tę miniaturkę i w końcu się udało. To był dla mnie zaszczyt przetłumaczyć coś z twórczości bexchan, a ku swojej wielkiej radości dostałam zgodę na przetłumaczenie jej pozostałych mini. Więc bądźcie czujni, bo niedługo pojawią się kolejne! :)

Dajcie znać, czy Wam też ta końcówka złamała troszkę serduszko (mimo że przecież jest szczęśliwa). Trzymajcie się zdrowo i ciepło! <3


PS Dla tych co czekają na Five Days – kolejny rozdział już niedługo, promise!



2 komentarze:

  1. A więc im się udało...! <3

    Piękna miniaturka, super się ją czytało, pomimo, nazwijmy to ciężkiej tematyki i muszę przyznać, że jestem leciutko "rozczarowana" tym, że nie dane nam było poznać tej ich wspólnej godziny, dni, miesięcy.. :P ale ja poprostu kocham historie Draco i Hermiony i jak dla mnie mogły by się nigdy nie kończyć;P.

    Dobra robota, kochana!
    Wytrwale czekam na więcej!

    Buziaki.
    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też trochę smutno mi było, że nie dowiedzieliśmy się, co tam się działo pomiędzy. Ale z drugiej strony strasznie lubię takie otwarta zakończenia, gdzie się człowiek może pozastanawiać, co by było gdyby... :D

      Ściskam! <3

      Usuń

Theme by MIA