piątek, 1 października 2021

Sylwetki


Tytuł oryginału: Silhouettes

Autorka: Bex-chan

Tłumaczenie: hope

Beta: Camille_1909 i Vera Verto

Zgoda: jest


Summary: „Rozpoznałby jej sylwetkę w pomieszczeniu pełnym cieni” – opowieść o duchach, która wcale nie jest o duchach. Miniaturka Dramione. EWE.


Notka odautorska: Rekomendowane piosenki: Mumford and Sons - Ghosts that We Knew, Red - Already Over (and Already Over Part. 2) i Placebo - Sleeping with Ghosts.


~.~


Zakładając ręce na piersi, Draco przeniósł ciężar ciała na futrynę, uniósł jedną, cienką, jasną brew, a usta lekko wygiął w zadowoleniu. Obserwował ją w ciszy; obserwował, jak jej ciało trzęsie się i drży, a ręce ciasno zaciskają się na brzegu toalety, kiedy kaszle, wymiotuje, spluwa i ciężko dyszy. Gorący, kwasowy odór wymiocin był wystarczająco subtelny, żeby dało się go znieść, ale zapach jej potu i tak go przyćmiewał. Włosy przylgnęły do jej czoła i karku. Odciągając wilgotne fale z dala od twarzy, powstrzymała odruch wymiotny, a niski jęk rozniósł się echem po porcelanowej toalecie.

– Dzień dobry – powiedział, sarkastycznie uprzejmy. – Nieźle wyglądasz.

Hermiona skrzywiła się, przełykając ciężko i wygięła szyję, żeby posłać mu wściekłe spojrzenie. 

– Pieprz się, Draco.

– Jak sądzę to właśnie pieprzenie doprowadziło do twojej obecnej sytuacji. – Uśmiechnął się. – Ale jeśli masz ochotę na szybki numerek…

Malfoy.

Wyraz jego twarzy złagodniał. Kiedy wypowiadała jego nazwisko tym tonem, wiedział, że to ostrzeżenie; ostrzeżenie, że nie jest w nastroju na jego droczenie się czy złośliwy humor. Opuścił swoje miejsce przy drzwiach i podszedł do niej, kucając obok i układając rękę na jej plecach, żeby pomasować przestrzeń pomiędzy łopatkami.

– W porządku? – zapytał, marszcząc brwi, kiedy próbowała wykręcić głowę z dala od niego. – Nie rób tego, Granger, to nie pierwszy raz, kiedy widzę, jak wymiotujesz.

– Wiem, ale wyglądam jak gówno i nie chcę, żeby twoim wspomnieniem na najbliższy tydzień była moja zaśliniona twarz.

– Mam w głowie wiele twoich obrazów, które zapamiętam – powiedział. – W wielu z nich jesteś naga, tak swoją drogą. Nazywam to swoją kolekcją świerszczyków.

Zaśmiała się cicho, kiedy spuszczała wodę w toalecie, a uśmiech wdzięczności rozciągnął jej usta.

– Dziękuję, że mnie rozśmieszyłeś.

– Potrzebujesz czegoś? Herbaty? Wody?

– Nie, myślę, że to już koniec – powiedziała, sięgając, żeby poklepać swój ledwie widoczny brzuszek. – To musi być chłopiec, skoro już teraz daje mi tak popalić.

Uśmiechnął się, pomagając jej wstać.

– O której wychodzisz?

– Za około godzinę. Jestem już spakowana…

– Oczywiście, że jesteś…

– Muszę tylko wziąć prysznic i dwa razy sprawdzić, czy mam wszystkie dokumenty. Och, i jeszcze wysłać Ginny sowę, ale przypuszczam, że mogłabym…

– Oddychaj, Granger – wtrącił, ściskając ją za ramię. – Weź prysznic, a ja wyślę sowę i zrobię śniadanie.

Znów się uśmiechnęła i uniosła na palcach, żeby złożyć pocałunek na jego ustach, ale zanim zdążyła do nich dosięgnąć, on się odsunął. 

– Co…

– Twój oddech śmierdzi wymiocinami.

.

_________________

.


Stukał kciukiem o kubek, marszcząc brwi, kiedy ona przegrzebywała swoją zaczarowaną torebkę, żeby po raz ósmy sprawdzić, czy spakowała wszystko, czego mogłaby potrzebować, trzymając jednocześnie tosta między zębami. W końcu się poddała i odrzuciła go z powrotem na talerz, mamrocząc cicho, kiedy odhaczała kolejne punkty na swojej mentalnej liście kontrolnej. Wpatrywał się w nią tak jak zawsze, gdy szykowała się do wyjścia.

– Przestań tak na mnie patrzeć – powiedziała, wyrywając go z transu. – Wyjeżdżam tylko na tydzień. Wyjeżdżałam już wcześniej, nawet na dwa tygodnie, i wtedy się aż tak nie dąsałeś.

– Nie dąsam się. – Zmarszczył brwi. – Ale wtedy nie byłaś w ciąży.

Westchnęła i podeszła do niego, owijając ręce wokół jego szyi. 

– Minęły zaledwie trzy miesiące. Dziecko jest wielkości brzoskwini…

– Nie podoba mi się, że…

– Nigdy ci się nie podoba, kiedy muszę wyjechać za granicę…

– Cóż, teraz jestem dwa razy bardziej wkurwiony niż zwykle – powiedział. – Dlaczego Potter nie może poprosić Weasleya, żeby ten pojechał?

– A czy zaufałbyś, że Ron poradzi sobie z finansowymi negocjacjami z tureckim Ministrem?

Zacisnął szczękę.

– Nie zaufałbym Weasleyowi nawet w kwestii obierania banana.

– To tylko tydzień – zapewniła, gładząc górną część jego kręgosłupa opuszkami palców. – Prawdopodobnie to potrwa nawet krócej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wrócę za kilka dni. Tak czy inaczej, nie jadę tam sama, Neville będzie ze mną.

– I to ma mnie uspokoić? Longbottom jest prawdopodobnie jedyną osobą, którą Weasley pokonałby w wyścigu obierania banana.

– Och, cicho już – skarciła go, ale bez przekonania, odsuwając się, żeby zerknąć na zegar. – Dobra, muszę uciekać.

Wypuścił powietrze, śledząc ją wzrokiem i marszcząc brwi, kiedy ruszyła w kierunku kominka. Poprawiając swoje szaty i torbę, odwróciła się, żeby mocno go uściskać, a on uwolnił jedną rękę, żeby owinąć ją wokół jej talii, tak jak zawsze, a potem zanurzyć nos w jej włosach i złożyć pocałunek tuż obok ucha.

– Nie zapomnij karmić Krzywołapka – powiedziała. – I pozwól mu spać w łóżku, jeśli będzie chciał.

Prychnął.

– Przemyślę to.

Uniosła głowę z jego ramienia, znacząc ustami ścieżkę wzdłuż jego szczęki, dopóki nie trafiła na jego przygotowane do pocałunku usta. Pocałowała go mocno, przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze, a potem łapiąc ją pomiędzy zęby. Ssał jej wargę, a ona przeczesała jego włosy palcami, wypuścił powietrze w jej usta, jęcząc, kiedy się odsunęła.

– Kocham cię – wymruczała, cmokając go pomiędzy sylabami.

Nie powtórzył jej słów. Nigdy tego nie robił Nigdy nie musiał. Ale ona wiedziała.

– Muszę już iść – wyszeptała, a on z ociąganiem odsunął ręce od jej ciała. – Zobaczymy się za tydzień, okej?

Pokiwał głową, przyciskając dłoń płasko do jej napiętego brzucha, zanim zdołała w pełni się odwrócić.

– Pa, Brzoskwinko – wymamrotał, po raz ostatni całując Hermionę w szyję, zanim ta chwyciła garść Proszku Fiuu.

Uśmiechnęła się do niego, kiedy zielone płomienie błysnęły i pochłonęły ją. I odeszła.

.

_________________

.


– Czy istnieje powód, dla którego tu jestem? Czy nieszczęścia naprawdę chodzą parami?

Draco przewrócił oczami.

– Jesteś tu, ponieważ doceniłbym twoje rady odnośnie tego wszystkiego.

Próbował nie przewrócić ponownie oczami, kiedy jego matka krytycznie studiowała pokój, patrząc z niesmakiem na w połowie pomalowane ściany, wątpliwy szkielet kołyski i stos pudeł w rogu. Wyprostowała się na swoim miejscu, zmarszczyła brwi i napięła wargi, kiedy powróciła do niego wzrokiem i wypuściła znudzone westchnienie.

– Co dokładnie masz na myśli, mówiąc o radach?

– Cóż, jako że sama masz dziecko – powiedział. – I jestem nim ja, tak swoją drogą…

– Bardzo zabawne...

– Pomyślałem, że możesz mieć trochę wiedzy na temat tego, jak udekorować pokój dla dziecka.

– Mam – powiedziała Narcyza, sprawdzając swoje paznokcie. – Ale powiedziałeś, że Hermiona chce jakichś… mugolskich rzeczy, na których się nie znam.

– Matko, gdybyś spróbowała nie wzdrygać się za każdym razem, kiedy mówisz „mugolskie”…

– Nie wzdrygam się…

– Owszem, wzdrygasz – wypalił w odpowiedzi, ostrzejszym tonem niż poprzednio. – I mogę to tolerować, kiedy mówisz takie rzeczy przy Hermionie, bo ona do ciebie przywykła, ale kiedy urodzi się dziecko…

– Och, naprawdę, Draco. – Zmarszczyła czoło. – Wiesz, że jestem podekscytowana na myśl o swoim pierwszym wnuku i nigdy bym…

– Tak, cóż, upewnij się, że będziesz się pilnować.

Odwrócił się do niej i wrócił do grzebania w pudle, które matka Hermiony podarowała im kilka tygodni temu, usuwając z niego dziwny przedmiot, jakiś rodzaj podłączanego urządzenia. Bawił się nim, próbując zrozumieć jego cel, kiedy usłyszał, że matka unosi się ze swojego miejsca, żeby stanąć u jego boku.

– Wiesz – powiedziała powoli – jestem z ciebie niezwykle dumna i zdaję sobie sprawę, że nie zawsze byłam… uprzejma w stosunku do Hermiony…

Draco prychnął. 

– Niedopowiedzenie…

– Ale tak właściwie to całkiem ją lubię i jestem naprawdę szczęśliwa, że wasza dwójka zakłada rodzinę.

Obserwował ją kątem oka, wypatrując jakichkolwiek oznak nieszczerości, ale nie znalazł żadnej.

– Dobrze – powiedział po prostu. – I jeśli ma to jakieś znaczenie, zachowujemy niektóre z tradycji Malfoyów. Cóż, tak właściwie to Blacków, ale zgodziliśmy się, żeby imię dziecka było związane z astronomią.

– Naprawdę? – Wydawała się zadowolona.

– Tak, właściwie to sugestia Granger.

Narcyza się uśmiechnęła.

– Czy nadal chce zachować tę mugolską tradycję? I zaczekać z poznaniem płci do narodzin dziecka?

– Tak. – Pokiwał głową. – I dobra robota z nie wzdryganiem się.

– Zatem kremowy – powiedziała. – Powinieneś pomalować pokój na kolor kremowy. To przyjemna, neutralna płciowo barwa. A potem, oczywiście, zielone mebelki. Mogę nie mieć problemów z dzieckiem półkrwi, ale jeśli nie zostanie przydzielone do Slytherinu, słono mi za to zapłacicie. 

Draco się uśmiechnął. 

– Oczywiście.

– A ta rzecz, którą trzymasz, to blokada na drzwi. Powstrzymuje dzieci przed otwieraniem szafek i tym podobnych rzeczy. Widzisz? Odrobiłam swoje lekcję.

– Dobra robota – wymamrotał pod lekkim wrażeniem. – Zamierzasz zostać i pomóc mi pomalować pokój? Chcę skończyć, zanim Hermiona wróci, żeby zrobić jej niespodziankę.

– Tak, pomogę ci – zgodziła się. – Kiedy wraca do domu?

– Najpóźniej za pięć dni, ale powiedziała, że może być wcześniej.

– Jestem zaskoczona, że nie masz nic przeciwko, zważywszy na to, że jest w ciąży.

Westchnął i wzruszył ramionami.

– Mam wiele przeciwko, ale to tylko kilka dni. Wróci, zanim się zorientuję.

.

_________________

.


Pięć dni później.

Draco zamrugał – raz, drugi, trzeci – wpatrując się w Pottera z szeroko otwartymi oczami i  z rozluźnioną szczęką.

– Co ty, kurwa, powiedziałeś?

Harry westchnął i poprawił okulary.

– Oni… zaginęli. Mieli przenieść się z Antalyi do Ankary. Powinni byli dotrzeć do Ankary dwa dni temu, ale… ale tak się nie stało.

Nie mógł wydusić z siebie żadnych słów przez rozciągające się sekundy, ale kiedy w końcu to zrobił, jego głos był niski i mroczny.

– Gdzie ona jest, do cholery?

– Nie wiemy.

– Co masz na myśli, mówiąc, że nie wiesz? – splunął. – Gdzie ona, KURWA, jest, Potter?

– Nie wiemy – powiedział znowu Harry, tym razem wolniej. – Ale… um… wydaje nam się, że zostali schwytani przez politycznych bojowników dla okupu albo w celu negocjacji… 

Draco zalała fala chłodu.

– Schwytani?

– Nie doceniliśmy, jak wiele uwagi przyciągnie wizyta Hermiony i Neville’a. Założyliśmy, że przyjadą i wyjadą z Turcji w ciągu kilku dni i nikt nawet się nie zorientuje. Ale było to wyjątkowo nagłośnione. Przypuszczam, że czasami zapominam jak… znani jesteśmy…

– Do rzeczy, kurwa!

– Tureckie Ministerstwo bada sprawę. – Harry skrzywił się pomiędzy słowami. – Oni… um… ostrzegli nas wcześniej, że mają problemy z pewnymi antymugolskimi grupami…

– Co?

– Nie sądziliśmy, że powinniśmy się tym martwić. Hermiona była świadoma sytuacji, ale nadal chciała jechać…

– Wysłałeś moją ciężarną narzeczoną do kraju z antymugolskimi aktywistami? – warknął, zaciskając dłonie w drżące pięści. – Wysłałeś tam moją sławną narzeczoną mugolaczkę?

– Wiele krajów wciąż ma problemy z czystokrwistą supremacją…

– CO TY SOBIE, KURWA, MYŚLAŁEŚ? – krzyknął, zrywając się z krzesła. – TY GŁUPI, PIERDOLONY IDIOTO!

– Malfoy, uspokój się. Wysłaliśmy tam Aurorów do pomocy i robimy wszystko, co możemy…

– Wynoś się z mojego domu! – rozkazał. – Wynoś się, kurwa! Natychmiast!

Harry pomasował grzbiet nosa, zanim wstał.

– Wiesz – wymamrotał głosem drżącym ze stresu – dla mnie to też nie jest łatwe. Jest moją najlepszą przyjaciółką…

Draco pokonał dzielący ich dystans jednym, szybkim krokiem, przyszpilając Harry’ego do ściany i zaciskając rękę wokół szyi swojego dawnego rywala. Obaj drżeli, Harry z przerażenia, a Draco z czystej wściekłości pulsującej w żyłach. Zbliżył twarz do twarzy Harry’ego, zaciskając palce na jego szyi, dopóki nie poczuł, jak ten się dusi.

Nie waż się tego porównywać – syknął Draco niebezpiecznie cicho. – Hermiona jest moją narzeczoną. Ciężarną. Mugolaczką. A ty na to pozwoliłeś. To twoja wina. Hermiona zaginęła przez ciebie – przerwał, a kolejne słowa opuściły go pełne napięcia. – Wiesz chociaż, czy żyje?

Draco prawie zgiął się wpół. Fizyczny ból, który przyszedł wraz z tą myślą, był druzgocący i wyniszczający do tego stopnia, że poczuł mdłości. Gardło Pottera drżało spazmatycznie pod jego palcami, ale nie rozluźnił uścisku; nie dbał o to. Naprawdę pomyślał, że w tym momencie byłby w stanie zabić Pottera.

– Ona… zaginęła – wyjąkał Harry. – Nic… nic jeszcze nie wiemy. Ale mamy nadzieję…

Nadzieję? – zaszydził. – Macie pierdoloną nadzieję? Nadzieję na co? Nadzieję, że wszystko się po prostu ułoży? Nadzieję, że Hermiona po prostu przejdzie przez frontowe drzwi?

Jego zaciśnięte zęby stłumiły pełne wściekłości warknięcie, które wstrząsnęło jego klatką piersiową i żebrami, kiedy rzucił Pottera na bok jak szmacianą lalkę. Rozważał kopnięcie go, ale łzy wymykające się spod oprawek okularów sprawiły, że się zawahał; nie dlatego, że łzy Pottera wzbudziły w nim jakikolwiek rodzaj empatii, ale dlatego, że zastanawiał się, czy też nie powinien zacząć płakać; czy nie powinien rozpaczać. Wszystko, co czuł, to złość. Pierwotna i pochłaniająca go wściekłość.

– Też się o nią martwię – wymamrotał Harry, niezdarnie podnosząc się na nogi. – Ja… jestem przerażony. Kocham ją. Jest dla mnie jak siostra…

– To twoja wina! Jak zawsze! Co jest z tobą, Potter, że wszyscy, których dotkniesz, kończą…

– Nie mów tego! Nie! – krzyknął desperacko. – Ona… ona może nie być… nie wiemy. Malfoy, przepraszam…

– Nie zbliżaj się do mnie – powiedział ostro i z groźbą. – Przysięgam na Merlina, jeśli zbliżysz się do mnie, zabiję cię. Naprawdę cię…

– Tak bardzo cię przepraszam, zrobię wszystko, co mogę…

– Hermiona i moje dziecko – wymamrotał bardziej do siebie, zanim znów spojrzał na Pottera. – Zaginieni. I to przez ciebie.

– Malfoy, proszę…

– Wynoś się z mojego domu – westchnął. Odwrócił się i zaparł rękami o stół, zaciskając na nim palce i próbując się uspokoić. Mógł to poczuć; całe opanowanie i kontrola wyciekały z niego jak pot i praktycznie nie mógł oddychać. – Mówię poważnie, Potter. Wynoś się, zanim…

– Malfoy…

– ZOSTAW MNIE, KURWA, SAMEGO!

Zamknął oczy, łapiąc za brzeg stołu tak, żeby znów nie chwycić za gardło Pottera, i zacisnął palce tak mocno, że był prawie pewien, że jeden z nich pękł. Uderzenia serca dudniły mu w uszach, waląc w bębenki, ale i tak usłyszał, jak Potter się porusza, szura nogami przy wyjściu z pomieszczenia, a potem w końcu dotarł do Draco dźwięk zatrzaskujących się frontowych drzwi.

Cały gniew bulgoczący mu we krwi pluł jak wrząca woda, a każdy cal ciała wydawał się płonąć i swędzieć. To wszystko rozgrzewało się, zmierzało do wybuchu, erupcji wściekłości – więc zaczął od stołu.

Przewrócił go wraz z całą leżącą na nim zawartością, usłyszał jak roztrzaskują się trzy ramki ze zdjęciami i ulubiony wazon Hermiony. Chwycił kolejną najbliższą rzecz, komodę, i rzucił ją przez pół pokoju, obserwując jak kilka książek Hermiony spada na podłogę w ciężkimi tąpnięciami. Wtedy przyszedł czas na półkę, wyrwał ją ze ściany ze wszystkimi zdobieniami. A potem lustro. Podniósł krzesło i cisnął nim w starodawne lustro, które Hermiona kupiła, kiedy się tu wprowadzili i patrzył, jak szkło pęka, eksploduje, a po chwili odłamki migoczą na podłodze jak śnieg.

Mógł kontynuować godzinami, po prostu rozdzierając pokój na strzępy, może nawet cały dom, ale jego kolona nagle osłabły i poczuł, jakby nogi tracą siłę. Upadając na podłogę, zdołał się przekręcić tak, aby oprzeć się o ścianę, ale i tak wylądował ciężko. Dyszał dziko, drżał, szaleńczo błądząc wzrokiem wokoło. Kurwa, czuł, jak jego klatka piersiowa się zapada, jakby kurczyły mu się płuca, a pot spływał po boku twarzy, górnej wardze i karku.

Oparł głowę o ścianę, wpatrując się w oprawione zdjęcie Hermiony, Pottera i Weasleya leżące na podłodze. Nie zniszczyło się, więc potrzeba rozbicia go tak, aby pasowało do całej reszty w pokoju była jedynym, na czym mógł się skupić, jednak zaskoczył go nagły dźwięk.

To było miauknięcie kota i kiedy spojrzał w dół, zwierzątko Hermiony wdrapało się na jego kolana, miaucząc głośno z niepokoju. Po raz pierwszy w swoim życiu nie odpędził Krzywołapa. Pozwolił, żeby zwierzę ułożyło się na nim, kiedy jego oddech wracał do normy, Draco głaskał nieobecnie kota, dopóki ten nie zaczął mruczeć, w połowie już śpiąc.

Tam, gdzie był ten palący gniew, teraz nie było nic. Tylko pustka. Odrętwienie. Jakby jego ciało się zamykało a wyczerpanie stało się tak przytłaczające, że powieki zaczęły opadać.

Zwalczył to jednak, wpatrując się poprzez ogarnięty chaosem salon w okno na końcu korytarza, z którego wylewała się jasność. I kiedy zaczął mrugać, starając się nie zasnąć, zobaczył sylwetkę rozpościerająca się na tle światła. Za każdym razem, gdy otwierał oczy, wydawała się wyraźniejsza, jakby się do niego zbliżała. To była Hermiona. Zdecydowanie Hermiona.

Rozpoznałby jej sylwetkę w pomieszczeniu pełnym cieni.

Ale jego mózg był ospały, zmęczony i zbyt bliski zaśnięcia, żeby mógł odnaleźć w tym jakiś sens. Sylwetka była już prawie u jego stóp, kiedy po raz ostatni otworzył oczy.

.

_________________

.

Draco.

Sen. To musiał być sen.

Draco, obudź się.

Nie chciał. Czuł Krzywołapa na swoich kolanach, a obok piętrzącą się niewielką kupkę rozbitego szkła – jedno i drugie było okrutnym przypomnieniem tego, co powiedział mu Potter. Jedno i drugie było okrutnym przypomnieniem, że zaginęła, więc to nie mógł być jej głos.

– Draco, drzwi.

Uchylił powieki i zobaczył ją. Stała w rogu, po prostu go obserwując, z głową przechyloną z zaniepokojeniem. Nie mógł się ruszyć, wciąż wpatrując się w nią całkowicie oszołomiony.

Łup. Łup. Łup!

Dźwięk całkowicie nim wstrząsnął, przestraszył go, więc zamknął oczy i potrząsnął głową. Znów szybko rozchylił powieki, zerkając w róg, gdzie stała, ale nikogo tam nie było. Zupełnie nikogo.

Potarł twarz, odkrywając, że jest wilgotna, pot spływał mu po skroniach i błyszczał na górnej wardze. Miał zawroty głowy i, kiedy zsunął Krzywołapa ze swoich kolan, żeby wstać, potknął się, prawie upadając z powrotem na podłogę. Opierając ciężar ciała o ścianę, zdołał się podciągnąć, wziął sześć głębokich oddechów, próbując opanować wirowanie w głowie.

Łup. Łup. Łup!

Skrzywił się. Czuł się skacowany albo zarażony grypą, a dźwięk łomotania brzęczał w jego czaszce, nasilając i tak pulsujący już ból głowy. Ruszył do drzwi w stanie zamroczenia, otworzył je i wtedy zobaczył światło.

Słońce zaatakowało jego oczy, a potem pojawiły się migające lampy aparatów; cały ich tuzin, strzelające w ciągłym ataku bolesnych błysków, jednak głosy okazały się zdecydowanie głośniejsze.

– O CZYM TERAZ MYŚLISZ?

– PANIE MALFOY, JAK SIĘ CZUJESZ W ZWIĄZKU Z ZAGINIĘCIEM TWOJEJ NARZECZONEJ?

– CO MOŻESZ POWIEDZIEĆ NA TEMAT PLOTEK, ŻE PORYWACZE ZAŻĄDALI OKUPU?

– CZY MOŻESZ POTWIERDZIĆ POGŁOSKI, ŻE HERMIONA GRANGER JEST W CIĄŻY?

Zatrzasnął drzwi i osunął się na podłogę, zasłaniając uszy rękoma i blokując hałas. Było tak cholernie głośno. Jakby ich pytania rozbrzmiewały w jego czaszce, obijając się echem i wrzeszcząc. Zacisnął zęby, chcąc je odepchnąć.

– Pierdolone dupki – syknął pod nosem.

– Po prostu wykonują swoją pracę, Draco, nie bierz tego do siebie.

Westchnął, a jego głowa wystrzeliła do góry. To musiała być ona. Znał jej głos lepiej niż swój własny, błądził wzrokiem dookoła w poszukiwaniu wszystkiego i niczego. Nudności z wcześniej praktycznie uderzyły go w brzuch. Popędził do łazienki i zdołał do niej dotrzeć, zanim zwymiotował żółcią palącą jego gardło. Grzywka opadła mu na oczy, kiedy te zaczęły łzawić. Zaczął drżeć i nagłe poczuł się nieznośnie zmarznięty, kiedy zakasłał po raz ostatni.

Wymagało to niezwykłych pokładów silnej woli, żeby wstać, pokonać drogę do umywalki i odkręcić kurek. Zgarbił się i zrobił łódeczkę z dłoni, żeby nabrać wody, połowicznie płucząc twarz, a połowicznie próbując schłodzić rozgrzane policzki. Łapiąc się porcelany, zerknął w lustro i zdecydował, że prawdopodobnie odwróciłby się od swojego odbicia, gdyby nie czuł się taki odrętwiały. Był tak blady, że aż poszarzał, miał przekrwione oczy i spierzchnięte usta. I naprawdę zaledwie wczoraj Potter mu to wszystko powiedział? Wyglądał, jakby mierzył się z tymi wieściami ponad tydzień; wyglądał, jakby ktoś go dźgnął całe dni temu i zostawił, żeby się wykrwawił. Odwrócił się i wlepił wzrok w pobielałe kłykcie.

– Wszystko będzie dobrze – powiedziała. – Powinieneś coś zjeść, Draco.

Znów uniósł głowę i ona tam była, w obrębie ramy lustra, a jej zmartwione spojrzenie spotkało jego szalony wzrok w odbiciu. Obrócił się tak szybko, że stracił równowagę i upadł, uderzając o płytki z ostrym plaśnięciem. Warknął, ale nawet nie starał się podnieść, jedynie przeszukując wzrokiem ich łazienkę w poszukiwaniu czegokolwiek, co wskazywałoby na jej obecność. Ale znowu niczego nie znalazł, więc uznał, że to musiała być sztuczka jego podświadomości.

.

_________________

.

– Poważnie, wiem, że nienawidzisz ścielić łóżka, ale to już przesada.

Usiadł w sekundę i spojrzał na nią. I była tutaj. Naprawdę tu była. Stała w najciemniejszym kącie sypialni, wyglądając tak realnie, tak idealnie, a on nie mógł się ruszyć. Nie zamierzał się odwrócić, starał się też nie mrugać, czując, że ona może znowu zniknąć, gdy tylko to zrobi.

Jej usta wygięły się w smutnym uśmiechu i właśnie wtedy stracił nad sobą panowanie.

Spanikował, oddechy opuszczały jego usta szybkimi, alarmującymi podmuchami, a mięśnie napięły się tak, że zdawały się być z kamienia.

– Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa – wypluł, potrząsając głową. – Kurwa, nie, nie mogę. Nie mogę…

– Draco – powiedziała. Tak, zdecydowanie jej głos. – Wszystko w porządku…

– Niby jakim cudem? – krzyknął. – Skoro ty jesteś tutaj to znaczy, że ona nie żyje! Skoro ty jesteś tutaj…

– Nie jestem duchem. Spójrz na mnie, nie jestem. I wiesz, że nie wybrałabym tej opcji. 

Zacisnął usta i wlepił w nią wzrok, myśląc o duchach, które widział; jak bardzo było one srebrne, wręcz przezroczyste. Ona wyglądała realnie, kolorowo i pięknie, a on czuł się tak zmieszany, że po prostu gapił się przez kilka długich sekund, starając się cokolwiek zrozumieć.

– Nie jesteś Hermioną – powiedział z przekonaniem, instynktownie opierając się nadziei. – Reporterzy na zewnątrz… i Potter…

– Nie, nie jestem. Nie tak naprawdę.

Przełknął ciężko.

– Ja pierdole, w takim razie całkowicie oszalałem.

– Nie – westchnęła. – Nie jesteś szalony. Wielu ludzi to robi.

– Robi co?

– Widzi ludzi, za którymi tęskni. Pamiętasz, mówiłam ci, że Harry czasami widywał Syriusza i Dumbledore’a, a George Freda…

– Co, do cholery, jest ze mną nie tak? – wymamrotał do siebie i zaczął uderzać głową w otwartą dłoń. – Wynoś się z mojej głowy! Wynoś się, wynoś, wynoś!

Nastała gęsta cisza i, kiedy ponownie spojrzał w róg, już jej nie dostrzegł.

.

_________________

.

Tym razem obudził go ból pustego żołądka i kiedy uniósł powieki, ona znów tu była, w tym samym kącie. Wydał z siebie krótki, pozbawiony nadziei śmiech, który można byłoby uznać za jęk, a potem zacisnął dłoń w pięść we włosach, pociągając za nie, dopóki nie zapiekła go skóra głowy.

– Kompletnie postradałem zmysły.

– Nie jesteś szalony, Draco – powiedziała uspokajająco. – Nie jesteś.

– Szaleni ludzi widzą i słyszą rzeczy, których nie powinni – odpowiedział chłodno. – Ewidentnie oszalałem…

– Draco…

– I szaleni ludzie zdecydowanie rozmawiają z halucynacjami, tak jak ja teraz.

Wtedy spojrzał na nią należycie i zdał sobie sprawę, jak… wierną kopią była. Jej włosy zebrane były w kucyka, a niektóre kosmyki opadały luźno na jej twarz, jakby dopiero co wyszła z łóżka. Nosiła tę bluzę, którą kochała, tę, którą nazywała swoją leniwą bluzą, workowatą, pogryzioną przez mole, czerwoną i dwa rozmiary za dużą. Miała też swoje niedzielne jeansy, również porwane, ukazujące duże rozcięcie powyżej prawego kolana, a stopy odziała w jego skarpetki, ponieważ zawsze powtarzała, że są cieplejsze.

Wyglądała oszałamiająco; świeżo i naturalnie, jak podczas tych leniwych dni, kiedy żadne z nich nie musiało pracować i spędzali godziny wypełnione niczym innym, jak wzajemną obecnością.

Znów zaburczało mu w brzuchu.

– Powinieneś coś zjeść, Draco.

– Nie ma cię tu – wyszeptał, patrząc w dół na swoje kolana. – To jest niezdrowe. Jeśli cię zignoruję, po prostu odejdziesz.

– Jestem tu, ponieważ twój umysł mówi ci, że mnie potrzebujesz – powiedziała ciepło. – Jako pociecha…

– Pociecha? – syknął. – Wyglądasz na pierdoloną pociechę? Naprawdę? Oszalałem, to takie proste!

Nie oszalałeś.

– Wszystkie dowody mówią mi wręcz przeciwnie.

Łup, łup, łup!

– Pierdolone drzwi! – warknął, opuszczając głowę w swoje dłonie. – Czemu, do cholery, nie mogą mnie po prostu zostawić samego?

Draco? – zawołał głos z zewnątrz. Blaise. – Draco, jesteś tam?

– Na litość Merlina – wymamrotał, zerkając na nią stojącą w rogu. Zamrugał i nagle pojawiła się bliżej, ledwie stopę od niego, podskoczył. – Do diabła!

– Ile jeszcze razy mam ci powtarzać, żebyś zważał na język? – zapytała.

Już jej miał powiedzieć, że zaczęła go za to gromić, kiedy dowiedziała się o ciąży i że teraz nie wiedział, czy zobaczy swoje dziecko, albo ją, i że to nie ma, kurwa, znaczenia. Ponieważ czasem ludzie potrzebują przekląć, a złość ukryta za ostrym słowem przynosi ulgę, i czuł, jakby wszystko, co mógł to przeklinać i przeklinać, dopóki to nie stałoby się jedynym, co znał. Już miał to wszystko powiedzieć, ale kolejne mocne uderzenia w drzwi mu przerwały.

Łup, łup, łup!

Draco, wiem, że tam jesteś!

– Powinieneś mu odpowiedzieć – powiedziała Hermiona. – Będzie pukał, dopóki tego nie zrobisz albo w końcu wyważy drzwi.

– Nie chcę go widzieć – wyjaśnił jej, jakby naprawdę była sobą. – Nikogo nie chcę widzieć.

– Po prostu daj mu znać, że nic ci nie jest. Prawdopodobnie jest tylko zaniepokojony…

– Nie potrzebuję, żeby ludzie byli, kurwa, zaniepokojeni…

Malfoy.

Powiedziała to tym tonem i pozostawiło go to całkowicie oniemiałego. To było takie znajome, takie jej. Zmusiło go to do działania i wstał, zanim zrozumiał jakikolwiek sens. Znów zniknęła, kiedy uniósł głowę, ale ruszył korytarzem, a potem w dół schodów, czując zimne, niepokojące uczucie, które drapało go w kręgosłup, jakby był śledzony. Ale nie zamierzał zerknąć za siebie i sprawdzić.

Łup, łup, łup!

Draco, wpuść mnie!

– Czego, do diabła, chcesz, Blaise? – zawołał, kiedy znalazł się blisko drzwi.

Chcę tylko sprawdzić, jak się masz.

– W porządku. Odwal się.

Zapadła długa cisza.

Draco, stary, po prostu mnie wpuść. Ludzie się o ciebie martwią…

– Rozmawiasz ze mną, więc najwyraźniej wszystko w porządku – splunął przez zaciśnięte zęby. – Odwal. Się.

– Draco – powiedziała Hermiona gdzieś za nim, ale nie odwrócił się, żeby spojrzeć. – Wpuść go.

Draco, wpuść mnie albo wyważę te pieprzone drzwi!

Usłyszał, jak Hermiona śmieje się miękko przy jego uchu i mamrocze:

– A nie mówiłam? 

Zamknął oczy, desperacko starając się utrzymać głowę w miejscu ale najwyraźniej nadaremnie, skoro wyobrażał sobie rzeczy tak dokładnie. Jego umysł niewątpliwie zapadał się w sobie.

Draco! – krzyknął Blaise, wyrywając go z transu. – Daję ci dziesięć sekund, zanim…

– Jesteś sam? – zapytał. – Są tam reporterzy?

Pozbyłem się wszystkich. Jestem tylko ja.

Z przeciągłym westchnieniem przekręcił zamek i otworzył drzwi ze skrzypnięciem, patrząc twardo na Blaise’a i mrużąc oczy od blasku światła słonecznego.

– Usatysfakcjonowany, że żyję? Czy chciałbyś sprawdzić mój puls?

Blaise nerwowo przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę.

– Mogę wejść?

– Nie.

– Chcę tylko…

– Powiedziałem nie, Blaise.

– Draco, wyglądasz jak śmierć – wypalił, a jego głos był naglący i zatroskany. – Chciałem się tylko upewnić, że jesz… czy coś. Wiem, że jesteś upartym dupkiem, ale ten jeden raz pozwól sobie pomóc. Jesteś moim najlepszym kumplem…

– Nie mogę – powiedział, spuszczając głowę tak, że grzywka opadła mu na oczy. – Teraz nie mogę. Po prostu… nie zniosę w naszym domu kogoś, kto nie jest nią i wiem, że to brzmi kurewsko dziwnie, ale… nie potrafię tego wyjaśnić.

Draco skupił wzrok na różdżce Blaise’a, którą ten trzymał w ciasnym uścisku w dłoni, jakby rozważał, czy jej użyć i Draco przygotował się na to, w połowie spodziewając się, że Blaise siłą wejdzie do środka. Ale ten rozluźnił uścisk i kiedy Draco uniósł wzrok, odkrył, że Blaise miał rozdarty i posępny wyraz twarzy, a usta rozwarte w cichym westchnieniu.

– W porządku – powiedział Blaise. – Jeśli będziesz gotowy, wiesz, gdzie mnie znaleźć. – Odwrócił się, żeby odejść, ale zawahał się, widząc spojrzenie Draco. – Tak bardzo mi przykro, Draco.

Draco próbował sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek on i jego najbliższy towarzysz rozmawiali w ten sposób; tak poważnie i otwarcie, jak para cholernych Puchonów. Obaj z trudnością dyskutowali o czymkolwiek nawet dalece dogłębnym, a najbliższa temu była prawdopodobnie głęboka rozmowa, którą odbyli, kiedy dwa lata po wojnie zmarł Lucjusz. Blaise położył wtedy rękę na ramieniu Draco, mówiąc „weź się, kurwa, w garść”. Więc Draco pokiwał głową, nie czując się ani spokojniejszy ani zdegustowany próbą dodania mu otuchy przez Blaise’a, a jedynie obojętny i odrętwiały. Już miał zamknąć drzwi, ale Krzywołap czmychnął obok niego i zatrzymał się przy nogach Blaise’a.

– Weź go ze sobą. Nie mogę się niczym teraz zajmować, a on tylko przypominam mi o…

– Zaopiekuję się nim.

– I powiedz pozostałym, że chcę zostać sam. Szczególnie mojej matce – poinstruował ostro, a potem zatrzasnął drzwi, zamykając się w środku i blokując dostęp słońca.

Dotarł do połowy korytarza, zanim zachwiał się i upadł, uderzając w futrynę drzwi salonu i tłukąc sobie przy tym ramię. Ze stłumionym jękiem podparł się i podniósł, patrząc na domowe pole bitwy, które sam stworzył po wyjściu Pottera. Biernie obserwował wywrócony stół i krzesła, porozrzucane zdjęcia i wszystkie połamane fragmenty mebli leżące pomiędzy.

– Poważnie, Draco – powiedziała Hermiona i tym razem nie podskoczył. – Wiem, że rozważaliśmy zmianę wystroju, ale to trochę ekstremalne rozwiązanie.

Znów zrobiło mu się niedobrze. Kilka razy zdusił odruch wymiotny, ale wyglądało na to, że w jego żołądku nie zostało nic, co mógłby zwrócić. A ona ponownie tkwiła w rogu, jakieś pięć stóp od niego, jednak jej bluza uległa zmianie. Teraz miała na sobie tę żółtą z ogromną, czerwoną literą H wyszytą na środku, tę samą, którą matka Weasleyów dała jej na Święta Bożego Narodzenia trzy lata temu, a on nieustannie kpił z tego, że ją nosiła.

– Draco. – Zmarszczyła brwi. – Po prostu ze mną porozmawiaj. To pomoże.

– Jak rozmowa z halucynacją miałaby pomóc?

– Nie zaszkodzi spróbować. 

Potrząsnął głową i zgiął się wpół, opierając czoło o kolana i zakładając ręce za głowę. Próbował się od niej odciąć. Od jej ducha. Albo od jakiegokolwiek cholerstwa, którym była. Ale nawet z zamkniętymi oczami i zasłoniętymi uszami, czuł, że go obserwuje. Gapi się. Oddycha.

.

_________________

.

Oszacował, że spędził w tej pozycji coś między jedną a dziesięcioma godzinami.

Plecy miał napięte, kończyny mu ścierpły, jakby wbijano w nie szpilki i igły, a kiedy powoli uniósł głowę, coś strzyknęło mu w karku. Wciąż tu była, obserwując go wyczekująco z tym samym, smutnym uśmiechem. Zalało go dziwne poczucie przegranej.

– Pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy? – zapytał. – W sensie po wojnie. W mugolskim Londynie.

– Tak. – Kiwnęła głową. – Wpadłeś na mnie w Covent Garden. Przez ciebie upuściłam wszystkie książki.

Mógłby się uśmiechnąć, gdyby miał na to siłę.

– Nigdy ci nie powiedziałem, ale zrobiłem to celowo. Wkurwianie cię zawsze było zabawne.

– Czarujące.

– Zrobiłem to też dlatego, że chciałem z tobą porozmawiać – przyznał. – Widziałem cię dzień wcześniej przy Marble Arch i… po prostu chciałem z tobą porozmawiać. Nie mam pojęcia dlaczego. Kiedy zapytałem cię, czy mogę postawić ci kawę, żeby wynagrodzić ten „wypadek”, myślałem, że znów mnie spoliczkujesz. 

Roześmiała się.

– A potem wylałeś kawę na moją ulubioną książkę.

– Taak, to naprawdę był wypadek. – Wziął głęboki oddech i spojrzał w podłogę. – Założyłaś wtedy tę sukienkę. Tę w ptaki.

– Jaskółki.

Ponownie uniósł na nią wzrok i zobaczył, że miała na sobie właśnie tę sukienkę; klasyczna, niebieska letnia sukienka z białymi jaskółkami. Przełknął ciężko.

– Tak, właśnie tę – wymamrotał. – Tego też ci nigdy nie powiedziałem, ale pomyślałem, że wyglądasz pięknie.

Wyraz jej twarzy złagodniał, ale nie odpowiedziała, w tej ciszy Draco zdał sobie sprawę z bólu w swojej klatce piersiowej.

– Czy chociaż powiedziałem ci kiedykolwiek, że jesteś piękna? – zapytał niechętnie. – Wiem, że nazywałem cię zgrabną, seksowną i innym tego typu gównem, ale czy kiedykolwiek nazwałem cię piękną?

Jej twarz wykrzywiła niepewność, a cała postać wydawała się prawie migotać, jakby była uszkodzonym wspomnieniem w myślodsiewni.

– Ja… Ja wiem tylko tyle, co ty. Jestem odbiciem twoich własnych wspomnień i tego, jak mnie postrzegasz…

– Nie nazwałem, prawda? Wiem, że nie nazwałem.

– Draco, wiedziałam…

– Skąd mogłaś wiedzieć, skoro nigdy ci tego nie powiedziałem? – warknął. – Ja pierdole, nawet raz! A jesteś piękna! Tylko na siebie, kurwa, popatrz! Myślałem o tym każdego dnia, ale nigdy tego nie powiedziałem!

Znów to zrobiła, poruszyła się zbyt szybko, żeby jego wzrok wyłapał tego sens i kucnęła w odległości jednego uderzenia serca od niego. Nie odważył się spróbować do niej sięgnąć. Ta myśl go przerażała, a samo wyobrażenie jego palców, które przechodzą przez nią jak przez parę to zbyt wiele, ale uczucie jej skóry pod opuszkami byłoby gorsze. Dużo gorsze.

– Draco – westchnęła Hermiona. – Nie możesz sobie tego robić. To autodestrukcja. To… niebezpieczne.

Szloch znalazł drogę, aby wyrwać się z jego gardła jak nóż, siekając przy tym tchawicę. Draco zachłysnął się kolejny i kolejny raz, dopóki to nie było jedyne, co robił. Nie płakał od czasu tego samotnego dnia w łazience na Szóstym Roku, nie płakał nawet wtedy, gdy umarł jego ojciec i teraz prawie czuł, jakby jego ciało nie mogło znieść tego nieznajomego zachowania. To wszystko po prostu wylewało się z niego w nieuporządkowanych i żałosnych jękach rozpaczy, a całe ciało trzęsło się i drżało. Ukrył twarz w dłoniach, nie chcąc, żeby świadkiem jego załamania była nawet ta halucynacja, chlipał i łkał w swoje ręce jak małe, zagubione dziecko.

– Ja… ja nie wiem, co robić – jąkał się. – Ja po prostu…

– Cii, już dobrze – pocieszała go. – Śpij, Draco.

Nieobecnie przytaknął, zlizując łzy z kącików ust, zanim zamknął oczy, gotowy zmierzyć się  z jakimikolwiek demonami, jakie czekały na niego w snach, ponieważ nie mogłyby być gorsze od tego, czego doświadczał w rzeczywistości.

 .

_________________

.

Kiedy Draco się obudził, wciąż tu była, klęcząc u jego boku i obserwując go. Tym razem ani go to nie zdziwiło, ani nie zaalarmowało. Podniósł się i ruszył schodami na górę do łazienki połączonej z ich sypialnią, żeby przejrzeć się w lustrze; miał przekrwione białka, zarost migoczący na linii szczęki, zapadnięte policzki, suche wargi i nie dbał o to, że ledwie poznał swoje godne pożałowania odbicie. Potarł mocno słone od łez oczy wierzchem dłoni, zniesmaczony sobą.

– Nie rób tego – powiedziała Hermiona za nim. – Jeśli możesz patrzeć jak wymiotuję, ja mogę patrzeć jak płaczesz.

Przekręcił kurek, nalał sobie wody w dłonie i chlusnął nią w twarz.

– Jak długo zamierzasz mnie nawiedzać?

– Nie wiem – wymamrotała. – Zgaduję, że… tak długo, jak będziesz mnie potrzebował.

– Nigdy nie będę cię nie potrzebował.

Desperacja w jego głosie przeszyła go falami na wskroś i kiedy spojrzał w górę, zobaczył Hermionę w lustrze – pełną współczucia i troski. Nie wiedział, skąd się to wzięło, ale nagła i intensywna wściekłość przeszła z jego wnętrza do pięści i wyrzucił jedną z nich prosto w lustro. Szkło pocięło mu kłykcie, zanim roztrzaskało się i w kawałkach rozsypało po zlewie jak grad.

– Lubiłam to lustro – powiedziała Hermiona.

– To tak jak ja.

– Krwawisz, Draco.

Powoli odwrócił do niej twarz, zaciskając pięści, przez co krew zaczęła sączyć się po jego palcach odrobinę szybciej.

– Skąd mam wiedzieć, że ty gdzieś nie krwawisz?

Zmarszczyła brwi i przygryzła wargę, ten gest przykuł jego uwagę. Zawsze przygryzała wargę. Zawsze. I znów powaliła go dokładność tej halucynacji. Potrząsając głową, przeszedł obok, starał się z całych sił na nią nie gapić, kiedy wrócił do sypialni skapującą krwią plamiąc wykładzinę. Zatopił się w fotelu, wciąż niezdolny, żeby zmusić się do spojrzenia na ich łóżko, i biernie analizował swoją krwawiącą rękę. Dwie głębokie rany, jedno rozcięcie na kłykciach, drugie biegnące w dół od kciuka i około piętnastu innych, mniejszych zdobiących całą resztę dłoni.

– Pamiętam, jak nienawidziłem cię przez tę… rzecz – wymamrotał, obserwując kroplę krwi spływającą po palcach. – A potem pamiętam, że już cię nie nienawidziłem, kiedy leżałaś na podłodze w Dworze Malfoyów, a Bellatriks przykładała różdżkę do twojej piersi…

– Ustaliliśmy, że nie będziemy nigdy więcej o tym rozmawiać…

– Cóż, tak naprawdę to nie jesteś ty, prawda? – krzyknął. – Więc mogę rozmawiać, o czym tylko, kurwa, chcę!

Westchnęła i założyła włosy za uszy.

– Okej, słucham.

Roztarł krew pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym, nie odrywając od tego wzroku.

– Dosłownie doświadczyłem z tobą całego spektrum emocji – powiedział cicho. – Nienawiść, obrzydzenie, żal, zaintrygowanie, pożądanie…

– Miłość – dokończyła.

Opuścił głowę.

– Tego też ci nigdy nie powiedziałem, prawda?

– Draco, wiedziałam…

– Przestań to, kurwa, powtarzać! – naskoczył na nią. – Miłość do ciebie była jedyną rzeczą, która uchroniła mnie przed staniem się straconym przypadkiem i nawet tego nie zrobiłem właściwie! Nigdy nic ci nie powiedziałem! Nigdy!

Zamrugał i nagle znowu pojawiła się obok, siedząc przed nim na podłodze ze skrzyżowanymi nogami, mając na sobie kolejną ze swoich zmaltretowanych, starych bluz, tym razem niebieską. Spojrzał jej w oczy, naprawdę spojrzał, szukając w nich najmniejszej oznaki czegoś, co nie pasowało, ale były jej; szerokie i brązowe, zawsze bystre i wyraziste, gotowe, żeby dać się odczytać. Błysk światła sprawił, że zmrużył oczy i opuścił wzrok na jej pierścionek zaręczynowy – prosty diament na prostej obrączce, ponieważ wiedział, że nigdy nie będzie nosić czegoś zbyt krzykliwego. I choćby zależało od tego jego życie, nie mógł sobie przypomnieć czy ona – albo raczej jej wyobrażenie – nosiła go przez cały ten czas.

– Wiesz, kiedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że cię kocham? – wymruczał, przełykając. – Myślę, że byliśmy razem jakieś… dziesięć miesięcy? Nie wiem, to ty zawsze pilnowałaś dat i innego gówna, ale to wtedy, kiedy…

– Mój ojciec zmarł.

Kiwnął raz.

– Płakałaś przez trzy dni, praktycznie bez przerwy. I pomyślałem, że nadal wyglądasz… olśniewająco z gilem i łzami na całej twarzy, z przetłuszczonymi włosami, po prostu… surowo, Wyglądałaś jak gówno, nie odzywałaś się i nie przestawałaś płakać, ale ja tylko bardziej chciałem z tobą być – przerwał i kiedy uniósł głowę, dostrzegł słodkie łezki wciśnięte pomiędzy jej rzęsy. – Wtedy zrozumiałem, że cię kocham.

Uśmiechnęła się nieśmiało i, znowu, Draco zastanowił się, co by się stało, gdyby jej dotknął, może utulił policzek w swojej dłoni albo owinął sobie loka wokół palca.

– To pierwszy raz, kiedy zdałem sobie sprawę, że jesteś… idealna – kontynuował. – Wcześniej byłaś typową Granger: zorganizowaną, przyziemną, zbyt mądrą dla swojego własnego dobra, a wtedy nagle stałaś się Hermioną. Kruchą i zagubioną i to popieprzone, ale chciałem patrzeć, jak rozpadasz się na kawałki, żeby wiedzieć, że jesteś… prawdziwa. – Szczeknął krótkim, suchym śmiechem. – Zgaduję, że jest w tym teraz pewna ironia, hm? Opowiadam o tym, jak chciałem, żebyś stała się prawdziwa, podczas gdy jesteś jedynie wytworem mojej zdesperowanej wyobraźni.

– Draco – westchnęła. – Spróbuj mieć odrobinę nadziei…

– Ludzie tacy jak ja nie miewają nadziei

– Cóż… po prostu zdobądź się na optymizm….

– Nadal nie łapiesz, prawda? – wymruczał, potrząsając głową. – Bez ciebie jestem… zły. Po prostu zły.

Hermiona zmarszczyła brwi.

– Draco, nie jesteś złym człowiekiem…

– Nie jestem też dobrym! – krzyknął. – Sprawiłaś, że stałem się przyzwoity! Że to stało się znośne!

– Co stało się znośne?

– Wszystko! Życie! Egzystencja, jakkolwiek to nazwiesz! – Zacisnął zęby i zniżył głos. – Sprawiłaś, że poczucie winy się rozwiało. Po prostu… wypełniłaś tę dziurę we mnie, która powstała po tej pierdolonej wojnie. Niech to diabli, nawet przed wojną!

Drżąc, dyszał ciężko, prawie boleśnie, a zimny pot zalśnił na jego czole i górnej wardze. Biorąc kilka głębokich wdechów i ignorując posmak wymiocin zbierający się w głębi gardła, próbował się pozbierać, ale jedyne, co mógł poczuć, to dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa i chłodne powietrze, które otaczały go jak trumna zrobiona z lodu. Hermiona zdawała się przez moment rozmazywać, ale pomyślał, że chyba tyczyło się to całego pokoju. Możliwe, że pot spłynął mu do oczu, albo łzy, albo może był zbyt wykończony, żeby się skupić, albo wyobrażał sobie teraz już cały pierdolony dom. Nie miał pojęcia, co sobie myśleć i zaczął się hiperwentylować.

– Draco, oddychaj – powiedziała kojąco i to szybko go uspokoiło. – Wszystko będzie dobrze…

– Z każdą kolejną sekundą, kiedy cię tu nie ma, czuję, jak to wszystko z powrotem się we mnie wsącza; wina, nienawiść… ciemność, wszystko – wyszeptał, wciąż łapiąc oddech. – Nie lubię siebie bez ciebie.

– Draco…

– Nie rozumiesz. Gdyby to przydarzyło się mnie, miałabyś ludzi, którym ufasz i do których mogłabyś się zwrócić, żeby utrzymać równowagę. Potter, Weasleyowie, Lovegood, masz ich wszystkich…

– Ty masz Blaise’a, swoją matkę…

– Nie, nie, to nie to samo. Jesteś jedyną osobą, przy której… jestem całkowicie sobą – powiedział przybity. – To tak… to tak, jakbyś miała te wszystkie poduszki, które cię złapią, kiedy spadniesz. Ty jesteś moją jedyną poduszką. Jedyną, której ufam, że mnie złapie. – Jego oczy zaczęły piec, więc zacisnął powieki, garbiąc się i spuszczając głowę. – Po prostu kurewsko za tobą tęsknię.

– Też za tobą tęsknię – mruknęła i kiedy uniósł głowę, zobaczył, że płakała. – Proszę, przestań mówić, jakbym już nie żyła. Proszę, po prostu spróbuj…

– Co się stanie, jeśli spróbuję cię dotknąć?

Przygryzła nerwowo wargę.

– Nie wiem.

Jeszcze zanim uniósł rękę, wiedział, że będzie żałował tej decyzji, ale i tak wyciągnął do niej dłoń, prostując powoli ramię i starając się uspokoić swoje roztrzęsione palce. Ostrożnie umiejscowił opuszki na jej policzku – początkowo nic się nie wydarzyło, ale wtedy pojawił się lekki nacisk. Ledwo wyczuwalny, ale skoncentrował się na nim i wtedy poczuł chłodną statyczność, brzęczącą pod jego palcami, dopóki w końcu nie stała się ciepła i miękka; jego skóra na jej, i zdawało się to tak realne; tak realne, że mógł poczuć wilgotny szept jej łez. Oddech zamarł mu w gardle.

– Cholera – wykrztusił. – Naprawdę aż tak oszalałem?

– Każdy z nas jest na tyle szalony, na ile musi, żeby przetrwać dzień – powiedziała, układając dłoń na jego i to też mógł poczuć.

– Nie mogę zdecydować, czy możliwość dotknięcia cię tylko to utrudnia – wymamrotał, a jednak mówiąc to, przyciągnął ją bliżej i pospiesznie wciągnął na swoje kolana.

Usadowiła się w przestrzeni pomiędzy jego nogami, a jej ciało dopasowało się do niego kształtem – głowę schyliła i ukryła w zagłębieniu jego szyi, a on oparł podbródek na czubku jej głowy, tak jak robił to tysiące razy. I wiedział, że to nieprawda – naprawdę wiedział – ale był zbyt zagubiony, żeby zachować logikę. Jej ciepło w jego ramionach okazało się zbyt błogie.

– Jestem zmęczony – powiedział w jej włosy. – Zostań tu, jak będę spał. I bądź tu rano.

Nie odpowiedziała, więc zamknął oczy, zmuszając się do zaśnięcia tak szybko, jak to tylko możliwe, żeby nie rozpłynęła się w jego ramionach. Ostatnia myśl, która pojawiła się w jego umyśle, zanim odpłynął, to bolesne uświadomienie sobie, że nie czuł bicia jej serca.

.

_________________

.

Draco?

Jęknął, próbując wymrugać z oczu ciążący na powiekach sen i pierwszą rzeczą, którą zarejestrował, były jego puste ramiona i brak Granger. Zawód miał ledwie sekundę, żeby wniknąć w jego kości, zanim usłyszał, jak ktoś woła jego imię.

– Draco, gdzie jesteś?

To była jego matka, ale zignorował jej nawoływania, ze zdenerwowaniem przeszukując wzrokiem pokój.

– Granger, gdzie jesteś? – zapytał w pustkę. – Granger?

– Draco, jesteś na górze?

Później prawdopodobnie zda sobie sprawę, jak niedorzeczne to było, ale obwinienie matki za nieobecność Granger okazało się natychmiastowe, prawie instynktowne. W końcu Granger nadal z nim rozmawiała, kiedy odwiedził go Blaise, więc dlaczego teraz zniknęła? Związek pomiędzy Hermioną i jego matką zawsze był napięty, więc w tym zniekształconym i strapionym bałaganie w swoim umyśle, doszedł do wniosku, że powodem, dla którego obudził się sam, była właśnie jego matka. Kiedy dudnienie kroków na schodach zaczęło narastać, gorąca i groźna fala gniewu zalała jego klatkę piersiową i zerwał się na nogi w momencie, gdy kobieta pojawiła się we framudze.

– Och, tutaj jesteś – powiedziała zaniepokojonym tonem, studiując go. – Draco, wyglądasz okropnie…

– Co ty tu, kurwa, robisz? – wciął się. – Czy Blaise nie powiedział ci, że chcę zostać sam?

Narcyza zamrugała, ewidentnie zaniepokojona jego ostrą odpowiedzią.

– Cóż, tak, ale musiałam sprawdzić, czy wszystko w porządku…

– Wynoś się z mojego domu. Natychmiast.

– Draco, chcę tylko pomóc…

– Założę się, że cię to kurewsko cieszy, co? – zaszydził gorzko. – Tego właśnie chciałaś, prawda? Żeby Granger odeszła.

– Draco, nigdy nie życzyłabym jej żadnej krzywdy! – wydyszała, a jej twarz była  przerażona i zraniona. – Posłuchaj, rozumiem, że jesteś zdenerwowany…

– Zdenerwowany? Zdenerwowany?

– W porządku, uspokój się, być może to lekkie niedomówienie…

– Chcę, żebyś opuściła mój dom – powtórzył, cedząc słowa wolno i wyraźnie. – Natychmiast wyjdź, zanim…

– Draco, martwię się o ciebie! Jesteś moim synem! – błagała. – Twój salon jest roztrzaskany na kawałki, wyglądasz na chorego, z nikim nie rozmawiałeś…

– Nie chcę z nikim, kurwa, rozmawiać!

– I twoja ręka krwawi – powiedziała cicho, zerkając na rozbite lustro w przylegającej do sypialni łazience. – Draco, pozwól sobie pomóc…

– Nie potrzebuję cię, kurwa! – wrzasnął. – Nie chcę twojej pomocy! Ani twojej troski! NIC od ciebie nie chcę! Nie rozumiesz? To moja kara za to, jak wychowałaś mnie ty i ten kawał drania, mój ojciec!

– Draco, przestań!

– Nie! To karma wróciła, żeby zniszczyć mnie za to, co zrobiłem lata temu! A to ty i ten kutas zrobiliście ze mnie takiego popierdolonego bachora! Sprawiliście, że byłem gównianym, małym dupkiem, który nie znał niczego poza nienawiścią, a potem WRESZCIE znalazłem spokój! Znalazłem Granger, mieliśmy mieć dziecko, a teraz została mi wyrwana z rąk, oni mi ją wyrwali. I ty nadal myślisz, że to nie jest kara za to, jakim byłem człowiekiem?

Głos mu się załamał gdzieś w połowie tej tyrady i jej końcówka to bardziej złamane odgłosy niż słowa, jakby wycie psa. Niewielka część jego już i tak potłuczonego serca zabolała, kiedy zdał sobie sprawę, że jego matka płakała, obserwując go szeroko otwartymi i zranionymi oczami, które zmusiły go do spojrzenia w podłogę. Jednak to, jaki był uparty odepchnęło na bok wszelkie pokłady żalu, które mógł poczuć.

– To niesprawiedliwe, Draco – powiedziała, ocierając łzy. – Może nie byliśmy idealnymi rodzicami, ale kochaliśmy cię…

Prychnął.

– To nie zmienia tego, co…

– To nie jest jakiś chory spisek przeciwko tobie, to po prostu… okropny wypadek, który zdarzył się…

– Och, i to wszystko? – splunął. – Powiedz mi, matko, jak powinienem sobie z tym poradzić? Prawie jestem rodzicem! Masz pojęcie, jak cholernie… okrutne to wszystko jest? Wiedzieć, że mogłem mieć syna albo córkę? A Granger… to było dla mnie to! Rozumiesz? To ta jedyna, jedyna, która była i która mogłaby być.

– Draco, wiem o tym – odparła Narcyza, najbardziej miękkim tonem, jakiego kiedykolwiek wobec niego użyła. – Rozumiem…

– Kurwa, niby jakim cudem możesz rozumieć? – zakwestionował, pocierając twarz. Odkrył, że miał mokre policzki. – Niby jak mogłabyś pojąć, jakie to uczucie? Jestem… znów szesnastolatkiem: sam.

– Nie jesteś sam. Gdybyś tylko pozwolił nam pomóc…

– Nic, co zrobicie albo powiecie nie pomoże…

– I ona mogła nawet… nie odejść. – Spróbowała. – Nadal jest nadzieja, że…

– Wynoś. Się. Z. Mojego. Domu – zażądał chłodno. – Mówię poważnie, matko. I nie waż się wspominać o nadziei, skoro ty i Lucjusz wyssaliście ją ze mnie lata temu.

– Draco, przynajmniej pozwól mi pomóc ci posprzątać, przygotować coś do jedzenia…

– Matko, jeśli natychmiast nie wyjdziesz, sam cię stąd usunę.

To nie była pusta groźna i oboje o tym wiedzieli. Z westchnieniem pełnym przygnębienia, Narcyza powoli się odwróciła do miejsca, z którego przyszła, a Draco twardo wpatrywał się w jej plecy, dopóki nie zniknęła. Czekał aż usłyszy zamykające się za nią frontowe drzwi, zanim upadł na kolana i schował twarz w dłoniach.

– Nie powinieneś mówić tak do matki.

Drgnął, słysząc głos Hermiony, ale nie uniósł głowy.

– Wszystko, co powiedziałem, było prawdą.

– Wszystko, co powiedziałeś, to źle ulokowany gniew. Nie możesz w ten sposób odpychać od siebie ludzi, Draco. To niezdrowe.

– Ale wyobrażanie sobie zaginionej narzeczonej jest w porządku, tak? – odgryzł się. – To przecież, kurwa, całkowicie normalne.

Wstał i przemknął obok niej, starając się nie zwracać uwagi, że teraz miała na sobie jedną z jego koszulek i bokserki, i nieobecnie zastanowił się, czy jego ubrania wciąż nią pachną. Zamierzał zejść na dół i rzucić zaklęcia ochronne, które zablokują kogokolwiek, kto będzie chciał wtargnąć do jego domu, ale zatrzymał się na zewnątrz dodatkowej sypialni w połowie przekształconej w pokój dla dziecka, pokój, w którym by spało. Nogi zdawały się odłączyć od jego ciała, kiedy popchnął i otworzył drzwi, a potem wszedł do zagraconego pomieszczenia. Jedyne, co mógł zrobić, to gapić się na delikatne łóżeczko.

– Myślę, że będziemy mieli chłopca.

Tym razem jej głos go wystraszył i kiedy się odwrócił, duch Hermiony był w mocno widocznej ciąży. Pocierała swój pulchny brzuszek z zamyślonym uśmiechem na twarzy, a on poczuł, że robi mu się niedobrze. Znów zaczął się hiperwentylować, wypuszczając krótkie, płytkie oddechy, pokój się obracał, wirując mu wokół głowy, dopóki zawroty głowy nie sprawiły, że zwymiotował. Unikając spojrzenia na Hermionę, wybiegł z pokoju, napierając na ścianę przez swoje niepewne nogi, kiedy popędził z powrotem do sypialni.

– Draco, co robisz?

– Wynoszę się stąd – powiedział, grzebiąc w komodzie obok ich łóżka. Kiedy zerknął na nią kątem oka, jej brzuch znów był płaski, a ona miała na sobie prostą koszulkę i jeansy. Potrząsnął głową i powrócił do komody. – Muszę się stąd wydostać. Nie mogę tego dłużej ciągnąć…

– Odejście w inne miejsce nie sprawi, że zostawisz mnie za sobą…

– Ale może. I przynajmniej nie będę miał pierdolonych odwiedzających…

– Draco…

– Nie mogę tu zostać! – krzyknął. – Wszędzie, gdzie spojrzę, jesteś ty! I nie mam na myśli halucynacji, chodzi o nasze łóżko, nasze zdjęcia, nasz pierdolony pokój dziecięcy! Nie zniosę tego dłużej! To tak, jakbym się dusił od ciągłych przypomnień o twojej nieobecności i to mnie dobija!

Przygryzła wargę i podeszła, żeby stanąć obok niego.

– Gdzie planujesz się udać?

– Gdzieś, gdzie mnie nie znajdą.

– Więc jak cię poinformują, gdy czegoś się dowiedzą? – zapytała. – Co jeśli wrócę do domu i…

– Ale nie wrócisz, prawda?

W końcu znalazł swoją różdżkę i, przełykając ciężko, przygotował się do teleportacji, robił wszystko, żeby na nią nie spojrzeć, ale mógł przysiąc, że poczuł jej oddech na swoim uchu. Biorąc długi, porządny wdech, zamknął oczy i kiedy znów je otworzył, znalazł się w pokoju, w kątach którego nie czaił się zapach Granger ani w którym nie kpiło z niego ich łóżko z porozrzucaną pościelą, ale jej duch przybył z nim. Wiedział, że stała za nim, jeszcze zanim się odezwała.

– Czułam, że tu przyjdziesz – powiedziała cicho Hermiona.

Machnął różdżką, żeby rozświetlić pokój, zignorował jej komentarz i przysiadł u podnóża łóżka, którego nie użył od lat. W tych ciężkich latach po wojnie, spędzał tutaj większość czasu, unikając Londynu i potępiających spojrzeń, które śledziły go gdziekolwiek poszedł. Chatka na obrzeżach Hastings nie była jego pierwszym wyborem na dom, ale była odizolowana, a dźwięk morza koił podczas tych niespokojnych nocy. Słyszał to teraz; fale rozbijające się jak szkło. Raz zabrał tutaj Hermionę, krótko po tym, jak prasa dowiedziała się o ich związku i byli nieustannie nękani przez reporterów, ale wrócili do Londynu już po jednej nocy spokoju, ponieważ Hermiona nalegała, że muszą skonfrontować się z opinia publiczną, aby mieć to już za sobą.

A jednak znów tu był.

Ukrywał się.

Oparł łokcie o kolana i westchnął w swoje dłonie. W sekundę Hermiona klęczała przed nim, przekrzywiając głowę na bok i studiując go smutnym wzrokiem.

– Musisz przestać mnie opłakiwać – powiedziała, sięgając do niego, żeby ułożyć mu swoje dłonie na twarzy, jej skóra była zimniejsza niż wcześniej. – Musisz spróbować myśleć pozytywnie i rozważyć możliwość, że wrócę do domu i wszystko będzie w porządku.

Potrząsając głową, złożył razem dłonie, aby powstrzymać się przed dotknięciem jej. 

– Proszę, po prostu powiedz mi, gdzie jesteś.

– Draco, przerabialiśmy to już. Wiem tylko tyle, co ty…

– Jeśli mi powiesz, przybędę i cię zabiorę – kontynuował – Znajdę cię i uratuję, i zabiorę do domu…

– Draco…

– I wtedy wszystko będzie dobrze. Musisz mi tylko powiedzieć, gdzie jesteś, żebym mógł przybyć i cię zabrać…

Draco – westchnęła. – Nie mogę. Wiesz, że nie mogę.

Zacisnął zęby i spojrzał na nią groźnie.

– Więc jaki z ciebie pożytek? Skoro nie możesz mi powiedzieć, to jaki mam z ciebie pożytek?

– Ja tylko…

– Jesteś niczym! – wypalił, zrywając się na nogi. – Nie jesteś nią! Potrzebuję jej, nie ciebie! Więc powiedz mi, gdzie, kurwa, jesteś!

– Nie mogę! – odkrzyknęła. – Nie mogę, nic nie mogę zrobić poza byciem z tobą…

– Opierdol się! – naskoczył na nią. – Poważnie, wynoś się, kurwa, z mojej głowy! Zostaw mnie samego! – Zacisnął uszy rękoma i zamknął oczy. – Wynoś się! Wynoś się! WYNOŚ SIĘ!

I naprawdę poczuł coś, jakby jej obecność wyparowała, ale i tak otworzył oczy, kręcąc głową, żeby przeszukać pomieszczenie. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, jak pusty był pokój, jak cichy. Siadając z powrotem na łóżko, ledwie stłumił szloch i sięgnął po gryzący koc, owijając go wokół siebie jak kokon.

– Nie miałem tego na myśli – wymamrotał. – Przepraszam, Hermiono. Wróć.

Czekał w napięciu, ale nic się nie zmieniło.

– Granger, błagam, wróć!

Nic.

Więc wołał jej imię godzinami, błagając ducha o powrót, a kiedy zdarł gardło od krzyku, a oczy rozbolały go od płaczu, opadł na łóżko i uderzał pięścią w poduszkę, dopóki nie był zbyt zmęczony, aby opierać się przed zaśnięciem.

.

_________________

.

Draco.

Jęknął zaspany, skupiając się na szepcie morza.

Draco, obudź się.

Zamrugał i kiedy powoli uniósł powieki, wróciła. Siedziała na łóżku obok niego, mając na sobie to samo ubranie co tego dnia, kiedy odeszła. Sięgnął, żeby wetknąć jej loka za ucho i zdecydował, że tym razem wydawała się cieplejsza, a jej zapach zdecydowanie wyraźniejszy w jego nozdrzach. Usiadł, a ona szybko wpadła w jego ramiona, wbijając paznokcie w jego plecy. Zastanawiał się, czy zostawi tym ślady, a potem zdecydował, że to niedorzeczne, ponieważ to tak naprawdę nie była ona. I tak jednak głaskał ją w górę i w dół po lini kręgosłupa, muskając nosem jej miękkie loki.

– Wróciłaś.

Pokiwała głową i oderwała się o niego, uśmiechając się ze łzami skapującymi spomiędzy rzęs.

– Tak, jestem. Tak bardzo za tobą tęskniłam.

– Przepraszam, że wczoraj na ciebie nakrzyczałem – wymamrotał. – Po prostu…

– Wczoraj? O czym ty mówisz?

– Kiedy kazałem ci odejść. Nie miałem tego na myśli.

Jej twarz przez moment wykrzywiło zmieszanie, ale szybko zmieniło się w smutne zrozumienie. Złapała go za rękę, ściskając ją ciasno.

– Draco, to ja.

– Chociaż to tak naprawdę nie ty, mam rację? – Zmarszczył brwi. – Ale i tak chciałem tylko usłyszeć twój głos…

– Nie, Draco, spójrz, to ja – powiedziała. – To ja, przysięgam...

– Nie, ty odeszłaś...

– Nie, spójrz na mnie. Przysięgam, że to ja. Znaleźli mnie i Neville’a poprzedniej nocy i wróciłam dziś rano. Szukała cię połowa Londynu, żeby ci powiedzieć, a potem pomyślałam, że możesz być tutaj…

– Proszę, przestań – powiedział, próbując zepchnąć ją z kolan. – Proszę, to po prostu okrutne…

– Draco, przysięgam – nalegała, jej głos załamał się lekko, gdy mówiła. – To. Ja.

Potrząsnął głową i znów próbował pozbyć się jej z kolan, ale kiedy to robił, palcami musnął jej napięty brzuch i zawahał się, zastanawiając się, czy może… Powoli przeniósł rękę na jej klatkę piersiową, niepewnie przyciskając do niej płasko dłoń i starając się zignorować krew pulsującą mu w uszach.

Wstrzymał oddech i po chwili, która wydawała się trwać całe minuty, znajoma wibracja jej bardzo realnego bicia serca uderzyła w jego dłoń.

Pospiesznie otoczył Hermionę ramionami, przyciskając ją do siebie tak mocno, jak tylko mógł bez zmiażdżenia jej i układając usta na jej gardle. Jakby to miało go upewnić, poczuł puls Hermiony łomoczący pod jego wargami. Pocałowała go w skroń, przeczesując mu włosy palcami i szepcząc uspokajające słowa do ucha. Próbował mówić, próbował powiedzieć jej, że za nią tęsknił, że ją kocha, ale wydobywały się z niego bardziej dźwięki niż zdania, więc odsunął się i zamiast tego ją pocałował – tak mocno, że aż bolały go usta. Kiedy skończył, ułożył głowę na jej klatce piersiowej, dłonią ponownie znajdując ledwie widoczny brzuszek ciążowy.

– Już dobrze – powiedziała Hermiona kojąco. – Jesteśmy w domu. 

_________________


Bety: Camille_1909 i Vera Vero – uwierzcie mi na słowo, odwaliły kawał dobrej roboty przy tej mini. Dziękuję Wam za pomoc! <3


Jak wrażenia? Dużo łez? Zostały mi jeszcze trzy miniaturki od Bex-chan, więc powoli zaczynam rozglądać się za czymś nowym. Być może teraz coś dłuższego, na kilka rozdziałów? Zobaczę. Jak macie jakieś propozycje to chętnie się z nimi zapoznam, bo brakuje mi ostatnio pomysłów.


Ściskam!

4 komentarze:

  1. Uwielbiam teksty z perspektywy Draco - może to trudność jest postaci dodaje tych elektryzujących emocji?
    Nie mogę się doczekać kolejnych tłumaczeń! Miniaturki od Bex są magiczne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, to mini to było coś. Z zapartym tchem czytałam dalej mając nadzieję, że ona wróci i kiedy wróci i czy wgl wróci. Ale motyw z wyobrażeniem sobie jest mi znany. Podobna historia była w Najdłuższej Podróży Nicholasa Sparksa. Tam też jeden z głównych bohaterów wyobrażał sobie żonę i wracał do niektórych momentów które wspólnie przeżyli, kiedy miał wypadek samochodowy i czekał na ratunek. To było jeszcze bardziej przejmujące. Widać, jak bardzo Draco pokochał Hermione i jak jej zniknięcie go załamało. Rozwalił cały salon, lustra... Frustracja która go ogarnęła i niemoc, że nie wiedział co się z nią dzieje... To naprawdę złamało mi serce. Ale to wyobrażenie w jakiś sposób pomogło mu przetrwać jej nieobecność. Czy tęsknota była mniejsza? Oczywiście, że nie. Był zdenerwowany jeszcze bardziej że jej samej z nim nie ma, że jest jedynie jej wyobrażenie. To najgorsze co może spotkać człowieka. Za to Pottera bym chyba zabiła jednak na miejscu Draco. To porównanie na początku, że on też się o nią martwi, bo jest jego przyjaciółką. A dla Draco to narzeczona! Matka jego dziecka! Jak może porównywać nawet te dwie rzeczy? I jak mógł pozwolić na to, żeby wyjechała w ciąży do kraju, w którym nie jest bezpiecznie! Nawet nie powinno być dyskusji o jej wyjeździe, tylko z miejsca powinien być odwołany! Potter to serio dzban i ma szczęście, że Draco go nie rozerwał na strzępy. Za to rozmowa z Narcyzą była naprawdę mocna. Takich słów nie chciałby na pewno usłyszeć żaden rodzic. Choć Draco został wychowany na taką osobę jaką jest, to mimo wszystko nie powinien odzywać się tak do matki. Choć niechęć do Hermiony i wszystkiego co mugolskie była widoczna, to wierzę, że stan Draco bardzo ją przejął i bardzo by chciała, żeby to wszystko wcale nie miało miejsca, a Hermiona była bezpieczna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna rozmowa z matką, rozliczenie przeszłości! Wspaniałe!

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA