piątek, 19 listopada 2021

Dezerterzy – Rozdział 1


Słowem wyjaśnienia: Poniższy tekst jest tłumaczeniem. Wszystkie ważne informacje na jego temat (summary, tematyka, przekierowania, zwiastun, credity, etc.) znajdziecie w poście: Dezerterzy – przeczytaj, zanim zaczniesz. Zapraszam tam serdecznie :)


Tekst jest tworzony w dwóch narracjach. Jedna (ta obszerniejsza) jest standardowo pisana w trzeciej osobie w czasie przeszłym. Druga natomiast to pierwszoosobowa narracja w czasie teraźniejszym. Skąd ta rozbieżność – żeby się tego dowiedzieć, musicie przeczytać historię. Sama wciąż dowiaduję się nowych rzeczy.


I skoro o tym mowa – na moment publikacji pierwszego rozdziału tłumaczenia, w oryginale mamy już 24 rozdziały. Autorka planuje 32, ale zaznacza, że ta liczba może być lekko ruchoma. Kontaktowałam się z autorką, żeby poprosić o zgodę na tłumaczenie i nie wydaje mi się, żeby historia mogła nie zostać dokończona. Niemniej ostrzegam, że to wciąż WIP i sama nie wiem jeszcze, jak się skończy.


Gdyby forma blogowa Wam jednak nie odpowiadała, zapraszam również tu:

ao3 / fanfiction.net / wattpad


_________________



Lata nakładały się na siebie jak warstwy na torcie. Niczym stos świeżego, ciepłego prania zaraz po wyjęciu z mugolskiej suszarki. Pierwsze na stercie: najgrubsze, najbardziej zbite – spodnie. Potem letnie koszulki bez ramiączek. A pomiędzy te wszystkie miękkie, puszyste, sprężyste rzeczy. W stylu swetrów robionych na drutach. Tak, lata były uporządkowane w ten sam sposób: ciemne na dużej rotacji, puszyste w delikatnym programie, krótki cykl dla kilku rozproszonych przebłysków jasności. Jeszcze nie udało się trafić na okresy letnie – te, które pachną jak słodkie hortensje i brzmią jak śmiech i szczęście. Ponieważ ciemność jeszcze nie całkiem zbladła. A zimowy chłód dopiero nadciąga.



– Więc co stało się z Hermioną Granger? – To przede wszystkim jej historia mnie ciekawi.

On porusza się niespokojnie na miejscu. Przesuwa wierzchem dłoni po ustach. Czeka, aż ponownie rozważę swoje pytanie. Ma nadzieję, że puszczę mu to płazem, jeśli zrobi wystarczająco długą pauzę. Subtelnie oblizuję wargi i w ciszy przełykam. Spoglądam w bok. Ale się nie wycofuję.

– Hermiona – wzdycha. – Nie słyszałem tego imienia od wieków. – Wtedy znów na niego patrzę. Moje serce szarpie się w reakcji na jego ton i nagle żałuję swojego pytania.

Krzywię się.

– Nie musisz mi odpowiadać – mówię cicho.

Śmieje się. 

– Wiem. – Wzrusza ramionami. Mierzwi włosy uwodzicielsko, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Uśmiecham się, kiedy on spuszcza wzrok na stół – kiedy nie może zauważyć, że go podziwiam. Nawet teraz, po tych wszystkich latach, krzywizny jego twarzy są pełne wdzięku. Sposób, w jaki unosi na mnie wzrok, jest płynny – nieskazitelny. Głębia jego spojrzenia jest niemal rozbrajająca. – Hermiona z całą pewnością była jedyna w swoim rodzaju.

Nie mogę nic poradzić na to, że się uśmiecham.

– Lubiłeś ją?

On się śmieje.

– Boże, nie.

Uśmiecham się nawet szerzej, ponieważ wiem, że kłamie.



– Stój! – zapłakała. Jej krzyk przesłał przez jego ciało wstrząs, prawie go paraliżując. – Puszczaj mnie! – Przerażenie w jej oczach niemal złamało jego postanowienie. Ale misja była ważniejsza niż jej obecne dobre samopoczucie. – Błagam cię – prosiła, a nutka żalu zabulgotała w głębi jej gardła. – Powiedz mi, gdzie on jest – skomlała. – Proszę – dodała szeptem. Traciła siłę, traciła nadzieję.

Ściskał ją mocno za ramię, prowadząc przez zwęglone szczątki jej przyjaciół. Odór spalonych ciał był nie do zniesienia. A widok okazał się nawet gorszy.

– Nie – jęknęła, widząc zrównane z ziemią pole bitwy. – Nie! – krzyknęła, drżąc. Wyrwała ramię z jego uścisku i pobiegła.

Spojrzał za siebie i zobaczył, że inny Śmierciożerca zbliża się, żeby pomóc mu ją schwytać. Musiał działać szybciej. Zaczął przeskakiwać ponad ciałami, kierując się do niej. 

Chrupnięcie

Nie chciał myśleć o tym, na co właśnie nadepnął. Albo kogo. Pokonał dystans pomiędzy nimi w ułamku sekundy – w końcu była ranna – i złapał ją za ramię, odwracając do siebie.

– Możesz się, kurwa, zamknąć? – syknął.

Zapłakała i pokręciła głową.

– Jak mogłeś? – zawyła. – Jak mogłeś?

Przeciągnął ją przez płonący dziedziniec i wepchnął we wnękę. Spojrzał za siebie, żeby się upewnić, że nikt ich nie śledził.

– Co ty… – zaczęła. 

Szybko zasłonił jej usta dłonią i przyłożył groźnie palec do swoich własnych warg. Oczy miała szeroko otwarte i spanikowane. Łzy spływające jej po policzkach paliły jego skórę. Przybliżył się do niej i zmniejszył nacisk palców na jej twarz. Powoli i niepewnie pozwolił swojej dłoni się ześlizgnąć, ocierając przy tym lekko kurz z policzka dziewczyny. Pochylił głowę opierając ją o czoło Hermiony, pozwalając, by jego dłoń opadła na jej ramię.

– Jak źle jest w twoją nogą?

Oddychała przez chwilę nierówno, jej ciało oswoiło się z dreszczami, kiedy bicie serca zwolniło. Nie odsunął się. Szczękając zębami, w końcu przemówiła jak zawsze krnąbrnym głosem.

– Jaki masz plan, Malfoy?

Pozwolił sobie na uśmiech. Na zamknięcie oczu. Na oddech, w fali uderzeniowej, jaką Hermiona Granger była dla wszystkich jego zmysłów.

– Miałem nadzieję, że ty jakiś masz.



Kiedy o niej nie mówił, uśmiechowi na jego twarzy towarzyszył pełen zmęczenia smutek. Nie mnie to oceniać, szczególnie nie w przypadku pana Dracona Malfoya we własnej osobie, ale z pewnością czyta się z niego łatwiej, niż można było przypuszczać. Stukam palcami w ladę i obserwuję go, kiedy woła barmana, żeby przyniósł kolejną whisky. Rękawy ma podwinięte w połowie drogi do łokcia, a żyły zdobią jego przedramiona, wystając niezdrowo spod skóry. Obserwuję go zarówno z zachwytem, jak i litością, kiedy przełyka haust trunku i wypuszcza pełen satysfakcji syk.

– A co z Harrym? – pytam.

Tym razem nawet na mnie nie patrzy.

– Zadajesz dużo pytań.

Zawstydza mnie moja mdła ciekawość, ale zachowuję milczenie z nadzieją, że mimo wszystko odpowie.

Malfoy wzdycha.

– Harry – mówi – był dobrym człowiekiem.

Ciężko mi uwierzyć w ten sentyment. Ignoruję to.



Okrążali brzegiem Jezioro Hogwartu, uciekając pod osłoną ciemności, mając za plecami Śmierciożerców zbierających ciała. Malfoy trzymał Hermionę za rękę, jakby w obawie, że zgubi ją we mgle, przerażony, że mogłaby się potknąć i wpaść pod nieruchomą, ciemną wodę. Być może najbardziej przerażało go to, że odpuszczając, pozwoliłby jej zniknąć całkowicie, jakby tak naprawdę nigdy z nim nie była. Więc kiedy uciekali, przyciągnął ją bliżej, trzymając kurczowo, ponieważ dzięki jej ciepłu wierzył, że nie wszystko było stracone. Jeszcze nie.

Dotarli do Zakazanego Lasu i przed tym jak Hermiona uległa wyczerpaniu, szybko wzniosła blokadę z zaklęć ochronnych. Zachwiała się, zanim w końcu opuściła rękę z różdżką. Malfoy doskoczył do niej w samą porę, żeby ją złapać, kiedy ugięły się pod nią nogi. Ostrożnie ułożył Hermionę na ziemi, opierając jej głowę na swoich kolanach.

– Straciłaś dużo krwi – powiedział, kuląc się, gdy usłyszał przerażenie, które wymknęło się z jego ust wraz ze słowami. – Nie mogę ci pomóc – prawie wyszlochał.

Spojrzała na niego. Uniosła dłoń do jego twarzy, prawie jej dotykając, zanim jej ręka opadła z powrotem na dół.

– Idź – sapnęła. – Idź po Harry’ego.



Poranek był nadzwyczaj gorący, a kiedy Hermiona się obudziła, dyszała ciężko łapiąc powietrze. Znajdowała się sama na polanie, na której Malfoy zostawił ją ostatniej nocy. Z daleka mogła zobaczyć czarne kłęby dymu wznoszące się ku niebu znad pola walki, ciężkie chmury pozostawały zawieszone  złowrogo nad terenami zamku.

Skrzywiła się, próbując wstać, i spojrzała w dół na źródło bólu. Zobaczyła opaskę uciskową, którą Malfoy umocował wokół jej nogi, zaraz potem skuliła się, widząc odsłonięte mięso na łydce. Zaschnięta krew oblepiała jej całą stopę, a strużka wciąż sączyła się z rany. Hermiona pomacała przestrzeń wokoło w poszukiwaniu różdżki, chociaż wiedziała, że ten typ klątwy może poprawnie uleczyć tylko doświadczony uzdrowiciel. Obserwowała, jak dym sunie po tafli wody w powolnym, uwodzicielskim tańcu. Mgła była tak gęsta, że za linią drzew nie mogła dostrzec zamku.

Serce waliło jej wściekle, a bębnienie w skroniach zagłuszało dźwięki lasu. Nie wiedziała, jak długo nie było Malfoya, ale miała nadzieję, że chłopak ich znajdzie – że znajdzie jego. I wtedy z gęstych, ciemnych kłębów dymu, wyszedł razem z Harrym, którego rękę zarzucił sobie na ramiona. Harry ledwo utrzymywał równowagę i potykał się u boku Malfoya, opierając się na nim jak na podporze. Malfoy bacznie obserwował Hermionę, kiedy on i Harry utykali w jej kierunku. Za nimi pojawiły się kolejne dwie postacie, wyłaniające się z ciemności.

Malfoy ostrożnie posadził Harry’ego na wzgórku z trawy przy drzewie i westchnął. Zamykając oczy, Harry oparł się o pień za sobą. Bulgoczący dźwięk wydobył się z jego ust, jakby coś pobrzękiwało mu w płucach. Malfoy pokonał resztę drogi dzielącej go od Hermiony i przykucnął, żeby usiąść obok niej, ściągnął brwi, marszcząc czoło.

– W porządku? – zapytał.

Hermiona oderwała wzrok od Harry’ego, żeby krótko zerknąć na Malfoya. Wskazała na zranioną nogę.

– Nie bardzo.

Malfoy syknął i kiwnął na dwie postacie wychodzące spośród drzew.

– Nott – zawołał Malfoy, kiedy wzywany chłopak umieścił zranioną Parkinson na kłodzie obok Harry’ego. – Mógłbyś na to zerknąć? – A odwracając się do Hermiony, powiedział: – Jest dosyć biegły w tych sprawach. Będziesz w dobrych rękach.

Nott podszedł do Hermiony i schylił się, żeby zbadać jej ranę.

– Parkinson jest dosyć poturbowana. Zajmiesz się nią? – powiedział spokojnie Nott do Malfoya, jakby to był kolejny, niedzielny poranek a Parkinson cierpiała na zwykłego kaca. Nott odgarnął z twarzy swoje długie włosy i wziął nogę Hermiony w dłonie. Skrzywiła się, a on na nią spojrzał. – Przepraszam – mruknął. Potem obrócił jej nogę na bok, żeby przyjrzeć się ranie i dodał z napiętym uśmieszkiem: – To ciut makabryczne.

Hermiona prychnęła i powstrzymała chęć kopnięcia go swoją cholerną stopą.

– Pierwszorzędna obserwacja, Nott.

Uniósł brwi, ale subtelny uśmiech nie zniknął z jego twarzy.

– Mogę znać przeciwzaklęcie. Żeby mieć pewność, potrzebuję, żebyś poruszyła palcami.

– Możesz powtórzyć? – Hermiona ze zdumieniem zamrugała na Notta.

 Posłał jej onieśmielone, przepraszające spojrzenie.

– Niestety nie żartuję.

Hermiona westchnęła głośno i poruszyła palcami prawej stopy w przód i w tył. Zerknęła na Notta, kiedy znów na nią spojrzał.

– Świetnie, to dobry znak.



Teodor Nott jest typem człowieka, który nie mówi dużo, ale zawsze wie, co powiedzieć. Odgarnia ciemne włosy z oczu niespiesznym ruchem. Spojrzeniem przewierca moje oczy w poszukiwaniu sensu. Wstydzę się, że moje odpowiedzi są go pozbawione. Chociaż wciąż się zastanawiam, dlaczego o to pyta.

– Jak długo żyłeś w ukryciu? – mówię.

Wypuszcza z ust kłąb dymu i strąca popiół z papierosa do kryształowej popielnicy. Mruży na mnie oczy, próbując przeanalizować usłyszane słowa.

– Wieki – odpowiada w końcu.

Wpatruję się w niego, zastanawiając się, czy mogę uzyskać coś więcej.

Z powrotem wsuwa papierosa do ust i zaciąga się głęboko. Czerwona końcówka żarzy się przed moimi oczami. Nott przekręca głowę, żeby wypuścić dym w innym kierunku, a potem znów na mnie patrzy. Jego ciemne spojrzenie zaciska się na najskrytszych częściach mojej duszy i  już wiem, że uwierzę we wszystko, cokolwiek mi powie. Dobrze, że Teodor Nott nie jest kłamcą.



Przed zmrokiem dołączyli do nich inni. Neville przybył z Ginny w ramionach, heroicznie niosąc ją przez gęste chmury dymu w kierunku lasu. Uniknęła Klątwy Dezintegracji o włos, ale uderzył w nią gruz ze ściany, która wybuchła. Była nieprzytomna, kiedy Nott wziął się do pracy,  badając jej obrażenia.

Wtedy przybyli Ron i Luna, wspierający pomiędzy sobą poważnie zranionego Zabiniego. Luna była zaniepokojona ranami Ślizgona, ale Ron podbiegł do Hermiony i zamknął ją w silnym uścisku.

– O Boże – zaszlochał jej do ucha. – Myślałem, że cię straciłem!

Hermiona czuła coś całe popołudnie, jakby cień okrył jej najgłębsze emocje – żeby ją chronić, pomyślała. Zszokowana zauważyła, że nie była nadmiernie zmartwiona przedłużającą się nieobecnością Rona. Stała się przerażająco nieczuła na zakrwawione ofiary wokół siebie. Po prostu obserwowała Harry’ego spokojnie przesypiającego całe popołudnie, jakby nie było to nic więcej niż leniwa, weekendowa drzemka.

Cho Chang przybyła zaraz po Ronie, a tuż za nią Oliver Wood – trzymający się swojej miotły zdecydowanie mocniej niż różdżki. Kiedy przybył na polanę, rozglądał się wokół gorączkowo, jakby w jego wnętrzu wciąż trwała krwawa bitwa.

Hermiona spojrzała na Malfoya, który wraz z Nottem pochylał się nad Ginny. Dziewczyna zdawała się mieć najbardziej rozległe obrażenia i ich dwójka niestrudzenie starała się ją ożywić. To właśnie wtedy Ron zauważył swoją siostrę. Natychmiast do niej podbiegł, odpychając Malfoya ze swojej drogi.

Malfoy wstał i skierował swój wzrok na Hermionę. Kroczył, omijając rannych pacjentów i zbliżając się do niej.

– Więc? – powiedział, kiedy podszedł wystarczająco blisko. Westchnął, schylając się, żeby usiąść obok. – Masz już jakiś plan, Granger?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA