niedziela, 21 listopada 2021

Dezerterzy – Rozdział 2


– Trzymaj się – powiedział Harry. Wstał jakąś godzinę wcześniej, uświadamiając sobie, co dokładnie zaszło. Co jakiś czas wybudzał się i na nowo odpływał. Hermiona obserwowała, jak odzyskiwał przytomność tylko po to, żeby stracić ją ponownie kilka minut później. Przez większą część dnia wydawał się zamroczony. Zdezorientowany. Hermiona siedziała w ciszy, kiedy pozostali wokół niej czymś się zajmowali. Gdzieś pomiędzy wczoraj a dzisiaj stała się otępiała. Nie zawracała sobie głowy nawet tym, żeby poruszyć mięśniami twarzy.

Jej rana dobrze się goiła, a pęcherze stopniowo zanikały. Nott kręcił się koło niej kilka razy w ciągu ostatnich godzin, żeby sprawdzić postępy w leczeniu. Siedział na trawiastym zboczu tuż za nią, przez chwilę obserwował jej apatyczny wyraz twarzy, zanim się odezwał.

– Wszystko w porządku, Granger? – zapytał.

Zamrugała, patrząc w kierunku Harry’ego. Przemknęło jej przez myśl, że grzeczność nakazywała  odwrócić głowę do Notta, żeby uznać jego obecność. Ale wtedy zdecydowała, że to nie miało większego sensu. Nadal z uporem wpatrywała się w Harry’ego.

– Hej – powiedział Nott odrobinę głośniej. – Granger. Jest tam kto? – Irytująco pomachał dłonią przed jej twarzą. Odepchnęła ją.

W końcu Harry zdecydowanie się ocknął.

– Trzymaj się – powiedział Harry, rozglądając się badawczo wokół siebie. Uniósł się na chwiejnych ramionach.

Hermiona na te słowa jeszcze bardziej się wyprostowała, pozostając w tym samym miejscu.

– Co się dzieje? – zapytał.



– Poznałaś ją? – pyta. – Hermionę.

– Nie – kłamię. Chcę poznać jego wersję.

– Była potęgą – mówi. Śmieje się odrobinę.

Przygryzam wnętrze policzka, gdzie już zdołałam stworzyć trwałą bliznę. Robię w głowię notatkę, żeby później to wszystko spisać. Lubię, jak to brzmi. Potęga.

Malfoy powoli obraca się na stołku barowym, stuka w ladę i lekko unosi rękę, przywołując barmana. Gdybym była kimkolwiek innym, zapewne straciłabym rachubę w tym, ile drinków już wypił. A jako że jestem tym, kim jestem, stwierdzam, że… cóż, siedem.



Przetrwała ich około trzydziestka. Nikt nie wiedział, ilu z nich zmieniło stronę w tej wojnie. Byli zmęczeni, roztrzęsieni, wielu z nich poważnie rannych. Nikt tak naprawdę nie chciał rozmawiać, więc w powietrzu nieustannie wisiała gęsta cisza przerywana okazjonalnymi jęknięciami.

To właśnie wtedy Malfoy wkroczył na środek polany.

– Witam – powiedział.

Kilka twarzy uniosło się na dźwięk jego głosu. Hermiona pochyliła głowę, ale skierowała na niego wzrok.

Koszula chłopaka była rozdarta do tego stopnia, że nie widziała sensu, żeby dalej ją nosił. Prawdopodobnie nawet tego nie zauważył. Twarz miał pokrytą kurzem, a włosy splątane i przyprószone  popiołem. Jego szare oczy to jedyna część jego ciała, która nie była brudna.

Wystąpił z tłumu chwilę po przebłysku świadomości Harry’ego.

– Dziękuję za przybycie – powiedział Malfoy.



– To był plan Draco – mówi Nott. Miażdży w popielnicy niedopałek swojego drugiego papierosa i zaciska usta w cienką linię.

Czekam, aż rozwinie. Nie robi tego.

– Zaplanował przegranie wojny – mówię. – To trochę pesymistyczne.

Nott lekceważąco wzrusza ramionami.

– Myślę, że zawsze postrzegałem to jako bardziej praktyczne niż pesymistyczne.

– I Malfoy podzielił się z tobą swoim planem?

Nott nachyla się na swoim krześle, analizując mnie. Natychmiast patrzę w bok, skrępowana jego przeszywającym spojrzeniem.

– Coś mi mówi – zaczyna przeciągle – że ty dobrze znasz odpowiedź na to pytanie. – Wyciąga papierosa zza ucha i wkłada go do ust.

Patrzę na niego ponownie, pomimo ciepła, które sięga czubków moich uszu, mówię:

– Opowiedz mi o nim.



Harry powoli wstał, a kiedy zachwiał się niebezpiecznie na swoich  niestabilnych nogach, Ron przyszedł mu z pomocą. Opierając się o pień drzewa, Harry spojrzał na Malfoya.

– Co my tu robimy? – zapytał.

Malfoy przewrócił oczami i zwrócił twarz do Harry’ego i Rona.

– Jesteśmy tu – odezwał się Malfoy – ponieważ przegraliśmy.

Harry zmrużył oczy.

– Przegraliśmy, ponieważ odeszliśmy.

Malfoy prychnął:

– Masz rację, Potter – wycedził przez zęby. – Powinienem był cię zostawić tam, leżącego na samym środku pola bitwy, dopóki nieprzytomny nie wykończyłbyś ich wszystkich swoją furią.

Harry ruszył w kierunku Malfoya, ale kiedy się potknął, Ron go powstrzymał.

– Tak, dobrze. – Malfoy skrzywił się na nich. – Trzymaj swojego chłopczyka na smyczy, Weasley.

Hermiona mogła zaatakować. Mogła coś powiedzieć. Mogła zareagować. Mogła wszystko, ale zamiast to przerwać, siedziała w ciszy, obserwując, jak rozwinie się scena przed nią.

Nott był tuż za jej plecami.

– Martwisz mnie – powiedział zwyczajnie.

Hermiona nie odpowiedziała.

Siedział tam jeszcze chwilę dłużej. Kiedy Malfoy skończył swoją przemowę, Nott wstał. Gestem przywołał Malfoya i kiwnął w kierunku Hermiony. Kiedy Malfoy znalazł się wystarczająco blisko, Nott powiedział:

– Jest z nią gorzej niż wcześniej.

Malfoy położył dłoń na ramieniu Notta. Ten drugi odszedł, zerkając za siebie tylko po to, żeby zobaczyć, jak Malfoy wyciąga do Hermiony rękę.



Po prostu chcę wiedzieć, co się stało. Chcę poznać prawdę kogoś innego.

Nott kręci po blacie stołu wysokim naczyniem z piwem. Zostawia ono mokre kręgi od skraplającej się wody. Unosi kufel do ust i bierze głębokiego łyka.

– Taak, powiedział kilkorgu z nas – mówi po chwili. – Niedługo przed tym, jak to się zaczęło.

– Powiedział wam, żeby spotkać się z nim w lesie? – pytam.

– Powiedział nam, żeby zebrać tak wielu ocalałych, jak to możliwe, kiedy sprawy potoczą się w złym kierunku. 

Rozważam to przez moment. 

– Była was blisko trzydziestka – mówię. – Nie sądzisz, że wasza nieobecność wpłynęła na rezultat bitwy? Przebieg całej wojny?

Nott bierze kolejny haust piwa i wypuszcza powietrze. Odstawia kufel na stół i wyjmuje paczkę papierosów z kieszeni kurtki. Stuka w dół paczki i wyciąga jednego, umieszcza go za uchem i znów stuka w paczkę. Następnego papierosa prosto z opakowania wsuwa do ust. Na powrót chowa opakowanie do kieszeni kurtki, opuszczając okulary przeciwsłoneczne z czubka głowy na oczy. Mówi do mnie, trzymając nie odpalonego papierosa w ustach:

– Myślę, że skończyliśmy rozmowę. – rzuca beznamiętnym tonem, odchodząc.



Hermiona nawet przez moment nie zawahała się, przyjmując rękę Malfoya. Poza ponurą obojętnością, która spowiła jej wewnętrzne zmagania, dotknęło ją paskudne poczucie ciekawości ulokowane dokładnie w centrum działań Malfoya. 

Poprowadził ją na bok. Zatrzymał się na skraju polany, zaraz za sękatym pniem drzewa. Odwrócił się do niej twarzą, ale zanim przemówił, powiedziała:

– Jest w porządku.

Zmrużył odrobinę oczy.

– Myślisz, że jestem zaniepokojony?

Hermiona uciekła od niego spojrzeniem. Za jego głową, między drzewami, mogła dostrzec zamglone jezioro. Dzisiaj zmierzch był szary.

– Przypuszczam, że tak.

Malfoy uniósł rękę, żeby ukryć napięty uśmieszek.

– Wydajesz się być – zaczął – odrobinę nie w humorze.

Hermiona z powrotem na niego spojrzała.

– Czy dziwniejsze nie byłoby, gdybym była w humorze?

Malfoy spojrzał w dół. Puścił jej rękę tak szybko, jak tylko Hermiona wstała. I jego chora część wydawała się niemal boleśnie chcieć jej dłoni z powrotem.

– Myślałem, że już po tobie – powiedział spokojnie. – Kiedy oberwałaś.

Hermiona wzruszyła ramionami.

– Równie dobrze mogłoby tak być.

Malfoy potrząsnął głową.

– Wiedziałem, że dzieje się z tobą coś dziwnego.

– Jestem zmęczona, Malfoy – powiedziała. – Do czego zmierzasz?

– Granger – powiedział z siłą. – Potrzebuję, żebyś się z tego otrząsnęła. Potrzebuję twojej pomocy.



Następnego ranka Hermiona obudziła się gwałtownie. Rozejrzała się po wciąż ciemnej polanie i zobaczyła Notta zajętego doglądaniem Ginny. Harry i Ron byli razem z nim. Przeszło jej mgliście przez myśl, czy ktokolwiek z nich spał chociaż przez chwilę. Ginny wyglądała okropnie. Jeśli było to w ogóle możliwe, jej skóra zdawała się jeszcze bledsza niż tej nocy, kiedy Neville ją przyniósł. Hermiona nie zbliżyła się do niej nawet o cal, ponieważ nie mogła ryzykować uszkodzenia muru, który tak dogodnie bronił jej przed całym światem zewnętrznym. Jedynie Malfoy zdołał do niej dotrzeć. Najprawdopodobniej też tylko dlatego, że nie mógłby on obchodzić jej jeszcze mniej.

Siedział na trawie zaraz za nią, obserwując ją uważnie.

– Zły sen? – zapytał.

Pokręciła głową, kiedy przysunął się bliżej. Opuścił głowę tak, że prawie stykali się czołami.

– Powinnaś odpoczywać. Jutro czeka nas wycieczka – rzekł.

Uniosła na niego wzrok. Na jego bladą twarz, którą oświetlał srebrny blask księżyca. Na ciężar jego spojrzenia.

Malfoy się poruszył, ale jego spojrzenie pozostało nieruchome.  Nie mogła pozbyć się  poczucia, że wyglądał na zahipnotyzowanego.

– Kurwa, Granger – powiedział w końcu. – Czy istnieje coś, w czym mogę ci pomóc? – Oparł się z powrotem o pień drzewa za sobą i zamknął oczy.

Hermiona poczuła skurcz emocji, które obezwładniły jej ciało jak fala, zanim wszystko się skończyło. Uciekła spojrzeniem z dala od niego, nawet przez chwilę się nad tym nie zastanawiając.



Dzień. 

Dwa dni. 

Dziesięć.

Kto to wiedział? 

Malfoy zasugerował, że cała grupa powinna przenieść się w głąb lasu, żeby uniknąć wykrycia. Został jednak jednogłośnie uciszony. Nott powiedział, że Ginny nie jest w stanie pozwalającym na przenoszenie. Harry wytknął, że nie powinni oddalać się od pewnego źródła wody na wypadek, gdyby pojawiły się problemy z jej wyczarowywaniem.

Poświęcili trochę czasu na wybudowanie schronień. Zaczarowali sosny i pocięli cieńsze gałęzie, przetaczając i lewitując kłody tak, aby uformować trójkątne szałasy, a następnie przykryli ułożone pod kątem drewno igłami sosnowymi i gałązkami cisu dla utrzymania ciepła. Z zaczarowanych pędów rdestowca zrobili gruby sznur i związali nim kłody w najwyższym punkcie konstrukcji.

Hermiona zrobiła niewiele, żeby pomóc w tym procesie. Tworzenie sobie zakwaterowania oznaczało, że przygotowywali się do zdecydowanie wydłużonego pobytu w tym miejscu. A ją aż świerzbiło, żeby odejść.

Malfoy niechętnie przyłączył się do wspólnego wysiłku, kiedy jego pierwotna propozycja została odrzucona. On i Parkinson zostali wyznaczeni do zbierania najbardziej płaskich gałązek, które miały leżeć na kłodach szałasów. Parkinson zaczęła swoją zwyczajową, przesadnie apodyktyczną tyradę, kiedy Malfoy ją zbeształ.

– To jawor – powiedziała. – Co zrobimy z jaworem, Draco? Przecież te liście nie przetrwają dłużej niż tydzień!

Malfoy poruszył szczęką, rzucając gałązki u jej stóp. 

– Wypchaj się, Pansy – powiedział.

Przez cały tydzień to była jedyna rzecz, która sprawiła, że Hermiona się uśmiechnęła.

Neville i Luna wspólnie ruszyli na wyprawę w poszukiwaniu roślin leczniczych. Opuścili obóz kilka dni wcześniej i nadal nie wrócili. Nikt jednak nie wydawał się być tym faktem przesadnie zaniepokojony. Zdawało się, że wszyscy z walki za innych przeszli do troszczenia się o siebie samych w ciągu zaledwie momentu.

Malfoy znów przemawiał, ale z każdą chwilą słuchało go coraz mniej i mniej osób.

– Musimy stąd odejść – powiedział.

Harry spojrzał sponad słabego ciała Ginny. Straciła na wadze w czasie ich pobytu w lesie.

– Więc dlaczego ty nie odejdziesz, Malfoy? – splunął Harry.

Nott zerkał pomiędzy Harrym i Malfoyem.

– Najlepiej trzymać się razem, prawda?

– Znajdą nas tutaj! – krzyknął Malfoy na Harry’ego. Jego gorący temperament zabulgotał, tryskając na oślep. – Chcesz zaczekać, aż będzie za późno?

Harry wstał. Przeszedł nad nogami Ginny, żeby stanąć przed Malfoyem.

– Jeśli ją ruszymy, umrze.

Malfoy wygiął złośliwie usta. 

– Tak czy inaczej cierpi.

Zanim Malfoy miał szansę powiedzieć coś więcej, Harry uderzył go w twarz dobrze wycelowanym ciosem. Malfoy zaskoczony wycofał się chwiejnie i uśmiechnął krzywo, ścierając kciukiem krew cieknącą mu z kącika warg. Czerwień zaczęła zbierać się w jego ustach, wciąż wypływając. Posłał Harry’emu szeroki, krwawy uśmiech. Zaczął się śmiać.

Hermiona  przeglądała zbiory rdestowca, odkładając na bok najlepsze kawałki do robienia eliksirów, a pozostałe rzucając na stos, żeby użyć ich jako sznurów. Wstała. Dziwnie było znów się przemieszczać – nie ruszała się od wieków.

– Malfoy – zawołała. Harry spojrzał w jej kierunku, ale ona obserwowała Malfoya, który odwrócił głowę i dzikim spojrzeniem wyłapał jej wzrok.

Otarł usta wierzchem dłoni i strzepnął krew z palców. Ta rozbryzgnęła się wściekle na cisowych krzakach dookoła. Hermiona obserwowała, jak Malfoy zmierza w jej kierunku. Przeszedł obok do miejsca na skraju polany, gdzie wcześniej rozmawiali. Ruszyła za nim.

– To do ciebie podobne robić sceny – powiedziała do niego.

Malfoy się roześmiał.

– Cóż, z ciebie nie ma zbytniego pożytku. Ktoś musiał przejąć kontrolę.

– Dlaczego? – zapytała.

Malfoy przechylił głowę, uniósł brew i splunął:

– Ponieważ to – wskazał na zapracowanych ludzi na polanie – nie jest tym, co sobie wyobrażałem.



– Żałujesz tego? – Waham się nieco z tym pytaniem. Rani mnie ból w jego oczach.

Uśmiecha się smutno.

– To raczej podchwytliwe pytanie.

Obserwuję, jak znów mierzwi swoje blond włosy, jak gra na zwłokę. Jak wlewa w gardło kolejny kieliszek mocnego alkoholu. Jak  zezuje w moim kierunku, żeby złapać ostrość.

– Tak naprawdę to przecież nie ma żadnego znaczenia, prawda? – mówi. – Żal to marnotrawstwo emocji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA