sobota, 11 grudnia 2021

Dezerterzy – Rozdział 6


Jeśli mieli się przegrupować, to właśnie w tamtym momencie. Wszyscy, poza Harrym i Ginny, siedzieli kolejnego wieczoru wokół ogniska, ale niewiele rozmawiali. Musieli znaleźć inne miejsce do ukrycia i wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Przetransportowanie Ginny było ryzykiem, które musieli ponieść. W końcu zdecydowali, że dwie pary wyruszą w poszukiwaniu odpowiedniej lokalizacji, zanim bezcelowo ruszą Ginny.

O świecie Neville i Luna skierowali się na zachód w głąb lasu. Członkowie drugiej drużyny mieli zostać wybrani rano. Harry oczywiście nie mógł iść – nie opuściłby Ginny. Potrzebowali też, żeby Nott został na wszelki wypadek, gdyby stan dziewczyny się pogorszył. Ron zaoferował, że pójdzie, ale Hermiona przekonała go, żeby został z siostrą.

– Gotowa? – Malfoy zapytał Hermionę po zabraniu garści jagód ze wspólnego kosza przy wejściu. Wrzucił je do worka zrobionego z kawałków porwanego ubrania, który nosił przerzucony przez ramię.

– Gotowa – powiedziała z westchnieniem, wypełniając swoją własną torbę jagodami i pieczarkami. Pomachała przezornie Ronowi i Harry’emu, kiwnęła krótko do Notta i ruszyła za Malfoyem.



Wiatr szalał zaciekle, kiedy wlekli się wzdłuż brzegu, trzymając się blisko jeziora zgodnie z sugestią Harry’ego. Nie tylko był to bezpieczniejszy sposób na zachowanie dostępu do wody, ale także pozwalało im to zbierać i dokładać do zapasów jedzenia wyrzucone na brzeg algi. Chrupiąca, zielona, morska sałata była jak dotąd ulubionym pożywieniem Hermiony, a do tego fale wypychały ją na brzeg w dosyć dużych ilościach.

Wędrowali przez cały dzień. Pomimo przenikliwego zimna, Hermiona czuła się dosyć komfortowo ze względu na sporą ilość aktywności fizycznej, której wymagała ich wyprawa. Ale kiedy słońce zaczęło znikać za szklistą taflą Jeziora Hogwartu, zastanawiała się, jak przetrwają chłód nocy.

Zmrok szybko osiadł dookoła, a w ciemności cienie lasu zaczynały wyglądać jeszcze groźniej. Malfoy przysunął się bliżej Hermiony, mimo napiętej ciszy panującej pomiędzy nimi. Otarł się o dziewczynę ramieniem, na co ta odskoczyła ze wzburzeniem. Nie chciała go blisko siebie po jego wybuchu tamtej nocy. Chociaż niewątpliwie czuła się głupio, żywiąc urazę w czasach, kiedy całkiem dosłownie walczyli o przetrwanie, to sprawiało to jednak, że czuła się o wiele bardziej jak dawna Hermiona. Zresztą czy naprawdę spodziewała się po Malfoyu czegoś innego?

Chłopak zatrzymał się gwałtownie.

– Zostało nam jakieś pół godziny światła dziennego. Lepiej rozbić obóz teraz, zanim będzie za późno.

– W porządku. – Hermiona zsunęła  z ramienia torbę i wyciągnęła różdżkę.

Razem zbudowali prowizoryczne schronienie nie większe niż standardowy śpiwór, układając kłody na małej skarpie i przykrywając je stertą suchych liści, gałązkami sosny i ziemią dla utrzymania ciepła. To wszystko, co mogli osiągnąć ze swoimi ograniczonymi zasobami i brakiem czasu.

Malfoy spojrzał na ich dzieło z powątpiewaniem.

– Ty pierwsza – powiedział w końcu.

Hermiona przewróciła oczami i prychnęła:

– Nie zachowuj się jak dziecko, Malfoy. – Zaczęła wdrapywać się do schronienia, które, chociaż nie chroniło przed zimnem, przynajmniej znacząco osłaniało przed wiatrem. Wyprostowała nogi i zadrżała. – Właź do środka! – syknęła.

– Jedno z nas powinno trzymać wartę – powiedział. – Nie mamy żadnych zaklęć ochronnych.

– Malfoy, jeśli nie wejdziesz do środka, zamarznę tu na śmierć.

Malfoy westchnął, pokonał kilka kroków dzielących go od schronienia i wślizgnął się do środka, zajmując miejsce tuż obok niej. Hermiona zamknęła oczy i zacisnęła wargi, kiedy przesunęła nogi bliżej Malfoya, łaknąc jego ciepła. Poczuła, jak z lekkim szarpnięciem chłopak nabrał powietrza, więc otworzyła oczy. Jego twarz była tuż nad nią, a szare oczy analizowały jej własne w poszukiwaniu czegoś, czego sama nie do końca mogła rozgryźć.

Przycisnęła swoje zimne ręce do klatki piersiowej chłopaka, która była zaskakująco gorąca. Rozszerzyła palce na jego ciele, zapewniając sobie maksimum kontaktu, i schowała głowę pod jego podbródek.

– Nikomu o tym nie powiesz. Rozumiesz, Malfoy? – zdołała wydukać przez swoje szczękające zęby.

Usłyszała cichy chichot przetaczający się przed jego gardło.

– Ja? Miałbym powiedzieć komuś, że leżałem ze szlamą? Ani mi się śni.

Hermiona była tak oburzona jego słownictwem, że w odwecie, zanim w ogóle zdołała się powstrzymać, wykręciła jeden z jego sutków. Chłopak zawył i odruchowo podciągnął do góry nogi. Nagle poczuła, jak w zdezorientowaniu ułożył rękę na jej talii.

– Cholera jasna, Granger, ja tylko żartowałem! – zaśmiał się.

– To nie było zabawne, Malfoy – skarciła go surowo.

Wypuścił długi, ciężki oddech i oparł zimny policzek o czubek jej głowy.

– Wiem – odpowiedział cicho. – Przepraszam.

Ręka, która wylądowała na jej talii, powoli wędrowała w górę jej pleców i wzdłuż ramienia, by w końcu zacisnąć się na jej dłoniach. Hermiona czuła żar jego uścisku przez opuszki swoich zmarzniętych palców, a ciepło rozprzestrzeniało się błogo po jej nadgarstkach i ramionach. Wkrótce całe jej ciało rozgrzało się wystarczająco, by przestała dygotać.



Obserwuje mnie.  

Tak, jakby mógł mnie przejrzeć nawet w swoim nietrzeźwym stanie. Odkrywam, że znowu kulę się w sobie.

– Jak to było? – pytam, próbując rozproszyć to jego palące spojrzenie. – Być żołnierzem?

Wzdryga się nieznacznie.

– Czyim?

Jestem zaskoczona, ale wiem, co ma na myśli. Patrzę w dół, zmartwiona, że nieumyślnie go zraniłam.

– Nie Voldemorta – mówię cicho.

Wzdycha i poświęca trochę czasu, żeby to przemyśleć.

– Wydaje mi się – mówi w końcu – że przez zdecydowaną większość czasu, było to przerażające.

Zerkam na na niego i widzę, jak jego szare oczy gdzieś odpływają.

– Nie jestem w stanie powiedzieć, ile razy uratowałem swoja skórę kosztem czyjegoś życia – rzuca gorzko. – Niezły ze mnie bohater wojenny, co?



To był pierwszy słoneczny dzień od tygodni. Promienie przebiły się przez nieustępliwą pokrywę chmur pod idealnym kątem i majestatycznie rozlały się smugami po niebie, odbijając od  falującej powierzchni wody. Hermionę obudziły odgłosy ptaków i ciepło słońca, które piekło w twarz. Po raz pierwszy, odkąd postawiła stopę w lesie, czuła, że jest jej ciepło.

Ulokowana bezpiecznie w kokonie ich schronienia tuż obok śpiącego Malfoya, mgliście dumała, że w tym konkretnym momencie, szczerze niczego więcej nie pragnie od życia. Dlaczego na tych czy innych misjach musiała być bohaterką? Walczyć w dobrej sprawie? Zrozumiała, jak zatrważająco nieszczęśliwą ją to uczyniło. Podczas gdy teraz, tutaj, nagle była tak samolubnie szczęśliwa.

Zauważyła palce Malfoya wciąż oplecione wokół jej rąk i dostrzegła ich cudowne ciepło. Analizowała ścieżkę brudu przebiegającą wzdłuż policzka, która plamiła jego zazwyczaj nieskazitelną karnację. Kiedy spał, jego groźna maska ustąpiła na rzecz swego rodzaju spokojnego oblicza. Zmarszczka pomiędzy brwiami, która zdawała się być tam na stałe, zniknęła, mocno zaciśnięta szczęka się rozluźniła, a protekcjonalny uśmieszek ustąpił. Ciemne rzęsy opadły Malfoyowi na policzki i zaobserwowała, że nawet cienie pod jego oczami zbladły. Wyglądał dobrze – nawet przystojnie. Hermiona wzdrygnęła się na tę myśl i zaczęła podnosić się, szykując do wyjścia ze schronienia.

Malfoy obudził się nagle, kiedy tylko się poruszyła. Zacieśnił uścisk wokół jej rąk i omal nie wyskoczył ze skóry. Całe schronienie zadrżało, gdy się szarpnął. Hermiona prawie mu współczuła.

– Wszystko w porządku – powiedziała.

– Przecież wiem – odparł szorstko, wypuszczając jej ręce ze swojego uścisku z wymalowanym na twarzy wyrazem czegoś, co wyglądało jak obrzydzenie.



Kontynuowali swoją wyprawę wzdłuż rzeki w ciszy, szukając małej polany z naturalnie wzmocnionymi obrzeżami, które dadzą im czas na ucieczkę w razie ewentualnego ataku. Czegoś z gęstą zasłoną drzew albo pokaźną tarczą skalną.

– A więc w którym momencie Draco Malfoy postanowił zmienić strony? – zapytała Hermiona, gdzieś po upływie połowy dnia w totalnej ciszy.

– Jak zawsze bezpośrednia, Granger. – Zaśmiał się.

Uśmiechnęła się do siebie, ponieważ, jeśli miała być szczera, tylko Malfoy potrafił przywołać cechy jej charakteru, które obawiała się, że straciła na zawsze.

– Wydaje mi się, że planowałem to od zawsze – powiedział. – Po prostu czekałem na okazję.

– Od zawsze? – Hermiona posłała mu sceptyczne spojrzenie.

– Nigdy tego nie chciałem, wiesz? – Zatrzymał się i spojrzał na nią. Blade promienie słońca mieniły się na jego twarzy lekko różową poświatą. Wskazał na swoje przedramię, unosząc rękaw, żeby pokazać znak.

– Zabawne – powiedziała z urazą. – Ja też tego nie chciałam. – Podniosła swoje naznaczone nierównymi szramami ramię.

Spuścił wzrok. Wsunął ręce do kieszeni spodni. Zaczął szurać stopami po ziemi, zakopując je w piasku. Wyglądał na zawstydzonego. Kiedy spojrzał w górę, jego oczy wydawały się umęczone.

– Przepraszam – odparł jedynie.

Hermiona wzruszyła ramionami i chciała dalej kontynuować ich podróż, ale Malfoy ją zatrzymał.

Obserwował ją przez dobre pięć sekund, a zamyślony i cichy pozostał jeszcze przez kolejne dziesięć.

– To był najgorszy dzień w moim życiu – powiedział.

Hermiona uniosła brwi.

– Dzień, w którym dostałeś znak?

Malfoy westchnął.

– Dzień, kiedy ty dostałaś swój.

Hermiona spojrzała na niego z goryczą, której nawet nie starała się ukryć.

– Powinieneś był postąpić właściwie za pierwszym razem, Malfoy – powiedziała złośliwie. – Żal to marnotrawstwo emocji.



– Żałujesz tego? – Waham się nieco z tym pytaniem. Rani mnie ból w jego oczach.

Uśmiecha się smutno.

– To raczej podchwytliwe pytanie.

Obserwuję, jak znów mierzwi swoje blond włosy, jak gra na zwłokę. Jak wlewa w gardło kolejny kieliszek mocnego alkoholu. Jak  zezuje w moim kierunku, żeby złapać ostrość.

– Tak naprawdę to przecież nie ma żadnego znaczenia, prawda? – mówi. – Żal to marnotrawstwo emocji.

Nie kupuję tego.

– A jednak – mówię. – Co jeśli mógłbyś zrobić to wszystko jeszcze raz?

Wzrusza ramionami.

– Powinienem był postąpić właściwie za pierwszym razem.

Opieram policzek o dłoń, trzymając łokcie na stole i zastanawiam się nad tym.

– Nie zgadzam się – odpowiadam w końcu. – Żal to coś, dzięki czemu uczysz się, jak postąpić właściwie za drugim razem.

– Czasami nie ma już drugiego razu. 



– Co chcesz, żebym ci powiedział, Hermiono? – Zawsze brzmiał na bardziej szczerego, kiedy używał jej imienia. Jakby skończył z żartami i przekomarzaniem. Jakby chciał przejść do sedna sprawy. Jakby był bezbronny. – Że jestem tchórzem?

Hermiona wzruszyła ramionami.

– Że byłeś tchórzem.

Malfoy pokręcił głową.

– Nic się nie zmieniło. – Odetchnął głęboko. – Nadal uciekam od walki, czyż nie?

Hermiona zamrugała z brwiami ściągniętymi razem.

– Uratowałeś mnie, pamiętasz?

Zaśmiał się gorzko.

– Tak, ja uratowałem ciebie.

Hermiona obserwowała przez chwilę jak zmagał się ze swoją udręką, zanim powiedziała:

– Pozwoliłam swoim przyjaciołom umierać, kiedy ja ukrywałam się ze strachu. Więc, jak przypuszczam, nikt nie jest doskonały.

Spojrzał na nią.

– Nie są martwi.

Wzruszyła ramionami.

– Ale to jeszcze gorzej, prawda?

– Owszem.

– Chodzi o to – zaczęła – że nie mam prawa wydawać osądów.

– Ja też nie. – Zrobił krok w jej kierunku.

– Zrób to albo nie – powiedziała. – Twoja opinia ledwie ma dla mnie znaczenie. – Odwróciła się i znów ruszyła dalej.

Usta Malfoya wygięły się w subtelnym uśmiechu, kiedy odeszła. Chłopak potrząsnął głową i niespiesznie ruszył za nią.

– Pewnego dnia to się zmieni – powiedział, kiedy ją dogonił.

– Szczerze w to wątpię – odparła sceptycznie.

Malfoy się roześmiał.

– Dostarczasz rozrywki, Granger. To ci muszę przyznać.



Na dzień zatrzymali się na małej polanie niedaleko wody. Znaleźli lekki spadek za wzniesieniem z mokrą ziemią na samym dole. Lokalizacja otoczona z trzech stron wzgórzami okazała się skuteczną kryjówką. Nachylone brzegi chroniły ich też w większości przed wiatrem. Było, jednym słowem, perfekcyjnie. Zdecydowali się rozbić tam na noc obóz, a następnego dnia wrócić ze sprawozdaniem ze swojego odkrycia.

Tym razem zbudowanie schronienia okazało się banalnie proste. Pracowali szybko, wiedząc już dokładnie, jak się rozstawić, aby zablokować podmuchy wiatru sunące znad jeziora. Wejście zrobili od strony wschodniej, żeby promienie wstającego słońca rozgrzewały ich po chłodzie nocy. Na ukośnych kłodach w pośpiechu układali znalezione pozostałości, rozgrzewając się szybkimi ruchami, zanim nadejdzie noc – cokolwiek, co znaleźli, mogło się nadać: liście, gałązki, paprocie, kora drzew, igły sosnowe, trawa. Zrobili szałas tak szybko, że zapomnieli wyciągnąć różdżki.

– W sumie jest ona warta dla mnie tyle, co drewno na rozpałkę – zażartował Malfoy z ich przeoczenia, wymachując niedbale różdżką.

Hermiona zacisnęła usta, ale w końcu uśmiechnęła się odrobinę.

– Nigdy nie sądziłam, że zobaczę dzień, w którym Draco Malfoy rezygnuje ze swojej spuścizny.

– Tak. – Pokiwał głową, uśmiechając się. – Poczekaj, niech tylko mój ojciec dowie się o mojej nieudolnej próbie przetrwania w dziczy w mugolski sposób.

Hermiona uśmiechnęła się odrobinę szczerzej i zdmuchnęła kosmyk włosów opadający jej na oczy, żeby to stłumić.

– Wiesz – powiedział Malfoy, rzucając kolejną stertę gałęzi na ich schronienie – jesteś naprawdę w porządku, Granger.

– Co to ma znaczyć?

Wyprostował się, przygryzając lekko dolną wargę i uśmiechnął się.

– Chodzi mi o to, że nie jesteś sztywniarą.

Zmrużyła na niego oczy. 

– Sztywniarą? I mówi to pretensjonalny dupek.

– Powiedziałem, że nie jesteś, Granger. – Zaśmiał się Malfoy.

– Ale zaskoczyło cię to – naciskała Hermiona.

Uśmiechnięta twarz Malfoya zaczynała ją przytłaczać. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby chłopak aż tyle się uśmiechał. Potrząsnął głową, wciąż chichocząc.

– Nie – odparł. – Nie jestem zaskoczony, Granger. – Spojrzał na nią z zamyśleniem, jakby rozważając sprawy najwyższej wagi. Patrzył jej prosto w oczy.

Uciekła wzrokiem, czując się niekomfortowo, kiedy jego spojrzenie spoczywało na niej tak uważnie.

– A więc od jak dawna spotykasz się z Potterem? – zapytał, rzucając kilka ostatnich pędów suchej paproci na kłody.

Jej wzrok wystrzelił w jego kierunku, pełen szoku.

– O czym ty bredzisz?

– Daj spokój, Granger, nie jestem idiotą.

– Przeprowadzimy w tym temacie niezależne badania?

Malfoy obserwował ją z rozbawionym wyrazem twarzy.

– Ron nie wie, prawda?

– Nie ma o czym wiedzieć. – Hermiona prychnęła wściekle, znów zaczynając zbierać kępki trawy.

– Cóż, jeśli nie jesteście razem, to w takim razie ty chciałabyś, żebyście byli – powiedział.

– Jesteś nienormalny.

Malfoy podszedł do niej i zacisnął dłoń na jej garści pełnej trawy, kiedy gorączkowo schylała się, żeby uzbierać więcej.

– Już wystarczy, Granger – rzucił cicho.

– Racja – odpowiedziała, po czym wzięła głęboki oddech i przełknęła ślinę. Spojrzała na niego. – Jak się tego domyśliłeś?

Malfoy wzruszył ramionami.

– Sposób, w jaki na niego patrzysz. Sposób, w jaki sprawia, że się złościsz. I zapytałaś mnie o niego, kiedy byłaś prawie martwa.

– Naprawdę?

Malfoy pokiwał głową.

– Naprawdę. Powiedziałaś, żebym po niego wrócił.

– Skąd wiedziałeś, że nie mówiłam o Ronie?

Malfoy się uśmiechnął.

– Nie jestem pewien. Ale po prostu wiedziałem.

Hermiona spuściła wzrok. Nie wiedziała, jak powinna na to odpowiedzieć.

Malfoy ścisnął jej dłoń uspokajająco, wyjmując kępkę trawy z jej ręki.

– Ty i Weasley… Wy i tak nigdy nie mieliście sensu – powiedział, odchodząc, żeby rozsypać trawę w ich schronieniu. – Ale ty i Potter? – dodał z nutką niezadowolenia w głosie tak subtelną, że Hermiona czuła, jakby mogła sobie ją wyobrazić. – Ty i Harry macie bardzo dużo sensu. – Odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. – Prawda?

Hermiona pokiwała powoli głową.

– Prawda.

Malfoy skierował swoją uwagę na dół ich schronienia, układając liście i trawę tak, żeby poszerzyć wejście.

– On nie wie – wypaliła Hermiona. Malfoy zerknął przez ramię, a potem wyprostował się, żeby znaleźć się z nią twarzą w twarz. Hermiona przełknęła ze zmieszaniem. – Harry nie wie… – urwała na chwilę, zanim kontynuowała: – on nie wie, co do niego czuję.

Malfoy obserwował ją spokojnie.

– Szczerze w to wątpię.

– On nie wie i nie mogę mu powiedzieć.

Malfoy utkwił w niej na moment spojrzenie, zanim odwrócił się w stronę schronienia. Przetasował listowie na dnie szałasu jeszcze raz i w końcu znów się odezwał:

– Nic nie powiem.

– Dziękuję – odpowiedziała cicho.

Malfoy zaczął wciskać się do wnętrza, zaczynając od nóg. Ruszyła za nim, układając swoje własne nogi obok jego, kiedy on wyprostował się w środku. Zadomowiła u jego boku i zadrżała, on wciąż obserwował ją ostrożnie.

– Czy mogę ci w czymś pomóc, Malfoy? – zapytała.

– Jestem po prostu ciekaw – odparł. – Dlaczego nie chcesz, żeby wiedział?

– Jest z Ginny – powiedziała, wsuwając się bardziej do środka, dopóki jej twarz nie znalazła się na tej samej wysokości co oczy Malfoya.

Leżał nieruchomo z rękami pod głową, wciąż ją obserwując.

– W razie gdybyś nie zauważyła, Ginny jest już praktycznie martwa – powiedział.

Hermiona uderzyła go w ramię, na co on wydał z siebie tępy okrzyk.

– Jesteś taki nieczuły! – zawołała.

– Ała! – Malfoy potarł swoje ramię. – Jesteś taka agresywna. – Po chwili znów się odezwał: – Dziwi mnie, że tak bardzo walczysz, żeby utrzymać ją przy życiu.

Hermiona wlepiła w niego wzrok.

– Czy właśnie to byś zrobił, Malfoy? – zapytała. – Zabił konkurencję?

Posłał jej uśmieszek.

– Nie prowokuj.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA