piątek, 3 grudnia 2021

Dezerterzy – Rozdział 5

 

– Jak zamierzamy walczyć? – Hermiona westchnęła, kiedy Malfoy zerwał się za nią na równe nogi. – Ledwie wystarcza nam siły do wyczarowania zaklęcia oszałamiającego.

Ron rzucił się do wejścia i przesunął drewnianą belkę, która posłużyła za drzwi. Wymruczał:

Colloportus.

– Taak, Weasley – prychnął Malfoy. – Zaklęcie zamykające. To ich utrzyma z daleka.

– Masz lepszy pomysł? – odparł Ron.

– Oni zabijają naszych przyjaciół! – zagrzmiał Neville. – Nie możemy się tu po prostu chować.

– Dlaczego by nie? – Hermiona wstała. Miała ponurą minę. – To nie tak, że nie robiliśmy tego wcześniej.

Wszystkie twarze w pomieszczeniu zwróciły się ku niej. Nie licząc krzyków Ginny, na kilka chwil wokół nich zapadła całkowita cisza. Harry był jedyną osobą, która nadal trzymała miotającą się dziewczynę w miejscu.

W końcu Malfoy powiedział:

– Nott, jeśli nie możesz sprawić, żeby przestała krzyczeć, ogłuszę ją, przysięgam.

Nott wypuścił ciężki oddech i ruszył do Ginny ze środkiem uspokajającym bulgoczącym w misce. Uklęknął ostrożnie i przyłożył naczynie do ust dziewczyny, kiedy Hermiona próbowała przytrzymać jej głowę. Połowa eliksiru rozlała się po twarzy i brodzie Ginny, mieszając się z jej śliną. Mikstura spłynęła po jej szyi i poplamiła koszulkę, ale mimo to ten jeden łyk, który zdołała przełknąć, zdawał się pomagać. Powoli jej gwałtowne ruchy zaczęły ustępować i gęsta cisza wypełniła pomieszczenie.

– Zgasić światła – powiedział Malfoy, wygrzebując swoją różdżkę.

– Nie mówisz poważnie! – wykrzyknął Harry, w końcu puszczając bezwładną rękę Ginny. – Nasi przyjaciele są mordowani na zewnątrz! Ron, twój brat! 

Nott posłał Harry’emu zmęczone spojrzenie – pierwszy przejaw jakichkolwiek emocji z jego strony przez cały wieczór. Wtedy zerknął na Hermionę, która już go obserwowała. Oderwała od niego wzrok i przeniosła spojrzenie na Rona, który wciąż stał przy wejściu. Myślał o tym, co wszyscy wiedzieli – nawet jeśli pójdą walczyć, ich przyjaciele tego nie przeżyją. Tak jak i oni.

I wtedy usłyszała melodyjny głos Luny:

Nox.

W pomieszczeniu zapadła ciemność.



– Prowadzisz dochodzenie? – Nott postukuje w czubek papierosa, póki popiół nie skruszy się i nie opadnie w dół. Teraz ledwie na mnie patrzy.

– Czemu miałabym prowadzić dochodzenie? – pytam.

Zerka na mnie, unosząc jedynie wzrok i spoglądając na mnie spod swoich ciemnych rzęs.

– Nieważne – odpowiada.



Siedzieli po ciemku w ciszy. Wrzaski dochodzące z zewnątrz były pełne cierpienia. Chociaż od przybycia do Zakazanego Lasu właściwie niczego nie czuła, rozdzierające serce krzyki spowodowały u Hermiony odrażające przebudzenie emocji. Owinęła nogi rękoma i ułożyła brodę na kolanach, szczękając niekontrolowanie zębami. Nikt w kryjówce nie ważył się wydać z siebie nawet dźwięku.

Nikt – dopóki Hermiona nie załkała. Praktycznie czuła spojrzenia innych zwracające się na nią, nawet jeśli nie mogła ich zobaczyć. Łzy spłynęły jej po policzkach, a kiedy docierały do ust, mogła poczuć ich słony smak. I wtedy ktoś złapał ją za rękę. To był delikatny chwyt, pocieszające uściśnięcie. Ktoś poruszył się obok niej, usłyszała szuranie i poczuła ciepło czyjejś dłoni na swoich barkach. Współczucie jej anonimowego sąsiada sprawiło, że zaczęła jeszcze bardziej zanosić się cichym łkaniem. Zadrżała, kiedy ktoś otaczył ją ramieniem, ściskając ciasno, pewnie. I nagle poczuła się odrobinę bezpieczniej. Pochyliła głowę, znajdując czyjąś twarz przy swoich włosach, oddech przy uchu i wargi przy swoim czole. Zatopiła się jeszcze głębiej w ten uścisk, płacząc w niezidentyfikowaną klatkę piersiową.

To całkowicie prawdopodobne, że jeśli pozostaną wystarczająco cicho, ich schronienie zostanie zupełnie przegapione. Nie bez powodu wybudowali szałasy w gęściej zalesionych partiach lasu tuż za polaną. Schronienia były osłonięte trawą i krzakami głównie po to, żeby utrzymać ciepło, ale także, aby uczynić je niewykrywalnymi, nawet w świetle dziennym. Pod osłoną nocy i w panującym chaosie, najprawdopodobniej pozostaną całkowicie niezauważeni.

Po pewnym czasie zgiełk na zewnątrz zdawał się słabnąć, chaos zanikać, zamieszanie ustawać. Zimna, ciężka cisza zastąpiła krzyki. Hermiona zaciekle dygotała w silnych ramionach swojego towarzysza. Jeszcze przez długi czas po ostatnim wrzasku, wszyscy milczeli. Cisza zaczęła ciążyć pomiędzy nimi niczym zbędny balast, a niepokój zawisł pośród nich. Więc czekali.

Powoli, Hermiona wyswobodziła się z ciepłych ramion, które, zdawałoby się, puszczały ją niechętnie. Przełknęła.

– Co my zrobiliśmy? – wyszeptała.

Jej pytaniu odpowiedziała kolejna fala ciszy.

– Co my zrobiliśmy? – powtórzyła głośniej łamiącym się głosem.

– Cii! – Ostrzegł ją głos po drugiej stronie pomieszczenia. – Nie wiemy, czy już odeszli. – To był Ron.

Hermiona usłyszała głos Notta gdzieś niedaleko Rona:

– To nie brzmi, jakby ktoś tu jeszcze został.

– Mogą na nas czekać – dumała Luna.

– Jeśli wiedzieliby, że tu byliśmy, już by nas złapali. – Głos Harry’ego zabrzmiał gdzieś przed nią.

Neville, który odezwał się gdzieś zza Harry’ego, powiedział:

– Zgadzam się. Odeszli.

Hermiona odwróciła się w lewo do jedynej osoby, która nie odezwała się jeszcze ani słowem; do osoby siedzącej tuż obok niej w ciemności.

Luna wymamrotała:

Lumos.

Hermiona zamrugała, kiedy jej oczy przyzwyczajały się do nagłej jasności. Jej spojrzenie padło na Malfoya, który obserwował ją w ciszy. Nikły uśmiech przemknął przez jego usta, zanim odwrócił wzrok.



– Czy kiedykolwiek byłeś zakochany? – pytam. Muszę przyznać, że robię się coraz śmielsza.

Malfoy się śmieje i patrzy w dół. Unosi szklankę i wiruje jej zawartością z nieobecnym wzrokiem.

– Ja? – mówi, a uśmiech na jego twarzy wygląda, jakby trzymał się ze wszystkich sił jakiegoś cennego wspomnienia. – Niee – rzuca po chwili. – Nigdy.

Obserwuję, jak odstawia whisky, nie biorąc nawet łyka. Oczywiście wiem, że kłamie. Ale zastanawiam się, dlaczego. Chociaż koniec końców – czego oczekiwałam? Domyślam się, że złamała mu serce. Naprawdę mu współczuję, kiedy siedzi tu i wpatruje się w bursztynowy trunek wciąż wirujący w szklance. Wygląda na jawnie nieszczęśliwego, a ja zaczynam się zastanawiać, czy to aby nie Hermiona jest czarnym charakterem w jego historii.



Krople zaczynały głośno bębnić o dach schronienia. Deszcz. Woda przenikała przez krzaki nad ich głowami i spływała z nachylonych ścian szałasu. Ich siódemka nadal siedziała w ciszy wokół śpiącej Ginny.

Nott westchnął:

– Musimy przynieść drewno na opał, zanim całkowicie przemoknie. Inaczej nie rozpalimy jutro żadnego ogniska.

– Nie możemy tu zostać – powiedział Malfoy. – Z pewnością wszyscy to teraz rozumiecie.

– Nie rób tego, Malfoy. – Hermiona pokręciła głową. – Żadnego „a nie mówiłem”.

Malfoy posłał jej gorzki wyraz twarzy.

– Nie planowałem tego, ale teraz, kiedy o tym wspomniałaś…

– Wypchaj się, Malfoy – burknął Harry.

– Drewno na opał – powiedział Nott.

– Sam je przynieś – naskoczył na niego Ron.

– Ja to zrobię. – Malfoy wstał z westchnieniem.

Hermiona spojrzała w górę na niego, co skwitował kolejną ponurą miną.

– Pójdę z tobą – powiedziała bez zastanowienia.

– Hermiono… – zaczął Harry.

– Nie da rady przynieść całego drewna w pojedynkę – rzuciła, ale to, o czym naprawdę pomyślała to: Nie może jako jedyny znosić widoku tego spustoszenia, które wyniknęło z ich wzajemnego tchórzostwa.

Oboje ostrożnie okrążyli Ginny, zmierzając do wyjścia. Zanim wyszli na zewnątrz, przez moment stali przed zamkniętymi drzwiami, by rozkoszować się wyparciem. Hermiona czuła w klatce piersiowej narastające uderzenia serca i Malfoy, jakby w jakiś sposób mógł to wyczuć, sięgnął do niej i ujął jej dłoń w swoją.

Alohomora – powiedział.

Na zewnątrz powitała ich ponura ciemność. Wyszli ostrożnie, trzymając w górze różdżki, jakby w razie konfrontacji mógł być z nich jakiś pożytek. Malfoy wymamrotał zaklęcie oświetlające i wyciągnął różdżkę, żeby rozświetlić polanę.

Hermiona zaczerpnęła powietrza. Ścisnęła dłoń Malfoya.

– Gdzie są ciała? – wyszeptała gorączkowo, kiedy szli dalej. Polana była pusta.

Odwróciła się, żeby zobaczyć, jak Malfoy mruży oczy, patrząc w ciemność. Deszcz spływał po bokach jej twarzy, prosto do oczu i ust. Kapał z nosa i warg Malfoya, spłaszczył mu włosy, przyklejając jasne pasma do czoła.

– Zabrali ich – westchnął.

– Zabrali ich ciała? – Hermionie zadrżał głos.

Malfoy wypuścił z ust głębokie westchnięcie.

– Zabrali ich żywych.

– Dlaczego? – zapytała. – Po co mieliby zabierać ich żywych?

Malfoy odwrócił się do niej z okrutną wrogością wymalowaną na twarzy.

– A jak myślisz? – prychnął. Puścił jej rękę i obrócił się. Podniósł stos pieńków i, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, cisnął nimi z siłą, która sprawiła, że aż odbiły się od nasiąkniętej ziemi, rozbryzgując krople deszczu po nogach Hermiony. Malfoy na tym nie poprzestał. Zerwał się do kolejnej kupki drewna i podpałki, rozrzucając je w przypadkowych kierunkach. Chwycił kamienie otaczające ognisko i, wrzeszcząc, ciskał nimi po całej polanie.

– Malfoy! – krzyknęła Hermiona. – Malfoy, wystarczy!

Obrócił się do niej.

– Jesteś usatysfakcjonowana? – wydarł się, łapiąc ją za koszulkę i popychając do tyłu. Potknęła się, kiedy wypuścił materiał skręcony pomiędzy palcami. – Jesteś zadowolona? – Posunął się w jej kierunku. – Byli tego warci? – wykrzykiwał, wskazując na schronienie za nimi.

– Winisz mnie? – odwrzasnęła chrapliwie.

– Nie powinno nas tu być! – Deszcz rozbryzgiwał się na jego twarzy, uderzając jeszcze głośniej niż rozbrzmiewały ich krzyki.

– Żyją! – Hermiona szlochała. – To akurat dobra wiadomość! 

Malfoy zaczął się okrutnie śmiać.

– Tak ci się wydaje? – Pokręcił głową, jego głos nagle zmienił się w jadowity szept: – Nigdy nie sądziłem, że jesteś tak naiwna, Granger.

Zamrugała przez potok deszczu, który oddzielał ich twarze jak ściana.

– Jak śmiesz stać tu i mnie osądzać?

– Och, nie – powiedział. – Nie osądzam. – Potrząsnął głową, śmiejąc się łagodnie, nieszczerze. – Ty po prostu… – westchnął, przyszpilając ją złamanym spojrzeniem. – Ty miałaś być tą dobrą.

Hermiona zaskoczona ściągnęła brwi.

– I co? – wydukała. – Zawiodłam cię?

Pokręcił głową.

– Nie – odparł cicho, a po dłuższej chwili dodał: – Nigdy byś tego nie zrobiła. 

Hermiona skrępowana przełknęła ślinę i spojrzała w bok.

– Wszyscy jesteśmy podłymi istotami. Większość z nas. – Wskazała w kierunku schronienia.



Wiem, dokąd ta historia zmierza. Już wcześniej słyszałam jej pokrętną wersję. Ale kiedy on siedzi tutaj. Przede mną. Z tą niedolą pochłaniającą go całkowicie, to zaczynam żałować swojego chorego pragnienia, żeby poznać jego prawdę.

– Tęsknisz za nią – mówię. To nie jest pytanie.

Malfoy się śmieje.

– Ja tęsknię? 



– Oj, co się dzieje? – Nott wychylił się ze schronienia. – Zgubiliście się, czy coś?

Malfoy powoli obrócił głowę w kierunku Notta, krzywiąc się przy tym.

Kiedy żadne nie odpowiedziało, Nott wyszedł z szałasu, krocząc w ich kierunku. Docierając bliżej, zapytał:

– Wszystko tam dobrze? – Patrzył w tę i z powrotem pomiędzy Malfoyem i Hermioną, którzy prawdopodobnie stali odrobinę bliżej siebie niż zwykle.

– Wszystko w porządku – odpowiedział szorstko Malfoy i odszedł. Zaczął zbierać pieńki, które wcześniej porozrzucał.

Nott zerknął na Hermionę. Jeśli jego opanowany wyraz twarz wyrażał cokolwiek, to była to jedynie troska.

– W porządku, Granger?

Kiwnęła głową.

Nott rozejrzał się wokoło, patrząc na drewno na opał, którym usłana była polana.

– Gdzie są wszyscy? – zapytał.

– Zabrali ich – powiedziała biernie Hermiona.

Nott westchnął głęboko i zaczął zbierać z ziemi przemoczone drewno.



Kilka ostatnich dni wywiadów z Nottem i Malfoyem stoi w sprzeczności z inną narracją – tą, którą byłam karmiona wcześniej. Odrębne, ale równie wiarygodne sekwencje wydarzeń. Przypuszczam, że jest trochę prawdy w obu historiach, tak samo jak wiele, wiele kłamstw. Podejrzewam, że w pewnym momencie opowieści Malfoya i Notta również zaczną od siebie odbiegać.

Spędzam popołudnia z Nottem, który gasi papierosa za papierosem. Jest konsekwentnie ostrożny w swoich odpowiedziach. Milczący. Subtelny.

Swoje wieczory zarezerwowałam dla Malfoya, który – ze swoją skłonnością do picia whisky – ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, był często niczym otwarta księga. Nie chodzi tyle o bezpośrednią szczerość, co o wiele mówiące spojrzenie. W udawaniu obojętności nie jest tak biegły jak Nott .

Co pierwotnie zamierzałam osiągnąć? Nawet mnie nie pytajcie, ponieważ do tej pory moje motywy równie dobrze mogły się zmienić.

Mogłam omijać prawdę w celu odbycia rozmowy twarzą w twarz z najbardziej osławionym bohaterem wojennym czarodziejskiego świata. Bądźmy szczerzy, postać Dracona Malfoya była lustrowana w brukowcach nawet częściej niż dokumentacje kariery Kingsleya Shacklebolta. Malfoyowi sława nie była obca.

Teodora Notta – jednego z najlepszych neuro-uzdrowicieli w Anglii – ciężej było namierzyć. Pomiędzy podróżowaniem po świecie po konferencjach uzdrowicieli, a ukrywaniem się w swojej odizolowanej chatce niczym odludek, jakby była to pozostałość po tamtym okresie, Nott nie był najłatwiejszym z celów. W końcu udało mi się skontaktować z nim przez jego matkę, która żyje w mugolskim Londynie i która wspaniałomyślnie umówiła nasze pierwsze spotkanie.

Siedzę na patio przy rozpadającym się stole, sącząc sangrię, przeglądając swoje notatki i zastanawiając się, której postaci nie znoszę najbardziej. Ponieważ stali się dla mnie rolami – nie ludźmi. A ich historie coraz bardziej i bardziej przekształcają się w opowieści ku przestrodze. Czego nie robić, kiedy świat się rozpada. Wzdycham. Kiedyś uwielbiałam tych ludzi. A teraz trudno mi nie wydawać osądów.

Mimo wszystko w momencie, gdy widzę jak Nott przecina ruchliwą ulicę, zmierzając do pubu, przemyka po schodach prowadzących na patio i kroczy do mojego stolika – mój puls znacząco przyspiesza. Prawie dwa razy ode mnie starszy, a jednak Teodor Nott niezaprzeczalnie ocieka seksem.

Rzuca mi mroczne spojrzenie, kiedy opada na miejsce naprzeciwko mnie. Papieros już jest między jego wargami ale wyjmuje go, żeby powiedzieć „Dobry wieczór, młoda damo” i wypuszcza strumień dymu kącikiem ust, z dala od mojej twarzy.

Naturalnie, rozpływam się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA