niedziela, 30 maja 2021

10. Dzień czwarty

Hermiona zamruczała uspokajająco do ucha Draco, kiedy zawył. Szlochał w jej ramię po tym, jak zmusił się do przełknięcia żółci, która wróciła mu z żołądka.

– To… to… boli – zapłakał. – Tak… bardzo…

– Shh… – Próbowała go uspokoić, jak robiła to przez cały poranek i przez większą część popołudnia, głaszcząc go po splątanych potem włosach. – Wiem… Wiem, że to boli. Po prostu musisz wytrzymać jeszcze chwilę dłużej.

– Nikt… nikt nie przyjdzie… – powiedział, szczękając zębami. – Umrzemy… umrzemy tu.

– Nie – odparła Hermiona, próbując wyciągnąć się i stłumić jego nieustanne drżenie. – Ktoś przyjdzie. Ktoś nas znajdzie. Draco… Draco, ktoś nam pomoże. Po prostu wytrzymaj.

Potrząsnął głową.

My odnaleźliśmy tu siebie, pamiętasz? – Spróbowała znowu, nieprzekonująco.

– Przeznaczenie… jest okrutną… suką – wyjąkał.

Hermiona zacisnęła usta.

– Dlaczego tak mówisz?

Draco zareagował słabym, smutnym śmiechem.

– Daje mi to… to, czego zawsze… chciałem… pokazuje mi… jak mogło być… a potem… potem mnie zabija.

– Zawsze chciałeś utknąć w dziurze? – zażartowała mrocznie Hermiona. Pytanie wywołało prawdziwy śmiech u niedomagającego blondyna.

– Głupia – powiedział. – Ty… głupia kobieto.

– Myślałam, że byłam Panną-Wiem-To-Wszystko – droczyła się.

– Ciebie – powtórzył. – Zawsze chciałem ciebie.

Hermiona uniosła głowę.

– Zawsze mnie chcia…

– Shh! – uciszył ją Draco dramatycznie. – To powinien… być… sekret… nie mogę powiedzieć…

– To oficjalne. – Westchnęła Hermiona. – Zaczynasz majaczyć.

– Nie pozwolono – mamrotał Draco. – nie pozwolono mi… mieć tego, czego chciałem. Musiałem… musiałem nienawidzić. Uczono nienawiści… Chciałem… nie pozwolili.

– Draco… – powiedziała desperacko, kiedy uniósł głowę, żeby na nią spojrzeć.

– Nigdy szczęśliwy – wydyszał, jego przekrwione oczy wypełniły ból i skrucha. – Nie pozwolili. Nie mogłem… byłem… zrobiłem złe… złe rzeczy… nie chciałem…

Draco spojrzał ponad nią na Mroczny Znak, teraz przysłonięty ciemnymi wrzodami od gangreny pustoszącej jego ramię i znów usłyszała odruch wymiotny. Draco schylił głowę tak daleko, jak tylko mógł i gwałtownie zwymiotował między nich.

Hermiona odwróciła głowę i skuliła się, kiedy poczuła rzadkie wymiociny ściekające po ich ciałach, jedną strużkę akurat na jej uwięzionym ramieniu.

– Przepraszam… – wymamrotał żałośnie Draco, z głową wciąż opuszczoną. – Tak bardzo przepraszam… Tak, kurwa, przepraszam. – Przycisnął czoło do jej ramienia. – Nie chcę… Nie chcę, żebyś tu umarła… nigdy nie chciałem, żebyś umarła…

– Ktoś się pojawi – powiedziała Hermiona, jej usta drżały, kiedy zrozpaczona wpatrywała się w ścianę. – Ktoś musi się pojawić, Ktoś musi się pojawić.

– Cholera…

Hermiona zamrugała, żeby odpędzić łzy rozmazujące jej widok.

– Co?

– Pierdolony Potter… zabrał ją na Mistrzostwa Świata…

Hermiona szczerzej otworzyła oczy.

– Co?

– Próbowałem… próbowałem zapewnić jej bezpieczeństwo, cholera… co… co więcej mogłem, kurwa, zrobić…?

– Draco…

– „Nie jest tego warta, synu”… „jest plugawa”. Oni… Oni tak zawsze mówili… zawsze mówili – kontynuował Draco, nieco bełkocząc. Potrząsnął głową na jej ramieniu. – Nie wierzę… nie mogę. Nie chcę tego, mamo. Mamo, nie pozwól im… proszę, nie pozwól mu.

Hermiona wybuchnęła płaczem.

– To boli! – krzyczał Draco w jej klatkę piersiową. – To tak bardzo boli… tak bardzo. On mnie rani.

– Wiem – załkała do jego ucha. – Wiem, Draco, wiem.

– I wy… wy wszyscy mnie nienawidzicie – powiedział.

Potrząsnęła głową.

– Nie. Nie, ja nigdy. Ja nigdy cię nie nienawidziłam – upierała się.

– Nienawidzicie mnie – powtórzył. – Złe rzeczy… nienawidzili… po prostu chciałem ciebie… po prosu chciałem… być szczęśliwy.

– Masz mnie – wyszlochała Hermiona, kiedy gwałtownie zadrżał. – Jestem tu. Jestem tu dla ciebie.

– Umrę – wydyszał. – Nigdy nie miałem… nigdy szczęśliwy.

– Och, bogowie – zawyła Hermiona, patrząc w niebo. – DLACZEGO? – krzyknęła nagle. – Dlaczego nam to robicie?!

Draco zaczął jeszcze bardziej płakać.

– PRZEPRASZAM! – wrzasnął, głos mu się załamał. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam…

Hermiona zwróciła uwagę z powrotem na niego. 

– Nie przepraszaj – odparła, łzy skapywały jej z nosa. – Nie przepraszaj.

– Umieram – wyszeptał. – Ja… ja to czuję. Mrowienie. Śmierć… śmierć wywołuje mrowienie.

– To tylko gorączka. – Próbowała uspokoić go Hermiona, pocierając dłonią jego rękę i ramię.

– Przepraszam – powtórzył – że… że zostawię cię… zostawię cię tu samą.

– Draco, nie umrzesz – zaprotestowała stanowczo. – Słyszysz mnie, Draconie Malfoyu? NIE umrzesz tutaj.

Uniósł głowę i zamrugał dziwnie.

– Nie chc ple ooo… – powiedział, a jego słowa były poważnie zniekształcone, oczy uciekały mu w głąb czaszki. – I pszep… tak pszep… aaa!

– Draco! – wrzasnęła Hermiona, kiedy Malfoy dostał drgawek. Instynktownie uniosła rękę i ułożyła ją za jego głową, żeby uchronić czaszkę przed uderzaniem o kamienną ścianę, kiedy targały nim brutalne skurcze. Zawyła z bólu, kiedy kopał ją szamoczącymi się nogami. Zamrugała wściekle, próbując zobaczyć coś przez swobodnie spływające łzy bólu, kiedy jej dłoń była miażdżona pomiędzy ścianą, a czaszką Draco.

Atak umożliwił mu wyciągnięcia zaklinowanego ramienia. Opadło tuż obok twarzy Hermiony, zanim zsunęło się dokładnie pomiędzy nich. Zerknęła tylko raz i poczuła mdłości. Wzięła oddech i zwymiotowała.

Poszarpana, oblepiona wymiocinami kończyna na szczęście zsunęła się niżej, zwisając luźno przy boku Draco, podczas gdy on był dalej owładnięty drgawkami. Hermiona wychyliła się, próbując odzyskać nad sobą kontrolę.

– Proszę, przestańcie – błagała nadprzyrodzone moce. Jakby posłuchały, Draco szarpnął się po raz ostatni i przerwał.

Hermiona drżała tak bardzo, że równie dobrze sama mogła mieć atak. Ostrożnie zabrała zakrwawioną, trzęsącą się rękę zza głowy Draco i ułożyła ją na jego policzku. Oczy miał otwarte, ale wciąż przekręcone w głąb czaszki, a cienka strużka krwi wypływała z jego rozchylonych ust.

– Dr… Draco?

Nie odpowiedział.

– Draco – powtórzyła głośniej, popychając go. – Draco, obudź się. Musisz się obudzić!

Naciskała na niego coraz bardziej, ale wciąż się nie poruszył.

– Draco! – krzyknęła, kiedy jej palce opadły na jego szyję, sprawdzając puls. Świeża partia łez spłynęła jej po policzkach, kiedy poczuła przyspieszone, ale powoli zanikające bicie serca.

– Żyjesz – zawyła z ulgą, która szybko zmieniła się w panikę – ale jesteś nieprzytomny. Och, cholera. Och, nie. Och, nie. Och, nie…

Hermiona rozglądała się dziko, jakby jakaś zewnętrzna siła miała się nagle pojawić i zaproponować wsparcie, zamknęła oczy.

– Myśl, myśl, myśl – skandowała desperacko, przesuwając wierzchem dłoni po wargach, zmywając z nich pozostałości wymiocin.

Nagle otworzyła oczy.

– Trzymaj się, Draco – warknęła.

Wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić, a potem spokojnie odsunęła włosy z twarzy i złączyła ich czoła. Ułożyła dłoń z powrotem na jego zaniedbanym policzku i znów nabrała w płuca powietrza.

– To zadziała – powiedziała do siebie zdeterminowana, kiedy znów zamykała oczy. Napięła twarz w czystej koncentracji, kiedy zebrała każdy okruszek energii i wymusiła zaklęcie, które jak ryk wyrwało się z jej ust.

RENNERVATE

Oślepiające, czerwone światło eksplodowało z miejsca, w którym złączona była ich skóra i rozświetliło jaskinię we wszystkich kierunkach. Blask prawie natychmiast zmieszał się z echem głośnego, drżącego sapnięcia, które wyrwało się z gardła Draco, kiedy otworzył szeroko oczy i skupił swoją uwagę.

Ręka i głowa Hermiony opadły z wyczerpania, kiedy światło szybko się rozproszyło, a szczęka Draco opadła, gdy gwałtownie nabierał duże dawki powietrza.

– Co… – zaczął, dłoń ostrożnie przykładając do ust. Zakasłał kilkukrotnie, zanim zabrał rękę i zamrugał, widząc, że pokrywa ją krew i ślina. – Co się, do cholery, stało? – zapytał, czując pogryziony język i skrzywił się z bólu.

Kiedy Hermiona nie odpowiedziała, spojrzał w dół i zobaczył, że ta ma zamknięte oczy.

– Granger?!

Obróciła głowę tak, żeby mógł dostrzec jej twarz i otworzyła oczy. Uśmiechnęła się słabo.

– Dupek. – Brzmiało to jak westchnięcie.

Draco przewrócił lekko wciąż rozbieganymi oczami i znów zamrugał.

– Co… co? Co tu się wydarzyło? – zapytał głupio. – I dlaczego nagle poczułem się, jakbym wziął Eliksir Pieprzowy?

Hermiona wzięła wymuszony oddech, kiedy jej powieki znów opadły.

– Granger? – powiedział Draco naglącym tonem. – Granger, co się dzieje?!

– Potrzebuję… odpoczynku. – Zdołała z siebie wyrzucić.

– Co się stało? – zapytał ponownie.

– Miałeś… atak – odpowiedziała cicho. – Musiałam… cię ożywić.

Draco wlepił w nią spojrzenie.

– Ożywić?

Wzięła kilka oddechów zanim wyszeptała.

– Zaklęcie Rennervate.

– Rzuciłaś na mnie Rennervate bez różdżki, bez pomocy?

Ledwie mruknęła na potwierdzenie, a Draco nagle wyglądał na wściekłego.

– Dlaczego to zrobiłaś? – zażądał odpowiedzi.

Hermiona spojrzała na niego przez uchyloną powiekę.

– Musiałam… byłeś… nieprzy…

Draco przerwał jej ostro.

– Powinnaś mnie takiego zostawić. Cholera, Granger. Dlaczego marnujesz swoją energię w ten sposób?

– Musiałam cię uratować – odparła.

Potrząsnął głową, a potem umieścił ją z powrotem na ścianie, kiedy jego siła znów zaczynała zanikać, a efekty zaklęcia przestawały działać.

– Granger, jestem skończony. Ja to wiem. I ty to wiesz. Nie ma powodu… – urwał, kiedy zauważył otwartą przestrzeń w miejscu obok swojej głowy, gdzie zaklinowane było jego lewe ramię. Wykręcił głowę, żeby spojrzeć w dół na wiszącą bezwładnie kończynę.

Hermiona obserwowała go, mrugając.

– Została uwolniona… kiedy miałeś atak – wyjaśniła. Uwaga Draco powróciła do Hermiony.

– Przestań marnować swoją siłę – powiedział poważnie.

– To nie marnowanie, kiedy ratuję… – Próbowała się spierać, ale przerwała przez jego intensywne spojrzenie.

– Nie próbuj mnie więcej ratować – warknął. – Nie jestem tego wart. Jeśli znów odpłynę, po prostu mnie tak pozostaw.

Hermiona lekko potrząsnęła głową, wciąż na jego ramieniu.

– Nie.

Draco w odpowiedzi też pokręcił głową.

– Nadal jesteś wystarczająco silna. Możesz… możesz to przetrwać beze mnie… spójrz na mnie – zażądał, kiedy zamknęła oczy i znów potrząsnęła głową. Otarł rękę o bluzkę i ułożył dłoń na jej policzku, zmuszając tym do spojrzenia mu w oczy.

– Mer… Merlin wie, że nie chcę odejść – jego chrapliwy głos nagle wydawał się miększy – że nie chcę cię zostawić. Ale… kurwa, ledwo wytrzymuję…

Hermiona zaczęła płakać, a twarz Draco wykrzywiła się, kiedy próbował do niej nie dołączyć. Chwycił za bok jej głowy.

– A teraz… teraz mnie, kurwa, posłuchasz – powiedział twardo. – Pozwolisz mi umrzeć. Rozumiesz? Pozwól mi umrzeć. Oszczędzaj energię, oszczędzaj siebie i użyj swojego genialnego umysłu, żeby wymyślić sposób, jak stąd wyjść i idź… idź i żyj, rób dobre rzeczy i bądź… – jego głos się załamał – i bądź najlepszą, najbardziej namolną matką chrzestną, jaką Potter mógłby sobie zażyczyć. Rozumiesz mnie?

– Nie.

Rysy twarzy Draco wykrzywiły emocje, kiedy usłyszał jej cichą niezgodę i przyciągnął ją do siebie. Odcisnął na jej czole mocny pocałunek.

– Niech cię szlag – przeklął, a jego słowa stłumił fakt, że usta wciąż przyciskał do jej skóry.

Ciało Hermiony zadrżało, kiedy uniosła rękę do twarzy Draco.

– Nie… – wyszeptała, układając dłoń na jego szczęce. Draco odsunął się, kiedy z wyraźnym wysiłkiem powoli uniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. – Nie zrezygnuję z ciebie – dokończyła.

Draco zamrugał, jego spojrzenie stało się mniej skupione, kiedy ściągnął brwi i opuścił rękę.

– Granger?

Hermiona potarła kciukiem krótkie, jasne włoski na twarzy Draco, chcąc go tym uspokoić, kiedy usłyszała jego przerażony ton.

– Tak?

Znów zamrugał i rozejrzał się wokoło.

– Co się dzieje?

Jej kciuk zamarł.

– Co?

Draco miał rozbiegane spojrzenie, kiedy uderzał raz po raz w kamienną ścianę.

– Nie wiem, gdzie jestem – powiedział dziwnie nieobecnym głosem. Twarz Hermiony wykrzywiła rozpacz na fakt, że jego krótka chwila świadomości przywróconej zaklęciem, nagle minęła.

– Draco – mówiła do niego czule, z ręką wciąż przyciśniętą do policzka, kiedy obracał głowę z boku na bok.

– Nie mogę oddychać – odparł, lekko panikując. – Nie mogę oddychać. Nie mogę oddychać.

– Możesz – zapewniła go stanowczo, mierząc się ze swoim własnym wyczerpaniem. – Draco, uspokój…

Ponownie uniósł rękę i odrzucił jej dłoń ze swojej twarzy.

– Zejdź! – ryknął desperacko. – Nie mogę oddychać. Zejdź ze mnie!

– MOŻESZ oddychać. Skoro możesz krzyczeć, możesz też oddychać. – Próbowała przemówić mu do rozsądku, kiedy zaczął ją odpychać.

Nagle przestał i zacisnął na niej palce.

– Och, nie – wycharczał. – Och, nie, nie, nie…

– Draco, co…

Wydał z siebie głośne, przepełnione bólem warknięcie i opadł czołem na rękę wciąż ułożoną na jej ramieniu. Znów zaczął płakać. Hermiona natychmiast poklepała go po głowie, otwierając usta, żeby powiedzieć coś kojącego, ale on odezwał się pierwszy.

– Myliłaś się, co do tego, że aż do śmierci będziemy mieć zaparcia – wymamrotał. Hermiona zamknęła oczy.

– W porządku – uciszyła go, układając głowę na czubku jego. Zmarszczyła nos na nowy zapach roznoszący się w powietrzu, ale nie ustawała w pocieszaniu Malfoya. – W porządku, Draco. W porządku.

Trwali tak przez kilka minut, dopóki szloch Draco nie zmienił się w czkanie i pociąganie nosem.

– Ja… czy… wiedziałaś… – jąkał się chrapliwie, jego ciało znów zadrżało.

Hermiona otworzyła oczy i wpatrywała żałośnie w ścianę naprzeciwko, kiedy czuła jak Draco walczy, żeby wziąć oddech.

– Wiedziałam co? – zapytała z jękiem.

– Stworzyłem… drużynę… sam.

Hermiona uniosła głowę, żeby znów spojrzeć na niego w dół, ale on zrobił to samo i utkwił szeroko otwarte oczy w ścianie.

– Sam stworzyłem drużynę – powtórzył. – Sam.

– Jestem pewna, że tak właśnie było – odpowiedziała smutno.

Draco przeniósł na nią wzrok i wlepił go w nią na moment, zanim powoli, kilkukrotnie zamrugał. Hermiona wstrzymała oddech, kiedy dostrzegła w jego oczach klarowność i zrozumienie.

– Draco?

Pogrążył się w smutku.

– O bogowie, Granger, przepraszam.

Hermiona złapała jego dłoń i splotła razem ich palce.

– Nie przepraszaj – powiedziała zaciekle. – Po prostu się nie poddawaj. Nie poddawaj się.

Draco wpatrywał się w nią przez kolejny krótki moment, zanim przytaknął. Złączył ich czoła i odwzajemnił uścisk, kiedy Hermiona mocniej zacisnęła dłoń.

– Nie poddawaj się – błagała. – Nie waż się poddać.

_________________


To był trudny rozdział. Ciężko się go tłumaczyło i jestem pewna, że równie ciężko czytało. Od razu też uczulam, że kolejny może okazać się jeszcze trudniejszy.


Dawajcie znać, jak wrażenia! Serduszka trochę jakby złamane, nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA