niedziela, 27 czerwca 2010

Rozdział 12: Odebrane plany i marzenia

      Tej nocy Tom Lenkey długo nie mógł zasnąć. Leżał na plecach wpatrując się w baldachim nad sobą. Już od dłuższego czasu przysłuchiwał się spokojnym oddechom swoich kolegów. Zaraz po wylosowaniu dziewczyn i wymienieniu paru uwag na ten temat, zasnęli. Blondyn wiele by oddał, żeby równie łatwo odejść do Krainy Snów. Na co dzień nie miał z tym problemów, ale tej nocy męczyło go zbyt wiele myśli. Wszystko, co się dziś wydarzyło, kotłowało mu się w głowie uniemożliwiając spokojny sen. W momencie, kiedy dowiedział się, że dziewczyna, którą spotkał w wakacje w parku również uczęszcza do Hogwartu, przyniosła mu nadzieję. W końcu miała być cały rok na wyciągnięcie ręki! Ale nie przewidział tylu przeciwwskazań. Ten głupi zakład… A poza tym ojciec by go zabił gdyby się dowiedział, że jego syn umawia się ze szlamą. Nie od dziś było wiadomo, że Lord Voldemort jest bezwzględny. A fakt, że Tom był jego synem, wcale nie czynił go specjalnie wyróżnionym. Ponosił takie same kary jak inni i musiał być tak samo posłuszny. Na początku Lenkeyowi to nie przeszkadzało. Czuł do ojca obrzydzenie i odrazę, ale z czasem to uczucie zastąpił szacunek i strach. Jednak ostatnie miesiące, które z nim spędził poznając lepiej jego brutalną naturę dały mu do zrozumienia, że może czuć się kimś lepszym. I to sam Czarny Pan mu to uświadomił, wciąż powtarzając synowi, że jest ważniejszy niż inni. Nie sądził jednak, że pomyśli, iż jest potężniejszy nawet od niego, własnego ojca. Tom zdawał sobie sprawę, że jeszcze wiele brakuje mu do oponowania sztuki magii na tak wysokim poziomie jak Voldemort, ale z dnia na dzień czuł się silniejszy. Nie chciał zabić swojego ojca, o nie. W końcu był dla niego swego rodzaju wzorem. Po prostu chciał udowodnić mu, że czasem uczeń przerasta swojego mistrza.
Lenkey ostrożnie uniósł się na łokciach i siadając na brzegu łóżka przetarł twarz dłońmi. Był zły na siebie, że czasem ogarniają go takie myśli. Sam nie wiedział, czego tak naprawdę pragnie. Jednego dnia wstawał rano chcąc pozbyć się swojego ojca, żeby na świecie raz na zawsze zapanował pokój, a innym razem delektował się cierpieniem innych, zupełnie jak Czarny Pan. Czasem dochodził do wniosku, że jego perspektywa patrzenia na świat była zależna od tego, jakimi ludźmi się otaczał. Bo kiedy w pobliżu pojawiała się Hermiona chciał być dla niej idealny, czynić dobro i zabić ojca. Ba! Zabić każdego, kto stanąłby na przeszkodzie w dążeniu do ich szczęścia. Ale zanim ona pojawiła się po raz pierwszy na jego drodze pragnął jedynie władzy. Nadal zdarza się, że tylko tego pragnie. W końcu taka była jego prawdziwa natura -  dąży do celu, chociażby po trupach i chociaż stara się to ukryć, wie, że kiedyś wszyscy ujrzą jego prawdziwe oblicze.
Wstał powoli z łóżka, żeby skrzypienie sprężyn nie obudziło jego kolegów. Na palcach podszedł do drzwi i wyszedł na zewnątrz. Zszedł do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i wygodnie rozparł się na kanapie. Spojrzał na kominek i wsłuchany w odgłos dogasającego ognia przymknął powieki, starając się pozbyć z umysłu wszystkich przykrych myśli.
- Co ty tu robisz o tej porze? – Drgnął lekko, słysząc przyciszony, lecz znajomy głos tuż nad uchem. Nie musiał otwierać oczu by wiedzieć, kto to.
- Mógłbym zapytać cię o to samo, Lucy – odpowiedział czule i poczuł jak kanapa ugina się lekko pod nowym ciężarem. Jego siostra miała zdolność do bezszelestnego poruszania się.
- Nie mogłam zasnąć. Twoje problemy zawsze wyczuje. Męczą mnie tak samo jak ciebie – odpowiedziała, a on, mimo że wciąż nie otwierał oczu, czuł na sobie jej uważne spojrzenie.
- Nic się nie stało, zwykła bezsenność – skłamał nawet się nie zająknąwszy. Przerażała go myśl, że przychodzi mu to tak łatwo. Kiedyś nawet by mu przez myśl nie przeszło, że może być nieszczery względem siostry.
- Przecież widzę. Zawsze byłeś dobrym kłamcą, ale mnie nigdy nie oszukasz – odpowiedziała.
- Lucy… - zaczął chłopak głęboko wzdychając. Chciał jej o wszystkim powiedzieć, ale bał się, że tym razem nie będzie go w stanie zrozumieć. Niespiesznie otworzył oczy i uważnie na nią spojrzał. W jej szarozielonych oczach dostrzegł troskę. Och, jak rzadko widać było w tych oczach uczucia! Oboje potrafili je dokładnie ukrywać, a otwierali się jedynie przed sobą wzajemnie. Tomowi brakowało tych czasów… Jednak odkąd dowiedział się o swoim ojcu, pochodzeniu, przeznaczeniu, coraz mniej czasu miał dla siostry. Mniej się widywali, w końcu zaczął jej unikać... Chciał to zmienić, ale nie wiedział czy przypadkiem nie jest już za późno.
- Tom, przecież wiesz, że możesz mi ufać, że zawsze o wszystkim możesz mi powiedzieć. Chcę ci pomóc, chociaż spróbować cię zrozumieć. Czuję jak się ode mnie oddalasz... Brakuje mi cię.
Chłopak spuścił wzrok. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Pamiętasz moje siódme urodziny? – zapytał po dłuższej chwili milczenia – Obiecałem ci, że zawsze będziesz moją ukochaną siostrzyczką, cokolwiek by się działo. To nadal aktualne – powiedział i delikatnie się uśmiechnął, a po wyrazie twarzy Lucy zrozumiał, że zatopiła się we wspomnieniach.

Wspomnienie Lucy.
     
Blondwłosa sześciolatka skakała wesoło po zielonym trawniku. Jej twarz zdobił szeroki uśmiech, a oczy błyszczały z radości.
 - Mój braciszek dzisiaj kończy siedem lat. Mój braciszek dzisiaj kończy siedem lat. Mój braciszek... – powtarzała jak refren nie przestając skakać.
Mały Tom w tym czasie siedział na ławeczce i przyglądał się jej rozbawiony.
- Dzieci! Chodźcie do domu! Już czas! – usłyszeli wołanie matki, która nagle pojawiła się w kuchennym oknie. Oboje szybko do niej pobiegli.
Wpadli do jadalni i na stole ujrzeli piękny, wielki tort z siedmioma świeczkami.
- Tom, pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki – powiedział ojciec.
Chłopiec wesoło podbiegł do stołu i wypuścił ze świstem wcześniej nabrane do płuc powietrze. Udało mu się zgasić wszystkie, co skromne grono gości – mama, tata i Lucy – nagrodziło brawami. Blondyn uśmiechnął się do niech szeroko.
 - Mamusiu, ja chcę największy kawałek! – zawołała nagle dziewczynka.
- Na pewno go dostaniesz. W końcu dzięki tobie wszyscy sąsiedzi wiedzą, co świętuje dziś nasza rodzina – powiedziała rodzicielka ze śmiechem.
Wszyscy zasiedli do stołu. Każdy dostał ogromny kawałek czekoladowego tortu i szklankę dyniowego soku. Gdy rodzina zakończyła deser pani Lenkey odezwała się poważnym głosem.
 - Tom, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć... To jest bardzo ważne i musisz to zapamiętać. Ale pod żadnym pozorem nikomu o tym nie mów, dobrze?
Chłopczyk ochoczo pokiwał głową.
- Kate, nie musi jeszcze wiedzieć... – odezwał się pan Lenkey.
- Kochanie, czym prędzej się o tym dowie tym lepiej!
- Ale czemu akurat w urodziny? Popsujesz mu święto!
 - Które i tak już dobiega końca. Poza tym, to najlepsza okazja...
Pan domu nie miał na to żadnego kontrargumentu, dlatego już się nie odezwał. I tak wiedział, że nie przekona żony...
- Tom, chciałam, żebyś wiedział, że to – tu wskazała na pana Lenkey’a – nie jest twój prawdziwy tata.
Chłopczyk popatrzył na nią ze zdziwieniem.
 - Ale dlaczego mówisz to mi? – zapytał – Czemu nie powiedziałaś tego też do Lucy? Przecież ona jest moją siostrą.
Kate uśmiechnęła się do niego smutno.
- Przykro mi, Tom. Tylko ciebie to dotyczy. Człowiek, którego zawsze uważałeś za ojca, Fred Lenkey, jest tatą Lucy, ale twoim nie...
Chłopiec spojrzał na dziewczynkę, która miała przerażoną minę.
- Siostrzyczko, nie przejmuj się. Przecież to nic nie zmienia, prawda mamusiu? – zapytał z nadzieją młody Lenkey.
- Lucy nie jest twoją siostrą, Tom. A przynajmniej nierodzoną.
Chłopiec popatrzył ze zdziwieniem na matkę. Później przeniósł wzrok na Lucy. Wydawał się być wyjątkowo spokojny, opanowany. Z jego twarzy można było wyczytać jedynie zdziwienie. Ale dziewczynka nie zachowała się tak jak on. Po jej policzkach pociekły łzy. Zsunęła się z krzesła i szybko pobiegła do ogrodu. W głowie miała tylko jedną myśl - Tom nie jest moim bratem. Zostawi nas i już nigdy go nie zobaczę – nie mogła odpędzić się od czarnych scenariuszy, które układały się w jej główce. Właśnie straciła brata, którego tak bardzo kochała...
Usiadła na ławeczce, którą wcześniej zajmował chłopiec. Zmierzchło. Słońce powoli chowało się za horyzontem, by pozwolić pojawić się na niebie srebrzystej tarczy księżyca. Dziewczyna otarła jedną rączką łzy, które wciąż ściekały po jej policzkach. Zamknęła swoje szarozielone oczka, by się uspokoić. Zawsze tak robiła, ilekroć chciało jej się płakać. Już od małego nie lubiła okazywać słabości.
Nagle poczuła, jak ktoś siada obok niej i delikatnie łapie ją za rękę. Podniosła powieki, żeby zobaczyć, kim jest przybysz. Ujrzała swojego brata. Byłego brata.
Szybko spuściła wzrok i zabrała rączkę.
- Lucy, co się stało? – zapytał troskliwie.
Blondynka milczała. Nie poruszyła się nawet o cal. Zamknęła jedynie oczka by powstrzymać słone krople.
- Odejdziesz, prawda? – wyszeptała cichutko po dłuższej chwili milczenia.
Uniosła powieki i kątem oka zobaczyła, że Tom uparcie się w nią wpatruje. Ale w jego oczach nie ma ani cienia smutku. Jedynie ciągłe zdziwienie.
- Lucy, ty głuptasie! Nigdy cię nie zostawię! – dziewczynka uniosła główkę i zabawnie ją przekrzywiła wciąż na niego patrząc.
 -Nie?
 - Nie! Nie mógłbym! Cokolwiek powie mama i tak zawsze będziesz moją ukochaną siostrzyczką! – powiedział z uśmiechem i przytulił małą Lenkey.
Siedzieli tak przez kilkanaście sekund. Nagle blondynka oderwała się od niego.
- Jakie pomyślałeś, życzenie, gdy zdmuchiwałeś świeczki? – zapytała z zainteresowaniem. Jej twarzyczka wyraźnie się rozpogodziła.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo by się nie spełniło... Ale jak już się spełni to i ty będziesz szczęśliwa.

- Pamiętam twoje urodziny Tom, pamiętam jakby to było wczoraj. Ale nie potrafię dostrzec w tobie tego chłopca, którym byłeś wtedy. Zmieniłeś się... – powiedziała z wyczuwalnym w głosie żalem.
- To nie ja się zmieniłem, Lucy. To ludzie, którzy mnie otaczają się zmienili. Pokazali mi, kim naprawdę jestem. Odkryłem swojego prawdziwego ojca, swoje geny… przeznaczenie.
Na ustach dziewczyny pojawił się grymas.
- Dzień, kiedy dowiedziałeś się o swoim pochodzeniu też pozostanie na zawsze w mojej pamięci, uwierz mi. Szczególnie, że to wtedy tak bardzo się zmieniłeś – rzekła z goryczą panna Lenkey – Nigdy sobie nie daruje, że byłam tam i nic nie mogłam zrobić…

Wspomnienie Lucy.
    
 Lucy wraz z Tomem siedzieli w pokoju tej pierwszej. Wesoło gawędzili o ostatnich zdarzeniach. Nagle monolog dziewczyny przerwało głośne trzaśnięcie drzwiami. Rodzeństwo popatrzyło na siebie zdziwione. Chłopak wstał po cichu z zajmowanego przez siebie łóżka i na palcach podszedł do uchylonych drzwi. Lucy poszła w jego ślady. Oboje po cichu wyszli na korytarz i podeszli w stronę schodów. Usiedli u ich szczytu, gdzie wyraźnie słyszeli zażartą rozmowę ich rodziców. Mimo tego, że Fred nie był prawdziwym ojcem Toma, młody Lenkey zawsze zwracał się do niego jak to taty.
- ...on miał się nigdy nie dowiedzieć! – mówiła poważnie zdenerwowana pani Lenkey.
 - Kate, spokojnie. Może nic się takiego nie zdarzy...
- Nie zdarzy? Nie chcę, żeby Czarny Pan wymagał czegoś od mojego syna!
- Kochanie, od w a s z e g o syna... – powiedział cicho pan domu. Jednak na tyle głośno by usłyszał to sam zainteresowany.

Oboje zapamiętali ten dzień. Tom, jako nowy, przykry początek, a Lucy, jako przekleństwo. Od tamtej pory powoli przestawała poznawać swojego brata. Z dnia na dzień był jej coraz bardziej obcy.
- To nie twoja wina – powiedział chłopak patrząc na siostrę – to niczyja wina. Masz rację, zmieniłem się. Bo nie miałem innego wyjścia – Na moment zamilkł, by zaraz dodać ściszonym głosem - Ty nie musisz w tym siedzieć. Zgodziłaś się pomóc pełnić mi służbę u Czarnego Pana, ale w każdej chwili możesz się wycofać. Ja nie. To mój ojciec i muszę z tym żyć – Zakończył z goryczą patrząc na zdziwioną dziewczynę. Nie spodziewała się takiego wyznania, a żal, o te wszystkie plany i marzenia, które odebrał Tomowi ojciec, był wręcz wyczuwalny w powietrzu.
Chłopak gwałtownie wstał z kanapy i odszedł w stronę schodów prowadzących do męskiego dormitorium. Chciał uciec od siostry. Nie mógł dłużej oglądać bólu w jej oczach. Wiedział jak bardzo doskwiera jej jego zmiana, ale nie mógł nad tym zapanować. Nie potrafił odciąć się dla niej od swojego przeznaczenia.
Gdy blondyn był już u szczytu schodów Lucy nagle poderwała się z miejsca.
- Tom! – zawołała i podeszła kilka kroków do schodów. Spojrzała z dołu na brata i patrząc mu uważnie w oczy, zapytała – Pamiętasz jakie życzenie pomyślałeś sobie w siódme urodziny?
Lenkey odwrócił się do niej i delikatnie się uśmiechnął.
- Prosiłem, żebyśmy nigdy nie musieli się rozstawać – powiedział na tyle głośnym szeptem, by dziewczyna go usłyszała, a gdy ta już otwierała usta, by coś powiedzieć, dodał szybko – I pamiętaj, nie ważne jak się zmienię, to życzenie będzie zawsze aktualne – To powiedziawszy zniknął za drzwiami swojego dormitorium.

*
Obudziłam się dosyć wcześnie. Całą noc miałam dziwne sny, których teraz nie mogę sobie w większości przypomnieć. Wiem tylko, że nic nie trzymało się tam całości, a każda scena przesycona była uczuciami, które, mimo że to tylko sen, czułam bardzo dobrze. Mięśnie miałam tak obolałe, jakbym całą noc biegała.
Przeciągnęłam się mocno i usiadłam na brzegu łóżka. Powoli przypominały mi się zdarzenie poprzedniego wieczoru. To wszystko, co pokazała mi wczoraj Susan nie dawało mi spokoju. Wciąż pamiętałam jak jej dusza pojawiła się w moim ciele. Jak powoli nim zawładnęła i odebrała wszystkie zmysły. Brzmi przerażająco? A dla mnie to było najwspanialsze uczucie, jakiego doświadczyłam. Nie sądziłam, że kiedyś poczuję się taka lekka.
Miło mi, że tak dobrze to wspominasz ­–usłyszałam Sus.
Dzień dobry – odpowiedziałam, chcąc pokazać, że brak jej kultury osobistej. W końcu wypada się najpierw przywitać, prawda? Usłyszałam jak prychnęła. Uśmiechnęłam się na to do siebie. Chociaż raz to MI udało się wyprowadzić ją z równowagi -  nie na odwrót.
Nie słysząc już żadnej odpowiedzi wstałam, by przygotować się powoli do lekcji. Moje współlokatorki jeszcze smacznie spały, więc nie musiałam się martwić o zajętą łazienkę. Poczłapałam do niej ospale. Przyda mi się chłodny prysznic, tak na rozbudzenie i odświeżenie.
Po wykonaniu wszystkich porannych czynności zeszłam do Pokoju Wspólnego, by zaczekać na przyjaciół. Zaczął się on już powoli zapełniać, bo godzina śniadania i porannych lekcji zbliżała się niemiłosiernie. Większość uczniów miała skwaszone miny i zastanawiała się zapewne, kto wymyślił zajęcie o tak wczesnej porze. Osobiście nie miałam nic przeciwko, choć czasem też pragnęłam dłużej pospać.
Zanim do głowy przyszły mi kolejne problemy, jakie mogą mieć moi rówieśnicy, pojawił się Harry z Ronem, a zaraz za nimi i Ginny. Całą czwórką udaliśmy się na pierwszy posiłek dnia. Żadne z nas nie miało ochoty na rozmowy. Zresztą chyba jak zawsze rano. Wszyscy byliśmy jeszcze zbyt zaspani, żeby wymyśleć jakiś sensowny temat. Dopiero po zjedzonym śniadaniu odezwał się Harry.
- Ten nowy dziwnie na ciebie patrzy, znasz go? – zwrócił się do mnie i podbródkiem delikatnie nakazał mi, żebym spojrzała na stół Ślizgonów. Wzruszyłam ramionami i skupiłam się nagle na bardzo interesującym toście z dżemem.
- Tak naprawdę to nie. Jedynie wpadliśmy na siebie parę razy – odpowiedziałam, a Potter po tonie mojego głosu zrozumiał, że nie mam ochoty o tym gadać. Nikt na szczęście nie ciągnął tego tematu, chociaż wciąż czułam zainteresowany wzrok Gin. Wiedziałam, że prędzej czy później zasypie mnie pytaniami. Sama nie wiem, dlaczego, ale ten chłopak wzbudzał we mnie dziwne uczucia. Z jednej strony aura tajemniczości, jaka go otaczała była przerażająca, a z drugiej strony wzbudzała we mnie ogromną ciekawość i chęć zgłębienia jego sekretów. Chciałam go poznać, ale obawiałam się, że pociągnie to za sobą jakieś konsekwencje. Moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że z tym facetem nie może spotkać mnie zbyt wiele dobrego. Jednak czułam, że moja ciekawość i tym razem zwycięży...

_________________

      Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie było mnie ponad miesiąc i jest mi strasznie głupio, że tak zaniedbałam Was, Wasze blogi i NNM. I jakby tego było mało wracam z czymś TAKIM. Nic się tu kupy nie trzyma! Takie ględzenie trzy po trzy, aby coś ględzić. Obiecuję jednak następnym razem dać z siebie więcej. Widocznie długie przerwy mi nie służą. No i brak weny też robi swoje.
Wspomnienia Lucy są żywcem wzięte ze starej historii. Co prawda tam pojawiają się dopiero w 38 i chyba 39 odcinku, ale tu postanowiłam przyspieszyć akcję. I to nie tylko w związku z rodzeństwem Leneky. Myślę, że jeszcze 3-4 rozdziały i wprowadzę nowe wątki, które nie zdążyły się pojawić w starym opowiadaniu. Puhinkę to ucieszy ;))
Za zaległości u Was już się wzięłam i obiecuję WSZYSTKO nadrobić jeszcze do końca czerwca. Chcę być, chociaż przez wakacje na bieżąco. Wybaczcie za wszystko.
I na koniec ostatnia sprawa.

WCZORAJ NNM OBCHODZIŁO SWOJE DRUGIE URODZINY!

Sama nie wierzę, że to już dwa lata. Ja mam wrażanie jakby minęło dopiero kilka miesięcy… Jestem dumna z siebie, że tyle od tamtej pory napisałam, z postępów, jaki zrobiłam i z Was, że tyle za mną wytrzymaliście, bo są i tacy, który towarzyszą mi od moich najdalszych i najwstydliwszych początków. Dziękuję Wam! ;*

2 komentarze:

Theme by MIA