Tej nocy Tom
Lenkey długo nie mógł zasnąć. Leżał na plecach wpatrując się w baldachim nad
sobą. Już od dłuższego czasu przysłuchiwał się spokojnym oddechom swoich
kolegów. Zaraz po wylosowaniu dziewczyn i wymienieniu paru uwag na ten temat,
zasnęli. Blondyn wiele by oddał, żeby równie łatwo odejść do Krainy Snów. Na co
dzień nie miał z tym problemów, ale tej nocy męczyło go zbyt wiele myśli.
Wszystko, co się dziś wydarzyło, kotłowało mu się w głowie uniemożliwiając
spokojny sen. W momencie, kiedy dowiedział się, że dziewczyna, którą spotkał w
wakacje w parku również uczęszcza do Hogwartu, przyniosła mu nadzieję. W końcu
miała być cały rok na wyciągnięcie ręki! Ale nie przewidział tylu
przeciwwskazań. Ten głupi zakład… A poza tym ojciec by go zabił gdyby się
dowiedział, że jego syn umawia się ze szlamą. Nie od dziś było wiadomo, że Lord
Voldemort jest bezwzględny. A fakt, że Tom był jego synem, wcale nie czynił go
specjalnie wyróżnionym. Ponosił takie same kary jak inni i musiał być tak samo
posłuszny. Na początku Lenkeyowi to nie przeszkadzało. Czuł do ojca obrzydzenie
i odrazę, ale z czasem to uczucie zastąpił szacunek i strach. Jednak ostatnie
miesiące, które z nim spędził poznając lepiej jego brutalną naturę dały mu do
zrozumienia, że może czuć się kimś lepszym. I to sam Czarny Pan mu to
uświadomił, wciąż powtarzając synowi, że jest ważniejszy niż inni. Nie sądził
jednak, że pomyśli, iż jest potężniejszy nawet od niego, własnego ojca. Tom
zdawał sobie sprawę, że jeszcze wiele brakuje mu do oponowania sztuki magii na
tak wysokim poziomie jak Voldemort, ale z dnia na dzień czuł się silniejszy.
Nie chciał zabić swojego ojca, o nie. W końcu był dla niego swego rodzaju
wzorem. Po prostu chciał udowodnić mu, że czasem uczeń przerasta swojego
mistrza.
Lenkey ostrożnie uniósł się na łokciach i siadając na brzegu
łóżka przetarł twarz dłońmi. Był zły na siebie, że czasem ogarniają go takie
myśli. Sam nie wiedział, czego tak naprawdę pragnie. Jednego dnia wstawał rano
chcąc pozbyć się swojego ojca, żeby na świecie raz na zawsze zapanował pokój, a
innym razem delektował się cierpieniem innych, zupełnie jak Czarny Pan. Czasem
dochodził do wniosku, że jego perspektywa patrzenia na świat była zależna od
tego, jakimi ludźmi się otaczał. Bo kiedy w pobliżu pojawiała się Hermiona
chciał być dla niej idealny, czynić dobro i zabić ojca. Ba! Zabić każdego, kto
stanąłby na przeszkodzie w dążeniu do ich szczęścia. Ale zanim ona pojawiła się
po raz pierwszy na jego drodze pragnął jedynie władzy. Nadal zdarza się, że
tylko tego pragnie. W końcu taka była jego prawdziwa natura - dąży do celu, chociażby po trupach i chociaż
stara się to ukryć, wie, że kiedyś wszyscy ujrzą jego prawdziwe oblicze.
Wstał powoli z łóżka, żeby skrzypienie sprężyn nie obudziło
jego kolegów. Na palcach podszedł do drzwi i wyszedł na zewnątrz. Zszedł do
Pokoju Wspólnego Ślizgonów i wygodnie rozparł się na kanapie. Spojrzał na kominek
i wsłuchany w odgłos dogasającego ognia przymknął powieki, starając się pozbyć
z umysłu wszystkich przykrych myśli.
- Co ty tu robisz o tej porze? – Drgnął lekko, słysząc
przyciszony, lecz znajomy głos tuż nad uchem. Nie musiał otwierać oczu by
wiedzieć, kto to.
- Mógłbym zapytać cię o to samo, Lucy – odpowiedział czule i
poczuł jak kanapa ugina się lekko pod nowym ciężarem. Jego siostra miała
zdolność do bezszelestnego poruszania się.
- Nie mogłam zasnąć. Twoje problemy zawsze wyczuje. Męczą
mnie tak samo jak ciebie – odpowiedziała, a on, mimo że wciąż nie otwierał
oczu, czuł na sobie jej uważne spojrzenie.
- Nic się nie stało, zwykła bezsenność – skłamał nawet się
nie zająknąwszy. Przerażała go myśl, że przychodzi mu to tak łatwo. Kiedyś
nawet by mu przez myśl nie przeszło, że może być nieszczery względem siostry.
- Przecież widzę. Zawsze byłeś dobrym kłamcą, ale mnie nigdy
nie oszukasz – odpowiedziała.
- Lucy… - zaczął chłopak głęboko wzdychając. Chciał jej o
wszystkim powiedzieć, ale bał się, że tym razem nie będzie go w stanie
zrozumieć. Niespiesznie otworzył oczy i uważnie na nią spojrzał. W jej
szarozielonych oczach dostrzegł troskę. Och, jak rzadko widać było w tych
oczach uczucia! Oboje potrafili je dokładnie ukrywać, a otwierali się jedynie
przed sobą wzajemnie. Tomowi brakowało tych czasów… Jednak odkąd dowiedział się
o swoim ojcu, pochodzeniu, przeznaczeniu, coraz mniej czasu miał dla siostry.
Mniej się widywali, w końcu zaczął jej unikać... Chciał to zmienić, ale nie
wiedział czy przypadkiem nie jest już za późno.
- Tom, przecież wiesz, że możesz mi ufać, że zawsze o wszystkim
możesz mi powiedzieć. Chcę ci pomóc, chociaż spróbować cię zrozumieć. Czuję jak
się ode mnie oddalasz... Brakuje mi cię.
Chłopak spuścił wzrok. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Pamiętasz moje siódme urodziny? – zapytał po dłuższej chwili
milczenia – Obiecałem ci, że zawsze będziesz moją ukochaną siostrzyczką,
cokolwiek by się działo. To nadal aktualne – powiedział i delikatnie się
uśmiechnął, a po wyrazie twarzy Lucy zrozumiał, że zatopiła się we
wspomnieniach.
Wspomnienie Lucy.
Blondwłosa
sześciolatka skakała wesoło po zielonym trawniku. Jej twarz zdobił szeroki
uśmiech, a oczy błyszczały z radości.
- Mój braciszek dzisiaj kończy siedem lat. Mój
braciszek dzisiaj kończy siedem lat. Mój braciszek... – powtarzała jak refren
nie przestając skakać.
Mały Tom w tym czasie
siedział na ławeczce i przyglądał się jej rozbawiony.
- Dzieci! Chodźcie do
domu! Już czas! – usłyszeli wołanie matki, która nagle pojawiła się w kuchennym
oknie. Oboje szybko do niej pobiegli.
Wpadli do jadalni i na
stole ujrzeli piękny, wielki tort z siedmioma świeczkami.
- Tom, pomyśl życzenie
i zdmuchnij świeczki – powiedział ojciec.
Chłopiec wesoło
podbiegł do stołu i wypuścił ze świstem wcześniej nabrane do płuc powietrze.
Udało mu się zgasić wszystkie, co skromne grono gości – mama, tata i Lucy –
nagrodziło brawami. Blondyn uśmiechnął się do niech szeroko.
- Mamusiu, ja chcę największy kawałek! –
zawołała nagle dziewczynka.
- Na pewno go
dostaniesz. W końcu dzięki tobie wszyscy sąsiedzi wiedzą, co świętuje dziś
nasza rodzina – powiedziała rodzicielka ze śmiechem.
Wszyscy zasiedli do
stołu. Każdy dostał ogromny kawałek czekoladowego tortu i szklankę dyniowego
soku. Gdy rodzina zakończyła deser pani Lenkey odezwała się poważnym głosem.
- Tom, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć...
To jest bardzo ważne i musisz to zapamiętać. Ale pod żadnym pozorem nikomu o
tym nie mów, dobrze?
Chłopczyk ochoczo
pokiwał głową.
- Kate, nie musi
jeszcze wiedzieć... – odezwał się pan Lenkey.
- Kochanie, czym prędzej
się o tym dowie tym lepiej!
- Ale czemu akurat w
urodziny? Popsujesz mu święto!
- Które i tak już dobiega końca. Poza tym, to
najlepsza okazja...
Pan domu nie miał na
to żadnego kontrargumentu, dlatego już się nie odezwał. I tak wiedział, że nie
przekona żony...
- Tom, chciałam, żebyś
wiedział, że to – tu wskazała na pana Lenkey’a – nie jest twój prawdziwy tata.
Chłopczyk popatrzył na
nią ze zdziwieniem.
- Ale dlaczego mówisz to mi? – zapytał – Czemu
nie powiedziałaś tego też do Lucy? Przecież ona jest moją siostrą.
Kate uśmiechnęła się
do niego smutno.
- Przykro mi, Tom.
Tylko ciebie to dotyczy. Człowiek, którego zawsze uważałeś za ojca, Fred
Lenkey, jest tatą Lucy, ale twoim nie...
Chłopiec spojrzał na
dziewczynkę, która miała przerażoną minę.
- Siostrzyczko, nie
przejmuj się. Przecież to nic nie zmienia, prawda mamusiu? – zapytał z nadzieją
młody Lenkey.
- Lucy nie jest twoją
siostrą, Tom. A przynajmniej nierodzoną.
Chłopiec popatrzył ze
zdziwieniem na matkę. Później przeniósł wzrok na Lucy. Wydawał się być
wyjątkowo spokojny, opanowany. Z jego twarzy można było wyczytać jedynie
zdziwienie. Ale dziewczynka nie zachowała się tak jak on. Po jej policzkach
pociekły łzy. Zsunęła się z krzesła i szybko pobiegła do ogrodu. W głowie miała
tylko jedną myśl - Tom nie jest moim bratem. Zostawi nas i już nigdy go nie
zobaczę – nie mogła odpędzić się od
czarnych scenariuszy, które układały się w jej główce. Właśnie straciła brata,
którego tak bardzo kochała...
Usiadła na ławeczce,
którą wcześniej zajmował chłopiec. Zmierzchło. Słońce powoli chowało się za
horyzontem, by pozwolić pojawić się na niebie srebrzystej tarczy księżyca.
Dziewczyna otarła jedną rączką łzy, które wciąż ściekały po jej policzkach.
Zamknęła swoje szarozielone oczka, by się uspokoić. Zawsze tak robiła, ilekroć
chciało jej się płakać. Już od małego nie lubiła okazywać słabości.
Nagle poczuła, jak
ktoś siada obok niej i delikatnie łapie ją za rękę. Podniosła powieki, żeby
zobaczyć, kim jest przybysz. Ujrzała swojego brata. Byłego brata.
Szybko spuściła wzrok
i zabrała rączkę.
- Lucy, co się stało?
– zapytał troskliwie.
Blondynka milczała.
Nie poruszyła się nawet o cal. Zamknęła jedynie oczka by powstrzymać słone
krople.
- Odejdziesz, prawda?
– wyszeptała cichutko po dłuższej chwili milczenia.
Uniosła powieki i
kątem oka zobaczyła, że Tom uparcie się w nią wpatruje. Ale w jego oczach nie
ma ani cienia smutku. Jedynie ciągłe zdziwienie.
- Lucy, ty głuptasie!
Nigdy cię nie zostawię! – dziewczynka uniosła główkę i zabawnie ją przekrzywiła
wciąż na niego patrząc.
-Nie?
- Nie! Nie mógłbym! Cokolwiek powie mama i tak
zawsze będziesz moją ukochaną siostrzyczką! – powiedział z uśmiechem i
przytulił małą Lenkey.
Siedzieli tak przez
kilkanaście sekund. Nagle blondynka oderwała się od niego.
- Jakie pomyślałeś,
życzenie, gdy zdmuchiwałeś świeczki? – zapytała z zainteresowaniem. Jej twarzyczka
wyraźnie się rozpogodziła.
- Nie mogę ci
powiedzieć, bo by się nie spełniło... Ale jak już się spełni to i ty będziesz
szczęśliwa.
- Pamiętam twoje urodziny Tom, pamiętam jakby to było
wczoraj. Ale nie potrafię dostrzec w tobie tego chłopca, którym byłeś wtedy.
Zmieniłeś się... – powiedziała z wyczuwalnym w głosie żalem.
- To nie ja się zmieniłem, Lucy. To ludzie, którzy mnie
otaczają się zmienili. Pokazali mi, kim naprawdę jestem. Odkryłem swojego
prawdziwego ojca, swoje geny… przeznaczenie.
Na ustach dziewczyny pojawił się grymas.
- Dzień, kiedy dowiedziałeś się o swoim pochodzeniu też
pozostanie na zawsze w mojej pamięci, uwierz mi. Szczególnie, że to wtedy tak
bardzo się zmieniłeś – rzekła z goryczą panna Lenkey – Nigdy sobie nie daruje,
że byłam tam i nic nie mogłam zrobić…
Wspomnienie Lucy.
Lucy wraz z Tomem siedzieli w pokoju tej
pierwszej. Wesoło gawędzili o ostatnich zdarzeniach. Nagle monolog dziewczyny
przerwało głośne trzaśnięcie drzwiami. Rodzeństwo popatrzyło na siebie
zdziwione. Chłopak wstał po cichu z zajmowanego przez siebie łóżka i na palcach
podszedł do uchylonych drzwi. Lucy poszła w jego ślady. Oboje po cichu wyszli
na korytarz i podeszli w stronę schodów. Usiedli u ich szczytu, gdzie wyraźnie
słyszeli zażartą rozmowę ich rodziców. Mimo tego, że Fred nie był prawdziwym
ojcem Toma, młody Lenkey zawsze zwracał się do niego jak to taty.
- ...on miał się nigdy
nie dowiedzieć! – mówiła poważnie zdenerwowana pani Lenkey.
- Kate, spokojnie. Może nic się takiego nie
zdarzy...
- Nie zdarzy? Nie
chcę, żeby Czarny Pan wymagał czegoś od mojego syna!
- Kochanie, od w a s z
e g o syna... – powiedział cicho pan domu. Jednak na tyle głośno by usłyszał to
sam zainteresowany.
Oboje zapamiętali ten dzień. Tom, jako nowy, przykry
początek, a Lucy, jako przekleństwo. Od tamtej pory powoli przestawała poznawać
swojego brata. Z dnia na dzień był jej coraz bardziej obcy.
- To nie twoja wina – powiedział chłopak patrząc na siostrę
– to niczyja wina. Masz rację, zmieniłem się. Bo nie miałem innego wyjścia – Na
moment zamilkł, by zaraz dodać ściszonym głosem - Ty nie musisz w tym siedzieć.
Zgodziłaś się pomóc pełnić mi służbę u Czarnego Pana, ale w każdej chwili
możesz się wycofać. Ja nie. To mój ojciec i muszę z tym żyć – Zakończył z
goryczą patrząc na zdziwioną dziewczynę. Nie spodziewała się takiego wyznania,
a żal, o te wszystkie plany i marzenia, które odebrał Tomowi ojciec, był wręcz
wyczuwalny w powietrzu.
Chłopak gwałtownie wstał z kanapy i odszedł w stronę schodów
prowadzących do męskiego dormitorium. Chciał uciec od siostry. Nie mógł dłużej
oglądać bólu w jej oczach. Wiedział jak bardzo doskwiera jej jego zmiana, ale
nie mógł nad tym zapanować. Nie potrafił odciąć się dla niej od swojego
przeznaczenia.
Gdy blondyn był już u szczytu schodów Lucy nagle poderwała się
z miejsca.
- Tom! – zawołała i podeszła kilka kroków do schodów.
Spojrzała z dołu na brata i patrząc mu uważnie w oczy, zapytała – Pamiętasz
jakie życzenie pomyślałeś sobie w siódme urodziny?
Lenkey odwrócił się do niej i delikatnie się uśmiechnął.
- Prosiłem, żebyśmy nigdy nie musieli się rozstawać –
powiedział na tyle głośnym szeptem, by dziewczyna go usłyszała, a gdy ta już
otwierała usta, by coś powiedzieć, dodał szybko – I pamiętaj, nie ważne jak się
zmienię, to życzenie będzie zawsze aktualne – To powiedziawszy zniknął za
drzwiami swojego dormitorium.
*
Obudziłam się dosyć wcześnie. Całą noc miałam dziwne sny,
których teraz nie mogę sobie w większości przypomnieć. Wiem tylko, że nic nie
trzymało się tam całości, a każda scena przesycona była uczuciami, które, mimo
że to tylko sen, czułam bardzo dobrze. Mięśnie miałam tak obolałe, jakbym całą
noc biegała.
Przeciągnęłam się mocno i usiadłam na brzegu łóżka. Powoli
przypominały mi się zdarzenie poprzedniego wieczoru. To wszystko, co pokazała
mi wczoraj Susan nie dawało mi spokoju. Wciąż pamiętałam jak jej dusza pojawiła
się w moim ciele. Jak powoli nim zawładnęła i odebrała wszystkie zmysły. Brzmi
przerażająco? A dla mnie to było najwspanialsze uczucie, jakiego doświadczyłam.
Nie sądziłam, że kiedyś poczuję się taka lekka.
Miło mi, że tak dobrze
to wspominasz –usłyszałam Sus.
Dzień dobry – odpowiedziałam,
chcąc pokazać, że brak jej kultury osobistej. W końcu wypada się najpierw
przywitać, prawda? Usłyszałam jak prychnęła. Uśmiechnęłam się na to do siebie.
Chociaż raz to MI udało się wyprowadzić ją z równowagi - nie na odwrót.
Nie słysząc już żadnej odpowiedzi wstałam, by przygotować
się powoli do lekcji. Moje współlokatorki jeszcze smacznie spały, więc nie
musiałam się martwić o zajętą łazienkę. Poczłapałam do niej ospale. Przyda mi
się chłodny prysznic, tak na rozbudzenie i odświeżenie.
Po wykonaniu wszystkich porannych czynności zeszłam do
Pokoju Wspólnego, by zaczekać na przyjaciół. Zaczął się on już powoli
zapełniać, bo godzina śniadania i porannych lekcji zbliżała się niemiłosiernie.
Większość uczniów miała skwaszone miny i zastanawiała się zapewne, kto wymyślił
zajęcie o tak wczesnej porze. Osobiście nie miałam nic przeciwko, choć czasem
też pragnęłam dłużej pospać.
Zanim do głowy przyszły mi kolejne problemy, jakie mogą mieć
moi rówieśnicy, pojawił się Harry z Ronem, a zaraz za nimi i Ginny. Całą
czwórką udaliśmy się na pierwszy posiłek dnia. Żadne z nas nie miało ochoty na
rozmowy. Zresztą chyba jak zawsze rano. Wszyscy byliśmy jeszcze zbyt zaspani,
żeby wymyśleć jakiś sensowny temat. Dopiero po zjedzonym śniadaniu odezwał się
Harry.
- Ten nowy dziwnie na ciebie patrzy, znasz go? – zwrócił się
do mnie i podbródkiem delikatnie nakazał mi, żebym spojrzała na stół Ślizgonów.
Wzruszyłam ramionami i skupiłam się nagle na bardzo interesującym toście z
dżemem.
- Tak naprawdę to nie. Jedynie wpadliśmy na siebie parę razy
– odpowiedziałam, a Potter po tonie mojego głosu zrozumiał, że nie mam ochoty o
tym gadać. Nikt na szczęście nie ciągnął tego tematu, chociaż wciąż czułam zainteresowany
wzrok Gin. Wiedziałam, że prędzej czy później zasypie mnie pytaniami. Sama nie
wiem, dlaczego, ale ten chłopak wzbudzał we mnie dziwne uczucia. Z jednej
strony aura tajemniczości, jaka go otaczała była przerażająca, a z drugiej
strony wzbudzała we mnie ogromną ciekawość i chęć zgłębienia jego sekretów.
Chciałam go poznać, ale obawiałam się, że pociągnie to za sobą jakieś
konsekwencje. Moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że z tym facetem nie może
spotkać mnie zbyt wiele dobrego. Jednak czułam, że moja ciekawość i tym razem
zwycięży...
_________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Nie było mnie ponad miesiąc i jest mi strasznie głupio, że tak zaniedbałam Was,
Wasze blogi i NNM. I jakby tego było mało wracam z czymś TAKIM. Nic się tu kupy
nie trzyma! Takie ględzenie trzy po trzy, aby coś ględzić. Obiecuję jednak
następnym razem dać z siebie więcej. Widocznie długie przerwy mi nie służą. No
i brak weny też robi swoje.
Wspomnienia
Lucy są żywcem wzięte ze starej historii. Co prawda tam pojawiają się dopiero w
38 i chyba 39 odcinku, ale tu postanowiłam przyspieszyć akcję. I to nie tylko w
związku z rodzeństwem Leneky. Myślę, że jeszcze 3-4 rozdziały i wprowadzę nowe
wątki, które nie zdążyły się pojawić w starym opowiadaniu. Puhinkę to ucieszy
;))
Za
zaległości u Was już się wzięłam i obiecuję WSZYSTKO nadrobić jeszcze do końca
czerwca. Chcę być, chociaż przez wakacje na bieżąco. Wybaczcie za wszystko.
I na koniec ostatnia sprawa.
I na koniec ostatnia sprawa.
WCZORAJ NNM OBCHODZIŁO SWOJE DRUGIE
URODZINY!
Sama
nie wierzę, że to już dwa lata. Ja mam wrażanie jakby minęło dopiero kilka
miesięcy… Jestem dumna z siebie, że tyle od tamtej pory napisałam, z postępów,
jaki zrobiłam i z Was, że tyle za mną wytrzymaliście, bo są i tacy, który
towarzyszą mi od moich najdalszych i najwstydliwszych początków. Dziękuję Wam! ;*
Jesteś BOSKAAA!!!
OdpowiedzUsuńDramionka♥
hmmmmm nic sie tu nie wywiazało czas na sen nox...
OdpowiedzUsuń