niedziela, 2 stycznia 2011

Rozdział 20: "Chyba się zakochałam"



      Byłam w trakcie porannej toalety, gdy Ginny z impetem wpadła do łazienki. Ze szczoteczką w zębach i zdziwieniem na twarzy odwróciłam się do niej. Posłałam jej pytające spojrzenie, ale ona jedynie przyglądała mi się stojąc nieruchomo w progu. Jej klatka szybko unosiła się, to opadała. Musiała biec. Przyjrzałam jej się bardziej, zaciekawiona zaistniałą sytuacją. W jej oczach dostrzegłam groźne iskierki gniewu. Pięści miała zaciśnięte. Tak samo jak usta, które zawsze rozciągnięte w uśmiechu teraz tworzyły prostą kreskę.
      - Czosz się ształo? – zapytałam niewyraźnie, ciągle mając w buzi szczoteczkę i resztki pasty.
      - Ty mi powiedz – odparowała gniewnie.
      Odwróciłam się z powrotem do umywalki i niespiesznie wypłukałam usta, usilnie zastanawiając się, o co może chodzić dziewczynie.
      - Naprawdę nie wiem, o co chodzi.
      - Jak mogłaś mi o niczym nie powiedzieć? Przecież się przyjaźnimy... – wyrzuciła z siebie szybko. W jej głosie było słychać już nie tyle gniew, co żal.
      Nagle skojarzyłam fakty. Harry. Musiała się o nim dowiedzieć. Ale jak? Przecież jego wyjazd miał być jak najdłużej trzymany w ścisłej tajemnicy. Chociaż pewnie i tak już dziś po porannych lekcjach zaczną krążyć plotki. To w końcu szkoła. Tu nic nie pozostaje niezauważone.
      -  Spotykasz się z Malfoyem? – wypaliła nagle.
      Czułam jak oczy otwierają mi się szeroko ze zdziwienie a brwi podjeżdżają wyżej na czoło. Sprawa, z jaką do mnie przyszła wydała mi się nagle strasznie błaha i nieistotna. Bo taka też była w świetle ostatnich wydarzeń. Zachowanie mojej przyjaciółki świadczyło jednak, że ma na ten temat inne zdanie. Nie dziwię jej się. To nie ona straciła matkę i pożegnała przyjaciela nie wiedząc czy jeszcze kiedyś go zobaczy. Malfoy mógł jej się wydawać w tym momencie ważny.
      - Nie spotykam się z nim – szepnęłam z przestrachem zamykając drzwi łazienki, czym zmusiłam pannę Weasley, żeby weszła do środka zamiast nadal sterczeć w progu.
      - Więc? – zapytała również ściszonym głosem równocześnie krzyżując ręce na piersi.
      Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Nie chciałam wracać do tamtego wspomnienia.
      - Całowaliśmy się – szepnęłam – Raz! – dodałam szybko, domyślając się, jakie padnie następne pytanie.
      Myślałam, że Ginny zasypie mnie teraz lawiną pytań typu „I jak było? Dobrze się całuję?” albo „Co będzie dalej? Zamierzacie się spotykać?”. Zamiast tego popatrzyła na mnie z troską i powiedziała.
      - To nie jest facet dla ciebie – mówiąc to lekko się zaczerwieniła. Zdziwił mnie ten rumieniec, ale przemilczałam to.
      - Nie zamierzam się z nim spotykać. To była jedynie chwila słabości, przysięgam – uśmiechnęłam się do niej lekko – W końcu to Ślizgon.
      Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny grymas, gdy usłyszała moje słowa.
      - Nie wszyscy są tacy sami – powiedziała cicho spuszczając wzrok. Ruszyła w stronę drzwi, uważając widocznie rozmowę za zakończoną.
      Ja jednak złapałam ją lekko za ramie, powstrzymując przed wyjściem.  Odwróciła się do mnie, spoglądając mi niepewnie w oczy.
      - Gin, brakowało mi ciebie – odpowiedziałam, puszczając jej uwagę mimo uszu. Przytuliłam ją i zamknęłam oczy powstrzymując łzy – Nie chcę cię stracić Ginny. Jesteś moją jedyną i najlepszą przyjaciółką.
      Nic na to nie odpowiedziała. Usłyszałam jedynie jej ciche westchnienie.

~*~*~

      Cały dzień zastanawiałam się, co mogły znaczyć uwagi Ginny. Zaczęłyśmy się od siebie oddalać i chyba przegapiłam moment, kiedy i ona zaczęła się dziwnie zachowywać. Zupełnie jak Ron. Aż zacisnęłam zęby na myśl o jego zdradzie. Harry dopiero, co wyjechał, ale ja już czułam się samotna. Nie widziałam, że chłopak dawał mi aż takie wsparcie. Mimo że podczas naszych nielicznych spotkań oboje głównie milczeliśmy, to dzięki niemu miałam poczucie, że nie jestem tutaj sama. A teraz to wszystko zniknęło.
      Pozornie wszystko było w porządku. Ale w szkole już zaczynało huczeć na temat zniknięcia Wybrańca. Szybko zorientowano się również, że Dumbledore zniknął razem z nim, co wywołało kolejną falę plotek. Kadra nauczycielska, mimo że zdawała sobie sprawę z krążących po szkole pytań, nie starała się rozwiać wątpliwości uczniów i umiejętnie unikała wszystkich pytań. Na szczęście jeszcze nikt nie pomyślał, że ja mogę coś wiedzieć. Czego nie można powiedzieć o Ronie. Nikt w końcu nie wiedział o jego zdradzie i w oczach wszystkich nadal był jego najlepszym przyjacielem, przez co zasypywany był przez cały dzień lawiną pytań. Słyszałam jak ciągle powtarza, że nic na ten temat nie wie, ale nikt nie chciał mu wierzyć. Nie dziwię się. Gdyby nie moja rozmowa z Harrym sama bym mu pewnie nie wierzyła.
      Po raz kolejny dzisiaj, zaskoczyło mnie natomiast zachowanie Ginny. Nie od dziś wiadomo było, że podkochiwała się w Potterze. Myślałam, że wieść o jego zniknięciu ją zaniepokoi, ale ona przez cały dzień wydawała się dziwnie radosna. Przez ostatnie dni była aż niepokojąco szczęśliwa. Nie wiedziałam, co się dzieje, przez co poczułam się jeszcze bardziej samotna. Widziałam jak się od siebie oddalamy i nie wiedziałam, co mogę z tym zrobić...

~*~*~

      W piątkowy wieczór dostałam olśnienia. Wpadłam na świetny pomysł jak odnowić swoje kontakty z Ginny, chciałam, żeby znów wszystko było tak jak dawniej i w końcu znalazłam sposób, jak to zrobić.
      Szybko udałam się do jej dormitorium. Zapukałam i słysząc ciche proszę od jednej z jej współlokatorek, pewnie weszłam do pokoju.
      - Nie przeszkadzam? – zapytałam, uśmiechając się do nich promiennie.
      - Jasne, że nie. Siadaj – powiedziała Luisa, wesoła blondyneczka i wskazała miejsce na sąsiednim łóżku.
      - Nie, ja tylko na chwilę. Jest Ginny?
      - Jestem. Coś się stało? – zapytała ruda wychodząc z łazienki i strzepując z wody wilgotne ręce. Popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem. Odzwyczaiła się już od moich wizyt. Nic dziwnego. Nie były one ostatnio zbyt częste.
      - Masz na dziś jakieś plany? – zapytałam, nie odpowiadając na jej pytanie.
      - Właściwie to tak... – odpowiedziała niepewnie -  A co?
      - Ach… Nic, nie ważne – zrobiło mi się trochę głupio, szczególnie, że wiedziałam, iż Luisa pilnie nam się przysłuchuje. Jeszcze nigdy nie czułam się przy Rudej taka skrępowana – Chciałam się spotkać, pogadać. Nie ważne, innym razem.
      Kiedy wychodziłam, zauważyłam kątem oka, że dziewczyna chciała coś powiedzieć, może mnie zatrzymać? Otworzyła usta, by po chwili je zamknąć, a ja wyszłam spiesznie z pokoju.

~*~*~

      Było już dosyć późno, ale nadal ślęczałam nad jakimś kiepskim, mugolskim romansidłem. Kiedyś interesowały mnie te wszystkie romantyczne opowieści, wywołując u mnie czasem łzy w tych smutnych, przełomowych, można by rzec, momentach. Teraz stały się jednak przewidywalne i już będąc w połowie potrafiłam rozgryźć ich zakończenie. Zawsze wszystko kończyło się dobrze, co było kompletnym przeciwieństwem życia w moim mniemaniu. Mimo to, nadal je czytałam. Sama nie wiedziałam do końca, dlaczego. Być może te opowieści dawały mi swego rodzaju nadzieje, że ja też spotkam swojego księcia z bajki, z którym szczęśliwie przeżyję resztę moich dni, a może po prostu stawały się odskocznią od codzienności. Bądź co bądź zawsze byłam romantyczką, a moje życie nie obfitowało w miłosne uniesienia.
      Ziewnęłam przeciągle, co dało mi do zrozumienia, że czas iść do dormitorium i się przespać. Zamknęłam książkę, uprzednio wkładając w odpowiednie miejsce, przygotowaną wcześniej zakładkę i wstałam z gryfońskiej kanapy. Lubiłam tu przesiadywać. Przypominało mi to te wszystkie wieczory spędzone tu z Harrym i Ronem. Naszym Ronem. Dobrym Ronem. Tym starym...
      Westchnęłam cicho i wstałam kierując się do dormitorium dziewcząt z szóstej klasy. Już miałam stawiać nogę na pierwszym stopniu schodów, gdy powstrzymał mnie dźwięk odsuwanego obrazu. Odwróciłam się zaskoczona, wypatrując, kto, u licha, plącze się po szkole o drugiej w nocy.
      - Ginny? – zapytałam zaskoczona – Gdzie ty byłaś o tej porze?
      - Mówiłam ci, że byłam umówiona - odparła wymijająco. Podeszła w moją stronę i ze spuszczoną głową chciała mnie minąć i wejść po schodach do swojego dormitorium. Stanęłam jej jednak na drodze. Podniosła na mnie wzrok.
      - Co się dzieje, Gin? Myślałam, że się przyjaźnimy... – zaczęłam nagle, sama nie wiedząc, co chcę osiągnąć tą rozmową.
      - Ja też tak myślałam. Ale nic mi nie mówisz. Czemu więc ja mam zacząć?
      - Dlatego chciałam się dziś z tobą spotkać. Urządzić sobie taki... wieczór szczerości. Najpierw ja bym ci wszystko opowiedziała, a później, jeśli byś chciała, ty byś to zrobiła. Chciałam nadrobić stracony czas. Naprawdę nie mogę cię teraz stracić...
      - Nie zrozumiałabyś tego... – odpowiedziała, błądząc wzrokiem po ścianach, ale unikając mojego spojrzenia.
      - Ty zrozumiałaś moją... chwilę słabości z Malfoyem, więc ja też bym cię zrozumiała – uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco, wiedząc, że ma mi coś do powiedzenia.
      Ruda dłuższą chwilę się nad czymś zastanawiała, zanim znów się odezwała.
      - Chyba się zakochałam.
      Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
      - To świetnie, Gin!
      - Wcale nie – odparła wyraźnie speszona.
      Uniosłam brwi zdziwiona jej reakcją.
      - Czemu?
      - Bo to Ślizgon...

~*~*~
Perspektywa Ginny.
      Był sobotni poranek. Szłam korytarzami Hogwartu, żeby spotkać się z Blaisem. Nie zmrużyłam tej nocy oka, tak jak Hermiona. Wszystko jej opowiedziałam. O nim, o tym jak zaczęliśmy się spotykać i o tym, jak męczy mnie to, że wszystko trzymamy w tajemnicy. Potem ona wyrzuciła z siebie, jak źle się czuje po śmierci mamy, że tak wiele chciałaby jej jeszcze powiedzieć i że strasznie jej głupio po tym, co wydarzyło się z Malfoyem. Powiedziała mi także wszystko o Susan. Mimo że historia o drugim człowieku w jej umyśle wydawała mi się równie nieprawdopodobna, co przerażająca to wysłuchałam jej cierpliwie. A na koniec, co mnie bardzo zdziwiło, wcale nie potępiła mnie za Zabiniego. Wręcz przeciwnie, udzieliła wielu rad i pocieszyła, mimo że widać było, jak bardzo nie odpowiada jej fakt, że się z nim spotykam. Co dziwniejsze, spotkanie, na które właśnie idę, było jej pomysłem. To ona uznała, że powinnam powiedzieć mu o wszystkich swoich lękach i wątpliwościach. Stwierdziła, że albo on jest wart zachodu i wyjaśnimy sobie kwestie, które nie dawały mi spokoju, albo Blaise okaże się typowym Ślizgonem i wszystko się zakończy. Druga opcja bardzo mi się nie spodobała, dlatego coraz bardziej denerwowałam się przed naszym spotkaniem. Byłam z przy nim naprawdę szczęśliwa. Nie chciałam, żeby wszystko się tak szybko skończyło.
      Kiedy wyszłam na błonia opatulona szalikiem, z czapką na głowie i w ciepłym swetrze, jego postać malowała się już we mgle w umówionym miejscu. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Na myśl o jego umięśnionej figurze ukrytej pod bluzą i ciepłych ustach, które teraz rozciągały się w delikatnym uśmiechu, jak zawsze przeszły mi dreszcze. Wciąż nie wierzyłam, że on jest tylko mój.
      - Witaj – powiedział, całując mnie w czoło.
      Przymknęłam oczy odpowiadając jedynie uśmiechem.
      - Chciałam pogadać.
      - A już liczyłem, że się po prostu za mną stęskniłaś – chłopak jak zawsze wszystko obracał w żart. Raczej nie lubił poważnych rozmów, tylko ja je zawsze zaczynałam.
      - Co to jest? To między nami? – zapytałam bez zbędnych wstępów, na co on objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, jakby bojąc się, że zaraz mu ucieknę. Zmarszczył brwi patrząc na mnie uważnie.
      - Co masz na myśli? Myślałem, że jesteś szczęśliwa. Takie sprawiałaś wrażenie odkąd zaczęliśmy się umawiać.
      - Bo jestem! I nie chciałabym tego kończyć... Ale męczy mnie to całe ukrywanie. Naprawdę ci na mnie zależy? Bo jeśli tak, to po co to wszystko?
      - Wydawało mi się, że oboje zdajemy sobie sprawę z różnic, jakie nas dzieją, jak to będą postrzegać inni.
      - Masz na myśli fakt, że pochodzimy z dwóch skłóconych domów?
      - Właśnie. Wiesz, jak zareagują wszyscy na wieść, że jesteśmy razem? Zarówno ty jak i ja będziemy mieć problemy, z wiadomych przyczyn. Ani Gryfonom, ani Ślizgonom nie spodoba się nasz związek.
      - A może będzie wręcz przeciwnie? Może to właśnie my damy kres tym bezsensownym wojnom miedzy naszymi domami? Może to my damy początek czemuś nowemu?
      Blaise zaśmiał się cicho.
      - Zawsze byłaś taką optymistką? – zapytał, dotykając czubkiem swojego nosa, mojego nosa. Ja też się uśmiechnęłam.
      - Taka już jestem.
      - I za to cię uwielbiam – szepnął cicho i pocałował mnie namiętnie. Tak jak miał w zwyczaju, porywczo, ale delikatnie. Odsunęłam się od niego po dłuższej chwili wiedząc, że on nie zrobi tego jako pierwszy.
      - Co będzie dalej? – zapytałam, nadal mając zamknięte oczy i czując jego słodki oddech na swojej twarzy.
      - Cóż... Koniec z ukrywaniem. Czas pokaże, co z tego wyniknie.

~*~*~
 Perspektywa Blaise’a.
      Wpadłem rozdrażniony do dormitorium, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Draco z przerażeniem zerwał się z łóżka. Popatrzył na mnie zaspanym spojrzeniem, w którym momentalnie pojawił się gniew.
      - Idioto! To że tobie chce się wstawać bladym świtem w sobotę to nie znaczy, że wszyscy są tacy stuknięci. Ja tu spałem, debilu! – warknął, wyplątując się z kołdry.
      - Mamy problem – powiedziałem, nie zaprzątając sobie głowy jego obelgami.
      - Ty masz problem. Ja dopiero wstałem. Nie miewam problemów w sobotnie poranki – odpowiedział gniewnym głosem, idąc do łazienki.
      - Ja mam problem, więc jako mój przyjaciel, mógłbyś się tym bardziej przejąć – Draco jakby nie słysząc mojej wypowiedzi wszedł do łazienki i zatrzasnął za sobą drzwi – Przyjaciele się tak nie zachowują! – krzyknąłem za nim.
       - Nie przypominam sobie, żebym gdzieś zaświadczał, że się przyjaźnimy – mimo wrogiego tonu w głosie Malfoya wiedziałem, że tylko tak mówi. Byliśmy nierozłączni od wielu lat, mógł sobie mówić, co chce. Ja i tak wiedziałem swoje.
      - Nie mniej oczekuję od ciebie pomocy – nie dawałem za wygraną. Nie doczekałem się odpowiedzi, więc kontynuowałem – Ginny chce, żebyśmy się przestali ukrywać.
      Momentalnie drzwi łazienki się otworzyły i wyjrzał zza nich mój rozmówca, na jego twarzy malowało się przerażanie. To był dosyć zabawny widok.
      - Co powiedziałeś?
      - Że chce, żebyśmy się przestali ukrywać.
      -Nie to, wcześniej.
      - Co? – zapytałem zbity z tropu.
      - Nazwałeś ją Ginny? – zapytał z przesadzonym przerażeniem, po czym nagle wybuchł śmiechem – Nie mogłem się powstrzymać.
      Wywróciłem oczami.
      - A ty nadal swoje?
      Zamiast odpowiedzieć, złapał bluzę leżącą na krześle i ruszył w kierunku drzwi.
      - Chyba teraz mnie nie zostawisz?
      - A założymy się? 

1 komentarz:

Theme by MIA