- Trzy, dwa, jeden… Zaczynacie! – krzyknął komentator, na co
każda z par ruszyła szybkim krokiem w stronę swojego wejścia. Ramie w ramie z
Malfoyem przekroczyłam „próg” lasu, gdzie wisiał w powietrzu wyczarowany
numerek trzeci i gdy tylko podniosłam leżący tam plecak z potrzebnymi nam
przyborami, jakby las zamknął się za nami odcinając ostatnią drogę ucieczki.
Schyliłam się, by przejrzeć zawartość plecaka, podczas gdy Malfoy, nieobecnym
wzrokiem rozglądał się wokół siebie.
- Co Malfoy? Strach obleciał? – zapytałam z kpiną w głosie,
mimo że sama czułam się bardzo niepewnie. Wokół nas panowała przeraźliwa cisza.
Pozostałe pary zniknęły, jakby poszczególne wejścia przeniosły ich gdzieś
indziej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to dosyć oczywiste, przecież nie
moglibyśmy startować z tego samego miejsca, po coś odbyło się to losowanie.
- Byłbym idiotą, gdybym się nie bał – szepnął Draco, nie
patrząc w moim kierunku. Widziałam, że lekko mruży oczy, próbując zapewne
dostrzec coś w otaczającej nas ciemności. Zastanowiłam się przez moment nad
jego słowami.
- I tak jesteś idiotą – wyrwało mi się. Czekałam na jakąś
uszczypliwą uwagę, ale Malfoy tylko się roześmiał. Słysząc jego reakcję, sama
cicho zachichotałam. Poczułam, że strach mnie opusza i zastępuje go ulga, że
jestem tutaj właśnie z Malfoyem. Popatrzyłam na niego uważniej, zdając sobie
nagle sprawę, jak bezpieczna się czuję, gdy mam go obok siebie. Mógł być dupkiem,
ale gdzieś w głębi wiedziałam, że gdyby była taka konieczność, uratowałby mnie.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytał, unosząc do góry
lewą brew. Poczułam, że na moim policzku pojawia się rumieniec. Dobrze, że było
na tyle ciemno, żeby Malfoy nie mógł tego dostrzec.
- Znalazłam mapę. – Szybko zmieniłam temat, wyciągając z
plecaka świstek papieru. Rozwinęłam go i stanęłam przed Malfoyem. – Tu jesteśmy
– wskazałam środek mamy. – A tu musimy dojść – przejechałam palcem wskazującym
w kierunku północno-wschodnim.
- Czyli w stronę… - Ślizgon rozejrzał się wokół siebie,
zastanawiając nad odpowiedzią, tymczasem ja wyjęłam różdżkę i kładąc ją na
dłoni, szepnęłam:
- Wskaż mi. –
Drewniany patyk poruszył się lekko i obrócił w lewą stronę. – Tam jest północ –
powiedziałam w ramach wytłumaczenia. Malfoy wywrócił oczami, zapewne złoszcząc
się, że sam na to nie wpadł i ruszył w kierunku północno-wschodnim.
Wokół już od kilku minut panowała przeraźliwa cisza, którą
przerywał jedynie odgłos naszych kroków. Szliśmy z wyciągniętymi przed siebie
różdżkami i szeroko otwartymi oczami, czekając na pierwsze niebezpieczeństwa,
ale nic takiego nie nastąpiło. W zamian za to robiło się coraz bardziej gorąco
i ciemno przez to, że korony drzew stawały się z każdym naszym krokiem gęstsze.
Niepokoiło mnie tylko to parne powietrze, które przywodziło mi na myśl bardziej
tereny równika, Afryki niż klimat Francji.
- Czemu jest tak cholernie gorąco?! – warknął Malfoy, a jego
głos jeszcze przez chwile niósł się przerażającym echem.
Gdy znów zaległa między nami cisza, moich uszu dobiegł
przyjemny, cichy śpiew. Uśmiechnęłam się błogo, słysząc tę melodię i ruszyłam
szybciej w kierunku, z którego dochodziła. Już prawie biegłam, kiedy Malfoy
złapał mnie za ramię.
- To na pewno jakiś podstęp. – Te słowa mnie otrzeźwiły,
zatrzymałam się raptownie i spojrzałam na Malfoya. Wydawał się resztkami sił
powstrzymywać przed ruszeniem w stronę tej przyjemnej melodii, tak jak ja
chwile temu. Niestety dźwięk był coraz głośniejszy. Zasłoniłam uszy i ruszyłam
w przeciwnym kierunku. Widziałam, że Malfoy robi to samo i biegnie za mną, ale
nim uciekliśmy chociaż parę kroków, na głazie przed nami wylądował piękny, duży
ptak o cytrynowozielonym upierzeniu. Patrzył na nas swoimi paciorkowatymi
oczami i nie przestawał wydawać z siebie kojących dźwięków. Znieruchomieliśmy z
Malfoyem, patrząc na ptaka z zachwytem.
- Dlaczego tu stoimy? – wyszeptał nagle, nie odrywając
wzroku od stworzenia.
- Nie wiem, ale nie mogę się zmusić, żeby odejść –
odpowiedziałam również szeptem. Słyszałam, że mój głos staje się zachrypnięty i
jakby nieobecny. Wpatrywałam się w ciemne oczy ptaka i nagle mnie olśniło. –
Czytałam kiedyś o nim – dodałam, próbując przenieść wzrok na Malfoya. – Ale nie
mogę sobie przypomnieć, co…
Nagle śpiew ptaka
zaczął mnie irytować. Wydawało mi się, że dźwięki, jakie z siebie wydaje robią
się coraz głośniejsze i bardziej skrzekliwe. Moją głowę przeszył ostry ból,
kiedy stworzenie wydało z siebie długi i huczący dźwięk. Opadłam na kolana i
złapałam się za głową. W mojej głowie nagle zaczęły się pojawiać przerażające
scenariusze: widziałam śmierć matki, ale stałam jakby z boku i nic nie mogłam
zrobić, potem dostrzegłam Harry’ego, który zostaje ugodzony w pierś zielonym
strumieniem światła i upada bezwiednie na ziemię; Rona, który zakłada czarną
pelerynę i dołącza do śmierciożerców. Krzyknęłam przerażona.
- Malfoy, to… Świergotnik– szepnęłam, opadając na ziemię i
modląc o śmierć, błagałam w myślach, żeby to wszystko się skończyło.
- Silencio –
usłyszałam niewyraźny głos Dracona i nagle wszystko ustało. W uszach huczało mi
od tej przeraźliwej ciszy, która zapadła.
- Dziękuję – szepnęłam w stronę chłopaka, unosząc się na
łokciach. Widziałam, że trzyma się za głowę.
- Kiedyś mi się odwdzięczysz – powiedział, wstając chwiejnym
krokiem i podnosząc z ziemi mapę, która musiała wypaść mi z ręki. Zarzucił
ponownie plecach na ramię i ponaglił mnie ruchem ręki. – Nie ma czasu na
odpoczynek. No, zbieraj się Granger – starał się mówić neutralnym tonem, ale
widać po nim było, że tez jest nadal przerażony. Wstałam niezgrabnie i ruszyłam
za nim. Powietrze nadal było parne i ciężkie.
- Świergotniki żyją w Afryce, dlatego zrobiło się tak gorąco
– wyjaśniłam Malfoyowi, chociaż nie wykazywał większego zainteresowania. –
Myślę, że już nie musimy się ich obawiać, bo…
- Cii… - szepnął Malfoy i zatrzymał mnie ręką. Kilka metrów
przed nami, za pobliskim krzakiem jakiś dziwnie wyglądających, ciemnych malin stało
ogromne zwierze, przypominające mugolskiego nosorożca. Stał w cieniu drzew i
powoli przeżuwał znalezione przez siebie liście.
- Czy to…
- Buchorożec. Ciężko się z nim rozprawić, bo ma grubą skórę
i odbija większość zaklęć.
- Wiem o tym – mruknęłam niezadowolona. Malfoy ostentacyjnie
wywrócił oczami.
- No tak, zapomniałem, że ty zawsze wszystko wiesz –
odpowiedział równie cicho i nie odrywając spojrzenia o Buchorożca, złapał mnie
za rękę i ruszył w prawą stronę, starając się bezproblemowo ominąć zwierzę. Już
byliśmy praktycznie bezpieczni, gdy Ślizgon niespodziewanie potknął się o coś
dużego i szarego i upadł z łoskotem na ziemię. W pierwszej chwili myślałam, że
to głaz, dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że to młody
Buchorożec. Sam w sobie nie groźny.
Zbladłam. Znieruchomiałam i powoli odkręciłam się w stronę,
gdzie stał dorosły osobnik. Jego ślepia były w nas utkwione. Czułam, że zaraz
zaatakuje.
- Granger – szepnął Malfoy, wyjmij ostrożnie różdżkę i rzuć
w niego zaklęciem.
- To na niego nie działa – odpowiedziałam, ledwo poruszając ustami.
- Dlatego celuj w jego róg, ma właściwości wybuchowe.
- Chyba żartujesz – warknęłam ze złością, szybko się jednak
zreflektowałam i dodałam ciszej – To go zabije. Spróbujmy uciec.
- To najgłupszy pomysł, jaki słyszałem – mruknął i poruszył
się lekko, próbując sięgnąć swojej różdżki, która wypadła mu podczas upadku.
Buchorożec zrobił kilka kroków w naszym kierunku. Malfoy znów znieruchomiał. –
Granger, jak nas dogoni, zmiażdży nas bez zastanowienia! Chcesz tu zginąć?
- Nie zabiję niewinnego zwierzęcia – warknęłam w jego
stronę. – Na trzy uciekamy. Raz…
- Granger, zabije nas.
- Zamknij się. Dwa i… trzy! – szepnęłam i łapiąc Malfoya za
rękę ruszyłam pędem przed siebie. Bałam się odwrócić, ale słyszałam, że
Buchorożec niebezpiecznie się do nas zbliża.
- Cholera jasna, Granger! Ty i te twoje pieprzone zasady! –
wrzasnął Malfoy i machnął różdżką w stronę zwierzęcia. – Confringo! – przeklęłam pod nosem, ale zamiast wybuchu, usłyszałam,
jak zaklęcie odbija się od zwierzęcia. – Granger, trzymaj kciuki – szepnął Malfoy
i niespodziewanie się zatrzymał. Zrobiłam to samo, patrząc na niego z
niedowierzaniem. Pociągnęłam go za rękę.
- Uciekajmy! – krzyknęłam, ale nie posłuchał. Patrzył z
napięciem, jak zwierze się do nas zbliża i w ostatniej chwili krzyknął głośno:
- Conjunctivitis!
Zanim zdałam sobie sprawę, co się dzieje, Malfoy szarpnął
mnie za rękę i oboje wylądowaliśmy w pobliskich krzakach, podczas gdy oślepiony
Buchorożec uciekł w przeciwnym kierunku, obijając się o drzewa.
- Oślepiłeś go – szepnęłam z wyrzutem, leżąc obok Malfoya.
- Uratowałem nam życie – poprawił mnie. – Tak zdecydowanie
lepiej brzmi.
Skrzywiłam się lekko, ale stwierdziłam, że dalsze sprzeczki
nie mają sensu.
- Po raz drugi dzisiaj – dodał, z dziwnym zamyśleniem. Od rozpoczęcie
zadania wydawał się błądzić myślami daleko stąd. Już chciałam o to zapytać, gdy
moje spojrzenie przykuło drzewo, rosnące kilka metrów dalej na środku
niewielkiej polanki.
- Malfoy, spójrz! – wskazałam na magiczną jarzębinę. – To Wiggen!
- Co? – zapytał zaskoczony.
- Osoba dotykająca
drzewa Wiggen jest zabezpieczona przez atakami magicznych stworzeń –
wyrecytowałam książkową regułkę, pamiętając, że czytałam o tej roślinie, kilka
dni temu. – Chodź, oberwiemy trochę kory.
Malfoy ruszył przodem, przedzierając się przez podmokłe tereny,
które otaczały drzewo. Szłam kilka kroków za nim, niebezpiecznie zapadając się
w błocie. Nagle usłyszałam cichy syk Malfoya.
- Granger, wyjdź z błota, szybko! – krzyknął, mimo że sam
ruszył w stronę jarzębiny, głębiej brnąc w błoto. Posłuchałam go, chociaż nie
wiedziałam, o co może mu chodzić. Wybiegłam z podmokłych terenów, obserwując,
jak Draco w pośpiechu odrywa kilka dużych płatów kory i rusza chwiejnym krokiem
w moją stronę. Dopiero kiedy opadł z jękiem na trawę przede mną, zdałam sobie
sprawę, że jego nogawki jego spodni są na dole postrzępione, a z jego
odsłoniętych nóg, obficie sączy się krew.
- Błotoryje. Pogryzły mi nogi – szepnął, z jękiem
przewracając się na plecy i zakrywając wykrzywioną bólem twarz ręką.
Od razu wiedziałam, że mówi o małych stworzeniach, które
żyją na terenach podmokłych i wyglądając jak zwykłe kłody drzew. Nie
przypominałam sobie, żeby były niebezpieczne czy jadowite, ale wolałam dmuchać
na zimne. Złapałam plecak i wysypałam jego zawartość. Przejrzałam wszystkie fiolki
z eliksirami i wybrałam jedną, która mnie interesowała. Do tego wzięłam kilka
magicznych liści topoli, które przyspieszały gojenie się ran. Uklękłam przed
Malfoyem i rozerwałam jego i tak już poszarpane spodnie.
Resztkami sił powstrzymałam odruch wymiotny. Skóra miejscami
była tak wyszarpana, że widać było mięso. Zadraśnięcia, te niegroźne jak i te
głębokie, były zabrudzone błotem i ziemią, które mieszały się teraz z krwią.
Machnęłam różdżką i oczyściłam rany. Krew zaczęła sączyć się jeszcze obficiej. Wzięłam
fiolkę z eliksirem, który powinien pomóc i skropiłam nim obie nogi chłopaka.
Słyszałam jak ze świstem wypuszcza powietrze z płuc, starając się nie krzyknąć.
Nieświadomie zaczęłam lekko chuchać na rany, licząc, że to przyniesie mu
ukojenie.
Gdy eliksir odpowiednio wchłonął się we wszystkie zranione
miejsca, obłożyłam nogi Malfoya liśćmi topoli i zmęczona położyłam się obok
niego.
- Tym razem to ty mnie uratowałaś – powiedział cicho. Oboje
leżeliśmy na plecach, patrząc na skrawek nieba wystający spomiędzy gęstych
koron otaczających nas drzew. Na niebie pojawiły się już pierwsze gwiazdy a
wokół nas zapadł mrok.
- Nie wiesz, która godzina? – zapytałam, chcąc zmienić
temat.
- Sądząc po niebo to około dziewiętnastej. A co? Spieszy ci
się gdzie, Granger? – zapytał kpiąco. Widać, że ból przestawał mu już tak
doskwierać skoro znów stał się uszczypliwy.
- Bardzo śmieszne – mruknęłam, ale mimo to lekko się
uśmiechnęłam. – Po prostu liczyłam, że zdążymy ukończyć zadanie przed nocą - westchnęłam
cicho zamykając oczy. Nagle zrobiłam się strasznie senna, widocznie
nieprzespana noc zaczęła dawać mi się we znaki.
- Nie zasypiaj, Granger – szepnął Malfoy, kładąc mi dłoń na
ramieniu. Otworzyłam oczy i dostrzegłam, że Draco przełożył się na bok i
wspierając się na łokciu, obserwował mnie uważnie. Czując jego bliskość, zdałam
sobie sprawę, jak bardzo mi tego ostatnio brakowało. Przełknęłam głośno ślinę,
a żołądek zacisnął mi się ze zdenerwowania. Całkowicie zapomniałam, że
znajdujemy się w środku niebezpiecznego lasu i w każdej chwili coś może nas
zaatakować.
Przy nim jesteś bezpieczna.
Podpowiadał mi tajemniczy głos. Znów zatęskniłam za Susan.
Ona wiedziałaby, co powinnam teraz zrobić albo powiedzieć.
Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem uparcie, a ja znów
dostrzegłam w oczach Dracona coś, co tak skrzętnie starał się na co dzień
ukrywać – troskę i strach. Te uczucia aż błyszczały w jego niebieskich,
głębokich oczach. Nagle, zupełnie niespodziewanie położył mi dłoń na policzku,
błądząc delikatnie kciukiem po mojej skórze.
- Sprawiasz wrażenie, jakbyś się o mnie troszczył –
szepnęłam, ale nim zdążyłam dodać coś więcej, przykrył moje usta swoimi. Jego
wargi były takie jak zapamiętałam – miękkie i delikatne. Ale całował mnie
inaczej niż kiedyś. To nie był zachłanny, tęskny pocałunek… Tym razem był
delikatny i niepewny, jakby chciał się ze mną pożegnać. Czułam, jak każda
komórka jego ciała krzyczy, że to ostatni raz. Nie potrafiłam tego zrozumieć,
po co to robił? Dlaczego robił to w taki sposób? Czy myślał, że tu zginiemy?
Oderwał się ode powoli, opierając się o moje czoło.
- Ruszajmy – szepnął. – Czym szybciej wyrwiemy się z tego
przeklętego miejsca tym lepiej – dodał cicho i odsunął się ode mnie, podnosząc
się z wilgotnej ziemi. Westchnęłam głośno i poszłam w jego ślady. Zarzuciłam na
ramiona plecak i ruszyłam w kierunku północno-wschodnim tak, jak kierowała nas
mapa. Draco ruszył za mną, lekko kuśtykając.
Szliśmy w ciszy, pogrążeni we własnych myślach dobre pół
godziny, zanim Malfoy znów się odezwał:
- Powiedziałaś, że sprawiam wrażenie, jakbym się o ciebie
troszczył – zerknęłam na niego przez ramię zaskoczona, że porusza ten temat.
Jego twarz wykrzywiał grymas, a oczy błyszczały ze strachu. Nie wiedziałam,
czym to mogło być spowodowane. Posłałam mu pytające spojrzenie. – Masz rację,
Granger. Troszczyłem się o ciebie. Przynajmniej tyle mogłem zrobić – szepnął.
Kompletnie nie rozumiałam jego słów. Już chciałam się odezwać, ale chłopak
wskazał podbródkiem na coś przed nami. Odwróciłam się szybko.
Kilka metrów dalej rosła duża, złota wierzba. Po jej lewej i
prawej stronie rozciągały się dwie drogi. Nie były uwzględnione na mapie, więc
nie mogłam stwierdzić, gdzie powinniśmy dalej iść. Niespodziewanie poczułam
przyjemne ukłucie w okolicy żołądka. Coś mi podpowiadało, że na końcu jednej z
tych dróg kończyło się nasze zdanie. Czyżbyśmy wygrali?
Uśmiechnęłam się szeroko i odetchnęłam z ulgą. Już nic nam
nie groziło.
*wszystkie nazwy zwierząt i ich główne zachowania/zastosowania/przystosowania zostały zaczerpnięte z książek Harry Potter lub innych źródeł tym podobnych. WSZYSTKIE są wytworem wyobraźni pani Rowling, nie mojej.
_________________
Rozdział niesprawdzony.
Mam nadzieję, że
usatysfakcjonowani ilością treści, bo to jeden z najdłuższych (o ile nie najdłuższy)
rozdziałów. Całe sześć stron w Wordzie ;)
Mam nadzieję, że
pamiętacie wierzbę? :> Od tego, w którą stronę skręcą, zależy wykonanie
zadania przez Malfoya. Więc już w kolejnym odcinku dowiecie się, co uczyni nasz
Draco. Rozdział mam już napisany (powstał kilka tygodni temu), więc pojawi się
w stu procentach za dwa tygodnie, w niedzielę. Jak zwykle ;)
Wszystkich, którzy
proszę mnie o powiadamianie o rozdziałach zapraszam na podstronę Subskrypcja. Tam znajdziecie wszystkie
szczegóły nowej metody powiadamiania.
Bo przez gadu już nie informuję.
Na koniec chciałabym
życzyć Wam szczęśliwego Nowego Roku, żeby spełniły się w nim wszystkie Wasze
marzenia, żeby Wena Was nie opuszczała i
przede wszystkim – żeby ten 2013 okazał się o niebo lepszy od 2012!
PS. 19 grudnia minęły
równie trzy lata od czasu pojawienia się prologu na Niewidzialnej, jeszcze na
Onecie. Więc była to swoista rocznica. Nie chciałam jednak dodawać już editu w
tamtym rozdziale i postanowiłam napisać to tutaj. Życzę sobie i Wam, żeby nie
postał z tego bloga jakiś tasiemiec i żebym szybko i po naszej myśli zakończyła
te historię. Pewnie już nie możecie doczekać się tego, jak to się wszystko
zakończy, coo? :>
Pozdrawiam,
Pierwsza, zabieram się do czytania!! :D
OdpowiedzUsuńSkyler
Jej. Po pierwsze - jak można skończyć w takim momencie? Chcesz mnie zabić? Teraz, przez 2 tygodnie będę się głowiła co zrobił Draco - uratował Hermionę, czy ją wydał, czy w ogóle coś innego. Rzeczywiście widzę analogię tego i trzeciego zadania w Turnieju Trójmagicznym. Mam jednak wrażenie, że to wszystko dzieje się za szybko. Tzn. Ciągle coś się dzieje, na co w ogóle nie narzekam :D. Chodzi mi raczej o to, że...spodziewałam się, że zadanie opiszesz w 2 częściach. A co do treści - cieszę się, że stworzyłaś własne magiczne stworzenia i rośliny (przynajmniej w większości), bo przez to jest ciekawiej. Scena pocałunku - cudo. Łatwo było mi się wczuć w ich emocję, a sam "pocałunek na pożegnanie"...genialne. Smutno mi się jakoś zrobiło ;c. Przepraszam, że moja wypowiedź nie jest zwarta, ale wciąż jestem roztrzęsiona po rozdziale i nie wiem jak to napisać sensownie. W każdym razie uważam, że rozdział świetny. Weny!
OdpowiedzUsuń~Mistic
Uwielbiam kończyć w takich momentach, przynajmniej macie wtedy na co czekać :>
UsuńSceny pocałunków zawsze lubiłam pisać. Jakoś najłatwiej oddaje mi się wtedy magię chwili. Chciałabym, żeby inne rzeczy szły mi równie łatwo ;)
Echh, muszę pisać drugi raz komentarz, bo mi się usunął :c. Kurde, już nie pamiętam większości, hm...
OdpowiedzUsuńAch, no tak. Po pierwsze: TO MA 6 STRON W WORDZIE?! Ja ostatnio właśnie miałam wrażenie, że piszesz znacznie krótsze rozdziały niż kiedyś, ale może po prostu bardziej się wciągnęłam... Sama piszę rozdziały na pięć stron i zawsze mam wrażenie, że to dużo, ale najwyraźniej nie zajmują więcej niż dziesięć minut czytania.
Byłam trochę zdziwiona, zdarzeniem z błotoryjami. Mianowicie, kiedy razem wpakowali się do błota, Malfoy nagle krzyknął, że Hermiona ma wychodzić, a w tym czasie błotoryje ogryzały mu nogi, w niektórych miejscach aż do mięsa, co musiało być bardzo bolesne - trochę zabrakło mi tutaj opisu jakiegoś bólu w tym krzyku Malfoya, czy czegoś w tym rodzaju.
Znalazło się kilka błędów, ale to tylko małe literówki, więc Twoja beta szybko je wyłapie i wytknie.
Hmm, no i co do wierzby... Zastanawiam się, co by się potoczyło, w zależności, w którą stronę Dracon skręci. Jeżeli jednak postanowi nie wykonać zadania, uratuje Hermionę, ale równocześnie skarze siebie na życie w strachu i prawdopodobnie będzie musiał ucieczką ratować własne życie. Z kolei jeżeli skręci w tą "złą" stronę, to w trakcie może wydarzyć się coś, co uratuje ich oboje... :P
Dzięki wielkie za to, że przypomniałaś, jak to jest z Lenkeyami. A co do twojego pytania - tak piszę. Muszę niestety poprawić kilka pierwszych rozdziałów (w sumie... praktycznie przepisać je na nowo), bo pisałam je daaawno temu, a przed kilkoma miesiącami nie wiedziałam, czy poświęcę choć trochę więcej czasu temu opowiadaniu i się za to nie zabierałam. Jak już je przepiszę, to na pewno podeślę ci linka, skoro chcesz przeczytać :).
Ach i muszę dodać (ale się rozpisuję, mam nadzieję, że tym razem się komentarz wyśle!), że szkoda trochę tego, jak rzadko pojawiają się rozdziały. Dwa tygodnie to dość długi okres czasu i często muszę sobie przypominać, co było w poprzednich rozdziałach, żeby nie stracić wątku, bo wszystko się trochę po takim czasie zaciera (a może mam pamięć siedemdziesięcioletniej kobiety, kto wie)(z drugiej strony, może zbyt wiele opowiadań czytam). Mnie (kiedy wena targa mną na lewo i prawo) napisanie tych dwóch stron w Wordzie zajmuje średnio dwie godziny czasu, a zazwyczaj staram się pisać przynajmniej trzy/cztery razy w tygodniu... No, cóż, psioczyć więcej już nie będę :P
Pozdrawiam i czekam na następny ;)
Skyler.
I tak jak poprzedniczce, też zdawało mi się, że wszystko działo się trochę za szybko. Dwa rozdziały jak na taki turniej to trochę mało, nie chcę tutaj wytykać, ale mogły tam być jakieś chwilowe momenty spokoju, bo mam wrażenie, że te wszystkie przeszkody w Zakazanym Lesie leżały jedna za drugą.
UsuńI oczywiście strzeliłam błąd w poprzednim komentarzu, miałam na myśli, że napisanie 5 stron w Wordzie, to dla mnie dwie godziny :P.
Skyler^.
Ugh... Nigdy nie byłam dobra w opisach takich sytuacji, jak właśnie ta w błocie. Serio, nigdy nie potrafiłam się w to dobrze wczuć, dlatego raczej unikam opisywania takich wydarzeń. Tym razem jednak nie miałam wyjścia - musiałam to tu zawrzeć. Niestety nie wyszło tak jak chciałam...
UsuńW takim razie niecierpliwie czekam na adres :>
Wiem, że dwa tygodnie to szmat czasu, ale boję się, że tydzień to na razie dla mnie za wysoka poprzeczka. Niemniej jednak będę się starać dodawać rozdziały tak często, jak będzie to możliwe. Bo jak słusznie zauważyłaś - kiedy wena Tobą targa, to łatwo coś naskrobać w dwie godziny. Ale kiedy nie targa, to pojawiają się schodki ;p a ja po prostu nie chcę znów Was zawieść...
Tak, wiem, że działo się za szybko. Ale jak już mówiłam - wciąż się szkolę w pisaniu takich scen. Jeśli znów będę miała okazję coś takiego opisać - obiecuję się bardziej postarać.
Jak mogłaś skończyć w takim momencie ?! Teraz umieram z ciekawości :DDD Weź ulżyj nam w cierpieniu i dodaj rozdział trochę wcześniej, proszę !Ja już czasami zapominam co było w poprzednich rozdziałach ( jak to mówią, skleroza nie boli) i muszę wracać do nich po raz kolejny więc : proszę, błagam Cię, dodaj kolejny rozdział trochę szybciej!!!
OdpowiedzUsuń~Karolina~
Jak pisałam powyżej - postaram się teraz pisać rozdziały tak często, na ile pozwoli mi czas, szkoła i wena :>
Usuńhej, przeczytałam twojego całego bloga z zapartym tchem już kilka dni temu i muszę przyznać, że to najlepsze Dramione jakie znalazłam, a mam ich na koncie ok. 20. ;) i z przyjemnością czekałam na 42. Rozdział, najbardziej podobał mi się momemt spotkania niby nosorożca, Draco musiało ruszyć sumienie, kiedy Hermiona broniła życia zwykłego stworzenia, a on nie miał oporów przed zabiciem bezbronnej staruszki i być może wkrótce jej. Szkoda, że następny rozdział za 2 tygodnie, bo właściwie ten nie wniósł nic konkretnego, nie chce osądzać, ale jeden z najmniej lubianych przeze mnie rozdziałów, słaba akcja, mało rozwinięć i opisów, no cóż czekam na kolejny...
OdpowiedzUsuńMusisz lepiej poszukać, bo zapewniam Cię, że jest wiele o niebo lepszych od mojego ;) Niemniej jednak, miło słyszeć (czytać?) takie słowa.
UsuńTak, ja też zdecydowanie nie lubię tego rozdziału. Może potrafiłabym napisać go lepiej, ale naprawdę nie lubuję się w opisywaniu takich wydarzeń. Dlatego piszę romans :>
Ale obiecuję poprawę przy najbliższej, nadarzającej się okazji.
Jeeeej czemu aż dwa tygodnie ? :c
OdpowiedzUsuńRozdział super :)
Em, nie żeby coś, ale skoro rozdział następny jest już napisany to czemu nie dodasz go za tydzień tylko za dwa, skoro wiesz, że czekamy z niecierpliwością? Poza tym super!
OdpowiedzUsuńnamówiliście mnie, jak widać :> chciałam po prostu zachować regularność w dodawaniu notek.
UsuńO Boże , Boże , Boże !
OdpowiedzUsuńTen rozdział był po prostu BOSKI , BOSKI , BOSKI !!!
Nie mogę się już doczekać następnej notki .
I hope ...
Czy Ty właśnie chcesz zakończyć tą historię ? Czy właśnie zbliża się jej koniec ? ...
odpowiedź na swoje pytanie znajdziesz pod 44 rozdziałem. Tak wszystko wyjaśniam, bo coraz więcej osób mnie o to pyta ;)
UsuńRozdział najlepszy! serio , jestem pod wrażeniem. Fajnie wymyśliłaś te magiczne stwory... A ten pocałunek , to było COŚ ! wspaniale to opisałaś i ten Draco !!! wreszcie taki na jakiego czekałam <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział , jestem bardzo ciekawa co w nim wymyśliłaś:)
Szczęśliwego Nowego Roku :*
Pati
nie wydaje mi się, że najlepszy, ale dziękuję. "Stwory" nie są wymyślone przeze mnie ;) wszystkie zaczerpnęłam z książek (chociaż niektóre nie były wymienione w HP [chyba] to wszystkie wymyśliła pani Rowling).
UsuńJeee! nowy rozdział już za 3 dni !
OdpowiedzUsuńPati
Rozdział przeczytałam jakiś czas temu, ale nie miałam kiedy skomentować, więc teraz się reflektuję.
OdpowiedzUsuńTurniej ma ciekawy bieg. Szczerze muszę się przyznać, że pewną małą kwestię przeoczyłam. Ale już nadrobiłam. Pocałunek wyszedł naprawdę magiczny. Jednak również jak większość odnoszę wrażenie, że troszkę za szybko poleciałaś z tym turniejem, ale wszystko jest jak najbardziej okej.
Tylko nie rozumiem pożegnania... Bo wydaje mi się, że pomału zbliżasz się do końca historii...
Kwestię turnieju wyjaśniłam już powyżej, chyba kilka razy - po prostu nie nadaję się do pisania takich scen. Ale ciągle się uczę! :>
UsuńPowtórzę - jeśli chodzi o koniec historii, odpowiedź pod rozdziałem 44 ;)
Ah, nie, nie, może się nie kończyć :p haha, pamiętam jeszcze na Onecie jak byłaś ^^
OdpowiedzUsuńZaimponowały mi stworzonka, które wymyśliłaś, super. Jakbym czytała księgę z magicznymi stworzeniami ;)
Pocałunek - mmm... Zrobiło się strasznie przyjemnie ^^
czekam na cd!
oraaaz: zapraszam na kolejny rozdział mojego opowiadania! :)
www.the-reason-to-cry.blog.onet.pl
buziaki
Caitlin
Bo to poniekąd jest z księgi z magicznymi stworzeniami ;) wszystkie są autorstwa J.K. Rowling. Tak teraz patrzę, że zapomniałam dopisać to pod rozdziałem, ale zaraz się poprawię :>
Usuńhej, o której będzie nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuńGdzie rozdział.? :o
OdpowiedzUsuńKtoś tu o nas zapomniał :c
OdpowiedzUsuńbuu, czekamy :c
OdpowiedzUsuńaaa takiego Draco można tylko kochać! Bardzo fajnie piszesz, myślałam, że zaczynając tę opowieść trochę dłużej z nią będę, ale nie, dzień wystarczył i jestem już tu, w tak niepewnym momencie i nic uczynić nie mogę. czekam na kolejną notkę.
OdpowiedzUsuńbuziaki jus
Też go takiego kocham ;p w ogóle kocham go w każdej wersji :>
UsuńCieszę się, że tak bardzo Cię zainteresowałam. Mam nadzieję, że nie zawiodę ;)