sobota, 20 grudnia 2014

Utracona nadzieja: Rozdział trzeci

Rozdział trzeci
Ściśle tajne



Hermiona szybkim krokiem przemierzała ulice Londynu, kierując się w stronę mugolskich toalet publicznych, które stanowiły wejście do Ministerstwa Magii. Jej pracy. Kobieta skrzywiła się na tę myśl. Ostatnio coraz niechętniej tu przychodziła. Początkowo była zadowolona ze swojej pracy – może i Urząd Przypadkowego Użycia Czarów nie był spełnieniem jej marzeń, ale tak na dobrą sprawę, co było? Ron nalegał, żeby razem z nim i Harrym przeszła kurs na aurora. Ona jednak miała dość podążania ślepo za przyjaciółmi, chciała wreszcie się od nich oderwać i zacząć coś swojego. Kochała tych chłopaków, ale miała dość, że wszyscy znali ją tylko jako przyjaciółkę Harry’ego Pottera. Pragnęła czegoś więcej, chciała zostać zauważona ze względu na swoje umiejętności. Bo – niestety – niezależnie od tego, co działo się przez wszystkie lata w Hogwarcie i po nim, cała chwała została przypisana Potterowi. A Hermiona i Ron stanowili tylko dodatek. Granger nie była zła, że nie piszą kilkusetstronicowych książek o tym, co osiągnęła i jak bardzo Harry’emu pomogła, ale czuła się sfrustrowana faktem, że jej udział jest często pomijany. I Hermiona, i Ronald mieli swoją chwilę sławy i nawet teraz zdarzało się, że na ulicy jakaś obca kobieta wskazywała na nich ukradkiem i tłumaczyła swojemu dziecku, kim są ci państwo. Ale Granger dałaby sobie rękę uciąć, że ta kobieta nie nazywała jej dziewczyną, która niejednokrotnie uratowała Potterowi tyłek, ale dziewczyną, która była u boku Harry’ego, kiedy on robił te wszystkie wielkie rzeczy. I to ją tak drażniło.
Hermiona pewnym krokiem przemierzyła atrium i weszła do zapchanej windy. Po drodze kiwnęła głową do znajomych osób na powitanie i posłała kilka wymuszonych uśmiechów. Wjeżdżając na trzecie piętro, zastanawiała się, kiedy stała się tak bardzo nieszczęśliwa.
Westchnęła, starając się przecisnąć przez tłum ludzi i dostać do automatycznych drzwi. Gdy tylko wyrwała się z tej klatki, podbiegła do niej młoda stażystka z jej wydziału.
– Pani Granger! Czekałam na panią!
– Laura, prosiłam, żebyś mówiła do mnie po imieniu – odpowiedziała z pobłażaniem Hermiona. Te wszystkie oficjalne formy sprawiały, że czuła się staro i ciągle przypominały, że czas ucieka jej przez palce. A ona nic z tym nie robiła.
– Tak, wiem, przepraszam! Ale mam ważne wieści! – wyrzucała z siebie prędko, miętosząc przy tym kartkę, którą trzymała w rękach. Hermiona zmarszczyła czoło. 
– Coś się stało? – zapytała, szczerze zainteresowana. Rzadko coś ją zaskakiwało w tej pracy, dlatego z ciekawością i zadowoleniem przyjmowała wszystko, co łamało codzienną rutynę.
– Jakąś godzinę temu był tutaj sam Minister Magii! Wiesz, że nieczęsto odwiedza nasze piętro. W sumie za każdym razem, gdy się tu pojawia, dzieję się coś złego. Pamiętasz, jak Mark…
– Do rzeczy, Lauro – przerwała jej niecierpliwie Hermiona. Wiedziała, że gdyby pozwoliła dziewczynie się rozgadać, w ciągu najbliższych kilku minut nie dowiedziałaby się niczego konkretnego.
– A. Tak. Minister – wydukała zawstydzona panna Dickson. – Szukał cię i prosił, żebyś zjawiła się u niego jak najszybciej. – Granger otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. W pracy nie zdarzyło jej się jeszcze rozmawiać z ministrem. Fakt, często ona, Ron, Harry i Ginny byli zapraszani na jego prywatne kolacje, ale Hermiona dobrze wiedziała, że gdyby nie była dziewczyną Ronalda, coś takiego nigdy by jej nie spotkało. W gruncie rzeczy nawet Weasley nie powinien się spodziewać, że sam Hugo Jenkins zaprosi go kiedyś do siebie, ale prawdopodobnie Harry szepnął o swoim najlepszym przyjacielu dobre słówko, dzięki czemu i rudzielec mógł się wykazać. Od tamtej pory Jenkins niejednokrotnie prosił chłopaków o pomoc, gdy chodziło o sprawy ministerstwa. Widocznie obaj się sprawdzali, bo ich przyjaźń trwała już od kilku lat i Hugo wciąż niezwykle cenił sobie zdanie Harry’ego i Rona.
– Ja? Jesteś pewna? – zapytała Hermiona, nie kryjąc zaskoczenia.
– Tak, ty. Leć już, bo wyglądał na zniecierpliwionego – podsumowała Laura i szybko się oddaliła. Granger zawróciła na pięcie, przywołując windę z powrotem na swoje piętro. W jednym musiała się zgodzić z Laurą – Jenkins, który osobiście pofatygował się na ich piętro, zawsze oznaczał kłopoty.

*

Hermiona stanęła przed drzwiami gabinetu ministra i niepewnie zapukała. Kątem oka widziała, jak jego sekretarka przygląda się jej ukradkiem. Kolejny znak, że coś było nie tak.
Gdy dziewczyna usłyszała zachęcające do wejścia „proszę”, lekko pchnęła drzwi.
– Dzień dobry, Hermiono – odezwał się uprzejmym tonem Hugon i podniósł się z zajmowanego przez siebie miejsca. – Usiądź, proszę – dodał, wskazując krzesło przed sobą.
– Dzień dobry, dziękuję – odpowiedziała i posłusznie zajęła miejsce. Gdy już oboje siedzieli, w gabinecie zapadła cisza. Ale tylko Hermionie wydała się ona potwornie uciążliwa, bo Jenkins bez skrępowania przypatrywał się jej uważnie, łącząc ze sobą koniuszki palców obu dłoni i uporczywie nad czymś myśląc. Granger uciekała wzrokiem przed jego spojrzeniem, udając, że podziwia gabinet. W końcu mężczyzna westchnął i nachylił się nad biurkiem, wciąż nie spuszczając jej z oczu.
– Lubisz wyzwania, prawda, Hermiono?
– Tak… Chociaż ostatnio nie mam ich za wiele – odpowiedziała niepewnie dziewczyna, marszcząc brwi. – Ale nie wiem, do czego pan zmierza.
– Och, po co te uprzejmości. Pan, pani… Hermiono, przecież znamy się nie od dziś – uśmiechnął się lekko. – Nie owijając w bawełnę. Uważasz, że marnujesz się w swojej pracy?
– Nie wiem, skąd to pytanie. Sama obrałam tę ścieżkę i…
– Proszę cię, oboje wiemy, jak wiele przeszłaś razem z Harrym i Ronem. Widzę, jak bardzo nudzisz się na tym stanowisku. Dlatego jestem zmuszony cię zwolnić.
Hermiona zamrugała zdezorientowana. Przez chwilę nie mogła zrozumieć, co się dzieje, szczególnie, że z ust Jenkinsa nie schodził radosny uśmiech. Wyglądał bardziej, jakby chciał dać jej awans, a nie wyrzucić z pracy.
– Słucham? Ale… – zaczęła się jąkać. – Hugo, jeśli coś jest nie tak z moją pracą, jeśli nie wywiązuję się z obowiązków, powiedz mi o tym. Obiecuję to naprawić, naprawdę. Nie jestem typem lenia, jeśli trzeba, ja…
– Hermiono, spokojnie. – Zaśmiał się i poniósł ręce w obronnym geście. – Może źle zacząłem. Jesteś zwolniona, to fakt. I za chwilę będziesz musiała wrócić do biura, spakować swoje rzeczy i poinformować współpracowników, że już tu nie pracujesz. Ale to nie znaczy, że zostawię cię bez żadnej możliwości.
Granger siedziała skołowana. Z każdą chwilą coraz mniej rozumiała z tego, co mówił do niej minister. Mężczyzna musiał wyczytać to z jej spojrzenia, bo zaraz zaczął wyjaśniać:
– To, co ci teraz powiem, jest ściśle tajne. Dlatego musisz mieć świadomość, że w jakiej sytuacji byś się nie znalazła, nie możesz się przed nikim zdradzić. Rozumiesz? – Nagle Hugo przybrał bardzo poważny ton, a po radosnym uśmiechu sprzed kilku chwil nie było śladu.
– Rozumiem.
– I zgadzasz się, cokolwiek by się nie działo, nigdy nie wyjawić sekretu, który ci  zaraz powierzę? Muszę to od ciebie usłyszeć, żeby uniknąć problemów, gdyby pojawiły się komplikacje. Oczywiście podpiszemy też odpowiednie papiery, że nikt z twojej rodziny nie pociągnie nas do odpowiedzialności, gdyby coś się stało.
– Słucham? Coś mi grozi? – zapytała całkowicie zbita z tropu.
– Och, na razie raczej nie. To zwykłe zabezpieczenia. – Mężczyzna lekceważąco machnął ręką, jakby chciał ją zbyć.
– A co jeśli się nie zgodzę?
– Zapominamy od tej rozmowie, idziesz spakować swoje rzeczy i szukasz nowej pracy poza ministerstwem.
– Czyli niespecjalnie dajesz mi wybór?
– Zawsze jest jakiś wybór, Hermiono. – Na usta Hugona znów wrócił uśmiech. – Ale jeśli patrzeć na to z tej perspektywy… Ścieżka, którą ci proponuję jest najlepszym rozwiązaniem. I najłatwiejszym, nawet jeśli na razie nic na to nie wskazuje.
– Mogę się nad tym zastanowić?
– Teraz, tutaj? Tak. Ale jeśli opuścisz ten gabinet bez podjęcia decyzji, nie wracaj tu więcej w tej sprawie, bo będę udawał, że nie wiem, o czym mówisz. 
Granger milczała przez dłuższą chwilę, rozważając wszystkie za i przeciw. Jednak podniecenie i ciekawość, które w niej narastały, zaburzały trzeźwy osąd. Po raz pierwszy od dawna poczuła, że naprawdę może w czymś zabłysnąć. W końcu wyrwie się z cienia Harry’ego, będzie robić coś, co wywoła dreszczyk emocji, za którym tak tęskniła.
– Zgadzam się na wszystko – odpowiedziała pewnym głosem, chociaż poczuła, że coś ścisnęło ją w żołądku. Podekscytowanie wciąż w niej narastało. Jenkins podsunął jej kawałek pergaminu pod nos.
– Wyjmij różdżkę i złóż podpis, tu na dole. – Hermiona przeleciała wzrokiem po tekście. Zwykłe formułki gwarantujące, że bierze za siebie pełną odpowiedzialność i sama zadba o swoje bezpieczeństwo. Dopiero ostatnie zdanie szczególnie przykuło uwagę dziewczyny.
– Co to znaczy, że wszystko, co robię od momentu zawarcia umowy, do czasu jej rozwiązania jest pracą na własną rękę dla wydziału, który nie podlega żadnym władzom?
– Twoja praca w świetle prawa będzie… nielegalna. Tworzycie pewną organizację, która nie jest nigdzie zarejestrowana i dla ogółu nie istnieje. Wiedzą o niej tylko członkowie oraz wąskie grono wtajemniczonych. Harry jest w niej od lat, ale oczywiście o tym nie wiesz, bo podpisał te same papiery o tajności, które teraz podpisujesz ty. Z tym że Harry dla nas nie pracuje, jedynie wie o naszym istnieniu. Po wojnie często potrzebowaliśmy jego pomocy, dlatego dostał się do grona wtajemniczonych.
– Jakim cudem Minister Magii pozwala na prowadzenie nielegalnej organizacji? W dodatku sam do niej należy? – zapytała zaskoczona Hermiona, ale bez zastanowienia podpisała wszystkie papiery. Jej ciekawość z każdą chwilą coraz bardziej rosła.
– Nie wszystkie nielegalne rzeczy są złe, Hermiono. Zanim zaczniesz dla nas pracować musisz zrozumieć jeden, bardzo istotny fakt. Czasem coś staje się nielegalne tylko dlatego, że nie zostałoby zaakceptowane przez ogół społeczeństwa, ale to nie znaczy, że musi być od razu potępione i zniszczone przez jednostki. Ludzie boją się organizacji, które mają zbyt dużą władzę albo nie wszystko w ich działaniu jest jasne, bo od razu przypominają im się czasy Czarnego Pana. Ale nasza praca polega na tym, żeby właśnie nie dopuścić do pojawienia się kolejnego, wielkiego czarnoksiężnika, który znów zatrząsłby fundamentem społeczeństwa czarodziejów.
– I co robicie, jeśli ktoś taki się pojawi?
– Minęło sześć lat od końca wojny i na razie nie trzeba było interweniować. Ale do czasu, pamiętaj – mruknął, jakby w najbliższym czasie spodziewał się jakiegoś niebezpieczeństwa, ale nie chciał udzielić jednoznacznej odpowiedzi. – Może jednak zacznę od początku. Gdy tylko zginął Czarny Pan, cała maszyna ruszyła. Wszystko wywróciło się do góry nogami w dosłownie kilka chwil. Ty zapewne byłaś wtedy z przyjaciółmi, opłakiwałaś poległych i nawet nie przyszło ci do głowy, co dzieje się teraz w polityce. Ale tutaj wszystko wyglądało inaczej. Kingsley został tymczasowym Ministrem Magii i musiał jak najszybciej sprawić, żeby wszystko znów dobrze funkcjonowało. Praca wrzała. Większość aurorów została wezwana do ministerstwa, trzeba było zrobić porządek w papierach, sprawdzić kto uciekł, kto zginął, kto był pod działaniem Imperiusa, a kto z własnej woli służył Czarnemu Panu. Ministerstwo świeciło pustkami, należało natychmiast przywrócić najważniejsze wydziały, znaleźć nowe, tymczasowe władze. A to tylko praca wewnętrzna. Śmierciożercy uciekali, każdy, kto przeżył, starał się zbiec z kraju. Aurorzy musieli wyruszyć w teren. Zaczęło brakować zaufanych ludzi, zrobił się straszny chaos. Nie było wiadomo, komu można ufać, a kto za chwilę wbije ci nóż w plecy. Nie wiem, czy o tym wiesz, ale za czasów wojny byłem w Zakonie, pod koniec dostałem się do najbardziej zaufanego kręgu, dlatego po upadku Czarnego Pana stałem się mimochodem prawą ręką Kingsleya. W sumie wtedy każdy, kogo lojalności był pewien Shacklebolt, stawał się jego prawą ręką. – Mężczyzna zamilkł na moment, jakby ulegając fali wspomnień, która go zalała.
– Pamiętam to jak dziś. Stałem z nim tutaj, w tym gabinecie, rozmawiając o tym, jak podzielić wąskie grono aurorów, które nam pozostało i za kim w pościg wysłać ich na początku. I wtedy ktoś wpadł do gabinetu, ostatnia osoba, której się spodziewaliśmy. Blaise Zabini. Podnieśliśmy od razu różdżki, ale on stał tylko nieruchomo w drzwiach z uniesionymi do góry rękami. Nawet nie drgnął, gdy tłumaczył nam, co ma do zaoferowania. Zupełnie, jakby planował tę chwilę od miesięcy. Zaproponował nam swoją pomoc. Okazało się, że przez cały siódmy rok swojego pobytu w Hogwarcie skrupulatnie zapisywał wszystkie nazwiska ludzi Czarnego Pana. Był blisko z młodym Malfoyem, więc mimochodem miał dostęp do najskrytszym planów Voldemorta. Utrzymywał również kontakt z ludźmi z potężnych, czystokrwistych rodów, którzy uciekli za granicę, by nie musieć opowiadać się po żadnej ze stron, a teraz gotowi byli pomóc przywrócić światu dawny porządek. Była to grupa, która pozostawała wierna ideom czystej krwi, ale nie popierała drastycznych metod Czarnego Pana. Nie chcieli pomagać Zakonowi, bo nie wyobrażali sobie współpracy z mugolakami, ale nie zamierzali też opowiadać się po stronie Voldemorta.
– Skąd mieliście pewność, że wam pomogą, skoro do ostatniej chwili nie opowiedzieli się po żadnej ze stron?
– Każdy z nich miał bardzo dobrą motywację. Zabini recytował z pamięci nazwiska i podawał członków rodziny, których zamordował Czarny Pan tylko po to, żeby skłonić ich do posłuszeństwa. To była potężna grupa kobiet i mężczyzn, którzy pragnęli pomścić swoich rodziców, współmałżonków, a często nawet dzieci. Nie wystarczała im śmierć Voldemorta. Chcieli dopaść każdego, kto chociaż raz mu pomógł. Wciąż nie stanęliby po stronie Zakonu, ale cel mieli taki sam, jak my. Po prostu chcieli działać na własną rękę.
– Czyli wszystkich zabić? – przerwała mu Hermiona.
– Nie, nie. Pragnęli tylko sprawiedliwości. Chcieli, żeby słudzy Czarnego Pana dostali karę odpowiednią do przewinienia. Gotowi byli pomóc, jeśli ministerstwo zagwarantuje im, że odpowiednio ukarze schwytanych śmierciożerców. Poza tym Blaise powiedział, że za wszystkich ręczy własnym życiem. Szybko udowodnił nam, że każdą z osób dokładnie prześwietlił i obserwował od miesięcy. Nie chciał naszej pomocy, jedynie przyzwolenia. Sam stworzył dokumenty podobne do tych, które kazałem podpisać dzisiaj tobie i złożył na nich podpis. Opowiedział o swojej koncepcji Organizacji do Spraw Śmierciożerców i ich Rodzin, która dalej funkcjonuje i dla której miałabyś pracować.
– A czym dokładnie miałabym się zająć?
– W to wprowadzi cię już Blaise. Spotkasz się z nim za tydzień w poniedziałek. To on zaproponował twój udział w projekcie. Zazwyczaj sam zajmuje się rekrutacją nowych członków, ale miał wątpliwości, czy będziesz chciała z nim rozmawiać. Dlatego wolał załatwić to przez pośrednika, czyli przeze mnie. Chętnie wprowadziłbym cię w jakieś szczegóły, ale lata temu postanowiłem się od tego odciąć. To naprawdę dużo przerażających, przytłaczających informacji. Dlatego polecam ci znaleźć sobie jakiś sposób na rozładowanie stresu. To niezbędne w tej pracy, szczególnie, że nie możesz się nikomu zwierzyć.
– Ron o tym wszystkim wie? Tak jak Harry? 
– Nie i proszę, żeby tak pozostało. – Hermiona chrząknęła nieznacznie.
– Chyba wiesz, że razem mieszkamy. Muszę mu powiedzieć, że zostałam zwolniona, bo będzie szukał mnie w ministerstwie w godzinach pracy. A ja będę… – Dziewczyna zawahała się na moment. – Właściwie to dobre pytanie. Gdzie mnie przenosicie? 
– Nie znam siedziby. Nie sądzę, żeby taka w ogóle istniała. Blaise dba o to, żeby wszystko było ściśle tajne, a grupa kilkudziesięciu osób pracujących w jednym miejscu, prędzej czy później przykułaby czyjąś uwagę. Ale na pewno też nie pozwoli ci pracować w domu, to zbyt oczywiste, gdyby komuś przyszło do głowy cię sprawdzić. A istnieje taka możliwość. Nie mogę wzbudzać podejrzeń, więc jeśli któryś z wydziałów prosi mnie o pozwolenie przeszukania czyjegoś mieszkania, bo mają podstawy, żeby oskarżyć go o nielegalną działalność, nie mogę głośno protestować. Stąd klauzula o tym, że pracujesz dla kogoś, kto w żaden sposób nie podlega ministerstwu. I nawet jeśli w pewnym stopniu to prawda, w rzeczywistości organizacja ma dostęp do wszystkich wydziałów, biur i dokumentów powiązanych z magicznym światem. Chociaż oczywiście – nikt nie może o tym wiedzieć.
– Skąd mam wiedzieć, gdzie spotkać się z Zabinim? Powinnam się jakoś przygotować? I wciąż mi nie powiedziałeś, co mam powiedzieć Ronowi.
– Blaise ma swoje metody działania. Na pewno znajdzie sposób, żeby o wszystkim cię poinformować i przekazać dokumenty, z którymi będziesz musiała zapoznać się przed waszym poniedziałkowym spotkaniem. A co do Rona… – zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad czymś skrupulatnie. – Powiedz mu, że przeniosłem cię do innego wydziału, poza ministerstwo. Zaznacz, że projekt jest w fazie tworzenia i na razie wszystko jest ściśle tajne. Tylko sprawiaj wrażenie wesołej. Jakbyś mówiła o przyjemniej, lekkiej pracy. Czym mniej ciekawie to będzie brzmiało, tym lepiej. Przynajmniej nie będzie dociekał. Jeśli jednak uprze się, że chce wiedzieć więcej, odeślij go do mnie. Nie sądzę jednak, aby to było konieczne – zakończył i posłał kobiecie pokrzepiający uśmiech.
– Mam jeszcze mnóstwo pytań, ale na razie nie wiem nawet, jak je sformułować – odpowiedziała Hermiona, opadając ciężko na krzesło, które zajmowała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że do tej pory siedziała sztywno wyprostowana, napięta jak struna.
– Na większość z nich, zapewne nawet jeśli bym chciał, nie umiem odpowiedzieć. Dlatego przemyśl to wszystko jeszcze raz, zapisz sobie w głowie wszystkie wątpliwości i śmiało zasyp nimi Blaise’a. Kocha tę pracę i na pewno na wszystko chętnie ci odpowie.
– Czyli teraz mogę już iść? Mam spakować swoje rzeczy i poinformować wszystkich w biurze, że zostałam zwolniona?
– Tak, możesz powiedzieć, że to przez cięcia. Musimy zredukować liczbę pracowników. To ich zmotywuje do efektywniejszej pracy. – Mężczyzna puścił Hermionie oczko. Gdy dziewczyna podnosiła się właśnie do wyjścia, Jenkins znów się odezwał.
– Jeszcze jedno. Łączy cię coś z Draconem Malfoyem? Nie pytam w sensie romantycznym. Po prostu Blaise wspomniał coś o tym, że wczoraj za nim wybiegłaś z imprezy. Gdybyś miała kontakt z Malfoyem, już na wstępie okazałabyś się bardzo pomocna.
– Oprócz bezgranicznej nienawiści nic nas nie łączy i nigdy nie łączyło. – Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie, z ciekawością zerkając na Hugona. – A czemu pytasz?
– Potrzebujemy pozyskać kogoś, kto znajduje się w kręgu Malfoya. Albo kto mógłby się w nim znaleźć, bo na razie wygląda na to, że nie ma żadnego kręgu. Już dawno uznaliśmy go za nieszkodliwego przez jego pogłębiający się alkoholizm i fakt, że całkowicie odciął się od życia społecznego. Z nikim się nie kontaktuje, nie sprawia żadnych problemów, ale wciąż zna wiele sekretów z czasów wojny, które mogłyby okazać się dla nas bardzo przydatne. Dlatego potrzebujemy kogoś, komu zaufa i wyśpiewa wszystko jak na spowiedzi.
– I myślicie, że ja mogłabym to zrobić? Dlaczego nie Blaise? Malfoy mnie nienawidzi, jestem ostatnią osobą, której chciałby się zwierzać. Zabini to jego kumpel. Na pewno szybciej do niego dotrze.
– Właśnie tu się mylisz. Malfoy odciął się całkowicie od swoich szkolnych znajomości. Jedyną osobą, która wiąże go z dawnym życiem, jest Astoria Greengrass. Pracuje u niego w domu i zajmuje się schorowaną Narcyzą. Zabini jednak twierdzi, że dziewczyna jest zakochana w Malfoyu od lat i nigdy nie zrobi nic, co chociaż z najmniejszym stopniu miałoby zaszkodzić bądź zdenerwować Dracona. I na pewno szybko by nas wydała. Dlatego szukamy innych możliwości. 
– Ja nie jestem raczej jedną z nich – odpowiedziała zdawkowo Hermiona i wzruszyła ramionami.
– Cóż, może Blaise cię bardziej zachęci. Polecam jednak już teraz zacząć interesować się panem Malfoyem. Wierzę, że mnie nie zawiedziesz, Hermiono. – Znów puścił dziewczynie oczko i posłał jej ostatni uśmiech, zanim zasiadł za biurkiem i wrócił do swojej pracy, dając tym Granger do zrozumienia, że może już iść.

*

Astoria usiadła na łóżku, rzucając ostatnie spojrzenie na puste ściany swojego pokoju. Dopiero teraz zdecydowała się na zabranie do Malfoy Manor pamiątek – kilka sentymentalnych przedmiotów, fotografii, które przypominałyby jej o rodzinie. Gdy zgodziła się pomóc Draco, nie przypuszczała, że praktycznie w ogóle nie będzie miała czasu dla siebie i rodziny. Musiała porzucić życie towarzyskie i skupić się na schorowanej Narcyzie. Nawet nie miała czasu, żeby odwiedzić rodziców i siostrę.
Westchnęła przeciągle i machnęła różdżką na zapakowaną po brzegi walizkę. Ta zamknęła się pod wpływem zaklęcia i chwilę później rozpłynęła się w powietrzu, lądując w jednym z pokoi gościnnych w posiadłości Malfoyów. A konkretniej w pokoju zajmowanym przez Astorię.
Dziewczyna zeszła na dół, żeby pożegnać się z matką. Ojca już nie było, bo chwilę wcześniej wezwano go do ministerstwa. Natomiast jej siostra… Odkąd młodsza panna Greengrass przeprowadziła się do Dracona, zupełnie straciła kontakt z Dafne.
– Mamo, muszę już iść. Draco i tak będzie wściekły, że zniknęłam na cały dzień. – Pani Greengrass westchnęła przeciągle i spojrzała z troską na córkę.
– Przypomnij mi, po co to robisz? – zapytała i czule pogłaskała wierzchem dłoni policzek Astorii.
– Draco potrzebuje pomocy. A ja i tak szukałam zajęcia. Pomagam i jemu, i sobie.
– Stać cię na coś dużo lepszego, Astorio. Ojciec szepnąłby o tobie słówko w ministerstwie i na pewno…
– Dziękuję, ale nie chce waszej pomocy. Jestem dorosła. Sama stanę na nogi. Dajcie mi tylko szansę. W końcu wszystko się ułoży. – Astoria uśmiechając się do matki pokrzepiająco, uścisnęła ją mocno i ucałowała w policzek. 
– Pożegnaj ode mnie tatę… I Dafne – dodała po chwili namysłu. 
Odwróciła się na pięcie i wyszła na zewnątrz, żeby teleportować się do posiadłości Malfoyów. Wypuściła głośno powietrze z płuc, gdy tylko upewniła się, że matka nie może jej już usłyszeć. Obejrzała się przez ramię i ostatni raz popatrzyła ze smutkiem na swój dom rodzinny. Nie wiedziała, kiedy znów tu wróci i bała się, że nie nastąpi to prędko. Narcyza z każdym dniem czuła się gorzej i Astoria nie liczyła w najbliższym czasie na wolne.
Dosłownie w momencie, gdy panna Greengrass miała się okręcić wokół siebie i teleportować, usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu. Odwróciła się raptownie, bez problemu poznając głos siostry. 
Nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Dafne zarzuciła jej ręce na szyję i przylgnęła do niej całym ciałem. Zdezorientowana Astoria dopiero po kilku sekundach odwzajemniła uścisk.
– Nie wracaj tam, Tori. Proszę – szepnęła jej na ucho. – On cię tylko wykorzysta, tak jak kiedyś wykorzystał mnie. Nie chcę, żeby cię skrzywdził.
– Nic mi nie będzie, Dafne. Nie musisz się martwić – odpowiedziała równie cicho Astoria. Starsza siostra wyswobodziła się z uścisku i spochmurniała.
– Widzę, że go kochasz, Tori, ale zwalcz to, póki jeszcze możesz. Z miłości do Malfoyów nigdy nie wychodzi nic dobrego, to przynosi same kłopoty. Spójrz, jak skończyła Narcyza. To Lucjusz ją tak zniszczył. Z tobą Draco zrobi to samo. Malfoyowie nie potrafią kochać.
– Przestań – jęknęła błagalnie Astoria. – Nie mów tak. Każdy potrafi kochać. On po prostu się zagubił. 
Dafne pokręciła głową z powątpiewaniem i spuściła wzrok, żeby młodsza siostra nie zauważyła jej zawiedzionego spojrzenia.
– Uważaj na siebie, Tori. Będziesz przez niego tylko płakać.
To powiedziawszy, odwróciła się na pięcie i zniknęła za domem, zostawiając Astorię z własnymi myślami. Młodsza panna Greengrass doskonale pamiętała romans swojej siostry z Draconem. 

Czternastoletnia Astoria przechadzała się po szkolnych błoniach, pozwalając, by wrześniowe słońce pieściło jej blade policzki. Przez cały dzień miała bardzo dobry humor, bo dzisiaj po raz pierwszy udało jej się uciąć z Draconem długą, miłą pogawędkę przy śniadaniu. Jeszcze nigdy nie miała okazji zostać z nim sam na sam i porozmawiać spokojnie. Skrycie kochała się w nim odkąd pierwszy raz go zobaczyła, ale bała się komuś do tego przyznać. W końcu w oczach szesnastoletniego, przystojnego Ślizgona była tylko smarkulą. 
Ale tego pięknego, wrześniowego dnia całkowicie dała się ponieść swoim fantazjom. Do tej pory nie wierzyła, że ją i Dracona mogłoby połączyć coś więcej. Ale gdy z nim rozmawiała, poczuła, jak pomiędzy nimi pojawia się niewidzialna nić porozumienia i już wtedy wiedziała, że może nie do końca jest skazana na niepowodzenie i któregoś dnia Malfoy odwzajemni jej gorące uczucia.
Dokładnie w momencie, kiedy ta myśl ponownie zaświtała w głowie Astorii, dziewczyna usłyszała cichy, urywany jęk zza jednego z drzew, a potem niecierpliwy, męski szept.
– Cii, bo jeszcze nas ktoś usłyszy. 
Wszystkie zmysły Astorii krzyczały, żeby czym prędzej stamtąd uciekała, ale ciekawość wzięła górę. I ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że głos należał do Dracona, chciała na własne oczy zobaczyć, kim jest jego nowa zdobycz. Zebrała w sobie resztki odwagi i zaglądając za gruby pień okazałego dębu stojącego na skraju terenu Hogwartu, odezwała się nieśmiało.
– Halo, jest tu ktoś? – zapytała, równocześnie jeszcze bardziej wychylając się za drzewo.
I wtedy ich zobaczyła. Dafne opierała się plecami o pień dębu, pospiesznie zaciągając podwiniętą wcześniej bluzkę, a Draco niezdarnie starał się zapiąć guziki koszuli. Oboje wydawali się skrępowani.
– Tori… – szepnęła Dafne, uciekając wzrokiem przed świdrującym spojrzeniem siostry. – Co ty tu robisz? Jest pora kolacji.
– Nie byłam głodna, chciałam skorzystać z pięknej pogody i wyszłam na spacer – odpowiedziała machinalnie Astoria i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że stoi jak sparaliżowana i wpatruje się niewidzącym wzrokiem w siostrę. Szybko spuściła głowę i pozwoliła, by opadające blond włosy zasłoniły jej policzki, które niespodziewanie przybrały czerwony kolor.
– Powinnam już iść – szepnęła młodsza siostra i odwróciła się na pięcie, szybkim krokiem kierując się w stronę Hogwartu. Nim zdążyła jednak pokonać chociaż kilka kroków, poczuła drobną rękę siostry na swoim ramieniu i usłyszała jej cichy głos.
– Tori, zaczekaj. 
Astoria zebrała resztki sił i przywołała na swoje usta delikatny uśmiech. Odwróciła się do Dafne i posłała jej przepraszające spojrzenie. 
– Nie chciałam wam przeszkodzić. Wybacz – powiedziała, siląc się, by jej głos nie brzmiał ironicznie. Widocznie Dafne dała się na to nabrać, bo popatrzyła na Astorię z błyskiem w oku.
– To nie nasz pierwszy i na pewno nie ostatni raz. Nie martw się, na pewno zaraz zaczniemy od tego, na czym skończyliśmy – puściła oczko do Astorii i powoli zaczęła się wycofywać w stronę Draco. Na odchodne szepnęła tylko: – Buzia na kłódkę, Tori. Nasz związek to sekret. I to jest najbardziej podniecające. – Uśmiechnęła się szeroko i pobiegła w stronę Malfoya.
Natomiast Astoria prędko się odwróciła i zacisnęła mocno powieki, ale niechciane łzy i tak popłynęły po jej policzkach. 

Astoria pokręciła głową, żeby wyrzucić z niej niechciane wspomnienie, ale obraz siostry i Dracona nie chciał odejść. Szczególnie, że chwil, które najchętniej wymazałaby z pamięci, było więcej. Dafne i Draco umawiali się przez prawie całą szóstą klasę. Astoria widziała, że Malfoya coś gryzie, ale jej siostra zdawała się to ignorować. Dopiero pod koniec roku, gdy zginął Dumbledore, wyjaśniło się, co dręczyło Malfoya. I mimo że Dafne poczuła się wykorzystana i sfrustrowana faktem, że Ślizgon nie zaufał jej na tyle, żeby zdradzić swój sekret, Astoria w duchu wybaczyła mu wszystkie grzechy. Chciała tylko znów zobaczyć na jego twarzy uśmiech.
W głównej mierze właśnie dlatego postanowiła pomóc Draconowi. Liczyła, że jak zajmie się Narcyzą, będzie miała okazję się do niego zbliżyć i ukoić jego cierpienie. Ale Malfoy stał się jeszcze bardziej nieprzystępny niż po wojnie. Astoria, jako jedna z niewielu ich znajomych z Hogwartu, uparcie utrzymywała kontakt z chłopakiem, mimo że ten coraz bardziej się odsuwał. Pomoc przy jego matce okazała się niepowtarzalną okazją, żeby go w sobie rozkochać. A przynajmniej tak się jej wydawało. Dopóki nie zdała sobie sprawy, że Malfoya praktycznie nie ma w domu, już nie mówiąc o tym, żeby chociażby zwrócił na nią uwagę.
Panna Greengrass obróciła się na pięcie i z charakterystycznym dla teleportacji ściśniętym żołądkiem wylądowała na posesji Malfoyów. Wiedziała, co ją czeka po powrocie, dlatego nie chciała tego odwlekać. Szybkim, zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę wejścia i przybierając zawziętą minę, pchnęła drzwi. Rozejrzała się po holu, ale Dracona nigdzie nie było. Zaskoczona zmarszczyła brwi. Oczekiwała awantury już na wejściu, ale nic takiego się nie wydarzyło. Niepewnie ruszyła w kierunku salonu.
W pomieszczeniu panował mrok. Okna były zasłonięte długimi, ciężkimi zasłonami, a jednym źródłem światła był wesoło trzaskający w kominku ogień. Astoria rozejrzała się jeszcze bardziej zdezorientowana.
Kto, do diabła, pali w kominku w maju?! – Przemknęło jej przez myśl, gdy wchodziła głębiej do salonu.
– Przez chwilę myślałem, że już nigdy nie wrócisz. 
Astoria drgnęła niespokojnie. Dopiero teraz dostrzegła lekko zarysowaną sylwetkę Dracona. Siedział w fotelu ze szklaneczką Ognistej i pustym wzrokiem wpatrywał się w płomienie. Nawet na moment nie przeniósł na nią spojrzenia.
– Dlaczego miałabym nie wrócić? – zapytała dziewczyna z ledwo dosłyszalnym żalem w głosie. Dotknęło ją to, że Malfoy w ogóle mógł pomyśleć, że zostawiła go bez słowa.
Blondyn jednym haustem wypił to, co miał w szklance i z głośnym trzaskiem odstawił puste naczynie na stolik. Astoria podskoczyła, przestraszona. Chciała wycofać się po cichu z pokoju, licząc, że uniknie kłótni, ale wtedy Malfoy podniósł się raptownie i stanął na wyciągnięcie ręki od niej. Dziewczyna poczuła ucisk w żołądku, ale odważnie wytrzymywała wściekłe spojrzenie Dracona. Mrok panujący w pokoju sprawił, że oczy chłopaka błyszczały niebezpiecznie, odbijając blask płomieni z kominka. Astorii przeszło przez myśl, że wygląda jak szaleniec. Zadrżała mimowolnie.
– Nigdy więcej nie waż się opuszczać tego domu bez mojej zgody, rozumiesz? Nigdy – warknął przez zaciśnięte zęby.
Dziewczyna poczuła, jak coś w niej pęka. Zmrużyła wściekle oczy i zanim zdała sobie sprawę, że tylko pogorszy tym swoją sytuację, zaczęła wyrzucać z siebie to, co kumulowało się w niej już od kilku ostatnich miesięcy.
– Wolne żarty, Draco! Znikasz na całe dnie, całe noce. Czasem zaglądasz tu tylko po to, żeby chwilę się przespać, a potem znów zaszywasz się gdzieś na kilkanaście następnych godzin! Nic nie robisz, chodzisz ciągle pijany, a do mnie masz pretensję, że pierwszy raz od kilku miesięcy poszłam odwiedzić rodzinę?! 
– Jak śmiesz odzywać się do mnie takim tonem – warknął. Astoria kątem oka dostrzegła, że ręka chłopaka niebezpiecznie zadrgała. Przez chwilę pomyślała, że chce ją uderzyć. – Nie chcesz tu pracować? Droga wolna. Daj mi kilka dni, chętnie znajdę kogoś na zastępstwo. Nie jesteś tu od wydawania osądów, Greengrass. Gówno mnie obchodzi, co myślisz o mnie i o moim życiu. Nikt nie zmuszał cię, żebyś tu przyszła, pamiętasz? Sama się do mnie zgłosiłaś. Więc rób to, co do ciebie należy, siedź na dupie i trzymaj buzię na kłódkę, jasne? A ja ci będę za to dobrze płacił.
Wyminął Astorię i zniknął w ciemnym korytarzu. Dziewczyna stała przez kilka chwil bez ruchu, wpatrując się niewidzącym wzrokiem przed siebie. Nawet nie zauważyła, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać słone łzy.

_________________
EDIT. Beta: Florence. Dziękuję!

Rozdział w końcu jest. Odleżał swoje w czeluściach dysku mojego komputera tylko po to, żebym i tak dodała go bez sprawdzenia. Znaczy inaczej – ja przeczytałam go wiele razy, ale jestem z niego taka dumna, że prawdopodobnie milion błędów mi umknęło, bo zamiast skupić się na sprawdzaniu, ja czytałam z zafascynowaniem, jednocześnie się zastanawiając, jak to się stało, że taki pomysł przyszedł mi do głowy i jeszcze tak dobrze go wprowadziłam xd
Koniec z przechwałkami. Mnie się podoba. Teraz czekam na Waszą opinię.

Jak już podkreśliłam, rozdział nie był sprawdzony przez żadną betę, więc jeśli coś w nim jakieś nieścisłości – proszę piszcie i pytajcie! Bardzo mi na tym zależy, bo to główny wątek opowiadania i nie chciałabym go schrzanić już na początku. Dlatego jak coś jest nie tak i powiecie mi o tym teraz, to przynajmniej będę miała jeszcze szansę to poprawić.

I na koniec:

Życzę Wam zdrowych, radosnych, rodzinnych i bogatych w przysmaki Świąt Bożego Narodzenia. Żebyście te dni spędzili w gronie najbliższych, w miłej atmosferze, otoczeni miłością i smakowitymi zapachami dochodzącymi z kuchni. Prezentów Wam ładnych nie życzę, bo nie to jest najważniejsze. I właśnie o tym pamiętajcie, jak tydzień po wigilijnym obżarstwie będziecie w szampańskim nastroju witać Nowy Rok.

Wszystkiego, co najlepsze, Miśki!



29 komentarzy:

  1. Witaj! Bardzo zaciekawiła mnie Twoja koncepcja! Tajna organizajcja, znudzona zyciem i zazdrosna o Pottera Granger, skonczony Malfoy i dobra Astoria... Naprawde ciekawie i zupelnie inaczej. Jestem szczerze zaciekawiona i zdecydowanie nie moge doczekac sie nowego rozdziału.
    Pozdrawiam Anta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że historia Cię wciągnęła :>
      Zadowoleni czytelnicy to najlepszy prezent, jaki można dostać pod choinkę <3
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. No, no, no. Powiem szczerze, że całkowicie zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem. Nigdy bym nie pomyślała, że Blaise Zabini utworzy tajną organizację działającą przeciw śmierciożercom, a tym bardziej, że Granger zostanie zwolniona z pracy w ministerstwie, by dołączyć do tej organizacji. Hym... Zastanawia mnie tylko w jaki sposób Hermionie uda się wedrzeć do hermetycznego świata Malfoya.
    A swoją drogą, współczuję Astorii. Dziewczyna zakochała się w Draconie, a on w ogóle nie zwraca na nią uwagi. W dodatku traktuje ją jak zwykłą służącą, nie jak kogoś równego sobie - no bo, co z tego, że Greengrass pracuje u niego i pomaga mu przy Narcyzie? Nie znalazłby drugiej takiej oddanej mu osoby.
    Już się nie mogę doczekać dalszej części i tego, jak Hermiona poradzi sobie z opuszczeniem dotychczasowej pracy i ukrywaniem tajemnicy, jaką jest jej nowe zadanie.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi jakoś Blaise od początku pasował do takiej roli :D
      Granger potrzebuje się w końcu wykazać. Przez siedem lat w Hogwarcie miała ku temu okazje, a potem to wszystko nagle zniknęło. Więc czuje się niepotrzebna. Organizacja może brzmi trochę… dziwnie, zaskakująco? Ale tego właśnie Hermionie potrzeba - dreszczyku emocji! A co do Malfoya to zdradzę tylko, że jego trzeba podejść sposobem. Nazwisko Malfoy zobowiązuje :>
      Astoria będzie dosyć tragiczną postacią w tym opowiadaniu. Prawdopodobnie od początku do samego końca. Jeszcze nie zdecydowałam, jak konkretnie potoczą się jej losy, ale na pewno życia jak z bajki to ona nie będzie miała. ^^
      Spokojnie, nawet Malfoy nie ma serca z kamienia. Kiedyś zlituje się nad biedną Greengrass i zacznie ją inaczej traktować.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Aj, ależ mnie teraz zaciekawiłaś. Wiem, że Blaise zawsze nieco odstawał od grupki Ślizgonów uwielbiających Voldemorta, ale samo to, że był Ślizgonem, zobowiązywało. Ale faktycznie, nie powinnam wrzucać wszystkich do jednego worka - taka moja mała wada, że podążam ślepo za kanonem, w którym każdy (no, prawie każdy) Ślizgon był draniem.
      Oj, jeszcze raz się powtórzę, współczuję Astorii. Zakochać się w takim niedostępnym facecie to koszmar.
      No i Malfoy i Granger... Kurczę, no, nie mogę się doczekać i tyle.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    3. W takim razie w kolejnych rozdziałach (może trochę później xd) spróbuję trochę zmienić Twoje spojrzenie na Ślizgonów. Zobaczymy, czy mi się uda. :D
      Tak, zakochać się w takim facecie to koszmar. Ale zobacz jaka satysfakcja, jak jednak uda się do niego dotrzeć. :> *to wcale nie oznacza, że A. do niego dotrze, nie myśl sobie, nic Ci nie zdradzę! :D*

      Usuń
    4. Ale jesteś! :O A myślałam, że uda mi się coś z Ciebie wyciągnąć ;-)
      No trudno, będę czekać i ciągle zaglądać na Twojego bloga, bo często nie dowierzam "obserwatorom" i boję się, że mnie nie powiadomi o nowym rozdziale ;-)

      Usuń
  3. W końcu się doczekałam :).

    Pierwsze pytanie, które nasunęło mi się po przeczytaniu rozdziału, to: czy Astoria wytrzyma z Draco i poświęci się dla swojej nieodwzajemnionej miłości, czy zniknie dając wolną rękę Granger?:D Ale czy to nie byłoby zbyt proste?:>
    Ogólnie rzecz biorąc rozdział bardzo mi się podoba i rzeczywiście masz z czego być dumna. Świetny pomysł na główny wątek, wspaniale opisane, więc pozostaje jedynie pogratulować dobrej roboty. :) Nie spotkałam się też z takim pomysłem, więc naprawdę oklaski dla tej Pani za oryginalność!! Ciekawi mnie spotkanie Blaisa z Granger, co takiego opowie jej były Ślizgon czym namówi ją do "zaprzyjaźnienia się" z Malfoyem?


    Tobie również życzę wesołych, spokojnych i zdrowych świąt spędzonych w przyjemnej, ciepłej rodzinnej atmosferze i szczęśliwego Nowego Roku. :) Samych sukcesów, wielu czytelników i uśmiechu na ustach.

    Ściskam,
    Promise

    PS: Sorki, za taki niepoukładany komentarz, ale jakoś nie mogę zebrać myśli :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że musiałaś tak długo czekać ;*
      Ojj, nie odpowiem Ci na to pytanie, bo za dużo bym zdradziła. :D Jeszcze przez długi czas możesz nie poznać odpowiedzi, ale kiedyś na pewno się doczekasz. ^^
      Dziękuję za wszystkie miłe słowa i życzenia :* A komentarz wcale nie był niepoukładany! :D

      Młah :*

      Usuń
    2. Ps2: do tej pory nie miałam okazji, ale zapraszam Cię na małą reaktywację mojego smętnego tworzenia (uwaga, wciąż się "doskonalę" :D. Nie odpowiadam za szok wywołany swoją twórczością :D) na:

      Pragnienia-naszego-serca.blogspot.com

      Usuń
    3. Nie przepadam za miniaturkami, ale obiecuję w wolnej chwili zajrzeć :D

      Usuń
  4. Dziękuję za życzenia :) Ja Tobie życzę spokojnych, radosnych i ciepłych świąt. Obyś była szczęśliwa, robiła to, co kochasz i oby nigdy nie zabrakło Ci sił do stawiania czoła problemom, które się pojawią i których Ci życzę jak najmniej :)
    Co się tyczy rozdziału....
    Naprawdę masz z czego być dumna. Nie zauważyłam ani jednego błędu, a fabuła jest cudowna. Uważam, że to opowiadanie staje się moim lekkim nałogiem :) Po prostu ubóstwiam momenty z Draco.
    Cóż mam jeszcze jedno pytanie. Co zrobisz z "Niewidzialną"? Chętnie bym ją przeczytała do końca. Wspominałaś o jej odnowieniu i jestem ciekawa na jakim etapie teraz jesteś.
    Pozdrawiam i weny życzę
    Pani Black/Bellatriks :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że wszystko się spełni! ;*
      Cieszę się, że się podobało. I miło mi strasznie, że podobają Ci się momenty z Draco. Bardzo mi zależy, żeby dobrze przestawić wszystko z nim związane. :>
      Co do Niewidzialnej… Nie mam serca zostawić jej niedokończonej. Ale mam straszne problemy, żeby się za nią zabrać. Bo jakiś czas temu sobie wymyśliłam, że jeśli mam wrócić to już ze wszystkimi rozdziałami, żeby tylko publikować co tydzień na przykład. W innym wypadku nie ma opcji, żebym się pojawiła. Nie chcę znów Was rozczarować. Ale zapewniam, że o niej nie zapomniałam. ^^
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  5. HOPE! Miło Cię "spotkać" po latach(?). I co tam u Ciebie? Co robisz? Jak matura?...
    Przeczytałam właśnie te trzy rozdziały, kilka błędów mi się rzuciło w oczy, ale tak to w s p a n i a l e.
    Opowiadanie mi się podoba. Ten trzeci rozdział chyba najbardziej ;) Historia ciekawa, fajnie przeplatasz wątki. Co tu mówić więcej... Trochę mi nie przypadło do gustu przedstawienie Rona. Wydaje mi się skreślony na samym początku - ale to moja opinia. Nie sugeruj się nią za bardzo. Twórz jak czujesz. SUPER. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością (widzę że rzadko piszesz :( )
    Pozdrawiam Cię i mam nadzieję że mnie pamiętasz jeszcze
    Pati

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PATI! <3
      Jasne, że Cię pamiętam! Takich czytelników się nie zapomina!
      Matura dobrze, studia były, ale już rzuciłam (długa historia…), teraz szukam swojej drogi w życiu i mam nadzieję, że w końcu znajdę kierunek, który sprosta moim wymaganiom… xd
      Cieszę się, że Ci się podoba, też najbardziej przepadam na trójeczką. Taka moja perełka jak na razie. Taak, Ron. Liczyłam się z tym, że ktoś mnie zlinczuje za to, że znów go skreśliłam. Ale taka już moja podła natura. Nie znoszę Rona i chora bym była, jakbym nie zrobiła z niego "tego złego"…
      Staram się pisać częściej, ale jest jak jest… Może w nowym roku uda mi się to trochę naprawić i zwiększyć częstotliwość dodawania rozdziałów.

      Ściskam! :*

      Usuń
    2. A na jakie studia poszłaś? Mam nadzieje, że znajdziesz swoją drogę ;)... Rona Ci jakoś wybaczę, w końcu Draco też jest ciekawy ^^
      Również Cię ściskam i miłej zabawy sylwestrowej!
      Pati

      Usuń
    3. Byłam na informatyce i ekonometrii. O ile w matmie zakochałam się jeszcze bardziej (nie sądziłam, że to jeszcze możliwe), to informatyka mnie prawie zabiła. xd
      Tobie również życzę udanej zabawy! <3

      Usuń
    4. Łoł, cóż za ścisły umył z Ciebie ^^ podziwiam
      Pati

      Usuń
    5. Oj, niee. Nie bardzo. Jestem humanistką kochającą matmę. Ale to tyle. ^^

      Usuń
  6. Widzę, że nie jestem pierwszą osobą, która trafiła na Twojego bloga po latach nieobecności. Ostatnio coraz częściej zdarzało mi się wracać myślami do początków blogowej przygody i gdzieś tam we wspomnieniach kilkakrotnie odkopywałam Twój nick. Z tego, co pamiętam, byłaś moją pierwszą prawdziwą i oddaną czytelniczką. Po takim czasie wątpię, żebyś mnie pamiętała, bo nawet mi umknął gdzieś adres mojej stronki. Potem nasze drogi jakoś się rozdzieliły, ale nadal kojarzę Niewidzialną Nić Miłości(jeszcze za czasów Onetu). (Miałaś chyba jakiś ognisty nagłówek, prawda?) Znalazłam Cię gdzieś w linkach Hani, znaczy Avery, i muszę powiedzieć, że wcale nie żałuję.
    Raz dwa przeczytałam te trzy rozdziały, które zdążyłaś zamieścić. Czytało się bardzo przyjemnie i przyznaję, że treść naprawdę wciąga. W książce Blaise był jedną z wielu osób, która uciekła, nie chcąc opowiadać się za żadną ze stron i brać czynnego udziału w bitwie. Dlatego też fakt, iż to on jest pomysłodawcą stworzenia tej organizacji jest bardzo logiczny. Ogólnie sam pomysł, nie wspominając już o bardzo dobrze opisanej rozmowie między Hermioną a Ministrem, robi nad wyraz pozytywne wrażenie.
    Wszystko płynnie układa się w całość. Łatwo jest mi przypasować to, o czym piszesz do konkretnych postaci. Obojętność i pracoholizm Rona są zgrabnie wytłumaczone. Nie wyciągnęłaś ich z kapelusza, tylko wyjaśniłaś podłoże. To samo tyczy się Draco. Zawsze miałam do niego słabość(jak każda z autorek dramione). Lubię, gdy jest zagubiony i odizolowany od społeczeństwa. To bardzo do niego pasuje. W końcu z czegoś musi brać się wątek DHL, a pomoc Hermiony jest bardzo dobrą bazą. Przeciwieństwa przecież się przyciągają.
    Przeczytałam, że niedawno wróciłaś do pisania - śmiesznie się składa, bo ja też. Zdaje się jednak, że miałam odrobinę dłuższą przerwę. Niemniej jednak jeśli miałabyś ochotę i czas, to zapraszam do siebie. Na razie widnieje tam tylko prolog, ale już wkrótce zamierzam to zmienić. Liczę, że rozpoznasz któryś z moich nicków, więc podpiszę się wszystkimi, jakich kiedykolwiek używałam. :)
    Usilnie próbuję przypomnieć sobie Twoje imię, mam nawet jeden strzał, ale nie jestem w stu procentach pewna. Za to miejscowość, z której pochodzisz pamiętam do tej pory! Zabawne!
    Pozdrawiam gorąco,
    Bellatrix(naprawdę kiedyś tego używałam!) / haine. / seithr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam pierwsze zdanie, a potem odruchowo zerknęłam na ten potrójny podpis. I prawie się rozpłakałam! Jak mogłaś uznać, że Cię nie pamiętam?! Sama dosłownie kilka dni temu myślałam o swoich początkach i przypominałam sobie wszystkich ludzi, których poznałam. Ciebie między innymi. Pamiętam Cię jeszcze z czasów jak byłaś Bellatrix i prowadziłaś bloga love-or-hate-coś-tam-dalej, czy jakoś tak. Potem jak byłaś haine i chociaż bloga już nie czytałam (w ogóle mało się wtedy udzielałam), to nadal oczami wyobraźni widzę jego szablon. Tyle wspomnień, a Ty twierdzisz, że Cię nie pamiętam… I masz na imię Lidka, prawda? Jeśli tak to ja mam nadal Twój numer telefonu zapisany. xd Pewnie już od lat jest nieaktualny, ale ja mam tendencje do trzymania różnych rzeczy z sentymentu. :D
      Jeej. Ile emocji we mnie wywołałaś. Szczególnie, że jak tak sobie niedawno wszystkich wspominałam to z żalem myślałam o tym, że większość osób przepadła, bo jak blog znika to i autor zazwyczaj, i że już nigdy o nich nie usłyszę. A tu takie miłe zaskoczenie!
      Za wszystkie pochwały dziękuję z całego serca, bo ostatnio na niczym nie zależy mi tak bardzo, jak na logice i kanonie. Taka moja nowa obsesja, więc cieszę się, że jak do tej pory wszystko trzyma się kupy. ^^
      Mów, jak według Ciebie się nazywam, bo mnie zaciekawiłaś, jaki masz strzał. A do Ciebie już lecę. Lata nie czytałam nic Twojego!

      Ściskam! <3

      Usuń
    2. Tak właśnie myślałam, że najprędzej skojarzysz mnie właśnie z tamtego niewypału! Nadal nie wiem co skłoniło mnie do wymyślenia adresu, który ledwo co mieścił się w przeglądarce internetowej. Wydaje mi się, że taka wtedy panowała moda, haha. Chociaż pewnie dużą rolę odgrywał fakt, że miałam jedenaście lub dwanaście lat, gdy postanowiłam wziąć się za pisanie romansów. :D
      Ja nadal mam przed oczami powiadomienie na gadu-gadu "hope. przysyła wiadomość". Nawet nie wiesz jak szeroko się teraz uśmiecham. Tak szybko stukam w klawisze, że boję się, że komputer zaraz rozleci mi się w drobny pył. Masz rację: tyle emocji!
      Czas na mój strzał... Co za presja! Będzie mi okropnie głupio, jeśli okaże się, że nie trafiłam, bo Ty nie dość, że pamiętasz moje imię, to jeszcze masz gdzieś mój numer telefonu! Co z tego, że nieaktualny? :D
      Ok... Natalia? Nie wiedzieć czemu kojarzy mi się jeszcze Marta, ale to chyba była jakaś Tu$ka. Może mylnie łączę ludzi, w końcu tylu autorów przewinęło się swojego czasu. Ale wydaje mi się, że coś tam razem chyba pisałyście. W każdym razie ostatecznie wybieram Natalię :D
      Udało się? :D

      Usuń
    3. Wcale nie kojarzysz mi się tylko z tym niewypałem! Po prostu tak długi adres zapada w pamięć (może dlatego były takie modne? xd). Wiekiem to Ty się nie przejmuj, tyle samo miałam lat, jak zaczynałam pisać. Przynajmniej miałyśmy dużo czasu, żeby się podszkolić. Gorzej jak ktoś pisze tak jak my na początku, gdy lat ma już prawie 20. Wtedy to dopiero wstyd po latach. ^^
      Taak, kto by pomyślał, że takie głupotki zostają w głowie na lata. Bo dla kogoś, kto nie siedzi w blogowym światku to są zwykłe głupoty, niestety. Przynajmniej moi znajomi zawsze patrzą na mnie z pobłażaniem, jak coś o blogowych przyjaźniach opowiadam. Zresztą gdybym w tym sama nie siedziała, to pewnie bym im wtórowała i się zastanawiała, jak można kogoś tak polubić, zgrać się z nim i pamiętać o nim przez lata, skoro nawet się jego twarzy nigdy nie widziało na żywo. A jednak można. I do tego jak miło, jak się taki człowieczek do Ciebie odezwie po tak długim czasie milczenia.
      Trafiony, zatopiony! I tak, pisałam kiedyś z Tu$ką, ale krótko i raczej kiepsko nam to wyszło. I znów tak, to ona nazywa się Marta, ja jestem Natalia. Jednak masz dobrą pamięć, widzisz? ^^

      Usuń
  7. Co racja, to racja. Praktyka czyni mistrza, jak to mówią. Też myślę, że miałyśmy szczęście, zaczynając wcześniej. Nie chcę myśleć jak czułabym się jako trzydziestolatka, przeglądając teksty sprzed dziesięciu lat i widząc zdania bez najmniejszego ładu i składu. Teraz przynajmniej mogę zwalić to na to, że tak naprawdę wtedy jeszcze mało wiedziałam haha :D
    Moi znajomi już przywykli do moich opowieści o blogach i przyjaźniach, które dzięki nim nawiązałam. Z kilkoma dziewczynami nadal utrzymuję kontakt(w tym właśnie z Aimee) i nawet udało nam się spotkać, więc przeniosłyśmy tę znajomość w sferę, jakby to powiedzieć, bardziej realną. Może to przez to teraz, gdy wspominam "poznałam ją, gdy pisałam ff" nie słyszę już uszczypliwych komentarzy, bo dopuszczają do siebie myśl, że ta osoba naprawdę istnieje, a nie jest tylko jakimś moim wymysłem.
    Ostatnio udało mi się odnowić kilka takich zapomnianych znajomości i to naprawdę świetne uczucie. Ktoś, kto nigdy nie miał takiej okazji pewnie tego nie zrozumie, więc nie wiem czy jest sens wymagać.

    Ach, jednak coś mi zostało w tej głowie. Jak już wspomniałam w odpowiedzi na moim blogu - wielka ulga. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie się zgadzam. Ja widzę jak chociażby moja ortografia, interpunkcja i inne bzdety się u mnie poprawiły. I to tylko dzięki temu, że nawet jak nie publikowałam, to sporo pisałam do szuflady i miałam manię sprawdzania pisowni wszystkich słów, których nie byłam do końca pewna.
      Zazdroszczę i spotkania, i wyrozumiałych znajomych. :D

      Usuń
    2. Ortografia swoją drogą! Ja nadal myślę, że z moją interpunkcją nie posunęłam się nawet o krok w przód od tamtego czasu, haha :D Zazwyczaj stawiam przecinki w miejscach, w których robię pauzy, gdy sama czytam swoje teksty. To znaczy podstawy jakieś tam znam, ale mam słabość do budowania długich zdań, więc łatwo mi jest potem trochę się zagubić.
      Zgodnie z obietnicą: rozdział pierwszy jest już opublikowany. :) Miłego wieczoru :)

      Usuń
  8. O matko!!!
    Świetny rozdział! Zaciekawiłaś mnie nową pracą Miony. Hahaha... już widze mine Rona, gdy się o tym dowie xd.
    Mam.nadzieję, że Draco w końcu zwolni Astorie i zatrudni Hermione ;)
    Pozdrawiam i weny życzę
    Invicta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zaciekawiłam. :D
      Ale skąd pomysł, że Hermiona będzie pracować zamiast Astorii u Dracona? To byłoby zbyt pospolite, o nie! To nie u mnie, nie tym razem. ^^

      Również pozdrawiam!

      Usuń

Theme by MIA