niedziela, 7 marca 2021

7. Dzień trzeci: Poranek


Ziemia wciąż była morka, ale deszcz litościwie ustał wraz z odejściem nocy. Śliskie ściany szczeliny lśniły, gdy poranne słońce w końcu wzeszło wystarczająco wysoko, żeby rozlać się po dole i rozjaśnić przestrzeń wokół nich.

– Osiemset dziewięćdziesiąt osiem, osiemset dziewięćdziesiąt dziewięć, dziewięćset – odliczał Draco na głos zmęczonym tonem. Lekko uderzył głową w twarz śpiącej Hermiony. – Pobudka, Granger.

Hermiona jęknęła przez sen i odsunęła głowę z dala od niego. Draco wywrócił oczami.

– Wstawaj – powiedział głośniej, obracając do niej ramię. – Czas pokopać tymi ślicznymi, nóżkami.

– Przestań – zawyła. – Wciąż jestem zmęczona.

– Taa, to jest nas dwoje – odparł. – A teraz wstawaj. Muszę się wysikać, a potem myślę, że powinniśmy zacząć krzyczeć.

Hermiona powoli odwróciła się z powrotem i posłała mu groźne spojrzenie spod ciężkich, zaspanych powiek.

– Co?

– Najpierw nogi – powiedział, unosząc brew z wyrzutem.

Hermiona znów jęknęła i potrząsnęła lekko głową, chcąc odpędzić sen z powiek.

– Żałuję, że nie ćwiczyłam więcej, zanim to się stało – marudziła, z trudnością podciągając każdą nogę po kilka razy. Rozluźniła zmęczone mięśnie ud z pełnym bólu westchnięciem. Draco jedynie się przyglądał.

– Skończyłaś? – zapytał. Pokręciła głową.

– Zaczekaj – odpowiedziała, odciągając szorty. Ulżyła sobie szybko, zanim przeszła do Draco i pomogła też jemu. Kiedy skończył, Hermiona ziewnęła i spojrzała na niego wyczekująco.

– Więc o co chodzi z tym krzykiem?

Draco przyjrzał się uważnie mokrym ścianom,

– Powinniśmy znów spróbować zawołać o pomoc. Deszcz ustał, a kurz wciąż jest wilgotny, więc nie wzbije się w powietrze od naszych głosów odbijających się echem od ścian.

Hermiona zmarszczyła brwi na ten pomysł.

– Nikogo tu nie będzie po takiej burzy – rzekła – szczególnie tak wcześnie rano.

Draco uniósł brew.

– Jakim cudem trafiłaś do Gryffindoru? – zapytał. – Nie powinnaś być odważna, nigdy się nie poddawać i tym podobne gówno?

– To, że nie zamierzam marnować tej resztki cennej energii, która nam pozostała, na wołanie kogoś, kogo nie ma, nie równa się z tym, że brakuje mi woli walki czy odwagi – odpowiedziała. – To zwykła logika.

– Masz tu trochę logiki: jeśli ktoś nas usłyszy, zostaniemy uratowani, a poziom naszej energii nie będzie miał znaczenia – odgryzł się.

Hermiona westchnęła.

– Więc krzycz jakby obdzierali cię ze skóry – rzuciła. – Obudź mnie za piętnaście minut.

Oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy. Draco ostro potrząsnął ramieniem, drażniąc ją.

– Nie – odparł lekko – wczoraj przespaliśmy większość dnia. Dzisiaj musimy wymyślić, jak stąd spierdolić.

Hermiona uniosła głowę z westchnieniem.

– Co proponujesz? Wrzeszczeć dopóki nie zemdlejemy i nie umrzemy?

Draco zmrużył oczy.

– Moglibyśmy wykorzystać krzyk jako alternatywę pomiędzy próbami, żeby się stąd wydostać.

– Masz jakieś konkretne pomysły? – zapytała przeciągle z rezygnacją w głosie.

– Właściwie to tak – odparł poważnie, sprawiając, że brwi Hermiony uniosły się w geście zainteresowania.

– Na przykład? – rzekła nagląco.

– Możemy spróbować Teleportacji.

Hermiona zmarszczyła czoło na tę sugestię.

– Prawie na pewno się rozszczepimy. I to mocno. W naszym stanie wątpię, żebyśmy przeżyli ponowne zszczepienie… i to tylko jeśli w ogóle uda nam się Teleportować. Po pierwsze, musimy zrobić to bezróżdżkowo co, nawet mając wypoczęty umysł, jest trudne. A po drugie, mamy słabą podstawę, żeby skupić się na obrocie.. Czy naprawdę czujesz się wystarczająco pewny siebie, żeby spróbować?

Draco wydął usta z rozczarowaniem.

– Nie, przypuszczam,  że nie. Ale mam inny pomysł.

– Jaki?

Draco przyjrzał się szczelinie ponad nimi, zanim odpowiedział.

– Zaklęcia w tandemie. Zamiast czarów rozgrzewających moglibyśmy spróbować lewitujących.

Ramiona Hermiony opały.

– To nie zadziała – mruknęła.

Draco z powrotem na nią spojrzał.

– Mogłoby – nalegał. – To proste zaklęcie.

– Malfoy – powiedziała z irytacją – jesteśmy za ciężcy. Ponownie… To byłoby trudne, żeby unieść się wzajemnie tak wysoko za pomocą różdżek i w pełni sił. W takich warunkach… może uniesiemy się o kilka cali, zanim odpuścimy pod wpływem wysiłku.

– Moglibyśmy spróbować po kilka cali na raz – namawiał ją. – Podniesiemy się o kawałek, przerwiemy i zaprzemy się uwolnionymi rękoma. Kiedy wrócą nam siły, znów powtórzymy zaklęcie. Albo nawet możemy się wspiąć.

Hermiona spojrzała na niego ze smutkiem.

– To byłby fajny pomysł…

– Nawet nie chcesz spróbować?  – zapytał ze złością. Hermiona skrzywiła się, uważnie obserwując Draco przez moment.

– Skąd ta nowa determinacja? Ostatniej nocy doszedłeś do wniosku, że jesteśmy zgubieni.

Draco zrobił niecierpliwą minę.

– Cóż, może po prostu zdecydowałem, że jednak nie chcę umrzeć w jakiejś dziurze, okej? W najgorszym razie potrzebuję wiedzieć, że podjęliśmy wysiłek i spróbowaliśmy przeżyć.

Hermiona uchwyciła jego spojrzenie i westchnęła, widząc w nim pewność.

– W porządku – zgodziła się. – Dajmy temu szansę.

Draco otworzył usta przygotowany na dalszą sprzeczkę, ale zamknął je usłyszawszy zgodę. Zmrużył oczy, obserwując ją z podejrzliwością.

– Spróbujesz… spróbujesz tego razem ze mną? – zapytał.

– Nie ma wielkich nadziei na sukces – odpowiedziała szczerze – ale masz rację w kwestii próbowania… Jeśli to oznacza jakąkolwiek szansę na przetrwanie, powinniśmy to zrobić.

Draco zamrugał, zanim zaczął analizować ściany nad nimi.

– Taak, taak. To może zadziałać – powiedział, jakby próbował przekonać samego siebie. Znów spojrzał jej w oczy. – To zadziała.

Hermiona tylko na niego zerknęła, na twarzy Draco pojawiła się determinacja.

– Okej, na początek, musimy się wznieść wystarczająco, żeby uwolnić ramiona. Jak tylko zaprzemy się rękoma, przerywamy zaklęcie. Wtedy możemy odpocząć i znów trochę się wznieść – wyjaśnił swój plan, a jego oczy były pełne zarówno nadziei, jak i desperacji.

– W takim razie, kiedy tylko będziesz gotowy – odpowiedziała Hermiona z niepokojem, nachylając się w jego stronę. Draco zrobił to samo i złączył ich policzki.

– To zadziała, Granger – zapewniał ją. Zamknął oczy. – To musi zadziałać.

– Czyli Wingardium? – zapytała miękko. Draco pokiwał głową nie odrywając o niej policzka i nie otwierając oczu. Hermiona też opuściła powieki. – Na trzy – kontynuowała, a on znów kiwnął na potwierdzenie. Nabrała w płuca gigantyczną ilość powietrza i zaczęła odliczać. Kiedy doszła do „trzech”, oboje zaczęli powtarzać zaklęcie. Od razu poczuli pociągnięcie czaru, jakby miał zadziałać i podnieść ich do góry, ale nawet nie drgnęli.

– Cholera! – przeklął Draco i Hermiona odrzuciła głowę do tyłu. – Nie, nie, nie! – krzyknął. – Próbujemy jeszcze raz!

Przycisnął do niej czoło, wykrzykując formułę.

Wingardium leviosa! Wingardium leviosa! Powtarzaj, do cholery!

Hermiona wzdrygnęła się, ale zgodnie jej głos przyłączył się do jego, kiedy spróbowali ponownie. Tym razem powoli zaczęli się unosić. Draco gorączkowo powtarzał formułę, kiedy ucisk na ich ciałach zaczął ustępować i poruszył ręką. Wreszcie ja uwolnił. 

– Kurwa! – zawył w agonii, kiedy wróciło mu krążenie w kończynie. Z przerwanym zaklęciem, oboje opadli o kilka cali… a potem jeszcze niżej.

– Aaaaa! – wrzaski przerażonej Hermiony zmieszały się z wulgaryzmami Draco, podczas gdy wciąż sunęli w głąb szczeliny. Kopali desperacko w ściany, dopóki Hermiona nie zahaczyła odsłoniętej skały, zatrzymując ich z ostrym wstrząsem.

Drżała okropnie, próbując się uspokoić, podczas gdy Draco kontynuował przeklinanie.

– Ja pierdole! – zawył, rzucając głową z bólu. – Kurwa mać!

– Przestań. – Hermiona praktycznie błagała. – Uspokój się.

– To boli – warknął. – Na pierdolone jaja Merlina, to boli!

– Co? – pociągnęła nosem przez mimowolne łzy, które pojawiły się przez ich upadek.

Draco spojrzał w górę, twarz miał wykrzywioną.

– Moje ramię – odpowiedział. Spróbował unieść prawą rękę, ale natychmiast odpuścił, wywracając oczami z bólu.

– Było za ciebie wepchnięte przez dwa dni – zauważyła Hermiona. – Minie trochę czasu, zanim znów poczujesz się normalnie.

– Pierdole normalność – wydyszał, zerkając w dół. – Po prostu chcę, żeby ustało to uczucie przykładania kawałka palącego się ołowiu.

Hermiona spojrzała w dół na ramię Draco, które teraz wisiało bezwładnie obok jej lewej ręki, która również została uwolniona.

– Jakim cudem twoja ręka nie boli? – zapytał, zauważając jej wolną kończynę.

– Moja nie była uwięziona w sposób, który uniemożliwiał przepływ krwi – wyjaśniła. – Masz szczęście, że twoje ramię nie jest martwe. 

Draco napiął prawą dłoń i skrzywił się. Hermiona sięgnęła wolną ręką i złapała go za ramię.

– Co robisz? – zapytał ze strachem.

– Spokojnie – odparła cicho, kiedy zaczęła delikatnie masować jego mrowiącą kończynę. – Po prostu potrzebujesz, żeby krew znów krążyła równomiernie. 

Draco zamknął oczy i przygryzł wargę. Pozwolił Hermionie przejeżdżać dłonią w górę i w dół, ściskać i ugniatać jego mięśnie dopóki bolesne kłucia nie zmalały do tępego bólu. Otworzył oczy i spojrzał na nią ze skruchą, ale Hermiona wciąż nie oderwała wzroku od jego ręki.

– Dziękuję ci – powiedział, kiedy w końcu przestała i opuściła dłoń. Uniosła głowę i kiwnęła lekko, ale momentalnie wykrzywiła się w bólu.

– Coś nie tak? – zapytał nagląco. Hermiona uniosła rękę i sięgnęła za głowę.

– Uderzyłam głową w ścianę, kiedy spadaliśmy – powiedziała, kuląc się, gdy dotknęła czaszki. Znów opuściła rękę. Była cała we krwi.

– Cholera – powiedział Draco ze zmartwieniem, zauważając, że smużka krwi ścieka po jej szyi i dodaje jasne, czerwone pręgi na nasiąkniętej błotem koszulce. – Daj mi zobaczyć.

Wyciągnęła szyję do przodu i ułożyła twarz na jego ramieniu. Draco uniósł rękę do jej głowy. Wyginał palce kilka razy, rozdzielając zlepione krwią loki i próbując dojrzeć ranę.

– O bogowie – szepnął, widząc głębokie rozcięcie idące z tyłu głowy.

– Jest źle? – wymamrotała w jego koszulę. Nie odpowiedział, palcami nadal odciągając jej włosy na bok. – Malfoy?

– To… – Głos mu się załamał.

– Malfoy, jak bardzo jest źle?! – zażądała odpowiedzi. Draco przełknął ciężko ślinę i zamrugał, patrząc na ranę.

– Ja… och. Myślę, że widzę kość – odparł drżącym tonem. – I… strasznie krwawi.

Hermiona nic nie odpowiedziała, więc Draco poruszył się ostrożnie.

– Granger?

– Jest… jest w porządku – rzuciła cicho. – Po prostu… Będziesz musiał mi pomóc.

– Tak… – kiwnął głową. – Okej, tylko… mów mi co mam robić. Granger, musisz mi powiedzieć co zrobić.

– Chwyć tak dużo moich włosów, ile tylko zdołasz i przyciśnij je do rany – poinstruowała spokojnie.

– O…okej – mruknął ze zdenerwowaniem. Wzorkiem błądził po czubku głowy Hermiony, starając się zebrać w pięść jak najwięcej kosmyków, po czym przycisnął je do rozcięcia. – W ten sposób?

– Musisz mocniej uciskać – wytknęła. – Tak mocno, jak tylko potrafisz. I nie puszczaj przez przynajmniej piętnaście minut. Odliczaj jak wtedy, kiedy śpię.

Draco docisnął pięść.

– Mocniej.

– Nie chcę bardziej cię zranić – wyjaśnił ostrożnie.

– Nie zrobisz nic dobrego, jeśli zemdleje od utraty krwi, Malfoy. Przyciśnij mocniej – nakazała, podnosząc rękę i układając ją na pięści Malfoya.

Draco wzmocnił ucisk zgodnie z jej podpowiedzią i zrobił pełną winy minę, kiedy Hermiona jęknęła.

– O bogowie… Przepraszam cię – szepnął. – Naprawdę miałem nadzieję… myślałem, że to zadziała.

– To moja wina – zaprzeczyła Hermiona. – Powinnam przewidzieć, że uwolnienie twojej ręki będzie bolesne.

– Cóź, udało się tylko…

Urwał, kiedy wreszcie spojrzał na swoje lewe ramię. Zakrztusił się.

– Malfoy? – zapytała zaalarmowana Hermiona. – Malfoy, wszystko w porządku?

Potrząsnął głową, znów się krztusząc. Próbował przełknąć żółć, która szła teraz w górę jego gardła.

– Dlaczego masz odruch wymiotny? – zapytała, słysząc dźwięk nudności.

– Moje… glagh… moje ramię. Och…

Twarz Hermiony wykręciła się w bólu i obawie, kiedy poczuła, że Draco drży, kiedy wciąż próbuje utrzymać ucisk na jej czaszce. 

– Co z twoim ramieniem?

– Jest… o kurwa… jest znów zaklinowane i… – odwrócił szybko głowę i odetchnął głęboko.

– Nie wymiotuj! – ostrzegła go Hermiona. – Nie patrz na to, jeśli jest źle. Skup się na czymś innym. Skup się na liczeniu.

– Jeden, dwa, trzy…

Hermiona dołączyła do niego, licząc na głos. Kiedy w końcu doszli do dziewięciuset, Draco ostrożnie zabrał dłoń z jej głowy i szturchnął włosy, sprawdzając ranę.

– Więc? – zapytała niecierpliwie.

– Wszystko wskazuje na to, że większość krwawienia ustała – odparł, krzywiąc się lekko na widok nasiąkłych krwią włosów. – Ale wciąż wygląda paskudnie.

Hermiona bardzo powoli uniosła głowę i ostrożnie ułożyła dłoń z tyłu czaszki, żeby trzymać lepkie włosy na rozcięciu.

– W dotyku też jest paskudne – odparła z dąsem. Spojrzała na jego ramię. – O mój Boże.

– Taaa. – Tylko tyle zdołał wydobyć z siebie Draco w odpowiedzi, kiedy miał szansę znów zerknąć na swoją rękę. Hermiona z pełną obrzydzenia miną, uważnie studiowała kończynę Draco. Ramię utknęło w tej samej pozycji, co poprzednio, ale odwrócone pod lekko ostrzejszym kątem, a skóra pękła dramatycznie na jego łokciu od siły tarcia o ścianę podczas upadku. Teraz praktycznie opierał kość o skałę.

– Malfoy… – westchnęła, wpatrując się w odsłonięte ścięgno i mięsień, wyraźnie niepewna, jak mogłaby go pocieszyć.

– Nie waż się. – Zamknął oczy i ułożył głowę za sobą. – Po prostu… pomóż mi odciągnąć od tego uwagę, żebym nie zemdlał.

– Jasne – mruknęła, odrywając wzrok od zakrzepłej krwi. – Ugh… mm…

– To jest ten moment, w którym rzucasz A nie mówiłam – prychnął.

Hermiona lekko zmarszczyła brwi.

– Nie zamierzam tego powiedzieć.

Draco spojrzał na nią przez uchyloną powiekę. 

– Dlaczego nie? Miałaś rację… jak zawsze – zaakcentował niechętnie. – A teraz, przeze mnie, jesteśmy o dwadzieścia stóp głębiej, w dodatku z pierdolonymi kośćmi na wierzchu.

– Nie chcę się sprzeczać. – Praktycznie wyszeptała Hermiona. – I to nie była twoja wina.

Draco nie odpowiedział i zapadła niespokojna cisza, dopóki Hermiona znów nie otworzyła ust.

– Chciałbyś teraz… chciałbyś spróbować pokrzyczeć? – zapytała, wciąż mocno dociskając dłoń z tyłu głowy. Draco spojrzał z rozpaczą w górę na wejście do szczeliny i pokręcił głową.

– Nie ma sensu, Granger. Teraz nikt nas nie usłyszy – powiedział łagodnie z kompletną bezradnością w głosie. Popatrzyli na siebie w znacząco mniejszym świetle, obserwując żal i skruchę odbijającą się w oczach drugiej osoby, dopóki Draco nie odwrócił wzorku.

– Przykro mi, że się zraniłaś – powiedział. Hermiona obserwowała, jak stara się ukryć ból wymalowany na twarzy i szturchnęła go nogą.

– Opowiedz mi o Quidditchu – odezwała się, a on spojrzał na nią z zagadkową miną. Zaśmiał się lekko.

– Musiałaś uderzyć się w głowę mocniej niż sądziliśmy – odpowiedział. Uśmiechnęła się.

– Próbuję odwrócić uwagę od naszych obrażeń – wyjaśniła. – A teraz opowiedz mi o swoich najlepszych momentach jako Szukający, chyba że wolisz, żebym zaczęła wykładać ci o moich poglądach na temat skrzatów domowych.

Draco uśmiechnął się. Swoim prawdziwym, autentycznym uśmieszkiem. 

– Władczo – odparł. Hermiona prawie rozciągnęła usta w szerszym uśmiechu, kiedy zaczął mówić. 


_________________


Połowa za nami! :D jak wrażenia? Dajcie znać!

Chciałabym również uprzejmie poinformować, że na dniach rozdziały pojawią się także na ao3, gdyby ktoś wolał czytać tam. I oczywiście nadal są również na fanfiction.net. Tam też serdecznie zapraszam :)


Buźka!

6 komentarzy:

  1. Kurcze. Trochę nie rozumiem. Udało im się wzbić i uwolnić kończyny a po spadku i masażu ręki Draco znów miał ją uwięzioną? Coś źle zrozumiałam? Hope, proszę o wyjaśnienia:D

    Co do reszty rozdziału - nie spodziewałam się, że w Draco obudzą się takie gryfonskie postawy i że będzie zmuszony przekonywać naszą Hermione :D.

    Czekam na kolejny!
    Buziaki,
    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko to wyłapać, jak nie czyta się całości ciągiem, bo tylko na początku była opisana ich pozycja. Sama musiałam do tego wrócić, jak czytałam pierwszy raz oryginał, więc nie winię Cię, że nie zrozumiałaś xd
      Ogólnie są do siebie przodem, przed dzisiejszym upadkiem lewa ręka Draco utknęła trochę nad nimi, trzyma ją w górze i opiera się o półkę skalną. Swoją prawą rękę miał wepchniętą za plecy – między swoje ciało o ścianę. Hermiona natomiast lewą rękę miała między nimi (dlatego mogła np pomóc mu się wysikać :P). Po upadku Draco uwolnił prawą rękę i to ona wywołała w powyższym rozdziale taki ból. Lewa natomiast nadal utknęła nad nimi, ale pod innym kątem, no i zranił ją jeszcze gorzej podczas upadku. To też o tej lewej ręce było tyle w poprzednich rozdziałach – bo do tej pory to ta go tak bolała. I mogę chyba zdradzić już, że to ona też będzie boleć w kolejnych rozdziałach :P

      Mam nadzieję, że pomogłam! :D

      Usuń
  2. Nie wytrzymałam i przeczytałam oryginał. Ale zostanę tu do końca, bo jednak lepiej czytać po polsku niż po angielsku. Wspaniałe tłumaczenie. Wspaniała historia:) wracam do dramione tylko momentami, nie mogę sobie pozwolić na dłuższe przesiadywanie w świecie marzeń ale dla takich perełek warto:)
    Chylę czoło i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię Ci się, pewnie też bym nie wytrzymała :D ale strasznie mi miło, że mimo wszystko chcesz zostać z tłumaczeniem <3

      Dzięki za miłe słowa i odzew – to zawsze daj kopa do dalszej pracy ;*

      Usuń
  3. Czekam na następny rozdział, nie mogę się doczekać całego tłumaczenia. Pozdrawiam😀

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA