poniedziałek, 29 listopada 2021

Dezerterzy – Rozdział 4


– Chodzi o coś, co powiedziałem? – Jego głos przesłał dreszcz w dół jej kręgosłupa.

Hermiona odwróciła się, żeby zobaczyć Malfoya stojącego tuż za ciepłą poświatą ognia tańczącego w samym środku obozu. Jego twarz była zatopiona w mlecznej szarości, przysłonięta mackami wznoszącego się dymu, a mimo to Hermiona wciąż mogła dostrzec, jak krzywy uśmieszek, którego tak nienawidziła, wykrzywia jego usta. Odwróciła się do chłopaka plecami i potarła dłonie o siebie, trzymając je nad dogasającymi płomieniami.

Cho siedziała skulona przy ognisku, trącając palące się pieńki długim patykiem. Skupienie na jej twarzy, kiedy dźgała rozpadające się drewno w dogasającym ogniu, równało się z tym, które miała w czasach swojej świetności na boisku Quidditcha. Dwie kłody prawie zapadły się pod naciskiem jej rąk, kiedy próbowała wcisnąć je w środek ogniska jako drewno na podpałkę. Cho odskoczyła do tyłu, kiedy drewno upadło i chmura popiołu oraz iskier wzbiła się w powietrze. Ze zmęczeniem otarła sadzę z brwi i ponownie klęknęła, a kiedy nachyliła się do przodu, jej twarz promieniała w migoczącym świetle, a górna warga błyszczała od potu. Sięgnęła po kolejny pieniek, kiedy George wrócił z naręczem podpałki. Umieścił sosnowe patyki tuż obok niej, na co ona posłała mu pełen wdzięczności uśmiech. 

– Jak tam twoja drzemka? – zapytała Hermiona, kiedy poczuła oddech Malfoya na swoim karku. Ponad płomieniami widziała Notta i Zabiniego poruszających się obok poskręcanego pnia starego drzewa.

Malfoy zaśmiał się jej do ucha.

– Jesteś zła – powiedział cicho.

– Co mnie zdradziło? – rzuciła chłodno Hermiona.

Cho właśnie skończyła układać ostatni pieniek wokół podpałki, więc George przyłożył czubek różdżki bezpośrednio w środek stosu. Zamknął oczy i wymamrotał coś pod nosem. Nawet niewielki pierścień dymu nie wzniósł się ze świeżej sterty. George westchnął, nie otwierając oczu, a Cho obserwowała jego twarz i siadając obok, umieściła swoją rękę na jego. Hermiona mogła dostrzec, że kłykcie Cho pobielały, kiedy dziewczyna zacisnęła palce.

Hermiona wstrzymała oddech, kiedy George oplótł palcami dłoń Cho. Jego oczy były wciąż zamknięte, a czoło lśniło mu od potu, pomimo przenikliwego wiatru.

I właśnie wtedy jeden z najmniejszych kawałków białej sosny zalśnił na czerwono. Ciepło podpełzło po patyku i przeniosło się na kolejny, aż niewielki płomień liznął korę pobliskiego pieńka. Cho poderwała się i chwyciła z ziemi gałązkę, George wycofał różdżkę i nachylił się nad ogniskiem, a jego twarz poczerwieniała od płomieni. Począł dmuchać pod pieńki i coraz więcej podpałki zajmowało się ogniem. Cho złapała gałązkę i zaczęła wachlować płomienie, a te unosiły się i przysłaniały jej twarz.

Ciemność za Hermioną ponownie przemówiła.

– Chodź ze mną na spacer, co? – powiedział Malfoy.



– Wiesz? – pyta i przerywa na moment, jakby próbując poukładać myśli. – Wiesz, jak to jest być w stanie zapamiętać każdy najmniejszy szczegół konkretnego wydarzenia? – mówi. – Możesz wyrecytować je z pamięci, jakby zdarzyło się to zaledwie wczoraj.

Kiwam niechętnie głową, ponieważ wpadam w paranoję, że on wytrzeźwieje i zda sobie sprawę, że ma jeszcze więcej własnych pytań.

– I wtedy, pewnego dnia, po przypomnieniu sobie o wszystkim sprzed tylu lat, opowiadasz o tym komuś. – Wskazuje na mnie, a ja kulę się lekko, czując się niewarta jego szczerości. – A po tym, jak to komuś opowiesz, wszystko nagle staje się odległe. To jak sen. Jakby to wszystko przytrafiło się komuś innemu.

Włosy na moich ramionach stają dęba, kiedy ściana jego smutku uderza w mój niejasny stan emocjonalny.

– Zaczynasz zapominać – mówi. Ze znużeniem przeczesuje kosmyki swoich jasnych włosów, roztrzepuje je w roztargnieniu, dając swojej dłoni zajęcie. – To tak, jakbyś tak naprawdę pamiętała to przez cały ten czas tylko po to, by opowiedzieć tę historię. A kiedy już raz ją opowiesz, ona cię opuszcza.



Odeszli od ciepła ogniska i Hermiona, drżąc, oplotła się ramionami.

– Oszaleję przez to zimno – wymamrotała. – To musi być najgorsza rzecz w tej całej absurdalnej sytuacji!

– Poważnie? – Malfoy uniósł brwi i uśmiechnął się do niej. – Absolutnie najgorsza?

Hermiona westchnęła.

– Oczywiście poza twoim nieustannym zrzędzeniem.

– Zawsze wiedziałem, że masz charakterek, Granger – powiedział. – Ale muszę przyznać, że twój cynizm jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem.

– Wojna robi z człowiekiem takie rzeczy – powiedziała stanowczo. Prawdę mówiąc, Hermiona nie czuła się ani trochę sobą. Istniała różnica pomiędzy Hermioną, którą była, a Hermioną, którą się stała. Alarmującą rzeczą okazało się to, że choćby zależało od tego jej życie, nie potrafiła sobie przypomnieć, jaka była wcześniej. A uczucie zagubienia we własnym umyśle przerażało ją bardziej niż cokolwiek innego.

– Nie oceniam – odparł Malfoy, kontynuując spacer z dala od polany, na terytorium gigantycznych pni i zwisających pnączy.

– Czego chcesz, Malfoy? – zapytała, kiedy idąc, odsuwała gałęzie sprzed twarzy. Czym głębiej szli, tym las stawał się gęstszy.

– Rozważyłaś moją propozycję?

– Zostajemy – odpowiedziała z niezachwianą pewnością.

Malfoy potrząsnął głową.

– To błąd.

Hermiona przejechała dłońmi w górę i w dół ramion, starając się rozgrzać.

– To brzmi jak opinia.

Malfoy zatrzymał się i odwrócił, trzymając ręce w kieszeniach spodni. A potem uniósł rękę i wskazał coś na górze po swojej prawej stronie.

Hermiona podążyła za jego spojrzeniem i wtedy to zobaczyła. Srebrna rozpadlina w tarczy ochronnej świeciła w ciemności. Wydawała się palić na brzegach, poszerzać.

– Jeśli spojrzą na to pod odpowiednim kątem – zaczął – zobaczą nas.

Hermiona westchnęła.

– Być może, jeśli będą wiedzieli, gdzie dokładnie patrzeć.

– Granger, wiesz, że to ryzykowne – powiedział Malfoy. – Są tego warci?

Hermiona nie wiedziała. Wiedziała, że stara Hermiona zdecydowanie by tak pomyślała. Ona kochała swoich przyjaciół. Ale teraz? Czy nadal była zdolna do miłości? Czuła się tak beznadziejnie pusta. Ta myśl prawie sprawiła, że się zachwiała. Co tak naprawdę straciła w czasie wojny? Rozum?



– Dziękuję, że poświęcasz swój czas, żeby ze mną porozmawiać – mówię.

Malfoy posyła mi ciepły, autentyczny uśmiech.

– Nie jesteś pierwszą osobą zainteresowaną kronikami zimowej wojny.

Przełykam ślinę i sięgam po notatnik. Wciąż patrząc na Malfoya, otwieram zeszyt na pierwszej stronie i na samej górze, ponad zapiskami z mojego pierwszego wywiadu, zapisuję: Kroniki Zimowej Wojny.

– Z całą pewnością nie jesteś pierwszą dziennikarką, którą przyciągnęła ta historia. – Wzrusza ramionami.

Uśmiecham się, spoglądając z powrotem w notatki. Wszystko źle zrozumiał. Ale nie poprawiam go.



Malfoy czekał cierpliwie, aż Hermiona przetworzy swoje myśli. Zauważyła, że miał wychudzoną i poszarzałą twarz – karnację bledszą niż zwykle. Jego policzki zapadły się, a ciemne łączenia kości pod ich skórą dawały prawie szkieletowane wykończenie. Nie był to widok przyjemny dla oka.

– Zostajemy – powiedziała wreszcie. Jej finalną motywacją okazało się to, żeby sprzeciwić się Malfoyowi.

Blondyn z frustracji kopnął podszycie pod sobą.

– Kurwa mać, Hermiono, co muszę zrobić, żeby nakłonić cię do posłuchania mnie?

Zamrugała, przez moment zabrakło jej słów. Potem odparła:

– Po jaką cholerę miałabym słuchać ciebie

– Uratowałem ci życie – wypluł.

– Och, tylko czekałeś na okazję, żeby mi to wypomnieć, co? – Przyszpiliła go pogardliwym spojrzeniem. – Wybacz mi, ale nie postrzegam tego jako całkowicie altruistycznego działania.

Malfoy uniósł dłoń do twarzy, potarł brew i przeczesał palcami włosy.

– Masz rację – rzucił w końcu, patrząc na nią z frustracją i udręką – to było całkowicie egoistyczne.

Hermiona prychnęła, ale nie powiedziała nic więcej.

Za to Malfoy kontynuował.

– Egoistyczne, ponieważ nie mogłem znieść koncepcji świata bez Hermiony Granger, która ustawia mnie w szeregu. 

Hermiona uniosła brwi. Stara Hermiona myślałaby długo i zawzięcie nad właściwą odpowiedzią. Zaś nowa Hermiona wypaliła:

– Ja pierdolę, potrzebuję się napić.

Malfoy roześmiał się.

– Wybacz, skarbie. Ostatnia szansa przeminęła jakiś miesiąc temu.

Hermiona obserwowała go ostrożnie, kiedy poruszył szczęką i zerkał na boki na rozsiane wokół nich czarne kwiaty, które zaczynały krystalizować się pod kaszmirowym szronem. Jego wzrok miał w sobie jakąś dzikość, którą ciężko było pogodzić z całą resztą jego osoby. Trzymał ręce w kieszeniach, kuląc się, uniósł ramiona tak, żeby chroniły jego twarz przed obezwładniającym wiatrem, a usta zacisnął w cienką, nie dającą się odczytać linię. Wiedział, że powiedział zbyt wiele, ale jego myśli zdradzał jedynie wir wściekłości szalejący w jego oczach.

Zdecydowała się odpuścić, ponieważ była zbyt wyczerpana, żeby próbować zburzyć jego fasadę. Wszelkie sekrety, które Draco Malfoy przed nią ukrywał, będą musiały poczekać.

– Zamierzasz im powiedzieć? – zapytała po chwili.

Zerknął na nią, mrużąc oczy i przekręcając głowę na bok.

– O uroku pogodowym – sprecyzowała, zauważając, że zagubił się w swoich własnych rozważaniach.

– To nie urok. – Malfoy przewrócił oczami, szybko przeskakując do swojej dobrze naoliwionej przykrywki. – Chciałbym, żeby to był urok.

– Mają prawo wiedzieć, co nadchodzi, cokolwiek to może być.

– Patrzcie, kto nagle wyraża swoje opinie. – Malfoy uśmiechnął się złośliwie, a potem już poważniej dodał: – Już i tak im ciężko. Nie potrzebują kolejnych złych wieści.

– Nie są głupi – powiedziała z oburzeniem Hermiona. – Zaczną coś podejrzewać wcześniej czy później. O ile już czegoś nie podejrzewają.

Głos Malfoya stał się trochę bardziej wzburzony.

– Są wykończeni i nieszczęśliwi. Nie jedzą i ledwie śpią. Mogę się założyć, że nie znajdziesz nawet jednej osoby, która będzie w stanie rzucić zaklęcie rozgrzewające, a co dopiero takiej, która zdoła wyczarować kurtkę. Powiedzenie im wywoła jedynie niebezpiecznie wysoki stopień paniki, który niekorzystnie wpłynie na nasz cel.

– Czym dokładnie jest nasz cel? – zapytała podejrzliwie Hermiona.

Krzyk, który rozerwał przestrzeń między nimi, był obcy. Przemknął przez polanę – trzepocząc w powietrzu – jak rozdarcie przez materiał atmosfery. Wydawało się to takie obce w ich małym, cichym obozie, że Hermiona początkowo nie rozpoznała tego jako krzyku. Skrzywiła się, prawie unosząc ręce, żeby zakryć uszy. Dopóki nie zauważyła szeroko otwartych z przerażenia oczu Malfoya. Obrócił się w mgnieniu oka i pobiegł w stronę obozu – w stronę źródła dźwięku.

Jak w koszmarze, Hermionie zdawało się, że potrzebuje całej swojej siły, by wprawić kończynu w ruch. Zmroziło ją coś, co, jak mogła przypuszczać, było strachem. Nie chciała wiedzieć, co się dzieje. Nie do końca mogła zmusić się do ruszenia z miejsca. Widziała wystarczająco dużo terroru, żeby wypełnić tym całe życie. Czy jej zszargane nerwy zniosą jeszcze więcej? Z ociąganiem zaczęła kroczyć za Malfoyem, widząc przed sobą ludzi zgromadzonych przed szałasem Ginny.

Kiedy dotarła do wejścia – przeciskając się bezwładnie przez tłum i leniwie rozpychając postacie przed sobą zdrętwiałymi dłońmi, które z całą pewnością należały do kogoś innego – ciągle zastanawiała się, jak powinna zareagować na widok cierpiącej Ginny. Powinna płakać? Krzyczeć? Rzucić się do działania?

Weszła do środka i znalazła Harry’ego i Rona desperacko starających się utrzymać Ginny w miejscu, kiedy ta wiła się gwałtownie pośród roztrzaskanych kłód z szałasu. Wciąż i wciąż rzucała się z pazurami do ich twarzy, próbując chwycić ich za gardła i roztrzaskać tył swojej głowy o ziemię. A Hermiona stała w wejściu i nie zrobiła absolutnie nic.

– Z drogi! – Rozbrzmiał za nią zirytowany głos, a potem została agresywnie zepchnięta na bok. Nott, ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy, wpadł do szałasu, posyłając jej kątem oka rozdrażnione spojrzenie. – Przytrzymać ją – rozkazał, odkładając misę na stół.

– Jaja sobie robisz? – Zdołał powiedzieć Harry pomiędzy uderzeniami w twarz. Okulary, które przekrzywione wisiały na grzbiecie jego nosa, w końcu zostały trafione i poszybowały przez pomieszczenie.

Neville wpadł do szałasu z Luną depczącą mu po piętach.

– Mam to! – Przeskoczył przez nogi Rona w kierunku Notta, trzymając garść wilgotnych korzeni, z których wciąż sypały się grudki ziemi. Na drugim końcu korzeni, skierowane w dół, były lekko różowe płatki waleriany. Hermiona rozpoznała ich słodki, mdły zapach.

Nott chwycił pęczek kwiatów i rzucił na stół.

– A bylica?

Neville niepewnie wyciągnął przed siebie kilka gałązek z wyschniętymi liśćmi.

– Trzeba ją ugotować – powiedział nieśmiało.

– Więc to zrób – odparł Nott, zaczynając odrywać łodygi kwiatów waleriany od ich cuchnących korzeni i odrzucając je na bok. Neville pokiwał głową i wybiegł na zewnątrz. Nott pokierował Lunę, żeby wyciskała olej z korzeni do naczynia, które przyniósł. Kremowa substancja już wirowała na dnie, gdy Luna dodała do tego żółty olej. Hermiona skrzywiła się przez paskudny zapach.

Ginny nadal zawodziła i miotała się na ziemi, kiedy Luna i Nott pospiesznie zdrapywali olej z tego, co już ledwie przypominało korzenie i zamiatali kwiaty na bok, zgarniając je z drogi.

Malfoy przedarł się przez wejście do schronienia. Jego twarz wykręcała przerażająca wściekłość.

– Musicie ją uciszyć! – wrzasnął na Harry’ego i Rona.

– Pracujemy nad tym – powiedział spokojnie Nott, nawet nie unosząc wzroku.

Malfoy trzymał w górze różdżkę, ale przemyślał to dokładniej i wepchnął ją z powrotem w kieszeń spodni, a potem doskoczył do Notta, uderzając pięściami w stół.

– To pracujcie szybciej! – warknął. – Nie może krzyczeć tak, aby usłyszał ją cały świat!

Luna spojrzała na Malfoya dużymi, okrągłymi oczami. Zamrugała dwa razy i powiedziała spokojnie:

– Mamy wzniesione zaklęcie ochronne, Malfoy. Nikt nic nie usłyszy.

Hermiona prawie zakrztusiła się z szoku. Ogarnęło ją napastliwe przerażenie, które rozeszło się po jej ciele jak pożar i stłumiło ją, kiedy szukało ujścia. 

– Zaklęcie – wyszeptała Hermiona.

Malfoy odwrócił się do niej z groźnym spojrzeniem i potrząsnął głową.

Przełknęła resztę swojego zdania, myśląc o pęknięciu w tarczy, które pokazał jej Malfoy. O wszystkich innych pęknięciach, które mogły rozdzierać ich zaklęcie ochronne, a których jeszcze nie znaleźli.

Malfoy obszedł niewielki stolik i złapał Harry’ego za ramię, zbliżając swoją twarz do jego tak blisko, że praktycznie stykali się nosami.

– Musisz ją uciszyć – syknął – albo ja to zrobię.

– I niby jak proponujesz to zrobić? – Harry wściekle wykręcił się z uścisku Malfoya.

Malfoy z powrotem zerwał się na nogi i zaczął krążyć po brzegach pomieszczenia, podczas gdy Ginny wiła się w samym jego środku.

Luna podeszła do Malfoya i złapała go za rękę. Ten zamarł i spojrzał na nią podejrzliwie.

– Wydajesz się spięty. – Łagodny głos Luny przedarł się przez krzyki.

Malfoy wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.

– Jaka ty spostrzegawcza – odpowiedział.

– Trzymaj. – Luna podeszła jeszcze bliżej niego i wsunęła mu coś do ręki. – To może pomóc.

Malfoy popatrzył na nią, jakby była chora umysłowo. Uniósł rękę i rozprostował palce. Widząc brązowe kapelusze grzybów na swojej dłoni, spojrzał na Lunę z niedowierzaniem.

– Czy ty właśnie dałaś mi narkotyki, Luno?

Dziewczyna wzruszyła ramionami. 

– Wyglądasz, jakby przydał ci się odlot – powiedziała z zamyśleniem.

– Właśnie teraz? – Malfoy się na nią gapił.

Uśmiechnęła się.

– Cokolwiek, bylebyś nie wchodził nam w drogę.

Oszołomione spojrzenie Malfoya podążało za nią, kiedy wracała do stolika.

– I tak po prostu trzymasz je w tylnej kieszeni spodni? – zawołał.



– A Hermiona co? – mówię, siedząc prosto na swoim miejscu. – Po prostu tam stała i nic nie zrobiła?

Przyszpila mnie długim, zamyślonym spojrzeniem. W końcu się odzywa:

– Była w szoku.

Potrząsam głową.

– Co za tchórz.

Wyraz twarzy Malfoya wyraża zdumienie. Wydaje się rozbawiony moją interpretacją.

– Hermiona – mówi cicho, ale porywczość w tonie jego głosu jest wyraźna – była wszystkim, ale nigdy tchórzem.



Neville wrócił do szałasu, trzymając mały, parujący garnek w dłoniach. Hermiona mgliście zastanawiała się, kto miał wystarczająco siły, żeby wyczarować dla niego garnek.

– Granger, możesz przytrzymać jej głowę? – Nott złapał misę ze stołu i naczynie z rąk Neville’a.

Hermiona ostrożnie ruszyła, trzymając się ściany pomieszczenia. Czuła gwałtowne drżenia, które wstrząsały jej ciałem od środka. To tak, jakby jej serce faktycznie się trzęsło.

– Granger, jej głowa! Już! – wrzasnął Nott, zalewając ugotowane liście cuchnącej bylicy olejem z korzeni. Neville i Luna pomagali Harry’emu i Ronowi przytrzymywać miotające się kończyny Ginny.

Malfoy nagle znalazł się u boku Hermiony, łapiąc ją za rękę i prowadząc w kierunku Ginny. Zaczęła iść szybciej, gdy on kierował nią od tyłu, trzymając ją za ramiona. Klęknęła za Ginny, której twarz była wykrzywiona, a łzy znaczyły policzki, gromadząc się przy uszach. Hermiona położyła ręce pod głową Ginny. Dziewczyna miała włosy i kark mokre od potu. A może to była krew?

Malfoy nadal trzymał ręce na ramionach Hermiony, kiedy ta skoncentrowała się na nieruchomym utrzymywaniu głowy Ginny, przyciągając ją do klatki piersiowej i stabilizując dłońmi, podczas gdy Ginny rzucała się do tyłu i prawie uderzyła Hermionę w podbródek.

Kiedy Nott zanurzył miskę w garnku i wyciągnął ją w kierunku ust Ginny, krzyki dziewczyny zaczęły się mnożyć. Na początku Hermiona myślała, że miała omamy, ale wtedy – zza siebie – usłyszała głos Malfoya.

– Czy to, kurwa, jakiś żart?

Nott spojrzał w stronę wejścia, a Hermiona zdała sobie sprawę, że powtórne wrzaski dochodziły z zewnątrz. Przez niewielką szparę mogła dostrzec chaos. Ludzie biegali, krzyczeli, upadali. Z głową Ginny uderzającą ją w obojczyk, Hermiona czuła strach, który narastał w gardle i znów zaczynał ją dusić. Przerażenie gwałtownie opadło na dno jej żołądka, serce próbowało uderzeniami wyrwać się na zewnątrz, wnętrzności buzowały, a ciało trzęsło się mocno w przeciwieństwie do dłoni, które Hermiona wciąż trzymała nieruchomo w miejscu – prawdopodobnie jedyna kotwica, która ją uziemiała.

Uścisk Malfoya na jej ramionach się zacieśnił.

– Oni tu są – wyszeptał.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA