niedziela, 30 maja 2021

12. Dzień piąty: Popołudnie


Hermiona zamrugała ciężkimi powiekami, prawie natychmiast ponownie je zamykając , kiedy oślepiło ją białe światło. Uniosła dłoń do głowy i znów otworzyła oczy, kiedy zdała sobie sprawę, że to jej wcześniej uwięziona prawa ręka.

– Draco! – zawyła, prostując się na czymś, co okazało się szpitalnym łóżkiem. Obracała głowę gorączkowo, rozglądając się w każdym kierunku. Zdecydowanie znajdowała się w jednym z pokoi szpitala – jasne oświetlenie, puste pomieszczenie. Tylko jej łóżko i stoliczek obok, na którym znalazła bukiet kwiatów i swoją różdżkę.

Spojrzała na siebie, odrzucając na bok prześcieradło, które okrywało ją od pasa w dół, i odsłoniła gołe nogi wyłaniające się spod czystej, białej koszuli szpitalnej, w którą najwyraźniej ją ktoś przebrał. Sięgnęła drżącą ręką do tyłu swojej głowy i skrzywiła się lekko, czując pod palcami ciasno założony bandaż.

– Draco… – wyszeptała.

Nagle drzwi sali się otworzyły, przyciągając jej uwagę. Zobaczyła Rona, który wchodził do środka z kubkiem jakiegoś napoju w dłoniach. Otworzył szeroko oczy, kiedy zauważył, że się obudziła.

– Hermiono! – zawył, spiesząc do niej i odstawił kubek na stolik. Odwrócił się do niej, szybko przebiegając po niej wzrokiem z ulgą, ale i ostrożną oceną. – Hermiono – powtórzył. – Jesteś… jesteś przytomna.

Zamykała i otwierała usta kilka razy, nie mogąc uwierzyć w to, że Ron stał obok niej.

– Wszystko w porządku? – zapytał zmartwiony, kiedy wciąż bez słowa się w niego wpatrywała. – Chodzi o twoją głowę? Boli cię?

– Ja… jak? – Zdołała wydusić.

Ron posłał jej szeroki i drżący uśmiech.

– Znaleźliśmy cię tkwiącą w tej szczelinie. Wydobyliśmy cię i zabraliśmy do Świętego Munga. Już jesteś bezpieczna. Wszystko w porządku.

– Draco – powiedziała łamiącym się głosem. – Draco… gdzie… gdzie on jest?

– Musisz się położyć – powiedział, delikatnie łapiąc ją za rękę i próbując popchnąć na plecy. Opierała się jego dotykowi tylko ze względu na wymijającą odpowiedź.

– Powiedz, że nic mu nie jest! – warknęła.

– Hermiono, zraniłaś się w głowę. Musisz odpocząć, nie powinnaś martwić się teraz Malfoyem.

– Powiedz mi, gdzie on jest! – zażądała Hermiona tak wściekle, że Ron się cofnął. Zaskoczenie i wahanie mieszały się na jego piegowatej twarzy, kiedy przyglądał się jej, mrugając.

– Nie powinnaś się o niego martwić – powiedział. Pochyliła się, łapiąc go za ramiona.

– Gdzie on jest? – powtórzyła. – Dlaczego nie możesz mi powiedzieć, że wszystko z nim porządku?!

Ron wciąż miał opory przed odpowiedzią.

– On… uch… – zamilkł, kiedy palce Hermiony zacisnęły się na jego rękach. – Jest piętro niżej.

Kiedy Hermiona zaczęła panikować, Ron pospieszył z wyjaśnieniem, chcąc złagodzić jej niepokój.

– Wciąż nad nim pracują – powiedział. – John jest na dole, czeka na raport o jego stanie, okej?

Uspokoiła się lekko i zamknęła oczy. Ron skorzystał z okazji i ostrożnie ułożył ją z powrotem na plecach.

– Żyje – wyszeptała z łagodną ulgą. Ron wydał z siebie dźwięk, jakby chciał zaprzeczyć, ale szybko porzucił ten pomysł. Jednak Hermiona i tak to wyłapała. – Ron…? – powiedziała cicho błagalnym tonem, znów otworzyła oczy. – O co chodzi?

Ron przez moment przyglądał się jej twarzy, w końcu wziął głęboki oddech i wyciągnął różdżkę. Szybko wyczarował krzesło i usiadł, pochylając się do niej. Hermiona natychmiast chwyciła go za rękę.

Znów usiadła, splatając ze sobą ich palce.

– Ronald…?

– Hermiono… Malfoy był martwy, kiedy go znaleźliśmy – rzekł przepraszająco. – Usta Hermiony drgnęły, kiedy przyłożyła drugą rękę do klatki piersiowej i westchnęła zmartwiona. Potrząsnęła lekko głową.

– Ale… ale mówiłeś… mówiłeś, że wciąż nad nim pracują – wyjąkała desperacko, nie chcąc zaakceptować tego, co właśnie powiedział. – Musi być jakaś szansa na to, żeby… – urwała, kiedy Ron z żalem pokręcił głową.

– Jedynym powodem, dla którego Uzdrowiciele wciąż walczą, jest Lucjusz Malfoy, który nie pozwala im przestać – rzekł.

– Lucjusz? – dopytywała Hermiona, ze zmieszaniem i rozpaczą marszcząc brwi. – Przecież ma areszt domowy…

– Szpital skontaktował się z nim w chwili, gdy was tu przyprowadziliśmy. On i Narcyza są pod nadzorem Aurorów, dopóki…

Hermiona przełknęła cieżko, ze łzami spływającymi po policzkach.

– Dopóki co?

Ron posłał jej smutny uśmiech.

– Dopóki wreszcie nie odpuszczą i przestaną próbować.

Hermiona z powrotem opadła na łóżko i spuściła wzrok. Zauważyła idealnie uleczoną skórę swojej lewej ręki, wciąż w uścisku Rona. 

– Jak długo tu jesteśmy? – zapytała z zawahaniem.

Ron puścił jej dłoń i opadł plecami na oparcie krzesła.

– Osiem godzin – odparł cicho.

Hermiona zakryła twarz dłońmi i zaczęła płakać. Ron przez chwilę obserwował ją zmieszany.

– Hermiono?

– Osiem godzin – wybełkotała żałośnie. – A on nadal nie…

Jej klatka piersiowa zatrzęsła się od cichego szlochu. Ron przeczesał palcami włosy, niepewny jak kontynuować.

– Ja… potrzebuję, żebyś mi opowiedziała, co się stało – poinformował miękko po minucie. Hermiona nie odpowiedziała od razu, pociągając nosem ukrytym pod dłońmi. Ron czekał w ciszy, z rękoma wciąż z tyłu głowy.

– My… wpadliśmy tam – zaczęła po chwili z urywanym oddechem. – To-to był wy-wypadek.

– Tyle się domyśliłem.

Hermiona opuściła dłonie i posłała mu zirytowane spojrzenie.

– Cóż, to właśnie się wydarzyło – odpowiedziała, znów pociągając nosem.

Ron też opuścił ręce i przysunął krzesło bliżej niej.

– Dlaczego byłaś z Malfoyem? – doprecyzował swoje pytanie. Hermiona jedynie potrząsnęła głową, Ron spojrzał na nią z braterską troską w oczach, zanim podniósł kubek, który wcześniej odstawił na stolik. – Trzymaj – powiedział, wyciągając go do niej. – To woda. Było sucho jak cholera w tamtym miejscu.

Hermiona otarła łzy z policzków i sięgnęła po napój.

– Dziękuję – wyszeptała. Wypiła mały łyk, a potem po prostu trzymała kubek przy dolnej wardze, wpatrując się w swoje stopy. – On… dowiedział się o roślinach. Przyszedł je zebrać, tak jak ja – zaczęła wyjaśniać. – Znalazłam kępkę Thugwartu i przygotowywałam się do zbioru, kiedy on się pojawił i…

Znów zaczęła płakać, więc Ron wyczarował chusteczkę i podał Hermionie. Wzięła ją, w zamian oddając mu kubek i przetarła twarz.

– Co się stało, kiedy przyszedł? – zachęcił Ron, żeby kontynuowała, odstawiając kubek.

Hermiona pociągnęła nosem.

– Twierdził, że on wcześniej znalazł tę kępkę i chciał, żebym przeszła do mniejszej, którą odkrył gdzieś dalej na południu. Oczywiście odmówiłam… zaczęliśmy się przekrzykiwać i nie zwracaliśmy uwagi, po czym idziemy i…

– I wpadliście w szczelinę – dokończył za nią Ron. Przytaknęła.

– Spadałam pierwsza – powiedziała. – Instynktownie się go złapałam, żeby uchronić się przed upadkiem, ale… Stał zbyt blisko a ziemia była kamienista i…

– Oboje wpadliście – uzupełnił jej zdanie ponownie. Ledwie kiwnęła głową, kiedy smarkała nos. Ron przez moment patrzył, jak wyciera twarz, a potem zapytał: – Jak długo tam tkwiliście?

Hermiona przełknęła gulę, która pojawiła się w jej gardle.

– Cztery dni.

Ron ze zdziwienia szeroko otworzył oczy, wpatrując się w nią.

– Cztery dni – powtórzył z niedowierzaniem jak echo. Znów opadł na krzesło. – Cztery dni  – powiedział, czując się chorobliwie winnym.  

– Przetrwaliśmy dzięki deszczówce – wyjaśniła monotonnym głosem. – I dzięki czarom rozgrzewającym w tandemie.

– Czary w tandemie? – wtrącił Ron z zaciekawieniem.

Hermiona na niego spojrzała.

– Nasze ręce były uwięzione i nie mieliśmy różdżek. Więc złączyliśmy ze sobą twarze, żeby połączyć naszą magię i rzucić zaklęcie rozgrzewające.

– Ty i Malfoy złączyliście twarze? – zapytał z niedowierzaniem.

– Zrobiliśmy to, co musieliśmy – powiedziała, znów uciekając spojrzeniem. – Pomogliśmy sobie nawzajem przetrwać.

Ron zmarszczył brwi.

– Taak, przypuszczam, że ten dupek zrobiłby wszystko, żeby ratować swój ty…

– Nie – ucięła wściekle. – Nie waż się źle o nim wyrażać.

– Co tam się stało, Hermiono? – zapytał, brzmiąc na sfrustrowanego, kiedy znów ukryła twarz w chusteczce i zaczęła płakać.

Hermiona potrząsnęła lekko głową, ale przed odpowiedzią uchroniło ją pukanie. Ron poderwał się z krzesła, a Hermiona obserwowała go z obawą, kiedy poszedł otworzyć drzwi. Tuż za nimi stał John.

Wymienili między sobą pospieszne szepty i wtedy Ron spojrzał na Hermionę ponad ramieniem Johna.

– Muszę zamienić słówko z Johnem. Będę tuż obok, tutaj, na korytarzu i za moment wracam, okej? – powiedział z wymuszonym uśmiechem, który daleki był od pokrzepiającego. Hermiona nie odpowiedziała, ale Ron i tak wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.

Kiedy tylko usłyszała kliknięcie zamka, Hermiona chwyciła różdżkę ze stolika przy łóżku i machnęła nią na drzwi. Od razu pojawił się na nich obraz, który wyglądał jak projekcja tego, co działo się za ścianą. Hermiona zmrużyła oczy, odczytując transkrypcję rozmowy z korytarza, która magicznie pojawiała się na ścianie obok.

– …ale stabilna. Wydaje się dziwnie zaniepokojona o Malfoya.

– Przypuszczam, że to zrozumiałe. Utknąć razem w ten sposób… Mogę sobie wyobrazić, że ludzie tworzą wtedy więź.

– Nawet nie chcę o tym myśleć.

– Ja też nie.

– A on? Czy w takim razie w końcu odpuścili?

– Nie, odratowali go.


Hermiona głośno westchnęła, widząc te słowa, ale czytała dalej.


– Kurwa, nie gadaj.

– Potrzeba było tuzina Uzdrowicieli i Lucjusza, który jest winny szpitalowi nowe skrzydło, ale taak, stary, zrobili to, kurwa.

– Ja pierdole.

– Noo, ale nadal jest w rozsypce. Przenieśli go na to piętro do pokoju 114. W końcu oddycha samodzielnie, ale wciąż jest nieprzytomny. I nie uratowali ręki.

– Kiedy się obudzi?

– Oni… uch… nie wiedzą, czy w ogóle się obudzi. Pojawiła się aktywność mózgu, kiedy podali mu eliksir na regenerację nerwów, zaraz potem jak go przywieźli, ale nie odpowiada na żadną stymulację. Może obudzić się za pięć minut, za dwa tygodnie… albo wcale.


Hermiona zacisnęła palce na różdżce i prześcieradle, kiedy wpatrywała się w ścianę, czekając na kolejne słowa.


– Cholera, niespecjalnie mam ochotę jej o tym mówić – powrócili do rozmowy.

– Chcesz, żebym ja to zrobił?

– Nie. I tak będziesz miał ręce pełne roboty, składając raport na temat Malfoya.

– Jesteś pewien? Mogę to zrobić.

– Nie, to powinienem być ja. Uch… Zobaczymy się później w kwaterze głównej. Dzięki, stary.

– Jasne… Nieźle, jak na pierwszą akcję ratunkową, nie?

– To nie do końca moja pierwsza.

– Rzeczywiście. Cóż, hm, powodzenia. Zobaczymy się, kiedy skończysz.


Hermiona machnęła różdżką, gdy drzwi zaczęły się otwierać i słowa ze ściany natychmiast zniknęły. Kiedy Ron wracał do środka, Hermiona usiadła na łóżku.

– Chcę go zobaczyć – powiedziała. Ron zamarł w progu i zmarszczył brwi, widząc różdżkę w jej dłoni.

– Rzuciłaś to zaklęcie podsłuchiwania, które wynalazłaś, prawda? – Nie czekał na odpowiedź, tylko pokręcił głową i zamknął drzwi. – Od lat powtarzam George’owi, że powinien cię zwerbować do rozwoju swoich podstępnych przedmiotów jak te…

– Chcę go zobaczyć – powtórzyła Hermiona zdecydowanie.

Ron westchnął i ułożył dłoń na biodrze, podszczypując grzbiet nosa drugą ręką.

– Nie możesz – odpowiedział przepraszająco.

Hermiona mrużyła oczy.

– Żyje, więc chce przy nim być, kiedy się obudzi.

Ponownie potrząsnął głową, kiedy do niej ruszył i na powrót zajął miejsce na krześle obok łóżka.

– Nie jesteś rodziną, Hermiono – przypomniał jej – więc nie wpuszczą cię bez jego zgody.

– Chciałby mnie tam – sprzeciwiła się z przekonaniem.

Ron posłał jej pełne współczucia spojrzenie.

– Lucjusz Malfoy chce, żebyś została aresztowana za próbę morderstwa – wyjaśnił wprost.

Hermiona otworzyła szeroko oczy.

– Co?! To… to niedorzeczne! To był wypadek! OBOJE tam wpadliśmy. Ty, ty nie możesz…

– Hermiono, wiemy to – próbował ją udobruchać – my to wiemy. Nikt nie uwierzy, że chciałaś zabić Malfoya. Wszystkie okoliczności ewidentnie wskazują na wypadek. Ale wiesz, jaki jest Lucjusz; musi kogoś obwiniać.

– Czy w takim razie jestem zatrzymana? – warknęła.

Ron pokręcił głową.

– Nikt cię nie aresztuje. Ale dopóki Malfoy się nie obudzi i nie poprosi konkretnie o ciebie, nie ma możliwości, żeby ktokolwiek pozwolił ci się do niego zbliżyć.

Hermiona nie odpowiedziała, wbijając przygnębione spojrzenie w swoje nogi. Ron znów ze zmartwieniem zmarszczył brwi, obserwując jak zaczyna wpadać w stan katatonii. Odłożył różdżkę na stolik i sięgnął w stronę Hermiony, żeby delikatnie wyrwać jej różdżkę i zużytą chusteczkę z zaciśniętych palców. Nie próbowała się opierać, Ron westchnął, kiedy odłożył przedmioty obok.

– Powinnaś się położyć – rozkazał delikatnie i wstał, układając swoje ręce na jej ramionach i popychając ją ostrożnie na poduszki. Znów nawet z nim nie walczyła i zwinęła się do pozycji embrionalnej. Ron wrócił na swoje miejsce, wędrując wzrokiem po jej ponurej twarzy. Łza spłynęła Hermionie po policzku i Ron niezręcznie poprawił się na krześle.

– Ja… uch… dzwoniłem do twoich rodziców – powiedział, desperacko łapiąc się tematu, który mógłby ją rozweselić. – Twoja mama powiedziała, że wsiadają w pierwszy lot z Australii. 

Hermiona po prostu zamknęła oczy.

– Harry, Gin i Gabby odwiedzą cię jutro… a mama przysłała kwiaty – kontynuował Ron, wskazując na bukiet. – Hermiono…

Kiedy dalej nie odpowiedziała, poza zwinięciem się ciaśniej w kłębek, Ron przeczesał  dłonią włosy i wypuścił zmęczony oddech.

– Posłuchaj, wiem… wiem, że wiele przeszłaś – zaczął zmieszany. – Ja… nie mogę sobie nawet tego wyobrazić, ale już jest w porządku, Hermiono. Nic ci nie jest, nie musisz być…

Z nim nie jest w porządku – przerwała mu smutnym szeptem.

Usta Rona drgnęły, kiedy się jej przyglądał.

– Hermiono – powiedział tonem, który oscylował gdzieś pomiędzy przepraszającym a protekcjonalnym jednocześnie. – Rozumiem, że zawsze miałaś jakąś dziwną słabość do Malfoya, ale jeśli myślisz, że…

– Ja go kocham.

Ciężka cisza zapadła między nimi po jej wyszeptanym wyznaniu. Ron po prostu wpatrywał się w nią speszony i zszokowany.

– Myślisz, że oszalałam – rzuciła Hermiona, a jej twarz wykrzywił żałosny grymas.

Ron kilkukrotnie zamykał i otwierał usta, zanim się odezwał.

– Myślę, że to jakiś przedziwny, traumatyczny mechanizm obronny czy coś takiego. Nie spotykałaś się z nikim, byłaś uwięziona przez wiele dni, wydawało ci się, że… – urwał, kiedy Hermiona objęła się jeszcze mocniej. – Hermiono. – Spróbował po chwili ponownie. – Nie wiem, co takiego wydarzyło się pomiędzy waszą dwójką tam na dole i nie sądzę, żebym chciał to wiedzieć… ale zaufaj mi. Nie jesteś zakochana w Malfoyu. Po prostu potrzebujesz czasu, żeby znów wziąć się w garść.

Hermiona przełknęła ciężko i w końcu spojrzała na swojego wieloletniego przyjaciela.

– Czy… czy przynajmniej poinformujesz mnie, kiedy się obudzi?

Ron zmarszczył lekko brwi.

– Hermiono, on może się nigdy…

– Po prostu… proszę? – przerwała mu. – Proszę, daj mi znać, kiedy się obudzi.

– Taak… tak, okej – zgodził się niechętnie.

Hermiona znów zamknęła oczy i naciągnęła na siebie prześcieradło, żeby zwinąć się pod nim. 

– Dziękuję – powiedziała. Ron ledwie kiwnął głową, obserwując ją później w ciszy, dopóki w końcu nie zasnęła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA